XXV.
Ważna notka pod rozdziałem!
Ash dotknął mojego ramienia. Wzdrygnęłam się pod jego dotykiem. Popatrzyłam na ciało Hayden, leżące na ziemi. Oczywiście wiedziałam, że trzeba będzie je pochować, ale jakoś nie mogłam tego przeboleć, że będę musiała zasypać to ciało ziemią. Nie...nie...nie...nie.
Błagam.
- Niki? - odezwał się Luke - musimy iść.
Popatrzyłam na niego, jak na wariata. Czy on był ślepy? Ja nie mogłam stąd iść!? Nie mogłam!
- Nigdzie nie idę. - odparłam.
- Nie wygłupiaj się. - powiedział. - Oni mogła tu wrócić.
- I dobrze. Niech wracają. - wzięłam głęboki oddech wstałam, otrzepałam się z sadzy i wrzasnęłam na całe gardło - Tchórze! Wracajcie tu! Walczcie!
Ale oni nie przyszli, a ja zamiast tego miałam w buzi rękę któregoś z chłopaków. Próbowałam się wyrwać, ale coś mi to nie wychodziło i w końcu dałam za wygrana, ale tylko na chwilę, bo kiedy mój napastnik poluźnił uchwyt, wbiłam mu łokieć w brzuch i zaczęłam uciekać. Nawet nie wiedziałam, gdzie biegnę, ale to się nie liczyło. Musiałam ich znaleźć! Musiałam!
Dostałam czymś ciężkim w plecy i upadłam na beton. Na pewno zdarłam sobie ręce i kolana, ale to się nie liczyło. Nic się już nie liczyło.
Po chwili na moim ciele ktoś wylądował, zdążyłam się tylko obrócić.
- Niki! - wrzasnął Ash - co ty wyprawiasz do diabła?! - dodał już nieco ciszej, choć ciągle był wściekły.
- Puszczaj! Puszczaj mnie! Ja muszę ich znaleźć. - nie krzyczałam, ale też nie mówiłam spokojnie. To był taki podniesiony, bardzo podniesiony ton głosu.
- Nie puszczę cię.
- Dlaczego?
- Bo...nie pozwolę dać ci się zabić. - powiedział w końcu i spojrzał mi w oczy. Wydawało mi się, że chciał powiedzieć coś innego, ale nie miałam pewności.
- Dobra, nigdzie nie pójdę. - westchnęłam. Naprawdę nie miałam zamiaru nigdzie iść.
- Na pewno?
- Tak. - Ash delikatnie zszedł ze mnie i popatrzył z powątpiewaniem, jak wstaję, ale kiedy stanęłam obok niego i obróciłam się w stronę dawnego domu, zapytał:
- Wracamy?
- Tak, chyba tak. - odeszliśmy kilka kroków, ale wtedy Ash się zatrzymał i powiedział. - Niki, przeczytaj ten list.
- Co? Po co? Teraz?
- Tak. - kiwnął głową chłopak i spojrzał na kartki trzymane w mojej dłoni.
Drżącymi rękami odwinęłam papier i zaczęłam czytać. Momentalnie zbladłam. Nic nie mówiąc oddałam chłopakowi list, w którym były następujące słowa:
"Niki, mam nadzieję, że uciekniesz szybko stamtąd, gdzie teraz przebywasz. Niedługo nie będzie tam bezpiecznie. Weź zapasy i udaj się w podane niżej miejsce. Tam znajdziesz bezpieczne schronienie. Śpiesz się."
Poniżej były wypisane współrzędne geograficzne.
Ostatnie zdanie dopisane na szybko brzmiało.
"Nie zabieraj ze sobą nikogo. Najlepiej ucieknij w nocy. "
Zrozumiałam wszystko. Luke nie odszedł od swojej grupy. On jej pomagał. To dlatego chciał mnie zabrać samą, a zostawić Asha i dzieci.
Dzieci...Boże...
Rzuciłam się do biegu, wyciągając broń i przygotowując się na starcie ze swoim dawnym przyjacielem i chłopakiem, który odszedł w chwili, kiedy przyłączył się do grupy, która zabiła moją rodzinę.
Hej
Nie będę przedłużać tylko od razu przejdę do rzeczy. Ostatnio otrzymałam dość sporą liczbę wiadomości, w których pisało, że moje opowiadanie jest...pominę ten epitet i, że mam je od razu skasować i przestać pisać. Wyjaśniam więc, że jeśli komuś przeszkadza moja forma pisania, bohaterowie czy cokolwiek innego to nic go tu nie trzyma. Macie wolną wolę! A jeśli komuś coś się nie podoba, to niech przynajmniej ma odwagę napisać to w komentarzu, a nie obrażać mnie w wiadomościach prywatnych. Nie wymieniam tutaj nazw osób, które pisały do mnie takie wiadomości, bo nie o to mi chodzi, ale przemyślcie to sobie.
Chciałabym podziękować @bobi115 ponieważ napisał na mojej tablicy bardzo miłe słowa, które mnie zmotywowały i sprawiły, że miałam ochotę dalej pisać pomimo wcześniejszych przykrych wiadomości.
Dziękuje za uwagę.
Dobranoc! :)
claire1902
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top