Kazanie
(Perspektywa Niemiec)
Siedziałem w pracy już od kilku dobrych godzin, całe szczęście nie widziałem dzisiaj nigdzie Unii Europejskiej, ostatnio działa mi na nerwy.
Nasze relacje były bardzo dobre, ale od jakiegoś czasu zachowuje się inaczej. Jakoś tak bardziej agresywnie, ale zarazem... Jakoś tak... Sam nie wiem, nie umiem tego określić.
Francji też nie widziałem, miałem spokój.
Obok mnie, jak zwykle, siedział Holandia, ale nigdy jakoś zbytnio nie rozmawialiśmy. Czasami tylko obdarowujemy się współczującymi spojrzeniami, gdy któreś z nas oberwie od szefa, czy "wyżej położonego pracownika", co było niegdyś moją szychą. Nie żywimy do siebie wstrętu ani miłości koleżeńskiej, po prostu jesteśmy, bo musimy.
Spojrzałem na zegarek. Zostały mi jeszcze trzy godziny do końca. Spojrzałem na stertę papierów, leżących na biurku. Tak wiele do roboty, a tak mało chęci.
Znów zająłem się pracą, gdy nagle drzwi do naszego biura otworzyły się. Stanął w nich Unia. No jasne, w życiu nie może być za dobrze, czyż nie?
Powiedziałem równocześnie z Holandią ciche "Dzień dobry", nie odrywając wzroku od ekranów komputerów, by nie zwrócił na nas szczególnej uwagi. Ostatnie, co chciałbym w tej chwili robić, to z nim rozmawiać. Jednak nie miałem na tyle szczęścia, gdyż Unia zaczął iść w moim kierunku, co zauważyłem kątem oka. Westchnąłem i starałem się przygotować mentalnie na kazanie. Starałem się sobie przypomnieć, czy zrobiłem ostatnio coś nie tak, do czego mógłby się przyczepić. Stanął nade mną i wpatrywał się we mnie wymownie z miną o nazwie "bez emocji", nie patrzyłem na niego, wszystko czułem na skórze. W końcu po chwili się odezwał, bo jeszcze moment, a bym wstał i spytał, jaki ma problem.
UE - Deutschland, możemy porozmawiać?
N - Jasne. - wstałem i udałem się za Unią do jego gabinetu. Holandia rzucił mi współczujące spojrzenie na odchodne.
Unia usiadł przy biurku i wskazał na krzesło naprzeciw. Usiadłem posłusznie i patrzyłem na niego, oczekując jakichkolwiek słów. Doczekałem się po chwili.
UE - Czy wiesz może, dlaczego cię tu zaprosiłem?
N - Niekoniecznie.
UE - Ostatnio sobie lecisz, za przeproszeniem, w kulki.
N - Pracuję tyle, ile mi Pan każe, oddaję wszystko w terminie, sam mi Pan pozwolił posiadać mniejszą ilość dokumentów do wypełniania, nie rozumiem, o co Panu chodzi.
UE - Oh, a więc przeszliśmy na "Pan"? - wstał i przybliżył się do mnie, nachylił się nad moim uchem. Spiąłem się. - Oddalasz się ode mnie... Nie podoba mi się to...~ - szepnął.
Co jest, kurwa? Czy on w tej chwili ze mną flirtuje? Wstałem.
N - Muszę już iść, zostało mi jeszcze sporo pracy do zrobienia.
UE - Dokąd ci tak śpieszno? Sądziłem, że nie lubisz pracy, skoro poprosiłeś mnie o mniej godzin i zadań do wykonania w domu.
Kto by lubił pracę?... Ja rozumiem, że niegdyś byłem pracoholikiem, ale to jest choroba. Człowieku, czy ty siebie słyszysz?
N - Robiłem wszystko ponad program, wieczne nadgodziny, harowanie od rana do nocy, nigdy się nie obijałem, chyba zasługuję na mniejszą ilość w pracy w tej chwili, czyż nie?
UE - A skąd ta nagła chęć odpoczynku?
Debil.
N - Jestem zmęczony.
UE - Ah jasne... Zmęczony... - podszedł do mnie znowu, był blisko. Za blisko... - Coś czuję, że tu nie chodzi o zmęczenie. Masz kogoś, komu musisz poświęcać czas, prawda?
N - Nawet jeśli, co to Pana obchodzi? - odparłem, starając się brzmieć stanowczo, ale mój głos drżał i zdradzał moje prawdziwe emocje.
UE - Tym kimś jest Polska, prawda? - wkurzyłem się.
N - Tak, to Polska, Polen jest moim partnerem, zadowolony?
UE - Oh, nie tak ostro.~ - przygryzł moje prawe ucho, do którego wcześniej tak zmysłowo rzucał próżne słowa i durne pytania. - Ja tylko pytam.
Zamurowało mnie szczerze mówiąc. Nie spodziewałem się tego po Unii, czy on coś ćpał?
Nie miałem ochoty tego sprawdzać. Po prostu wyszedłem stamtąd, zabrałem szybko swoje rzeczy i opuściłem budynek. Holandia znowu patrzył na mnie z jakimś takim... zakłopotaniem i współczuciem.
Wsiadłem na miejsce kierowcy i nacisnąłem klakson, przez co ten wydał przeciągły dźwięk. Byłem wkurwiony. Mój szef właśnie przygryzł moje prawe ucho... UNIA WŁAŚNIE PRZYGRYZŁ MOJE PRAWE UCHO.
Uderzyłem głową o kierownicę, przez co klakson ponownie wydał z siebie dźwięk, równie długi, a może nawet dłuższy. Odpaliłem po krótkiej chwili silnik i ruszyłem, w lusterku, kątem oka zdążyłem jeszcze zauważyć Unię, stojącego przed budynkiem korporacji. Stał wyprostowany, z rękami za plecami, a jego twarz nie wyrażała kompletnie nic, co mnie jeszcze bardziej zdenerwowało. Zwykły, kurwa, dzień w pracy, ot co!
~le time skip~
(pierwszy raz)
Zaparkowałem auto pod domem i starałem się uspokoić. Nie chcę denerwować Polski, ostatnio znów zaczął miewać koszmary i jest trochę niespokojny. Może powinienem się przejść?... Tak, powinienem się przejść.
Wysiadłem z samochodu i udałem się w kierunku parku. Polska mógł już 20 razy zauważyć auto na naszej posesji, ale trudno, nie będę się wracał.
Rozglądałem się i starałem się znaleźć coś, co ucieszyłoby i choć trochę uspokoiłoby moją perfekcjonistyczną duszę. Jednak wiewiórka uciekająca przed psem, kobieta drąca się na swoje płaczące dziecko i menel śpiący na ławce z odsłoniętym brzuchem nie dały mi pożądanego ukojenia. Jeszcze bardziej mnie za to rozsierdziły. Zdałem sobie wtedy sprawę, po raz kolejny, jaki świat jest pojebany.
Jednak gwoździem do trumny była Francja, idąca sobie parkową dróżką. No tak, oczywiście, że tak. Jasne, że to akurat ONA musiała iść TĄ dróżką. Skręciłem w inną dróżkę, mając nadzieję że mnie nie zauważyła. Nadzieja matką głupich.
F - Allemagne! - zawołała "radośnie".
Westchnąłem ciężko. Nie ma odwrotu, trzeba się przywitać, teraz to ona jest na najwyższej pozycji u szefa, nie chcę, żeby mnie wylał. Chociaż w sumie po tym, co się dzisiaj stało, nic już nie wiem.
N - Hallo, Frankreich. - zdobyłem się na lekki, fałszywy uśmiech.
F - Dlaczego nie jesteś w pracy? Sądziłam, że pracujesz dłużej. Wagary? - uśmiechnęła się zawadiacko.
N - Ja również sądziłem, że ty pracujesz dłużej. - zignorowałem jej ostatnie pytanie.
F - Mam urlop. - machnęła ręką. - A w ogóle, jak tam w pracy? Ostatnio szef trochę po tobie jedzie. (Jak to brzmi lol) Wszystko okej?
Gott, zaraz rzygnę. Czy ona serio myśli, że nabiorę się na tą jej "szczerość" i "troskę"?
N - Wszystko w porządku.
F - Na pewno?
Ona chce jakichś informacji, ja to czuję.
N - Tak.
F - No bo wiesz... Szef mi ostatnio mówił, że się nie sprawujesz w pracy. - zrobiła "smutną" minkę. - I myśli o wywaleniu cię z roboty.
N - Tak? To przykre. - stwierdziłem sarkastycznie i zmrużyłem lekko oczy.
F - Jeszcze jak! Byłeś takim dobrym pracownikiem... No cóż. - klasnęła w dłonie. - Nic nie może przecież wiecznie trwać. (Co zesłał los trzeba będzie stracić) Zajmę twoje miejsce z przyjemnością, wyręczę cię w wielu obowiązkach, w końcu odpoczniesz.
N - Ah, czyli zakładasz, że moje wydalenie jest już przesądzone?
F - Tak mi się zdaje. - chyba sobie przypomniała, że ma udawać smutną. - Niestety...
N - No cóż, miło się rozmawiało, ale muszę już iść. - odwróciłem się na pięcie i poszedłem w przeciwnym kierunku.
F - Do Pologne?
Zatrzymałem się. Unia jej mówił? Szpieguje mnie? Albo, co gorsza, Polskę? Co, jeśli ma jakieś złe zamiary wobec niego? Odwróciłem się.
N - Skąd wiesz? - wycedziłem przez zęby.
F - Wszyscy o tym wiedzą, nerwusie. Jesteś jednym z ważniejszych krajów na świecie, co za tym idzie, twoja prywatność sięga minimum.
N - A co ja, kurwa, jakiś celebryta?
F - Można tak powiedzieć. I nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi. - odwróciła się na pięcie, otworzyła białą, koronkową parasolkę, uniosła ją nad głową i poszła w swoją stronę. Phi. Pieprzona dama.
Miałem dość tego dnia. Poszedłem w stronę domu, nic mnie dobrego dzisiaj nie spotyka, ciekawe, co zastanę w domu. Nie będę tworzyć na zaś czarnych scenariuszy.
Otworzyłem drzwi pozłacanym kluczykiem i wszedłem do środka. O dziwo nie przywitał mnie, jak zwykle, Polska z Friedrichem na dłoni, zamiast tego usłyszałem dwa głosy w salonie.
N - Ich bin zurück. (Wróciłem) - rzuciłem i zdjąłem buty. Głosy w salonie ucichły, po chwili zaś usłyszałem:
P - Cześć, kochanie.
A - Hallo, kuzynie.
Oh, a więc Österreich (Austria) postanowił nas odwiedzić. Słodko. Cieszyłbym się bardziej, gdyby nie to, co mnie dzisiaj spotkało.
N - Ano hej. - poszedłem do nich. Postaram się być optymistycznie nastawiony. - Co to za impreza się tu beze mnie dzieje, hmm? - oparłem ręce o swoje biodra.
Spojrzałem na Austrię, przytył i nie wyglądał już, jak 7 nieszczęść.
P - Austria właśnie pokazywał mi swoją nową nogę. - uśmiechnął się szeroko Polak i pogłaskał coś na swojej dłoni, czym okazał się być Friedrich.
A - Obczaj to, ktoś wysłał mi paczkę i w środku była proteza, jest cholernie wygodna, nie mogę się nacieszyć! - kuzyn miał iskierki w oczach. Był szczęśliwy. W końcu. Uśmiechnąłem się lekko. Zachowam w tajemnicy, że ów gal anonim, który wysłał mu tą "nogę", to ja.
N - A widzisz? Ktoś cię chyba bardzo lubi.
A - Z jednej strony to fajne, ale z drugiej trochę niepokojące.
N - Przestań się zamartwiać i lepiej pokaż mi, jak ci się w niej chodzi. - powiedziałem rozbawiony.
A - Oh, ja, natürlich. (Tak, jasne) - wstał i poszedł w stronę ściany i z powrotem. - Sam się dziwię, że się w tym tak dobrze chodzi, doprawdy niesamowite. - uśmiechnął się do mnie szeroko, tak, jak tylko Austriak potrafi.
W końcu się do mnie uśmiechnął... Home sweet home, tutaj wszystkie smutki odchodzą precz, szczególnie z bliskimi ci osobami. Zaśmiałem się.
N - To dobrze, cieszę się, że już u ciebie lepiej.
A - Tak, odkąd wygadałem się Polsce i ci wybaczyłem coś, czego nie zrobiłeś, czuję się znacznie lepiej. Zacząłem jeść i pić wodę. I nie mam już tylu koszmarów.
P - Dlatego mówiłem: nie można tłamsić w sobie emocji, bo to samobójstwo.
A - Und du hast Recht. (No i masz rację.)
N - Ja pójdę się odświeżyć i zaraz do was przyjdę. - odwróciłem się z zamiarem pójścia do łazienki.
P - Ej, tak swoją drogą, czy ty przypadkiem nie powinieneś być teraz nadal w pracy? - Polak spojrzał na mnie podejrzliwie.
N - Możliwe, ale wypuścili mnie dzisiaj wcześniej. - kłamstwa, kłamstewka.
P - Kłamiesz.
N - Zaraz wracam. - i wyszedłem.
Wiedziałem, że nie zrobiłem dobrze. I wiedziałem, że później odbędzie się między mną a moim partnerem nieprzyjemna rozmowa.
(Perspektywa Polski)
Co on sobie wyobraża? Spławia mnie, jakbym był nie wiem kim. Nie dość, że wrócił wcześniej, to jeszcze jest jakiś nieswój.
Spojrzałem na Austrię, był zadowolony, chyba nie widział problemu albo był zbyt zaaferowany swoją nową sztuczną nogą.
A - Myślisz, że kto kupił mi tą nogę?
P - Pewnie Niemcy. - usiadłem na kanapie i wziąłem szklankę z sokiem do ręki.
A - Też tak myślę. Ale będę udawać, że nic nie wiem. - usiadł obok.
P - Oboje będziecie udawać, czy to nie jest trochę żałosne? - przewróciłem nieznacznie oczami i wypiłem łyk soku pomarańczowego.
A - A bo ja wiem? Życie jest żałosne, jak dołoży się do tego żalu jeden mały element, to chyba się świat nie skończy.
P - W sumie racja... - burknąłem pod nosem.
Po krótkiej, niezręcznej chwili ciszy, wrócił mój chłopak z uśmiechem na twarzy. Kogo on chce oszukać? Stoi właśnie przed dwoma osobami, które znają go najlepiej ze wszystkich. Z Austrii opadły chyba do końca emocje związane z nowym nabytkiem, bo jego mina zrzedła, gdy zobaczył nienaturalny uśmiech kuzyna. Wiedział, że coś się święci, spojrzał na mnie, nie wiem, co zobaczył, nie kontrolowałem tego, ale chyba miałem niezbyt piękną minę, gdyż wstał, zakomunikował, że wychodzi, powiedział, że z chęcią się z nami w najbliższym czasie zobaczy i wyszedł.
Patrzyłem na Niemca morderczym wzrokiem. W końcu złapał ze mną kontakt wzrokowy.
N - Co?
P - Po chuj udajesz?
N - O co ci chodzi?
P - Oboje widzieliśmy, że coś jest nie tak, kogo chcesz oszukać? - westchnął ciężko i usiadł na kanapie przymykając oczy.
N - Chyba samego siebie...
P - No chyba tak. - przybliżyłem się do niego i go przytuliłem. - Co się stało?
N - Nie chcę o tym mówić.
P - Albo powiesz, albo śpisz sam.
N - To wolę spać sam.
P - Mhmm. - odsunąłem się od niego. - W takim razie użyję bardziej radykalnych środków. Albo mi powiesz, co się stało, albo robimy sobie przerwę, gdyż muszę przemyśleć, czy ty mi jeszcze w ogóle ufasz. - spiął się. Skłamałem, no ale co miałem zrobić? Mój partner jest cholernie uparty, więc wszystkie chwyty powinny być dozwolone.
Chyba zadziałało, bo po chwili się odezwał.
N - Unia mnie ugryzł.
P - ... Co?
N - Wydaje mi się, że on do mnie zarywa. - zamurowało mnie. Odezwałem się jednak po chwili ciszy.
P - Chcę, żebyś zrezygnował z pracy u niego.
N - Nie mogę tego zrobić, jest bardzo dobrze płatna, swoją drogą dzięki temu kontroluję stan własny i innych krajów, jestem za nie poniekąd odpowiedzialny. - zdenerwowałem się.
P - Nie możesz przez całe życie brać odpowiedzialności za wszystkich. Twój ojciec, kraje europejskie, ja, kto jeszcze? Może weźmiesz cały świat pod skrzydła? - spuścił wzrok.
N - Nie mogę tego zrobić, to było tylko ugryzienie w ucho, jak-
P - TYLKO ugryzienie w ucho?! - wstałem wkurzony jeszcze bardziej niż przedtem. - To można już spokojnie uznać za molestowanie! Trzeba to zgłosić!
N - Nie zrobię mu tego.
P - Dlaczego? W imię waszej starej "przyjaźni"? A może ci się to podobało? - spytałem zgryźliwie, kładąc ręce na swoich biodrach.
On mi nie odpowiedział, tylko wstał i poszedł do korytarza. Poszedłem za nim.
P - A ty dokąd? - zaczął ubierać buty nie patrząc na mnie, byłem bardzo poirytowany.
N - Dokądś, chcę ci dać czas na ochłonięcie. - wyprostował się.
P - Jestem spokojny, jak nigdy przedtem!
N - Właśnie widzę. - wyszedł.
P - ... - otworzyłem drzwi z impetem. - A idź se do tej swojej Unii, zabezpieczcie się tylko, kurwa mać! - trzasnąłem drzwiami, oparłem się o nie plecami i zsunąłem w dół. Zacząłem płakać.
(Perspektywa Niemiec)
Oczywiście, że nie pójdę do Unii. Również nie wrócę teraz do Polski, chociaż znając go, zapewne teraz płacze i żałuje tego, co powiedział. Jednak zrobił to. Oskarżył mnie o to, że podobało mi się, jak mój szef oraz były przyjaciel w jednym mnie ugryzł. Że niby chciałem więcej? Z opisów moich uczuć po tym zdarzeniu na początku rozdziału wynika, że nie. Co miałem zamiar zrobić? Nie mam pojęcia. Do Austrii nie pójdę, mój w sumie jedyny przyjaciel, Szwajcaria, mieszka dosyć daleko, a ja nie wziąłem ze sobą auta. A więc krążyłem bez celu po parku.
Zatrzymałem się po chwili nagle. Mam pieniądze, czemu by nie wyskoczyć do baru? Napić się trochę więcej niż zazwyczaj, nie pilnować ani siebie, ani nikogo innego, po prostu się schlać, nie myśląc o późniejszych konsekwencjach.
Moje nogi same wiodły mnie w stronę budynku, wokół którego wirowały moje myśli. Nawet niekoniecznie patrzyłem na drogę, co było błędem, gdyż wjechał we mnie rowerzysta. Nic oprócz, jak podejrzewam, stłuczenia prawej ręki i wyzwisk w moją stronę mi się nie stało, więc ruszyłem dalej bez słowa. Rowerzystą był Meksyk. Pewnie znowu jadł "cukierki" ze swoimi przyjaciółmi, gdyż gadał trochę niewyraźnie, głośno, energicznie i bardziej agresywnie niż zwykle, a Meksyk jest z natury dosyć agresywny. Nie mam pojęcia, jak ta biedna dziewczyna, Argentyna, z nim wytrzymuje.
Wszedłem do baru, co się działo potem chyba nie muszę opisywać. Wypiłem dużo. Stanowczo za dużo... Chociaż właśnie tego chciałem, czyż nie? Nie pomyślałem jedynie o tym, że nie mam tak zwanej "opieki". Nikt mnie nie zaprowadzi do domu ani nie będzie pilnował, bym nie popełnił jakiejś głupoty. A przydałaby się pomoc, gdyż kompletnie nie ogarniałem, gdzie byłem. Ledwo kontaktowałem ze światem. Na zmianę śmiałem się i płakałem, choć tą drugą czynność wykonywałem znacznie częściej. Mówią, że człowiek jest duszą towarzystwa po pijaku. Nie w moim przypadku. Ale chyba wiem, co mogło mnie stuknąć... Wziąłem rano tabletki.
(Perspektywa narratora (bo mogę))
Niemcy nie wiedział, co się dzieje. Siedział przy stole i starał się zgarnąć myśli, gdy nagle poczuł dość silny ucisk na lewym ramieniu.
??? - Dzień dobry. - powiedział radośnie znajomy dla Szwaba głos.
N - ... - chłopak starał się wyostrzyć obraz przed oczami, by dowiedzieć się, kim jest owa radosna osoba, ściskająca mocno jego ramię, ale łzy i nietrzeźwość mu w tym znacznie przeszkadzały. - KtO tY?...
G - To ja, Grecja. - niebiesko biały chłopak zaśmiał się i usiadł obok. Puścił w końcu ramię czarnowłosego. Chyba będzie miał kolejnego siniaka. - Dziwię się, że cię tu widzę, drogi przyjacielu.
N - MhM...
G - Wszystko w porządku? Nie masz w zwyczaju się upijać. - Niemcy popatrzył na niego trochę zdziwiony, zastanawiał się przez dłuższą chwilę, skąd on wie, co ma w zwyczaju, a co nie.
Okularnikowi zaczynało być niedobrze. Nieprzyjemne uczucie w żołądku trochę wyostrzyło jego zmysły, można powiedzieć, że pomogło mu odrobinę wytrzeźwieć, na tyle, by móc się w miarę komunikować.
N - NeIn. - Grecja wpuścił do płuc głośno powietrze, jakby się czegoś wystraszył.
G - Co ci się stało w rękę? - dotknął delikatnie prawego ramienia znajomego, na co ten steknął z bólu. Zaczął wątpić, że to zwykłe stłuczenie.
N - JAjCo. - zaczął się pijacko śmiać, mając ciągle łzy w oczach, po ostatniej sesji płaczu.
G - Trzeba cię zabrać do lekarza... I w ogóle stąd zabrać. - Grecja rozejrzał się po barze. - Ale wpierw... Może zechciałbyś coś podpisać?
N - cO? - Niemcy był doprawdy rozbawiony zaistniałą sytuacją.
G - A, taki fajny papierek. - chłopak wyciągnął ze sporej kieszeni zawinięty dokument i położył na stole przed Niemcem. - Potwierdzenie dostania czeku, tak dokładniej. W końcu spłaciłem trochę tego całego długu. - uśmiechnął się.
N - jA siĘ z tObą wIęcEj... niE umAWiAm. - machnął ręką. - nIc cI NIe zApŁAcę.
G - Oh, nie, nie o to mi chodziło. - wskazał na siebie kciukiem. - Ja zapłaciłem.
N - ... niE wIeRzę w TwĄ cZarnĄ mAgiĘ, WiEdźMo.
G - Słuchaj, jak podpiszesz ten papier, to dostaniesz swoje pieniądze, rozumiesz?
Grecja podał Niemcowi długopis, ten wziął go do ręki i przez chwilę niezgrabnie przewracał w palcach, co zaskutkowało jego upadkiem. Biało-niebieski chłopak westchnął i podniósł długopis z ziemi, ponownie podając go swojemu znajomemu.
Był jego dłużnikiem. Zadłużył się okropnie. Jedyne, co go mogło "uratować", to taka sytuacja, jak teraz. Upity German, papiery świadczące o odpuszczeniu długu, "stłuczona" ręka towarzysza, co równało się z możliwością rzekomej "pomocy", by wejść w łaski czarno-czerwono-żółtego i móc jeszcze kiedyś zasięgnąć u niego "pożyczki". Uśmiechał się, gdy Niemiec przyłożył długopis do papieru. W głębi duszy nie był złym człowiekiem (wiem, że krajem, cichać). Było mu żal Szwaba, nie chciał go wykorzystać w ten okrutny sposób, ale tłumaczył sobie swój postępek "koniecznością oraz nieposiadaniem innego wyjścia". Potrzebował tych pieniędzy. Potrzebuje teraz również jakoś wywiązać się z długu, a że nie ma środków, a sprzedawać swojego ciała mu się nie uśmiecha (pomimo, iż już próbował), to zostało mu zagrać brudno.
Ręka Niemiec zawisła nad papierem. Zastanawiał się, jak ma na imię i próbował sobie przypomnieć, jak się pisze. Grecja zaczął się niecierpliwić. Chciał mieć to z głowy. Bał się, że ktoś z bliskich Germana wejdzie do akcji i uniemożliwi mu "wywiązanie się" z długu.
Jego obawy były słuszne.
(Perspektywa Rosji)
Siedziałem sobie w barze i upajałem zmysły alkoholem. Co innego mam robić, jako singiel bez perspektywy na przyszłość? Przyjaciół - brak, rodziców - brak, rodzeństwo - słabe kontakty, życie towarzyskie - zaniechane od miesiąca. Mam dość tych wszystkich kurewskich "imprez u Ruska". Urządzałem je po to, by znaleźć swoją bratnią duszę. Nie wiem, czego się spodziewałem, zapraszając cały czas te same osoby.
Udaję szczęśliwego już odkąd mój ojciec zaczął wąchać kwiatki od spodu, nic mi to nie daje. Nikt nie jest dla mnie miły, wykorzystują mnie. A mówią - 🌺bądź miły dla innych, to oni też będą dla ciebie mili.🌺 Gówno prawda. Przychodzą do mnie tylko po to, by się nachlać, najeść, bądź też coś ukraść. Ostatnio w mym domowym RTV AGD zabrakło telewizora. Nie, nie wyjebałem go przez okno po słabym meczu, został skradziony. Przez kogo? Sprawa owiana tajemnicą i nutką grozy.
Wiem, że brzmię w tej chwili, jak użalający się depresant, ale taka prawda. Jestem samotny.
Zacząłem błądzić powoli wzrokiem po barze. Kilka siłujących się na rękę pijaków, kilka skąpo ubranych kobiet, przymilających się do facetów różnego pokroju, znudzony życiem barman, wycierający szklanki białą szmatą, upity Niemiec, podpisujący jakiś papier przy Grecji, nic ciekawego. Czekaj moment.- Upity Niemiec, podpisujący jakiś papier przy Grecji?! Każdy głupi by się domyślił, o co chodzi. Opróżniłem jednym haustem resztkę sex on the beach (tani, ale dobry trunek, nie chciałem się stereotypowo opijać wódką), wstałem i skierowałem się w stronę dwóch krajów.
R - Grecja, co ty znowu, kurwa, kombinujesz? - zabrałem dokument Niemcowi, kiedy on akurat nakreślał na kartce niezgrabne, krzywe De. (Deutschland, no wiecie-)
Czarno-czerwono-żółty chłopak spojrzał na mnie z wyrzutem, wyciągając przy tym dolną wargę do przodu. Grecja za to spojrzał na mnie przestraszony i próbował mi wyrwać dokument z ręki. Ojoj, jaka szkoda że jestem prawie dwa razy wyższy od niego. Zignorowałem go i zacząłem czytać.
R - Czyli intuicja mnie nie myliła... Serio? Do aż tak żałosnego czynu zdolny byłeś się posunąć? - podniosłem jedną brew i spojrzałem z politowaniem na Grecję.
G - A co mam zrobić? - przestał próbować zabrać mi papier i patrzył na mnie wściekły. - Skąd mam wziąć te pieniądze? - nabrałem teatralnie i głośno powietrze w płuca, robiąc tym samym dramatyczną pauzę.
R - Zarobić.
G - To nie takie proste, mam wielki dług do spłacenia.
R - To było, kurwa, myśleć, zanim się tak u niego zadłużyłeś. - wskazałem na rozbawionego Niemca ręką. Głowa chwiała mu się na wszystkie strony.
G - Pierdol się! - wykorzystał chwilę mojej nieuwagi, podskoczył, wyrwał mi papier z ręki, odwrócił się na pięcie i poszedł w kierunku drzwi zdecydowanym krokiem, jak naburmuszony dzieciak.
Straciłem dowód na przekręt Grecji. Ale trudno, przynajmniej udało mi się go powstrzymać.
R - Ciekawe z kim. - powiedziałem bardziej do siebie niż do niego, ale chyba usłyszał, bo...
G - Zamiast się użalać, weź zrób coś pożytecznego i zajmij się jego prawą ręką, jebany depresancie! - krzyknął z drugiego końca pomieszczenia i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.
Serio? Wystarczył tylko miesiąc, małe potknięcie, a ja już zdobyłem przezwisko depresanta?
Spojrzałem na Niemca. Śmiał się cicho i uderzał delikatnie lewą ręką w stół. Westchnąłem. Gdzie ten twój Polak złodziej, kiedy go potrzebujesz?
R - Co ci się niby stało w tą rękę, nieszczęśniku? - usiadłem obok niego na krześle i dotknąłem delikatnie jego prawe ramię, na co ten przestał się śmiać i syknął z bólu.
N - NiE dOtYkaJ! - odsunął się ode mnie.
R - Chcę ci tylko pomóc. Chodź, pójdziemy z tym do lekarza, nie wygląda to za dobrze.
N - AlE jEsT bOżE nAroDzEniE, nIe wPUSzcZĄ nAs.
R - Co?- Jakie Boże Narodzenie?
N - nO pAtrZ ilE lAmpEk. - zrobił zamaszysty ruch lewą ręką, uderzając mnie tym samym w twarz. Westchnąłem cicho.
R - Niemcy, jest środek lata.
N - ... oD kiEDy bOŻe nArOdZEniE jESt w LEcie?
Nie miałem ani siły ani ochoty na przeciąganie tego choćby sekundę dłużej, dlatego wziąłem go bez słowa na ręce i skierowałem się w stronę wyjścia. Nie protestował. Założę się, że gdyby na miejscu Niemca był Polska, zacząłby krzyczeć coś w stylu - "AAAAA KURWA GWAŁCICIEL!".
Wyszedłem z baru i skierowałem się w stronę szpitala. Kawałek był do przejścia, ale rowerem go przecież, kurwa, nie zawiozę.
~le time skip~
Lekarze zajęli się ręką Niemiec. Okazało się, że była skręcona w łokciu. Nie wiem, jak on wytrzymał taki ból tak długo. Okoliczności wypadku nie znamy, bo Niemiec zaczął płakać i mówić, że Polska go rzuci, jak się dowie. Teraz idę z nim, śpiącym na moich rękach, do jego domu. Wtulił się we mnie. Czułem się z tym faktem dosyć niekomfortowo. Nagle poczułem zimno na swojej szyi.
??? - Oddaj mi go, a nic ci się nie stanie.
R - Masz, Polska, bo kurwa mam go dość i chcę iść w końcu spać. - odwróciłem się ignorując to, że Polak złodziej trzymał nóż przy mojej szyi i podałem mu śpiącego Niemca. - Pilnuj swoich rzeczy na przyszłość.
P - Sam jesteś rzecz. - patrzył na mnie zły. - Spiłeś go? - spojrzał na swojego chłopaka.
R - Nie pomagałem mu w tym, za to gdyby nie ja, twój chłopak zrobiłby nie lada głupotę. Spokojnie, nie chodzi o zdradę. A tak swoją drogą - pokłóciliście się?
P - Nie powinno cię to interesować.
R - Masz rację, mam to w dupie, pytam z "grzeczności", ale nie wiem po kiego chuja, bo i tak mi się to nie opłaca. - odwróciłem się i poszedłem w swoją stronę. Po co dziękować? Lepiej grozić nożem. Mam dość tego dnia.
(Perspektywa Polski)
Rosja poszedł do siebie, a ja wróciłem z Niemcem (i nożem) do domu. Martwiłem się o niego. Nigdy nie znikał na tak długo, nie mówiąc dokąd idzie.
Przemyślałem sobie co nieco i zrozumiałem swój błąd. Niemcy potrzebował wsparcia, a ja zafundowałem mu darmowe darcie mordy. Nie dziwię się, że się upił. Poszedłem do sypialni i posadziłem go na łóżku, oparłem go plecami o ścianę i zacząłem go rozbierać (nie ma contentu dla was, zboczuszki, jeszcze nie teraz).
P - Gips? - patrzyłem niemile zaskoczony na prawą rękę Niemca. Westchnąłem ciężko. - W coś ty się wplątał, Szwabku?...
3988 słów. Rozdział jak zwykle napisany po długiej przerwie. Jezu, jak ja strasznie nie mam pomysłu na tą książkę 😩🤌. Mam już nawet pomysł na RusAme, ale nie na to. Nie lubię tego czegoś. A teraz wybaczcie, ale spierdalam z tego homofobicznego, katolickiego kraju i lecę do Chorwacji (jest 4:45, a ja jestem na lotnisku w Krakowie xD) ara ara saionara 👋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top