XI.

Człowiek w takim momencie ma ochotę zamknąć oczy i ich nie otwierać. Jak na ironię (oczywiście w moim świecie nie może być inaczej) teraz widziałam.
Zdążyłam krzyknąć tylko "na ziemię", gdy padł pierwszy strzał. Tym razem nikt nie dostał, ale wątpiłam, czy będziemy mieć tyle szczęścia, kiedy to wszystko zacznie się na dobre. Liczyłam tylko na to, że nikt nie zginie z mojego powodu.
Zamiast paść na ziemię, pobiegłam po moja broń. Miałam już plan.
Porwałam nóż i natknęłam się na Drew, który stał w korytarzu, bo widocznie musiał wcześniej opuścić "gabinet'' Dereka. O dziwo w jego oczach nie było strachu.
- Niki, co się dzieje? - zapytał.
- Nic takiego - odparłam.
Obok w pomieszczeniu spał Denis, który cichutko oddychał.
- Drew?
- Tak?
- Wejdź do pokoju Denisa, a ja zaraz wracam - powiedziałam. - Nie otwieraj nikomu, rozumiesz?
- Tak.
Pobiegłam korytarzem. Było o wiele prościej szukać rzeczy, kiedy się widziało.
Po kilku strasznych minutach znalazłam w końcu "pokój", w którym było dość sporo jedzenia. Stały tam butelki z wodą, kilka kartonów z puszkami, makaron, ryż, konserwy mięsne, przekąski, batonik energetyczne, kawa i wiele innych rzeczy. Najwyraźniej wypady po jedzenie przebiegły pomyślnie.
Porwałam jeden karton i wpakowałam do niego sporo jedzenia i picia, a następnie wzięłam się za poszukiwanie składu leków. Znalazłam go po kilku minutach. Wzięłam jeden listek leków przeciwbólowych, dwa bandaże i kilka plastrów, a następnie wybiegłam i skierowałam się z powrotem do pomieszczenia, gdzie zostawiłam chłopców.
Byli tam cali i zdrowi.
- Niki?
- Tak? - powiedziałam, stawiając rzeczy na podłodze pod ścianą. W pokoju było łóżeczko Denisa, dość duży fotel, by można było w nim spać i kilka koców na podłodze. Może nie było to wiele, ale zawsze coś.
- Słyszałem strzały...co się dzieje?
Stwierdziłam, że nie ma sensu okłamywać chłopca. W końcu i tak dowiedziałby się prawdy.
- Posłuchaj Drew, nie mam dużo czasu, także powiem Ci w skrócie. Tutaj - zatoczyłam ręką duże koło - przyszli źli ludzie, którzy kiedyś bardzo mnie skrzywdzili i teraz ja muszę ich.. - zawiesiłam się, nie wiedziałam, jak wytłumaczyć to chłopcu.
- Zabić? - podsunął.
- Tak - Odetchnęłam. Być może Drew dorósł szybciej, niż mi się wydawało.
- Masz tutaj nóż - dałam mu go do ręki. - Pamiętaj, żeby stąd nie wychodzić. Mam nadzieje, że nic wam nie będzie, ale gdyby jednak coś się działo, to po prostu postarajcie się przeżyć, dobrze? Gdybyśmy nie wrócili, nikt z naszej grupy, to zostanie tutaj. Teren jest nawet dobrze strzeżony, a jedzenia powinno wam starczyć na jakoś czas. - W tym momencie usłyszałam serię strzałów i głos szefa gangu.
- Dziękuję.
- Nie ma za co.
- Kocham was - uściskałam go szybko i wyszłam z pokoju. Na plecach miałam broń. Zamknęłam drzwi. Nic więcej nie mogłam dla nich zrobić. Miałam nadzieję, że przeżyją, ale...wolałam nie myśleć, co by było gdyby.
Zachowywałam się cicho. Byłam wściekła, ale nie pozwoliłam by emocje wzięły nade mną górę. Tylko jeśli zdołam zachować spokój, mogę wygrać. Wślizgnęłam się z budynku. Znajdowałam się z tyłu, a przy sobie miałam tylko mój nóż, ale to musiało wystarczyć.
Przysunęłam się, jak najbliżej ściany i przesuwałam powoli w prawa stronę. Miałam nadzieję zaskoczyć ich w momencie, gdy nie będą się tego spodziewać.
Byłam maksymalnie skoncentrowana, a wszystkie zmysły miałam wyczulone, na każdy najmniejszy ruch, szelest materiału czy dziwny zapach.
Lekko wysunęłam głowę za ścianę, ale niczego nie zauważyłam. Przebiegłam całą drogę i dotarłam do końca spocona, jak szczur.
Przykucnęłam i powtórzyłam poprzednią czynność. Spostrzegłam grupę liczącą co najmniej 30 osób. Nie było tam ani jednej kobiety i ani jednego dziecka, co było wiadome, ale wiecie wolę wszystko napisać, żeby później nie było niedomówień.
Każdy mężczyzna był ubrany w skórzaną kurtkę, wysokie górskie buty (Serio? Było ponad 25 stopni, ale czemu nie? Można? No można...) i spodnie, zazwyczaj także w ciemnym kolorze, choć jeden facet miał na sobie krótkie hawajskie spodenki (Nie pytajcie. I wiecie co? Niewidzenie też ma swoje dobre strony, w takich przypadkach najczęściej je widać).
- Niki! - usłyszałam, jak szef gangu krzyczy moje imię i dostrzegłam, że wychodzi z szeregu. Stanął przodem do budynku i patrzył się na to okno, gdzie przed kilkunastoma minutami byłam. - Wiem, że tam jesteś dziewczyno. Nie zdołasz się przed nami ukryć. Zawsze cie znajdziemy. - powiedział donośnym głosem.
Przełknęłam ślinę i dalej patrzyłam kątem oka na rozgrywająca się przed moimi oczami sytuację. Zastanawiałam się, gdzie są teraz moi bliscy. Mogłam mieć tylko nadzieję, że nie zrobią nic głupiego i nie postanowią mnie ratować.
- Żeby cię przekonać, żebyś jednak do nas wyszła to mamy propozycję. Nie zabijemy nikogo z twoich przyjaciół, ani tego chłopaka, na którym ci tak bardzo zależy (w tym momencie zachłysnęłam się powietrzem), ani też tych dwóch chłopców (a tutaj myślałam, że to powietrze w płucach mnie udusi).
Myślałam gorączkowo, a minuty mijały.
- To jak będzie?
Przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie. W naszym starym domu, kiedy stałam naprzeciwko tego faceta. Byłam wtedy przestraszona trzynastolatką, która w jednej chwili straciła wszystko. Wtedy nie miałam na to wpływu, ale teraz? Teraz mogłam ich ocalić. Mogłam to zrobić. Nie, ja musiałam to zrobić.
Podjęłam decyzję i wyszłam z ukrycia.

Hej ;)

Chciałabym, żebyście zerknęli na opowiadanie alalsonic_03.

Idzie mu całkiem nieźle i moglibyście ocenić jego postapokaliptyczny świat zombie :)

Dziękuję za uwagę ^^

claire1902

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top