XIX.
- Co z nią zrobimy? - cichy szept dwójki ludzi doleciał do moich uszu. Oczy miałam zamknięte. Nie chciałam dać po sobie poznać, że już się obudziłam.
- Nie wiem. Jest zarażona. Stanowi zagrożenie.
- Ale robiliśmy jej badania. Nic nie wskazuje na to by było coś nie tak, może oprócz krwi. Widać zarażone komórki, ale niezwykle jest to, że jej krew je zwalcza.
- Słyszałam z laboratorium, że podobno wykryto u niej też 2 grupę.
- Dokładnie - to był głos tego mężczyzny, a drugi należał chyba do tej kobiety. Nie miałam wątpliwości, że rozmawiają o mnie. - To niebywałe. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się coś takiego.
Delikatnie uchyliłam powieki. Stali do mnie tyłem, więc nic nie zauwżyli.
- Więc co robimy? Nie dostaliśmy żadnych rozkazów.
- Słyszałem - widać było, że mężczyzna ciężko nad czymś myśli. - Mam pomysł - powiedział w końcu.
Kobieta spojrzała na niego z uwagą, a w następnej chwili ja straciłam wzrok. Niech to szlag, przeklęłam w myślach. Zamknęłam je, bo nie było sensu udawać, że coś widzę i skupiłam się na słuchu.
- Trzeba ją przetestować.
- Niby jak? - dalej udawałam, że śpię.
- To proste - mężczyzna stwierdził to takim tonem, jakby to była oczywista rzecz. Wyobrażałam sobie minę tej kobiety. - Jeśli nie zareaguje na komórki zombie, znaczy że jest zdrowa.
- Nie do końca rozumiem.
- Czegóż tu nie rozumiesz Samaro? Jeśli się nie zmieni to znaczy, że być może będziemy mieć przełom.
- Czy myślisz o...?
- Dokładnie.
Okey i właśnie w tym momencie przestałam rozumieć, o co im chodzi. Jasne, chcieli mi podać komórki zombie (co znaczyło, że dadzą mi jego krew do mojej krwi) i zobaczyć, co się stanie (ja sama byłam ciekawa). A później przypomniałam sobie słowa Dereka "Jeśli jeszcze raz ugryzie cię zombie, umrzesz".
Puls mi przyspieszył, a coś zaczęło pikać obok mojego łóżka. Przestraszyłam się nie na żarty i prawie spadam z materaca.
Oboje do mnie podeszli.
- Widzę, że się obudziłaś - powiedział mężczyzna - Otwórz oczy.
- Nie - odpowiedziałam. Nie mogli ich zobaczyć.
- Otwórz.
- Nie.
- Dlaczego?
- Chcecie przeprowadzić na mnie jakieś badania i wiecie co? Nie zrobicie tego. Możecie mnie katować, torturować, ale to nic wam nie da.
Otworzyłam niewidzące oczy - ponieważ tylko ja mam nad tym kontrolę. - Podniosłam się z łóżka.
Usłyszałam przestraszona okrzyki.
- Jak to zrobiłaś?!
- Tim, uciekamy!
Zaczęłam iść w ich stronę. Czułam puslowanie jakiegoś środka w głowie, ale starałam się to ignorować. Powtarzałam sobie, że muszę być silna, bo przecież taka właśnie byłam prawda?
***
Zack
- Wiktoria! - krzyknąłem. Byłem właśnie w salonie i patrzyłem przez okno. Niki nie wróciła. Przekroczyła czas o 5 godzin. To nie mogło wróżyć niczego dobrego.
- Co jest? - dziewczyna stanęła w drzwiach.
- Sprawdź krótkofalówkę Niki - poleciłem jej.
- Jasne.
Po kilku minutach wróciła.
- Brak sygnału.
- Bateria się wyczerpała?
Pokręciła przecząco głową.
- Ktoś musiał ją zniszczyć.
- Co? - Nie dowierzałem.
- Nie ma jej na lini.
Minęła chwila, później dwie. W końcu powiedziałem, choć starałem się, żeby mój głos nie był zduszony. W głowie tylko mi szumialo "ty jej pozwoliłeś" "to twoja wina".
- Zbierz wszystkich na dole za 5 minut. Zwołuje zebranie.
- Oczywiście - głos miała pewny, ale słyszałem w nim strach. A później podeszła do mnie i delikatnie przytuliła. - Nic im nie będzie Zack.
Chciałbym, dodałem w myślach.
Cześć!
Mam pytanie, co sądzicie o tym, żeby pisać rozdziały z perspektywy innych osób, niż tylko Niki?
Czekam na Wasze odpowiedzi ^^
claire1902
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top