IV.

- Macie wszystko?
- Tak - odpowiedziała Wiktoria. - Jest cała broń, która nam została, jedzenie oraz ubranie i wszystkie pozostałe rzeczy.
- Świetnie - skomentował Zack. - Niki, ty jedziesz ze mną. Derek z Wiktorią i chłopcami, a Luke i Ash razem. Jasne? I bez żadnych kłótni.
Zaskoczyło mnie, że Luke i Ash się dogadują, ale najwyraźniej dużo rzeczy się zmieniło. W czasie tych kilkunastu dni, wszystko sobie wyjaśniliśmy z Zackiem. Było dużo płaczu, zgrzytanie zębów i krzyków, ale w końcu cała sytuacja została wyjaśniona. Ustaliliśmy, że mama może żyć i będzie trzeba to sprawdzić, więc aktualnie to był cel naszej podróży. Dowiedziałam się również, że Hayden została w domu, bo miała na nas zaczekać, kiedy wrócimy z tamtego wypadu. Doszliśmy do wniosku, że gang musiał zbombardować nasz dawny dom. W tamtym momencie polało się dużo łez, gdy opowiedziałam mu o widoku Alishii na drzewie oraz poturbowanej i umierającej Hayden. W tamtej chwili moim ciałem wstrząsały konwulsje, ale to Zacka zżerało poczucie winy, chociaż on nie mógł temu zapobiec. Stało się to, czego się bałam. Gang mnie dalej ściągał. Powiedziałam mu również o tamtym spotkaniu z gangiem, gdzie schroniłam się w ścianie budynku. Pominęłam oczywiście sprawę z Ashem, ale miałam wrażenie, że on i tak o tym wiedział. Chyba to był po prostu braterski instynkt. Została jeszcze tylko sprawa z Darią. Mimo, że miałam nadzieję, że moja, poprawka nasza mama dalej żyje, to najpierw musiałam znaleźć Darię. Obiecałam to wujkowi.
Nie mam pojęcia, ile z tego, co powiedziałam bratu zostało ujawnione, ale szczerze nie obchodziło mnie to.
- Możemy jechać? - zapytałam Zacka.
- Tak - potwierdził i wszyscy wsiedliśmy do samochodów.
Jechaliśmy krótko. Mieliśmy 3 krótkofalówki, po jednej w każdym samochodzie. Ja z Zackiem miałam wysiąść przy domu Darii i poszukać z nim jeszcze jakiś wskazówek, gdzie mogłaby się ukryć, a reszta miała jechać dalej. Mieli co jakiś czas zostawiać ślady po sobie. Miałam nadzieję, że się później jakoś odnajdziemy.
Zack nacisnął jakiś klawisz i usłyszłam szum. Podał mi urządzenie.
- Odbiór, jesteście tam?
- Jesteśmy, żyjemy - odpowiedziała Wiktoria. Jedziemy na południowy zachód, tam podobno może być bezpiecznie.
- Jasne - odparłam - Ash? Luke?
- Jesteśmy - odparł Luke. Zabolało mnie to, że Ash nie odpowiedział, ale nie dałam po sobie tego poznać.
- Okey. Jedźcie dalej. Widzi... - chciałam powiedzieć widzimy się, ale to nie była by prawda, wiec powiedziałam - spotykamy się na miejscu. - Chyba nikt nie zauważył mojego słownego potknięcia.
- W porządku? - zapytał brat, kiedy wysiedliśmy z samochodu, a ja wyłączyłam sprzęt.
- Tak.
Nauczyłam się, że krótkie i treściwe odpowiedzi są najlepsze.
- Dobra - powiedział to takim tonem, jakby nie do końca mi wierzył, ale nie drążył tematu, za co byłam mu wdzięczna.
Szukaliśmy długo, dopóki Zack nie powiedział, że ma dość. Wtedy wsiedliśmy do samochodu i zamierzaliśmy odpocząć. Położyliśmy siedzenia, ale ja nie umiałam spać. Przekręcałam się z boku na bok, aż usłyszałam spokojny i głęboki oddech Zacka. Leżałam na plecach. Nie miałam pojęcia, co jeszcze mogłabym zrobić. Przeszukaliśmy cały dom (z jakiegoś powodu nie było tam ciała wujka, a ja wolałam nie myśleć, co się z nim stało), stodołę i pole za nią. Nic! Nic! Ani jednej pieprzonej wiadomości. Oczywiście to Zack był moimi oczami, ale to ja spędzałam większość czasu na zabawie na dworze z Darią, wiec mówiłam mu, gdzie moglibyśmy coś znaleźć. Ale nie znaleźliśmy żadnego "cosia".
I wtedy mnie oświeciło. Czerwona łopatka. Porcelanowa lalka. Dół, pod budą Lucky. Tam będzie odpowiedź!
Podniosłam się tak szybko na klęczkach, że zapomniałam, że jestem w samochodzie i huknęłam głową o dach. Bolało...Rozmasowywałam to miejsce i skupiłam się na znalezieniu klamki. Wzięłam jeszcze moją broń, która położyłam na ziemi i cicho otworzyłam drzwi. Wyszłam z samochodu. Było cicho, a majowe powietrze było wilgotne, ale i ciepłe.
Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do przodu. Zmysły miałam maksymalnie wyczulone. Nie mogłam pozwolić sobie na chwilę wytchnienia. Potrzebowałam całkowitego skupienia.
Po czasie, który wydawał mi się wiecznością, w końcu doszłam do budy Lucky. Nie natknęłam się na żadnego zombie, ale byłam zestresowana. Odetchnęłam kilka razy głębszym oddechem i oparłam ręce na biodrach. Wymacałam ziemię i brzeg budy, a później ja odsunęłam. Swoją drogą chciałam wiedzieć, co się stało z suczką. Wytężyłam słuch, ale było cicho. Przesunęłam budę jeszcze kawałek i poczułam pod palcami uklepaną ziemię. Palcami odgarnęłam piach. Czułam robaki, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Najważniejsze to było znaleźć wiadomość. Po kilku chwilach poczułam, że moje palce haczą o kawałek szkła. Znalazłam! Delikatnie wyjęłam z ziemi szkatułkę. Odgarnęłam resztki ziemi i otworzyłam ją. Byłam podekscytowana. Wymacałam lalkę oraz jakiś kawałek papieru. Jest! Jest! To jest to. Schowałam kartkę do mojej torby (tak, dokładnie śpię z torba w takich warunkach, nie pytajcie), zamknęłam z powrotem pudełko. Lalka została w pudełku. Nie wiedziałam za bardzo, co mam z nią zrobić. Nie chciałam jej tu zostawiać, wiec ją też schowałam. Podniosłam z ziemi nóż i wstałam. Kiedy się obróciłam usłyszałam charczenie. Przyszedł czas, żeby zmierzyć się z zombie. Teraz byłam zdana tylko na siebie.

Hej :)
Nie wiem dlaczego, ale ten rozdział nie za bardzo mi się podoba. Coś mi w nim nie pasuje, ale ocenę zostawiam Wam.
claire1902

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top