3. Dzień w którym i on zrozumiał.

6 września, Hogwart

Od kłótni z ekspresu Hogwart i wydarzeń na wielkiej Sali minęło już kilka dni, atmosfera uspokoiła się nie znacznie co napawało Ginny nadzieją, że teraz wszystko zacznie się układać. Dziewczyna była pewna, iż jej sytuacja z dnia na dzień może się tylko poprawiać, po jednej nocy spędzonej w dormitorium Slytherinu uznała, że będzie dla niej lepiej, jeśli wróci na wieżę Gryfindoru, nie chciała jeszcze bardziej prowokować świętej trójcy. Tego dnia ze snu wybudziło ją mocne słońce, którego promienie przedzierały się przez okna jej dormitorium, niechętnie wysunęła się spod cieplutkiej kołdry, pomimo słonecznego dnia jesień tego roku dawała się we znaki swoją chłodną temperaturą. Demelza i Romilda, z którymi dzieliła pokój nadal smacznie spały w swoich łóżkach, cieszyła się, że będzie miała łazienkę tylko dla siebie, od powrotu do szkoły obie dziewczyny mocno jej dogryzały, liczyła, że tego dnia zazna trochę spokoju. Jak co dzień wzięła rozgrzewający prysznic, przyodziała szaty z wyszytym godłem gryfindoru, nałożyła delikatny makijaż i ułożyła swoje długie włosy w luźne fale.

— Patrz Romi, nasza zdrajczyni już wstała — syknęła Robins na widok rudowłosej, która opuszczała właśnie ich wspólną toaletę.

— Daj mi spokój Demelza, mam już dość, nic wam złego nie robię, chce po prostu stąd wyjść.

— A dokąd to? — wtrąciła się Vane — już lecisz do swoich ślizgonów? — Weasley olała zaczepki koleżanek, nie miała na nie ochoty. Ignorując chichoczące dziewczyny ruszyła na śniadanie. Tego dnia czekała ją pierwsza lekcja eliksirów w tym roku, z nowym profesorem Horacym Slughorn'em. Zawsze lubiła ten przedmiot, ale tym razem stresowało ją uczestniczenie w tych zajęciach. Eliksiry uznawane były za domenę ślizgonów, wiedziała, że gdy tylko nowy nauczyciel ją pochwali koledzy nie odpuszczą.

Do wielkiej Sali dotarła jako jedna z pierwszych, w ostatnim czasie zdecydowanie preferowała posiłki w samotności z daleka od wścibskich oczu i mało dyskretnych komentarzy. Rozejrzała się po ogromnym pomieszczeniu, aż jej wzrok zatrzymał się na samotnie siedzącym przy stole Slytherinu blondynie. Nie wiedziała, dlaczego, ale postanowiła mu potowarzyszyć, owszem w ostatnim czasie spędzał większość swojego czasu ze ślizgonami, także z Malfoy'em, ale od czasu wieży astronomicznej nie miała okazji przebywać z nim sam na sam.

— Wolne? — nie wiedziała po co zadała to pytanie, przecież wokół nich nie było praktycznie ani jednej żywej duszy.

— Chyba tak, ale Parkinson nie ma i raczej wątpię, żeby prędko wstała. Nie jest rannym ptaszkiem — po tych słowach Draco wzruszył ramionami, a jego błękitne oczy wpatrywały się z zaciekawianie w rudowłosą, czy to możliwe, że dziewczyna zaczynała się interesować nim? Tym bezdusznym, zimnym jak lód paniczem?

— To nic i tak chętnie usiądę — uśmiechnęła się serdecznie, ale widząc puste spojrzenie Malfoy'a pożałowała swojej decyzji, on się chyba nigdy nie zmieni — o ile nie masz nic przeciwko — chłopak wstał, a przez głowę Ginny przemknęła myśl, iż po prostu ją zignoruje i wyjdzie. Nic takiego się jednak nie stało, blondyn odsunął krzesło obok okazując doskonałe maniery i zaprosił gryfonkę do stołu, po czym wrócił na swoje miejsce. Weasley nieco zaskoczona podziękowała za uprzejmy gest, nie była przyzwyczajona do takich manier, chłopcy z którymi spotykała się do tej pory za szczyt swoich możliwości uznawali zaproszenie ją na piwo kremowe do 3 mioteł, żaden nigdy nie wykonał takiego gestu.

Przez większość czasu jedli swoje śniadanie w milczeniu, póki to Dracon nie zdecydował się przerwać niezręcznej ciszy — Weasley powiedz, po co to właściwie robisz? Jeszcze przed wakacjami nas nienawidziłaś? To jakaś zemsta na bracie? — rudowłosa nie spodziewała się, takiego pytania, w ogóle nie liczyła na jakąkolwiek pogawędkę z Malfoy'em.

— to żadna zemsta — wzruszyła ramionami — po prostu końcem wakacji zrozumiałam, iż nie czuje bliskości z golden trio, chciałam po prostu zacząć żyć po swojemu. Dalsze wydarzenia to po prostu samoistny zbieg wydarzeń — po tych słowach ponownie nastała niezręczna cisza.

Ginny kończyła śniadanie, gdy do Wielkiej Sali zawitał Ron w towarzystwie Potter'a, nie chciała już kolejnych awantur, uznała, że lepiej będzie jak ulotni się i poczeka na lekcję pod klasą eliksirów. Kiedy wstawała od stołu poczuła czyjś uścisk na swojej dłoni, to Malfoy złapał za jej rękę chcąc jeszcze zwrócić uwagę w stronę swojej osoby, chłopak zawahał się by po chwili powiedzieć coś, co całkowicie zaszokowało rudowłosą.

— Już od dawna wiedziałem, że do nich nie pasujesz, zawsze byłaś inna niż twój brat Ginevro — nic nie odpowiedziała, uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła w kierunku wyjścia. Przez całą drogę do klasy profesora Slughorn'a rozmyślała nad słowami Draco, co chłopak mógł mieć na myśli, że od dawna była inna, czy to oznaczało, że zwracał na nią uwagę nie tylko, gdy szukał konfliktu? Gdy jej myśli zaczynały niebezpiecznie krążyć wokół urody ślizgona, a szczególnie jego niesamowitych, stalowoniebieskich oczu pojawiła się młodsza Greengrass.

— Ej Weasley, halo, żyjesz? Spetryfikowali cię? Halo odezwij się — Astoria wymachiwała swoją dłonią tuż przed oczami Ginny, która w końcu zdołała otrząsnąć się z letargu i spojrzała na ślizgonkę — o świetnie żyjesz jednak, a już miałam biec po pomoc — zaśmiała się serdecznie — dobra ruda, siadasz dziś ze mną, mamy nowego profesora i zamierzam w końcu pracować z kimś na moim poziomie — Ginny skinęła głową na znak, że jest chętna do współpracy, chciała coś jeszcze odpowiedzieć, ale pojawił się nauczyciel. Horacy Slughorn zdecydowanie różnił się od swojego poprzednika. Niski, starszy czarodziej o raczej pulchnej sylwetce i przyjaznym wyrazem twarzy mógł okazać się miłą odmianą po Snape'ie. Zaprosił uczniów do środka, po czym kazał im wyjąć podręcznik oraz zakupione ingrediencje.

— Dzień dobry ja nazywam się Horacy Slughorn i będę waszym nowym nauczycielem eliksirów. Profesor Dumbledor osobiście odwiedził mnie, prosząc o powrót z emerytury — coż za skromność — dziś będziemy ważyć potężny eliksir miłosny, Amortencję. Ktoś może mi coś o nim powiedzieć? — nie było tu mądralińskiej Granger, więc nie było też szybko chętnych do odpowiedzi.

— Dalej Weasley, na pewno znasz odpowiedź pamiętam, że chyba jesteś jedynym gryfonem, którego Snape'a lubi — zaśmiała się, ale nie było to sarkastyczne, raczej w jej głosie wybrzmiała nutka aprobaty i szacunku.

— On raczej nikogo nie lubi, ale fakt raczej mnie tolerował — teraz obie były rozbawione, a Ginny nie zdawała sobie sprawy jak nienawistnie patrzą na nią inni — no dobra, to dość proste — a jej ręka powędrowała w górę, na co nauczyciel skinął głową, oddając jej głos.

— To eliksir miłosny, najsilniejszy na świecie. Nie wzbudza prawdziwej miłości, powoduje jedynie silne zauroczenie albo obsesję. Łatwo poznać ją po szczególnym, perłowym połysku i oparach tworzących charakterystyczne spirale. Siła tego eliksiru zależy od długości jego przetrzymywania. Zapach amortencji każdy odczuwa inaczej, w zależności od tego, co go najbardziej pociąga.

— Świetnie panno Weasley 10 punktów dla gryffindoru, tak się składa, że przygotowałem już jedną porcję. Może zechcesz nam powiedzieć co czujesz? Podejdź — ruszyła z miejsca wypchnięta lekko przez Astorię, dopiero teraz zauważyła jak krzywo na nią patrzą inni.

— Pewnie wyczuje Pottera — krzyknął jakiś Krukon, na co większość zgromadzonych wybuchnęła śmiechem. Dawna Ginny spaliłaby się ze wstydu, ale teraz podniosła dumnie głowę i podeszła do stolika z dużym kociołkiem, wypełnionym różowym płynem.

— Czuję... mocne męskie perfumy, zielona herbata i ... — nie no to przecież niemożliwe — zielone jabłko — ostatnie słowa powiedziała cichutko, jedynie profesor ją usłyszał. Jak to możliwe Draco Malfoy? Z tym eliksirem musi być coś nie tak, owszem był przystojny no i może ona zaczęła inaczej patrzeć na ślizgonów, ale bez przesady. To przecież nadal ten sam Malfoy, który przez tyle lat obrażał ją i jej rodzinę. Ale te jego niesamowite oczy o tak oryginalnym kolorze, pełne smutku. I ten zapach, którym mogłaby oddychać cały czas. Nie no stop Weasley ogarnij się. Znowu coś sobie wmawiasz tylko teraz to już gruba przesada.

— Tak jak mówiłem. — z wewnętrznej sprzeczki z samą sobą wyrwał ją głos profesora. Dziś w parach przygotujecie amortencję. Ta para, która sporządzi najlepszy eliksir dostanie nagrodę — wskazał na dwa malutkie flakoniki ze srebrnym płynem umieszczony na stoliku w centralnej części klasy — krew jednorożca, kto wie jakie ma właściwości? – tym razem to Astoria wyrwała swoją rękę ku górze i nie czekając na pozwolenie odpowiedziała na zadane pytanie.

— To eliksir uzdrawiający, zażyta w dużych ilościach może zapewnić nieśmiertelność, ale zabicie tego niewinnego stwierdzenia spowoduje, że ten czarodziej, który to uczyni stanie się przeklęty na wieki. A nawet pare kropli jest w stanie uzdrowić każdego, nawet jeśli będzie już cal od śmierci. Jednorożce to płochliwe stwierdzenia, ale pozwalają czasami na upuszczanie odrobiny swojej krwi.

— zgadza się panno Greengrass, kolejne 10 punktów, tym razem dla Slytherinu — pochwalił dziewczynę Slughorn – a teraz dobierzcie się w te pary.

— Idź Gin po składniki, ja przygotuje stanowisko — rudowłosa niemrawo ruszyła w stronę magazynku. Nadal nie mogła zrozumieć tego co wyczuła w eliksirze miłości.

Z Astorią pracowało się jej naprawdę dobrze, była idealną kompanką do rozmowy, jak i zdecydowanie lepszą do ważenia eliksiru niż Colin. Śmiały się i żartowały, z nieudolności innych, gdy ich eliksir nabierał już książkowego wyglądu.

— Koniec czasu, zobaczymy teraz jak tam wasza praca — Slughorn, krzywił się załamany na widok większości eliksirów. Było go ciężko przyrządzić, ale to jednak klasa SUM- owa, a amortencja jest w zagadnieniach na egzaminy. Uśmiech na jego twarzy pojawił się dopiero gdy podszedł do dziewczyn. — No w końcu, ktoś coś tu potrafi, Panna Weasley i Panna Greengrass po 20 punktów dla swoich domów. Oraz nagroda, używajcie tego mądrze, taka ilość może starczyć nawet na kilka lat — wręczył im buteleczki ze srebrną, mętną substancją.

— Te Weasley tiara przydziału się chyba pomyliła — usłyszała głos Colina – ale jak ubłagasz Dumbledora, to może przeniesie cię do Slytherinu — jeśli Ginny myślała, że ktoś ucieszy się z jej zdobyczy punktowej dla domu to właśnie teraz zrozumiała jak bardzo się myliła. zabrakło jej słów, aby cokolwiek odpowiedzieć.

— Masz rację Creevey, zdecydowanie bardziej pasowałaby do nas ze swoją ambicją i czystością krwi, ale co ty tam wiesz szlamo – Astoria chętnie ją wyręczyła, ale rudowłosa była na siebie zła, to ona powinna była coś powiedzieć, może stanąć w obronie Colina, za tą szlamę, albo po prostu obronić się samodzielnie. Zamiast tego zaczęła się zastanawiać nad słowami gryfona, być może miał on trochę racji, ostatnie dni przekonały ją, iż zdecydowanie lepiej czuła się w otoczeniu ślizgonów.

— Dość tego Panie Creevey minus 5 punktów, Panna Greengrass tak samo za to dziecinne zachowanie. A teraz możecie iść na przerwę. Panno Weasley i Panno Greengrass proszę jeszcze chwilę zaczekać — prośba profesora ją zdezorientowała, obawiała się, że za chwilę będzie musiała tłumaczyć się nauczycielowi z powodu ostatnich wydarzeń. W końcu gryfonka, tak chętnie przyjęta przez ślizgonów musiała wzbudzać zainteresowanie także wśród pedagogów — mam w zwyczaju organizować takie spotkania dla najlepszych uczniów. Coś w rodzaju klubu naukowego. Czujcie się zaproszone, spotkanie jest za tydzień po lekcjach. Nie przyjmuje odmowy.

— No o eee... oczywiście — obie zgodziły się przyjść, w sumie to nie było wiadomo, czy miały wyjście — po szybkiej rozmowie ze Slughorn'em zadowolone wybiegły z Sali rozmawiając o wieczornej imprezie, którą organizowali ślizgoni.

— Może ty faktycznie powinnaś się tam przenieść idiotko — uśmiech rudowłosej szybko spełzł z jej ust, zaraz za rogiem czekało na nią całe golden trio, a tuż za ich plecami Colin – widzę, że masz coraz lepszy kontakt z tymi śmierciożercami. Może faktycznie sama do nich dołączysz co? Oszczędzisz matce walki na wojnie zabijając ją zawałem — tego było już za wiele, uderzając w matkę Ron zdecydowanie przesadził, Astoria już otwierała usta chcąc coś powiedzieć, ale tym razem Ginny nie pozwoliła jej dojść do głosu, nie chciała już wyręczania się innymi, potrafiła obronić się sama.

— A może i powinnam się przenieść, może faktycznie tiara się pomyliła — Rona zatkało — Gdybyś nie był tak ograniczony umysłowo dotarło by do ciebie, że nie każdy ślizgon to śmierciożerca i nie każdy ma ochotę być przyjacielem wspaniałego Golden Trio – dziewczyna, aż kipiała ze złości – zresztą sam mógłbyś przemyśleć przyjaźń z nimi. Potter to wybraniec, Granger jest mądra a ty to tylko ich przygłupi kumplem. Każdy zastanawia się, dlaczego właściwie jesteś prefektem, co kierowało Dumbledorem, że wybrał ciebie nie Harry'ego, nawet on sam tego nie rozumiał — nie czekała na odpowiedź brata, pocigąnęła oniemiałą, ale dumną Astorię za rękę, po czy pobiegły w stronę cieplarni numer pięć na kolejne zajęcia. Może i przesadziła, ale nie chciała być dla nikogo popychadłem, skoro święta trójca chce wojny między nimi to będzie ją miała.

***

Ziemia do fretki, jesteś tam? Teodor usilnie próbował zwrócić na siebie uwagę Draco.

Przyjebać ci za tą fretkę? Nie drzyj mordy Nott, słyszę. Po prostu nie mam ochoty gadać warknął na przyjaciela blondyn.

Okeyyy, widzę, że okres masz, ale skup się, bo McSztywna zaraz odejmie ci punkty mruknął nieco obrażony brunet.

Draco podniósł niechętnie głowę, nie miał teraz ochoty na słuchanie kogokolwiek, a szczególnie nauczycielki transmutacji tłumaczącej jak zamienić grzebień w sztylet. Wcale go to nie interesowało, jego myśli uporczywie krążyły wokół rudowłosej gryfonki, jej częste w ostatnich dniach bliskie towarzystwo budziło w chłopaku jeszcze większe uczucia. Nie chciał tego, nie potrzebował teraz rozpraszać się jakąś głupią miłostką, która i tak nie miała szans na powodzenie. Był zły na siebie, za słowa, które wypowiedział do dziewczyny przy śniadaniu, prawdopodobnie wyszedł przed nią na wariata, nie zdziwiłby się, gdyby ta uznała go za stalkera, a do tego jeszcze ta wieczorna impreza, na której Ginny ma się pojawić.

Nott? potrzebował się kogoś poradzić, a Teodor był prawdopodobnie jedynym trzeźwo myślącym czarodziejem, któremu ufał, brunet niechętnie podniósł głowę znad notatek i zwrócił się w stronę przyjaciela — podobała ci się kiedyś dziewczyna, która zdecydowanie nie powinna wzbudzać twojego zainteresowania?

Masz na myśli naszą wiewióreczkę? chłopak odpowiedział pytaniem na pytanie z wyraźnym rozbawieniem — wiedziałem, że lubisz rude.

Zapomnij syknął blondyn, a brunet przewrócił znacząco oczami.

Parkinson, może nie jest to niewłaściwe, pewnie moi rodzice ucieszyliby się z tego powodu, ale ona jest z Blaise'm, nie mógłbym mu tego zrobić wzruszył ramionami.

Przecież spotykasz się z Ast? Od kiedy Pansy cię kręci Draco próbował odwrócić uwagę od swojej osoby.

Od lat, ale najpierw biegała za tobą, a teraz Blaise, co do Ast to naprawdę mi na niej zależy, ale nie mówimy teraz o mnie. Od kiedy ruda?

Bal Bożonarodzeniowy Teodor, aż zachłysnął się własną śliną na te słowa.

Stary przecież to było dwa lata temu, dlaczego nic nie mówiłeś i w ogóle jak?

Sam nie wiem, ona ma w sobie coś takiego, nie mogę oderwać od niej wzroku, ale teraz gdy poznaję ją bliżej robi się to wręcz nie do zniesienia.

No fakt jest piękna, chociaż nie spodziewałbym się po tobie zainteresowania Weasley.

Tak ja też, sam tego nie rozumiem, ale... nie dokończył.

Malfoy! Nott! Czy ja wam, aby nie przeszkadzam, może zechcielibyście się podzielić z resztą grupy co jest tak ważne, że przeszkadzacie mi w prowadzeniu zajęć przerwała im McGonagall. Obaj ślizgoni wybełkotali coś na kształt przeprosin i nie wrócili już do dyskusji dotyczącej Ginevry.

***

Popołudnie minęło dziewczynie spokojnie, przynajmniej do obiadu, podczas którego zajęła się omawianiem z Pansy i Astoria stroju na wieczór. Cieszyła się na zbliżającą imprezę, coraz lepiej odnajdywała się w towarzystwie uczniów Slytherinu, koszta jakie wiązały się z tą znajomością przestawały mieć znaczenie. Po zjedzeniu posiłku udała się jeszcze na najnudniejszą lekcję jakie miała, historia z Binns'em była prawdziwą katorgą, nauczyciel zdecydowanie powinien udać się już do świata duchów na zasłużoną emeryturę. Głowa samoistnie jej leciała, marzyła o krótkiej drzemce, gdy profesor ogłosił koniec zajęć, z prędkością światła zebrała swoje rzeczy i wybiegła z Sali w stronę wieży gryfonów.

Chciała już zacząć przygotowania do wieczoru, powoli myślała o stroju jaki założy, a także jak powinna ułożyć swoje włosy. Wypowiedziała hasło, dzięki któremu mogła wejść do pokoju wspólnego i pobiegła na górę. Pierwszym co rzuciło się dziewczynie w oczy był jej stary kufer porzucony na środku pomieszczenia, w jego wnętrzu brakowało zwartości, ta rozrzucona była po całym dormitorium. Wszystkie jej ciuchy zostały trwale zafarbowane na zielono za pomocą magii, a w książkach, na które jej rodzice ledwo zdołali odłożyć pieniądze koleżanki z pokoju nabazgrały obraźliwe rysunki, w tym mroczny znak oraz wypisały najróżniejsze i bardzo dotkliwe epitety. Usiadła obok swojego starego kufra i zaczęła czytać co chciały przekazać jej współlokatorki, najlżejsze wyzwiska brzmiały „zdrajczyni", „ruda szmata" czy „żmija", ale nie brakowało też określania jej mianem „śmierciożerczyni". Nie mogła w to uwierzyć tak bardzo cieszyła się zbliżającą imprezą, a teraz jej czekoladowe oczy ponownie zalały się łzami.

o widzę, że już oglądasz prezenty zaśmiała się szyderczo Demelza, która jak na złość wyszła właśnie z łazienki. Ginny nic nie powiedziała, chciała się stamtąd ulotnić, ominęła wchodzącą do pokoju Romildę, pędem przemknęła przez pokój wspólny i pobiegała w kierunku wieży astronomicznej.

***

Tego dnia Draco zrezygnował z obiadu, wolał udać się do skrzydła astronomicznego i pomyśleć trochę na wieży. Gdy tylko coś go trapiło uwielbiał patrzeć w niebo, a tego wieczoru nie było ani jednej chmurki, dzięki czemu mógł w spokoju obserwować morze gwiazd. Rozgrywał sam ze sobą grę, w której stawką było jego życie, walczył z uporczywą chęcią do rzucenia się z wieży, czuł, że traci kontrolę, która była jego atutem. Spojrzał na zegarek, którego wskazówki pokazywały 19:30, głęboko wetchnął na myśl, iż powinien udać się do dormitorium w celu przygotowania do tej cholernej imprezy. Odwrócił się w kierunku wyjścia po czym runął na zimną, kamienną podłogę, ktoś albo coś wpadło wprost na niego. Wkurzony wstał i strzepał teatralnie kurz ze swoich szat, już był gotowy wzniecić karczemną awanturę, gdy jego wzrok spotkał się z tak dobrze znanymi mu czekoladowymi oczkami, od razu zauważył, że dziewczyna kolejny już raz płakała. Serce mu zadrżało, widok smutnej rudowłosej sprawiał, iż nie był w stanie walczyć z uczuciem do niej, Ginny sprawiała, że momentalnie łagodniał. Nie był wstanie się powstrzymać, po prostu podszedł i przytulił Ginevre, delikatnie gładząc ją po włosach.

No już wiewióreczko nie płacz. Co ci tym razem zrobili? szybko pożałował, swojego pytania, bo dziewczyna zaczęła dławić się swoimi łzami i jeszcze mocniej wtuliła się w niego, chłopak nie wiedział co ma począć. Próbował ją uspokoić nadal gładząc jej piękne włosy, nauczył się tego od matki, Narcyza koiła tak jego uczucia, gdy był mały. Dopiero, po dłuższej chwili jej oddech wrócił do normy, szybko opowiedziała chłopakowi co zaszło w dormitorium gryfonów. Słysząc to ciężko było mu zapanować nad sobą samym, nie mógł i nie chciał pozwolić, aby ktokolwiek traktował ją w taki sposób. Przestawał już powoli udawać, że dziewczyna go nie interesuje, w zamian za to poprzysiągł sobie w duchu, że zemści się na każdym kto zrobił jej krzywdę.

Ehh... chodź Weasley, zaprowadzę cię do Pansy. Pomoże ci się wyszykować na wieczór spojrzała zdziwiona — impreza haloo! Nie myśl, że cię ominie. No ja może jeszcze bym ci odpuścił, ale Zabini i Parkinson, zmuszą cię do pojawienia się tam, chociażby mieli się włamać do wieży gryffindoru na ustach Ginny pojawił się delikatny uśmiech. O Merlinie, jaki piękny ten uśmiech, pomyślał Draco, tak bardzo pragnął ją w tym momencie pocałować, ale nie mógł sobie na to pozwolić. W tym momencie zrozumiał, iż nie da już rady z tym walczyć, wcześniej wydawało się mu, że to po prostu zauroczenie, ale teraz docierało do niego coś czego się bał. To nie była jakaś tam miłostka, on Dracon Lucius Malfoy zakochał się na zabój w Ginevrze Weasley. Jeśli w wakację myślał jak ciężkie ma życie, tak teraz czuł, że staje się ono prawdziwym dramatem. Pytanie tylko czy tragedią, czy komedią.

Draco? jak słodko brzmiało jego imię w jej ustach, pierwszy raz zwróciła sie do niego po imieniu.

No?

Dziękuję... Fretko - uśmiechnęła się rozbawiona zrezygnowaną miną chłopaka, po czym złożyła delikatny pocałunek na jego policzku, a lico blondyna oblało się niespodziewanym rumieńcem.


***

Być może następny rozdział będzie mocno +18, tak jak przed poprawkami, ale jeszcze nie wiem czy tym razem chce w to brnąć haha

~ K.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top