XXVIII.
- Boże, dzieci! - krzyknęła mama, podbiegając i przytulając nas. Oczywiście nie obeszło się bez łez. Nawet Zack uronił jedną, czy dwie.
Po chwili wszyscy staliśmy przytuleni na środku korytarza w zrujnowanym bloku, wokół którego krążyły zombie.
Wreszcie poczułam, że szczęście się dl mnie uśmiechnęło.
Wszyscy wyglądaliśmy strasznie. Mama chyba musiała zgubić gdzieś swoje okulary, bo kiedy patrzyła gdzieś dalej, mrużyła oczy. Poza tym zeszczuplała (chociaż zawsze była bardzo szczupła, czasami nawet za), ale teraz wyglądała jak wieszak na ubrania. Była ładną kobietą o rudych włosach z pięknym uśmiechem. Miała szare oczy, tak jak Marcin.
Mój młodszy brat urósł, ale także zeszczuplał. Miał blond włosy, które teraz od wilgoci strasznie się kręciły. Kiedy było sucho, nie było lepiej, ale teraz wglądał, jakby miał afro. Jego szare oczy, były jasne, takie jak moje.
Byłam szczupłą dziewczyną, raczej nie za bardzo umięśnioną, jak już mówiłam, miałam szare (bardziej stalowoszare) i brązowe, półdługie włosy. Wysokie czoło, przykryte grzywką, która cały czas zlatywała na bok. W końcu tak zostało, a ja się do tego przyzwyczaiłam. Miałam przekute uszy. W sumie cztery dziurki. W prawym uchu dwie obok siebie, a w lewym jedna na płatku ucha, a druga na chrząstce.
- Chodźcie, tu nie jest bezpiecznie. - Stwierdził tata.
Był szczęśliwy, ale jednocześnie bardzo skupiony. Denerwował się. Zawsze wydawało mi się, że nic nie może wytrącić go z równowagi, a tymczasem myliłam się. Był raczej takim tatusiowatym mężczyzną z niezbyt rozwiniętymi mięśniami brzucha, za to miał silne ręce...i nogi. Na głowie nie miał prawie w ogóle włosów i nigdy, ale to przenigdy nie krzyknął na mnie. Nie dotyczyło to jednak moich braci. Ja stanowiłam wyjątek i podobało mi się to. Skinęłam głową i ruszyłam pierwsza. Zeszliśmy ze schodów. Znajdowaliśmy się na 3 piętrze. Mój młodszy brat, który szedł obok mnie, zatrzymał się przy mieszkaniu sąsiadki. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Czemu stanąłeś? - spytałam Marcina.
- Bo tu mieszkamy. - odpowiedział niepewnie chłopiec.
- Tu? - jęknęłam, patrząc na obdrapane drzwi Pani Gic.
- O co chodzi Niki? - spytał tata, stając obok młodszego syna.
- O nic. - odpowiedziałam. Nie mogłam im powiedzieć, że miałam dziwne uczucie, że stanie się, coś złego. Uznaliby mnie za wariatkę, a i bez tego miałam dość kłopotów. Byłam pewna, że w tym bloku nie ma nikogo oprócz nas.
- W takim razie chodźmy, jak już mówiłem, tu nie jest bezpiecznie.
Pokiwałam głową i weszliśmy do środka.
Mama zrobiła nam zimną herbatę i wszyscy usiedliśmy przy stole. Było tak jak dawniej, ale wyczuwało się, że nic nie jest takie, jak przedtem. Po prostu coś się zmieniło i trzeba to było zaakceptować. Nawet jeśli się nie chciało.
- Podróżowaliście? - spytał Zack, zanim zdążyłam się odezwać. Miałam ważne pytanie, które cisnęło mi się na usta. Jak widać, musiałam jednak poczekać.
- Trochę. - odpowiedział tata. - Ale później i tak tu wróciliśmy.
- Dlaczego?
- No cóż, kiedy Niki uciekła, żeby odciągnąć zombie, byliśmy zszokowani. W pośpiechu pozbieraliśmy wszystkie niezbędne rzeczy i ruszyliśmy za nią. Niestety nie znaleźliśmy żadnego śladu, za to natknęliśmy się na sporą grupę zarażonych. Zaczęliśmy uciekać, ale było pewne, że nie damy rady. Wtedy rozdzieliliśmy się. Louise, Klara i Luke pobiegli w stronę dzielnicy przemysłowej, a my w stronę centrum. Mieliśmy zgubić trupy i jeszcze tego samego dnia, wrócić do domu. Niestety nie wrócili. Ani tego dnia, ani następnego. Więcej ich nie widzieliśmy.
Przełknęłam ślinę. Wiedziałam, że rodzina nie przyjmie dobrze tego, co miałam im do powiedzenia. Już miałam otworzyć usta, żeby wygłosić to, co od dawna leżało mi na sercu, ale tym razem uprzedził mnie tata.
- A jak było z wami? Kiedy się spotkaliście?
- W starym magazynie. Niki przyszła któregoś dnia. Była zmęczona i przestraszona, więc się nią zająłem. Ucieszyłem się, że nie muszę być sam. Po drodze tutaj nie napotkaliśmy żadnych przeszkód. Nic się nam nie stało.
- A ty Niki, długo byłaś sama? - spytała mama zmartwiona.
Zastanowiło mnie, dlaczego Zack ominął fragment o zaszyfrowanej wiadomości, o ugryzieniach, o ucieczce no i pominął prawie wszystko. O całej sytuacji opowiedział bardzo ogólnikowo. Przecież spotkaliśmy się po prawie 3 miesiącach, a on mówi o tym, jakbyśmy się spotkali po kilku dniach.
Poczułam, że ktoś mi się przygląda.
Zack.
Miał dziwny wzrok. Jakby chciał mi coś powiedzieć. W końcu zrozumiałam. Mam nie mówić prawdy. Ale dlaczego? Po co?
Jednak wiedziałam, że mój brat nie ma takiego kaprysu. Coś go skłoniło, żeby kłamał. Coś albo ktoś.
Po kilku minutach zastanowienia, wiedziałam już, że nie powiem wszystkiego. Wręcz przeciwnie. Nie powiem prawie nic.
- Och kilka dni. - powiedziałam lekceważącym tonem.- Nie napotkałam żadnych zombie ani przeszkód.
Prawie słyszałam jak Zack oddycha z ulgą. Spojrzałam na niego. Niezauważalnie skinął głową i uśmiechnął się do rodziców.
- To świetnie skarbie. - odpowiedziała mama. Nie zauważyła, że kłamałam. Nikt nie zauważył, oprócz chłopaka, ale on znał prawdę.
Wiedziałam, że później będziemy musieli porozmawiać.
Poważnie porozmawiać.
Cześć :)
Chciałabym podziękować wszystkim, którzy to czytają, gwiazdkują i komentują, ponieważ to wiele dla mnie znaczy. Także dziękuje, że jesteście :*
Do zobaczenia! :)
claire1902
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top