1. Dzień w którym zrozumiała.
1 wrzesień 1997, Ottery St. Catchpole
Rudowłosa dziewczyna przysiadła na swoim kufrze — stara, zardzewiała skrzynia skrywała w swoim wnętrzu wszystkie tajemnice Ginny Weasley —hogwardzie szaty, wiele starych poniszczonych książek, miotłę która ledwo latała a wraz z nią marzenia Ginevry, która jeszcze do niedawna z blaskiem w oczach i ekscytacją w głosie opowiadałaby o planach na nowy rok szkolny i miłości do guidditcha. Jednakże ten rok miał być inny, nie dlatego, że Harry Potter jej wyśniona miłość, obiekt jej westchnień w końcu spojrzał na nią inaczej niż na młodszą siostrę swojego przyjaciela, zobaczył w niej kobietę. Również to nie zbliżające się SUM-y tak bardzo spędzały sen z powiek rudowłosej — dawna Weasley zniknęła wraz ze śmiercią Syriusza Blacka — ponadto każdy nawet najmłodszy czarodziej wiedział co czeka ich świat w najbliższych latach. Wiedziała także ona, dlatego teraz z zażenowaniem przyglądała się kłótni matki z jej najmłodszym bratem — Ron przekrzykiwały się z Molly na temat jakiejś zapomnianej książki, ale dziewczyny problemy te, wydawały się być w tym momencie zbyt przyziemne, błahe, wręcz żenująco niepotrzebne. Co kogo obchodziła jakaś książka, którą Ron zapomniał kupić, Ginny wiedziała, że powoli zaczyna wali się ich świat, który tak kochali — bała się każdego dnia, każdy wschód słońca przypominał jej, że może widzieć go ostatni raz — Lord Voldemort powrócił.
Miała też swoje własne problemy, wszystko to co się ostatnio działo otworzyło jej oczy, tyle lat poświęciła na uganianie sie za tym słynnym Potter'em — nie zdawała sobie nawet sprawy, że wybraniec, bohater całego czarodziejskiego świata to tak naprawdę płytki, zadufany w sobie dzieciak. Czuła jak wielka miłość, którą go darzyła ucieka wraz z uświadomieniem sobie iż kocha wyobrażenie o nim, a jej szczere uczucia do Harry'ego Potter'a nie istnieją!
Stukot kół wyrwał ją z przemyślenia, wyjrzała przez okno — oczą rudowłosej ukazały się powozy zaprzęgnięte przez obrzydliwe, wychudzone, czarne stworzenia, które ministerstwo przysłało w celu bezpiecznej podróży wybrańca — testrale, o których istnieniu jeszcze do niedawna nawet nie wiedziała. Pamiętała jak rok wcześniej jej koleżanka Luna Lovegood opowiadała coś o nich golden trio, a Ci tak jak pozostali uczniowe wyśmiewali ją tylko dlatego, że była inna niż wszyscy. No właśnie święta trójca — długo zajęło uświadomienie jej, że nie są dla niej prawdziwymi przyjaciółmi, tolerowali jej obecność bo była młodsza siostrą Ron'a — to litość powodowała, że trzymali ją blisko siebie, nawet Hermiona — ale ten rok będzie inny, skupi się na sobie, znajdzie prawdziwych przyjaciół — takich, którzy będą chcieli być blisko niej, a nie wykorzystać ją aby chociaż na moment dotrzeć do Potter'a i jego bandy.
— Ginny dobrze się czujesz — dobiegł do niej zatroskany kobiecy głos, na co rudowłosa skinęła jedynie głową i wstała podnosząc kufer. Nie chciała sprawiać przykrości matce, kochała Molly, ale wiedziała, że kobieta jej nie zrozumie. Molly Weasley tak samo jak cały czarodziejski świat ślepo wierzyła w Harry'ego, wręcz można by rzec, iż go wielbiła, rozpaczliwie szukając nadziei na lepsze jutro — No to już, bo się spóźnimy, za półgodziny odjeżdża pociąg — Ginevra niechętnie ruszyła z miejsca i podała rękę matce, aby wraz z nią teleportować się na King's Cross. Była gotowa na zmiany, na podejmowanie decyzji, była w stanie zrobić i poświecić wszystko aby odkryć prawdziwą siebie.
30 sierpnia, Malfoy Manore, Wiltshire
Przeraźliwy syk węża roznosił się po pustych korytarzach pięknego, lecz upiornego dworu. Warunki w jakich przyszło dorastać młodemu paniczowi niejednego mogłyby doprowadzić do obłędu — od dzieciństwa Draco Malfoy dorastał w emocjonalnym chłodzie i wygórowanych ambicjach, które narzucał mu ojciec. Wszystko to spowodowało iż w szkole on sam uchodził za zimnego czarodzieja z mroczną przyszłością — nie było to w rzeczywistości prawdą, lata spędzone w Malfoy Manore nauczyły go kontroli nad swoimi emocjami, potrafił je wyłączyć na zawołanie, jednakże blondyn również rozpaczliwie pragnął ciepła i miłości.
Miał powodzenie to fakt, bogaty, czystej krwi, przystojny młody czarodziej musiał być otaczany wianuszkiem dziewczyn, gdy tylko pojawiał się na korytarzu. Właściwie to jego rodzice i tutaj zaplanowali mu przyszłość, od dzieciństwa na ramach łączenia rodzin czystej krwi obiecana mu była młodsza z sióstr Greengrass — Astoria, która wyróżniała się niewątpliwie piękną urodą, brązowe falowane włosy opadały jej na ramiona, szereg równych białych zębów powodował, że przyciągała i zarażała uśmiechem, a od jej, wręcz królewsko błękitnych oczu ciężko było oderwać wzrok. Astoria nie odznaczała się jedynie szlacheckim wyglądem, była niewątpliwie jedną z inteligentniejszych czarownic w Hogwarcie, jednakże Dracon nie wykazywał w jej kierunku nawet najmniejszego zainteresowania, traktował dziewczynę jak młodsza siostrę, a nie materiał na żonę i szczere mówiąc Astorii również nie ciągnęło w jego stronie, kochała jego przyjaciela Teodor Nott'a. Jeśli chodzi o blondyna to inna szkolna piękność od kilku już lat była obiektem westchnień młodego panicza. Chociaż bolało go niemiłosiernie musiał stwarzać pozory, gdyby tylko wykazał jakiekolwiek zainteresowanie dziewczyną mógłby sprowadzić niebezpieczeństwo na siebie, a co gorsze również na nią.
Co prawda była ona czystej krwi czarownicą, ale jego ojciec prawdopodobnie dostałby zawału słysząc o uczuciach syna do Ginevry Weasley.
Chociaż starał się jak tylko mógł — gnębił jej rodzinę, na każdym kroku starając się pokazać Weasley, ale również i sobie samemu wyższość nad nimi, nawet próbował spotykać się z innymi, w tym z ogarniętą obsesją na jego punkcie Milicenta Bulstrode — wszystko to zadawało być się tylko marną próbą wyrzucenia z głowy myśli o rudowłosej.
— Draconie — lodowaty, wręcz nie ludzki głos wyrwał go z zadumy, odpływając myślami do rudowłosej chociaż na chwile zapomniał co działo się w jego domu. W Malfoy Manore zawsze wiało chłodem, brakowało tam rodzinnej atmosfery i rodzinnego ciepła, jednakże to co stało się wraz z uwięzieniem Luciusa w Azkabanie zmieniło życie jego syna w jeszcze większy koszmar. Wraz z powrotem Lorda Voldemorta średniowieczny dwór stał się siedzibą śmierciożerców — liczę, że nie zapominasz o swojej misji, zależy od tego Twoje i Twojej rodziny życie, a szczerze nie chciałbym niepotrzebnie przelewać czystej krwi — słowa czarnego pana brutalnie sprowadziły młodego panicza na ziemię. Tak bardzie nie chciał wracać do szkoły, misja o której mówił Voldemort była wręcz niewykonalna, nie chciał jej spełnić — nie tylko dlatego, że bał się o swoich bliskich, po prostu nie wyobrażał sobie siebie jako mordercy — nie muszę przypominać jak bardzo jest to ważne, pokładam w tobie wielkie nadzieje Draconie — dodał Voldemort po czym nagle zniknął, pozostawiając za sobą jedynie czarną smugę dymu i ten przeszywający, szyderczy śmiech.
— Nie trzeba mi przypominać — mruknął do siebie Draco, krzywiąc się, wiedział jakie to ważne, tylko jak do cholery on, uczeń 6 roku miał zabić samego Albusa Dumbledora...
1 września, King's Crosse, Londyn.
Kolejny rok z rzędu londyńska stacja kolejowa gościła młodych czarodziejów, a także ich rodziny przenikających pomiędzy peronami, jak zawsze zdawali się być oni niewidoczni dla mugoli spieszących się do pracy, ale w tym razem było inaczej. Po wydarzeniach, które miały miejsce kilka miesięcy wcześniej w Ministerstwie Magii, po oficjalnym przyznaniu się przez ministra do błędu i jego dymisji, po tragicznych wieściach dotyczących powrotu Lorda Voldemorta nikt nie cieszył się tak jak we wcześniejszych latach. Na peron 9 i 3/4 przybyło zdecydowanie mniej uczniów, wiele rodzin w obawie przed Sami wiecie kim nie zdecydowało się puścić swoich dzieci do Hogwartu. Chociaż Dumbledor zapewniał iż jest to najbardziej strzeżone miejsce w czarodziejskim świecie dorośli za bardzo obawiali się o życie swoich pociech, również Molly Weasley niechętna była, aby wypuścić Ginny i Ron'a spod swoich skrzydeł.
Po przybyciu na peron od razu odnaleźli w tłumie Harry'ego i Hermione, którzy czekali w umówionym miejscu. Brunetka czule żegnała się z rodzicami, którzy pomimo niemagicznego pochodzenia również świadomi byli zagrożenia jakie czekało na ich jedyną córkę — Harry dotarł na King's Cross w eskorcie zakonu feniksa, był on teraz najbardziej strzeżoną osobą w ich świecie, pomimo to zdawał się być zadowolony z sytuacji w jakiej się znalazł, biła od niego duma, w końcu po tylu latach wręcz niewolniczego życia u Dursley'ów podobało mu się bycie w centrum uwagi.
Po krótkim powitaniu i wymienia uprzejmości pomiędzy rodzinami Granger i Weasley zapakowali swoje kufry do wagonu bagażowego, a następnie cała czwórka weszła do pociągu rozglądając się za pustym przedziałem. Hermiona szybko zauważyła zmianę w zachowaniu Ginny, nie była ona już tak żywiołowa i radosna jak zazwyczaj, pochwyciła jej rękę delikatnie pociągając ją w tył, aby mogły swobodnie porozmawiać bez wścibskich spojrzeń Harry'ego i Ron'a.
— Ginny co z Tobą? Coś nie tak z Harry'm, albo może sterujesz się tym co będzie? — zapytała z troska w głosie brunetka, na co najmłodsza Weasley przewróciła oczami, znów wyczuwała w tym delikatną nutkę litości. Przestała wierzyć, iż tę kujonkę naprawdę obchodziło jej życie.
— Nic – syknęła rudowłosa, nie chciał zabrzmieć aż tak niemiło, jednakże zachowanie Hermiony coraz bardziej ją irytowało.
— Po słuchaj możemy porozmawiać, jesteśmy przyjaciółkami, ta bitw... — nie dane było jej dokończyć zdania, gdyż rudowłosa szybko wtrąciła się w jej słowa przerywając prawdopodobnie kolejny wykład Granger.
- Nie jesteśmy przyjaciółkami, przyjaźnisz się z moim bratem nie ze mną, nade mną się litujesz – wypaliła ruda, co i ją samą wprawiło w delikatne zdziwienie, ale nie żałowała. Właściwie cieszyła się, że w końcu ma odwagę wyrazić to co naprawdę czuje.
- Gin o co ci chodzi? – Granger przystanęła, a na jej twarzy pojawił się wyraźny szok. Ginny zawsze miała cięty język, ale zazwyczaj używała go w słownych potyczkach ze ślizgonami, nigdy nie była w żaden sposób opryskliwa czy niemiła wobec brunetki.
Dziewczyny nawet nie zauważyły, że z zaciekawieniem przyglądam im się dwójka ślizgonów. Czarnoskóry przystojny czarodziej z wyraźnym uśmiechem na ustach szeptał coś do swojego ciemnowłosego kolegi. Blaise Zabini był jedynym z najpopularniejszych uczniów w Hogwarcie, najbliższym przyjaciel Dracona Malfoy'a i prawdopobnie największym podrywaczem jakiego widziała ta szkoła. Urodę odziedziczył po swojej matce, pięknej lecz niezbyt stabilnej emocjonalnie czarownic. Był on też jednym z nielicznych wychowanków domu węża, który doświadczył rodzinnego ciepła, przynajmniej do śmierci ojca. Chłopakiem do którego szeptał był czarodziej czystej krwi, wywodzący się ze starej i szanowane rodziny Teodor Nott. Brunet był równie przystojny co jego kolega, jednakże on w przeciwieństwie do czarnoskórego zdecydowanie od podrywania kolejnych dziewczyn wolał przebywać w bibliotece pośród ksiąg. Z tego powodu był często wyśmiewany przez Draco i Blais'a, nabijali się, że czeka go kiedyś świetlana przyszłość u boku Granger. Podobnie jak Malfoy wychował się w zimnym domu, od małego wpajana była w niego wierność wobec Voldemorta i szacunek do czystości krwi, dlatego też nic nie robił sobie z głupich żartów, a Hermiona budziła w nim nienawiść, nie porządnie. Miłość do literatury była dla niego odskocznią od przygnębiającej rzeczywistości, już jako mały chłopiec podczas kłótni rodziców i spotkań smierciożerców zaszywał się w swoim pokoju z ukradzionym gdzieś w mugolskim świecie walkmanem i uciekał w świat fantazji.
— A to co słyszałaś. Nie przyjaźnimy się, mam dość bycia pieskiem wspaniałego Golden Trio, którym musicie się opiekować, nie zależy mi na litości mojego przygłupiego brata, wspaniałego wybrańca i panny mądralińskiej — ciągnęła dalej Ginny nie zważając na gwizdy i śmiechy przyglądających sie im ślizgonów, do czasu aż jeden z nich postanowił się wtrącić.
— No no wiewióra, tego bym się nie spodziewał —wciął się nagle w ich ożywioną dyskusję Blaise Zabini tym samym nie pozwalając Hermionie na jej kolejną błyskotliwą ripostę.
— Nie wasz interes — Fuknęła wkurzona ciemnowłosa gryfonka — chodź Gin, nikt się nad tobą nie lituje i nie będziemy rozmawiać przy tych dwóch — wskazując jedną ręką na jeszcze bardziej rozbawionych Zabini'ego i Nott'a, drugą dłoń wyciągnęła w stronę rudowłosej.
— Nigdzie z tobą nie idę, i pozwól łaskawie WSPANIAŁA Hermiono, że sama zdecyduję z kim usiądę — Weasley odtrąciła wyciągniętą dłoń Granger i niepewnym krokiem ruszyła w stronę uczniów domu węża. Nie była pewna czy dobrze robi, miała świadomość jak zareagują jej pozostali znajomi, ale zaciekawienie wygrało. Być może w tym domu spotka prawdziwych znajomych, a jeśli nie to porządnie wkurzy golden trio. Bez względu na efekt jej działań czuła, że będzie warto.
— No chyba nie zamierzasz rozmawiać z nimi? — psiknęła zdenerwowana Hermiona, a kłótnia pomiędzy dziewczynami przyciągała coraz więcej ciekawskich spojrzeń, w oddali wyłoniła się także pozostała dwójka wspaniałego tria. Wybraniec i jego rudowłosy kumpel przeciskali się pomiędzy gapiami, podążając w stronę rozemocjonowanych dziewczyn, a na ich twarzach z daleka dało się zauważyć złość.
— To nie ty będziesz decydować z kim będę rozmawiać a z kim nie — zaoponowała Ginny, trzymając się mocno swojej decyzji.
— Chodź do Rona, jemu to powiedz. Przetłumaczy ci jakie są osoby z tego domu — Hermiona próbowała dalej interweniować, a w jej głosie wyłapać można było irytację, ale także rozpaczliwy ton.
— Ani mi się śni, nie jest moim ojcem i nie będzie mi rozkazywać. Wieczni bohaterzy na siłę, przygłup, wybraniec i szlama — wypaliła Ginny, nie uważała tak, nie chciała nazwać tak koleżanki, nie tak została wychowana, ale uniosła się dumą i nie przeprosiła. Było jej z tym źle, pomyślała przez chwile co powie jej matka, a na pewno Molly się dowie, była pewna, że Hermiona poleci na skargę do Ron'a a ten powtórzy wszystko pani Weasley.
— COŚ TY POWIEDZIAŁA — nagle jak na zawołanie pojawił się wywołany w myślach Ginny Ron, przytulając zapłakaną Hermionę i spoglądając na własna siostrę z wyraźną złością, o tak gdyby wzrok mógł zabijać ruda prawdopobnie już leżałby trupem — masz ją natychmiast PRZEPROSIĆ! — czarodziej wręcz kipiał ze złości, a jego twarz poczerwieniała co powodowało iż zlewała się z kolorem jego włosów.
— MOWY NIE MA! Już mnie nie interesuje wasze zdanie — rudowłosa ciągnęła dalej, nie było odwrotu. Był zbyt dumna i uparta, aby teraz zrezygnować, pomimo ryzyka wciąż była gotowa iść za obecnymi na miejscu ślizgonami.
— Tylko dotrzemy do Hogwartu, poinformuje mamę, dostaniesz takiego WYJCA, że ci się odechce używać takich słow. A teraz chodź — Ron mocno szarpnął siostrę, a ta jęknęła z bólu.
— Puszczaj ją Wieprzlej! — wtrącił się Nott, a jego wyraźnie widoczny uśmiech zmienił się w grymas. Ginny była może i zdrajczynią, jednakże tak jak on pochodziła z rodu czystej krwi, ponadto była kobietą, a on został wychowany w szacunku do płci pięknej, nie mógł pozwolić na takie traktowanie dziewczyny, niezależnie od jej pochodzenia i poglądów. Chociaż skłamałby, że rudowłosa mu w tej chwili nie zaimponowała, nigdy nie spodziewałby się, że z ust któregokolwiek Weasely'a padnie słowo szlama.
— Nie będę z tobą rozmawiać. Nie wiem, jak używać wężowego języka gadzie — Ron płonął ze złości.
— Ty no nie wiesz, jak używać mózgu rudy - Zabini był nadal rozbawiony sytuacją, nie czekając na reakcję Rona, złapał zszokowaną Ginny za rękę — Chodź usiądziesz z nami wiewióra. — Giny odwróciła się na pięcie gotowa pójść za dwójką ślizgonów ignorując przekleństwa brata oraz jego odgrażanie się matką. Znajdzie własnych znajomych, chociażby mieli to być uczniowie z domu węża, ale jej myśli zakłócił głos Harry'ego, który do tej pory jedynie przyglądał się całej sytuacji.
— Ginny jeśli teraz z nimi pójdziesz nie masz po co do nas wracać — kiedyś może i słowa bruneta by nią wstrząsnęły, jednak w tej sytuacji miała je tam gdzie światło nie dochodzi.
— Nie zamierzam — wzruszyła ramiona — A, zapomniałabym z nami koniec Potter, masz ogromne mniemanie o sobie, masz się wręcz za boga, i szczerze nie wiem co w tobie widziałam — po tych słowach już nikt z golden trio się nie odezwał, nie byli w stanie, rudowłosa wprawiła ich w zbyt duże osłupienie, a dziewczyna oddaliła się z nowymi znajomymi.
— Wchodź, na razie jest nas dwóch, ale spotkanie prefektów chyba się skończyło. Będziemy mieć tu zaraz zaszczyt gościć szlachetne towarzystwo. Już nie mogę się doczekać miny Draco — Zabini otworzył drzwi jednego z przedziałów po czym skinieniem dłoni zaprosił rudowłosą i swojego przyjaciela — Teosiu ty również, w końcu panie przodem — brunet przewrócił oczami a Ginny zachichotała, ona również była zaciekawiona co na to Malfoy. Szczerze go nienawidziła, przez lata wyżywał się na jej rodzinie, a także i na niej samej. Zgodziła się pójść za ślizgonami pod wpływem emocji i szczerze zapomniał z kim się trzymają.
Draco szedł niechętnie korytarze, Pansy szczebiotała coś o wyprawie do Hogsmead, ale nie bardzo go to interesowało. Rozmyślał nad słowami, które podczas spotkania prefektów przekazała im McSztywna, a także nad misją, która powierzył mu Voldemort. Z zadumy wyrwał go dopiero widok jaki zobaczył po otwarciu przedziału, mało nie zemdlał na widok siedzącej tam rudowłosej gryfonki, która dyskutowała zawzięcie z jego przyjacielem o quidditchu.
— Ekhmm — odchrząknęła w celu zwrócenia uwagi uwieszona jego ramienia Pansy, a to oderwało Blaise'a i Ginny od szykującej się kłótni dotyczącej Armat i Harpii.
— Zobacz diabełku, wykrakałeś — zażartował Nott, jednak widząc minę Draco momentalnie spoważniał rezygnując z dalszych żartów.
— Czy was już do reszty pojebało? Co tu robi zdrajca krwi Weasley? — blondyn wskazał na rudowłosą udając złość, był w zaskoczony, ale z jakiegoś powodu w głębi ducha cieszył się na jej widok.
— Siedzę. A co nie widać? Masz tyle pieniędzy a na okulary cię nie stać? — fuknęła Ginny, na co Nott i Zabini zaczęli dusić się ze śmiechu, a Pansy przewróciła oczami, chociaż musiała przyznać, że mina blondyna ją też mocno bawiła.
— Słuchaj no Weasley! Nikt tak się do mnie zwracał nie będzie. A na pewno nie ktoś z Wieprzlejów! — mówiąc to stanął nad dziewczyną, próbując ją przestraszyć.
— Zostaw ją Draco, nie jest taka zła. Zgarnęliśmy ją po wielkiej aferze z udziałem Golden Trio — Nott próbował uspokoić sytuację.
— Kłótni, a to ciekawe? – Parkinson mocno się zaciekawiła, jak każda dziewczyna uwielbiała plotki, a szczególnie ceniła te, które dotyczyły gryfonów.
— A tak, czaicie, że obecna tu wiewóreczka nazwała Granger szlamą — Zabini był w wyśmienitym humorze, ruda rzuciła mu mordercze spojrzenie nie chciała o tym mówić. Parkinson otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. Nawet Malfoy się zainteresował, poluzował trochę spięcie na twarzy i usiadł obok rudowłosej.
— A skąd w twoim słowniku takie wyrazy Weasley – zapytał blondyn, nawet nie starając się ukryć rozbawienia.
— Dzięki Blaise — Ginny była wściekła - Nie twój interes tleniona fretko – Malfoy'owi szybko zszedł uśmiech z twarzy i już chciał coś powiedzieć, ale uprzedziła go Parkinson.
— Podoba mi się ten cięty język ruda – ślizgonka wstała i wyciągnęła dłoń w stronę gryfonki. — Pansy Parkinson dla przyjaciół Pans — dziewczyna podały sobie dłoń, a Ginny odetchnęła z ulgą. Reakcji czarnowłosej obawiała się nawet bardziej niż Malfoy'a. Ślizgonka była znana w Hogwarcie z porywczości i niekrytej nienawiści do wszystkiego co wiązało się z Golden Trio i gryfindorem.
- Albo mops – Blaise nigdy nie mógł powstrzymać języka za zębami. Parkinson spojrzała na niego wzrokiem bazyliszka.
- Ginny – rudowłosa podała rękę nowej koleżance – dla przyjaciół wiewiórka – powiedziała przewracając oczami, chcąc załagodzić sytuację i spojrzała zrezygnowana na Blaisa, który po tych słowach wyprostował się z dumą pokazując szereg białych zębów, które kontrastowały z jego karnacją.
Dalsza droga minęła im w spokojnej atmosferze. Nott szybko wyciągnął podręczniki skupiając swoją uwagę na nowych zaklęciach, Blaise pochrapywał, spiąć po zjedzeniu góry słodyczy, a Draco odpłynął w myślach udając zaciekawienie widokiem za oknem. Tylko Pansy i Ginny rozmawiały całą drogę o ciuchach, kosmetykach i wszystkich ploteczkach jakie ominęły rudą przez wakacje. Gryfonka szybko zaaklimatyzowała się w nowym towarzystwie, odkryła, że z Pansy łączy ją więcej niż ze wszystkim jej koleżankami razem wziętymi. Pierwszy raz czuła się naprawdę dobrze w towarzystwie innych, jakby w końcu odnalazła swoich. Nawet Malfoy zaczął ją intrygować, miała jakieś nieodparte wrażenie, że czarodziej tylko zgrywa tego chłodnego drania za jakiego wcześniej go uważała. Tylko gdzieś w zakamarkach jej umysłu krążyła myśl, iż ma naprawdę przejebane...
***
Opublikowałam tą książkę jakoś 3 lata temu, ale z nudów przeczytałam ją ostatnio i stwierdziłam, że potrzebuje wiele zmian. Dlatego macie o wiele dłuższy poprawiony pierwszy rozdział. Być może w kolejnych dokonam więcej zmian, mogą też pojawić się całkiem nowe dlatego zapraszam do czytania!
Miłej nocki ♥️
~ K.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top