XXX.
Wiedziałam, że rzucanie się na uzbrojonego faceta, dwa razy większego ode mnie to samobójstwo, ale w tamtej chwili mnie to nie obchodziło. Miałam nadzieję, że Marcin żyje. Dalej nigdzie nie widziałam Zack'a.
Mężczyzna oczywiście odparował mój cios. Wygiął mój nadgarstek tak, że nóż upadł na podłogę. Wydałam krzyk frustracji i gniewu. Bez wątpienia wiedziałam, że tak to się skończy, ale mimo to i tak za drugim razem, postąpiłabym tak samo.
Rodzice klęczeli przy ciele mojego młodszego brata i płakali. To był jasny przekaz.
Marcin nie żył.
Próbowałam wyszarpnąć się mężczyźnie, ale ten za mocno mnie trzymał. Wszyscy mieli na ustach głupawe uśmieszki, jakby cieszyli się z tego, że ja cierpię. Jak można być takim potworem? Człowiekiem bez uczuć? Nie rozumiałam tego.
W głowie układał mi się plan. Może nie był on genialny, ale lepsze coś niż nic. Przestałam się szarpać, a facet w skórzanej kurtce po chwili rozluźnił uścisk. To wystarczyło. Wywinęłam się szybko i stanęłam do niego przodem. Podniosłam swój nóż, ciągle nie spuszczając z niego wzroku. On również wyjął broń. Chyba to był rewolwer. W drugiej ręce trzymał myśliwski nóż.
Czułam, że ktoś wgapia się w tył moich pleców. Byłam pewna, że to któreś z moich rodziców. Udałam, że muszę odejść kawałek w bok, żeby mieć lepszą pozycję. Facet niczego się nie domyślił. Spojrzałam na bok. Tata patrzył na mnie tak, jakby chciał mi powiedzieć, coś konkretnego. Niestety, nie mogłam się domyślić, co. W końcu lampka w mojej głowie zaskoczyła. Tata spojrzał na schody i na mnie.
Jasne, chciał, żebym uciekła, ale ja nie mogłam Jak miałam ich tu zostawić?
Bandzior skoczył na mnie, ale ja uskoczyłam do tyłu. Tata się podniósł i skoczył na mężczyznę. Po moich policzkach ciekły łzy. Wiedziałam, że zrobił to dla mnie, żebym mogła uciec. Rzuciłam się w stronę schodów. Ostatnie spojrzenie na rodziców. Usłyszałam cichy wystrzał. Ciało taty jakby w zwolnionym tempie upadało na podłogę, a po korytarzu rozlewała się krew. Mama się podniosła i rzuciła w stronę mężczyzn. Więcej nie mogłam oglądać. Zdawało mi się, że zanim wstała, powiedziała:
- Uciekaj Niki, uciekaj! Pamiętaj, że cię kochamy...
Później jej krzyk zgubił się w ogólnym harmidrze.
Miałam nadzieję, że po drodze spotkam Zack'a. Niestety nie mogłam na niego czekać, bo za mną ruszyli dwaj mężczyźni. Zbiegałam po schodach tak szybko, że obraz rozmazywał mi się przed oczami. Nie miałam pojęcia, co zrobię, kiedy już odbiegnę na dół. Chyba liczyłam na cud. Cieszyłam się, że w moim ciele jest adrenalina, bo kiedy ona opadnie, pozostanie już tylko pustka i głęboki smutek. Nigdy nie zdołam się pozbierać po stracie rodziny.
Teraz liczyło się już tylko przetrwanie. To, o co tak długo walczyłam, przestało istnieć.
Moja rodzina umarła.
Zack znowu zaginął.
A ja, no cóż, byłam sama, bezbronna. Bez dachu nad głową i jedzenia.
Kiedy byłam już na parterze, myślałam, czy nie lepiej byłoby zginąć razem z rodziną, ale nie mogłam dłużej myśleć, bo przed oczami widziałam już drzwi wyjściowe.
Bez namysłu otworzyłam je i wypadłam na zewnątrz. Na świat, który już nigdy nie będzie taki sam.
Hejo :)
Dodaję tak szybko, bo wyjeżdżam i nie będzie mnie przez tydzień. Nie wiem, czy uda mi się coś napisać. Postaram się dodać, jak najszybciej ;) Przepraszam za błędy.
claire1902
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top