LI.
Niki
Spojrzałam na brata w świetle zachodzącego słońca. Jego włosy rozjaśniły się o jeden odceń i teraz wyglądał bardziej na blondyna niż bruneta, ale to akurat było mało ważne.
Zanim wyszliśmy z tej szopy, jeszcze ja opowiedziałam swoją wersję wydarzeń. Teraz siedzieliśmy oboje na warcie. Luck, Bradd i Chadd zwzięcie dyskutowali, śmiali się i wygłupiali niedaleko. Kiedy Luck zobaczył ojca wyglądał, jakby zobaczył co najmniej kosmitę. A później rzcuili się sobie w objęcia. Popłynęło kilka łez, chociaż wszyscy udawali, że niczego nie widzą, to zapanowało wzruszenie. Ash siedział koło swojego ojca i przyglądał mu się z zaciekawieniem. Chadda nie obchodziło to, że chłopak nie odzyskał pamięci. Liczyło się dla niego tylko to, że jego syn żył i wierzył, że w końcu wróci mu pamięć i wspomnienia. Ja zostałam zapoznana z Isis i Liz. Przywitałam się z Derekiem, ale nie mogłam zrozumieć, dlaczego ma taki cień w oczach, dlatego teraz siedziałam obok Zacka i czekałam na to, co powie. Nie pośpieszałam go, chociaż miałam wrażenie, że to co powie, nie za bardzo mi się spodoba.
W końcu zaczął mówić, ale nie patrzył przy tym na mnie.
- Pewnie zauważyłaś, ze nie ma z nami Wiktorii. Specjalnie przy swojej opowieści nie wspominałem o niej, bo bałem się, jak zareagujesz. Wiem, że to była twoja najlepsza przyjaciółka, jeszcze zanim zaczęła się apokalipsa, ale najpierw proszę cię, żebyś wysłuchała do końca tego, co chcę powiedzieć.
Zack spojrzał na mnie. Zaschło mi trochę w ustach, więc przełknęłam ślinę i czekałam na dalszą część.
- Kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że stało się coś złego, zaczęliśmy cię szukać. Ja, Wiki i Luck. Derek został z Denisem.
- Czy on...?
- Tak, ale nie obwiniaj o to Dereka. Dużo się wydarzyło. Net teraz bardzo mu pomaga.
Nie zrobiłam żadnego ruchu, ale dalej uważnie słuchałam. Nie zamierzałam obwiniać Dereka. Wiedziałam, że czasami nie mamy wpływu na to, co się dzieje w naszym życiu.
- Zaczeliśmy poszukiwania w bibliotece. Wiki znalazła książkę - prawdopodobnie tę samą, co ty - i zaczęło się piekło. Przyjechali jacyś ludzie. Zaczęli strzelać. Było ich za dużo, a my mieliśmy za mało czasu i amunicji. Wiki dostała w udo. Miała uszkodzoną tętnicę. Nie mogliśmy nic zrobić, żeby jej pomóc. Poświęciła się, żebyśmy mogli uciec. Zginęła jak bohaterka.
Urwał. Czekał na moją reakcję. Powoli docierały do mnie jego słowa, które były jak noże. Wbijały się w moje serce. Nie żyła moja najlepsza przyjaciółka, z którą dzieliłam wszystkoie sekrety, z którą przegadałam tysiące godzin, z którą wylałam miliony łez i z którą godzinami się śmiałam. Wszystkie wspomnienia z nią napływały mi do głowy. Zabrakło mi powietrza.
Zackowi zadrżał głos.
- Jej ostatnimi słowami były: ''Powiedzcie Niki i Derekowi, że ich kocham".
Rozpłakałam się. Pozwoliłam się przytulić bratu. Słońce dawno zaszło, kiedy w końcu się uspokoiłam. Siedziałam i waptrywałam się w przestrzeń. Zack się nie odzywał.
- Idę na spacer - powiedziałam w końcu do brata. Miał zmartwione spojrzenie, ale nic nie powiedział. Musiałam to wszystko przemyśleć. Poszłam tylko do namiotu, który teraz dzieliłam z dwiema dziewczynami. Tylko Isis była w środku. Weszłam tylko po moją broń i zaraz wyszłam, odprowadzona zaskoczonym spojrzeniem dziewczyny.
Szłam powoli. Nie musiałam się śpieszyć. Myślałam głównie o Wiktorii, ale też o tym jak bardzo zmieniło się moje życie. Nie miałam wątpliwości, że miałam więcej szczęscia, niź dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzkości. Jednak czasami chciałabym się znaleźć na miejscu któregoś z tych ludzi, którzy umarli. Trupy nie czują emocji, bólu. Nie muszą się mierzyć z problemami. Nie płaczą. Nie kochają. Ich egzystencja sprowadza się tylko do jednego celu.
Wdrapałam się na dach domu, w którym kilka godzin wcześniej jeszcze mieszkałam. Noc była wyjątkowo gwieździsta, a księżyc świecił bardzo jasno.
Kiedy stałam na ostatnim stopniu, zorientowałam się, że ktoś tam już siedzi.
- Ash? - zapytałam. Chłopak odwrócił się do mnie. Na jego twarzy pojawiło się zdumienie, kiedy mnie ujrzał.
- Niki? - zapytał.
Stałam tak przez chwilę i nie wiedziałam, co zrobić. W końcu rzuciłam się na niego. Po moim policzku znowu ciekły łzy. Znowu Niki, serio? Znowu?
Miałam to gdzieś. Jednak go odzyskałam!
Wziął moja zapłakaną twarz w dłonie i pocałował. Czułam się tak, jakby w mojej piersi był ptak i chciał się uwolnić. Lekkość i bezgraniczna radość otuliły mnie i unosiły.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że właściwie to tak wyglądało nasze pierwsze spotkanie, kiedy byliśmy sami. Miałam wrażenie, że ktoś stoi obok mnie i przytula się do moich pleców, a później się uśmiecha i odchodzi.
Miałam przeczucie, jakby to była Wiki, która teraz w spokoju mogła przejść na drugą stronę. Uśmiechnęłam się.
Siedzieliśmy jeszcze długo na dachu i rozmawialiśmy o wszystkim, co się do tej pory wydarzyło. Ash powiedział mi, że czuł się, jakby był uwięziony i mimo, że krzyczał, to nikt go nie słyszał. W końcu kiedy mnie zobaczył pręty puściły i pamięć mu wróciła. Wrócił on.
Siedziałam przytulona do niego i słuchałam jego spokojnego głosu, jego śmiechu. Cieszyłam się, że po prostu jest obok mnie. Jednak dopiero wtedy, kiedy spojrzałam na niego w świetle księżyca, spojrzałam w głębię jego oczu, zdałam sobie sprawę, jak bardzo mi go brakowało i jak bardzo go kocham. Nie mogłam powiedzieć, że Will nie był dobrym chłopakiem, ale to Ashtona naprawdę kochałam.
W końcu było dobrze.
Znalazłam brata.
A Ash i Luck znaleźli ojców.
Isis była szczęśliwa z Zackiem.
A ja?
Cóż ja też byłam szczęśliwa. W końcu...
Cześć!
Tak oto pojawia się ostatni rozdział tegoż opwiadania. Powiem Wam, że ciężko rozstać mi się z tą historią, ale przecież czeka jeszcze na nas epilog, więc ja się żegnam i do zobaczenia po raz ostatni w kolejny piątek!
Trzymajcie się ^^
claire1902
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top