X.
Patrząc z perspektywy czasu, doszłam do wniosku, że wychodzenie z domu, to nie był jednak taki wspaniały pomysł, jak mi się wcześniej wydawało.
Staliśmy na podejrzanie cichym korytarzu, rozglądając się na wszystkie możliwe strony. Nikogo poza nami tu nie było.
- Jest za cicho. - skomentował sytuację tata. Włożył ceramiczny nóż do paska od spodni. Ja swój trzymałam cały czas w ręce. Czułam się z nim bezpieczniej.
- Wiem. - odpowiedziałam. Spojrzałam na brata. Nie wydawał się przestraszony, a bardziej podekscytowany. Może to była wina tego, że nie oglądał z nami wiadomości, kiedy jeszcze leciały.
- Od czego zaczynamy ? - spytałam cicho.
Tata spojrzał pytająco na schody, prowadzące na czwarte piętro. Kiwnęłam głową i poszłam za nim. Stwierdziłam jednak, że niebezpiecznie było zostawiać brata z tyłu, więc zamieniłam się z nim miejscami. Szłam tyłem, żeby móc lepiej widzieć. Nadal było spokojnie, aż za spokojnie. To była cisza, przed burzą.
Weszliśmy na ostatnie piętro budynku. Mieliśmy do wyboru dwie pary drzwi. Jak można się domyślić, po lewej i prawej. Za którymiś z nich, musiało się coś kryć. Tata spojrzał na mnie pytająco, wzruszyłam ramionami. Złapał za klamkę i otworzył drzwi po prawej stronie. Cicho zaskrzypiały. Zastygliśmy w bezruchu. Nic nie wyszło z mieszkania, żeby nas pożreć. W ogóle nikt nie wyszedł. Weszliśmy do pustego mieszkania. Najpierw uderzył mnie zapach. Papierosów i psa ? Niewątpliwie sąsiedzi nad nami mieli psa. Przedpokój był bardzo zagracony. Kartony z jedzeniem, ubraniami i bronią. Nie było jej dużo, ale jednak. Parę myśliwskich noży, dwa pistolety i jedna dość spora strzelba. Tata samym ruchem warg, powiedział, że wrócimy po to. Kiwnęłam głową. Poszliśmy w głąb mieszkania. Pokoje były zadbane, jeśli nie liczyć wszędzie pozostawianych pudeł. Meble wyglądały na bardzo stare i wiekowe, z pewnością miały więcej lat, niż my wszyscy razem wzięci. Otworzyliśmy drzwi. To było dziwne, że w całym mieszkaniu, tylko te jedne, były zamknięte.
To był błąd.
Ze środka wychyliła się czyjaś ręką. Wrzasnęłam i cofnęłam się do tyłu.Potknęłam się o karton i upadłam. Tata chciał z powrotem zamknąć drzwi, ale przeszkadzał mu zarażony. A raczej zarażona.
To była starsza pani, sąsiadka, którą znałam z widzenia i mówiłam jej ,,Dzień dobry". Z pewnością była w trzecim, nieuleczalnym stadium.
Rzuciła się na Marcina, który stał najbliżej. Tata zamachnął się nożem w jej brzuch. Nic się nie stało. Znaczy, zaczęła krwawić, ale tak jakby nie zwróciła na to uwagi. Odwróciła się w stronę zszokowanego ojca, a mi przypomniała się strona z notesu.
Osoba z trzecim (ostatnim) stadium zarażenia, objawy, fakty:
- chód dziwny, nienaturalny, łatwy do rozoznania
- brak jakichkolwiek uczuć
- odporność na każdy rodzaj bólu
- wzrok przysłonięty mgłą (szary, mętny)
- zostaje tylko jeden instynkt, cel : JEŚĆ !
Osobę z trzecim stadium NIE można wyleczyć. Trzeba od razu zabić.
Okey odporność na ból, to jedno, a nie możliwość zabicia jej to drugie.
Tata dalej stał zszokowany, kiedy nasza sąsiadka, a raczej zarażona, która kiedyś nią była, rzuciła się na niego.
Uniósł nóż i dźgnął ją w serce.
Nic.
Żadnej reakcji. W przypływie desperacji zamachnął się na jej głowę. Nóż wszedł na około 5 cm. Wyszarpnął go. Ciało sąsiadki upadło na podłogę z głuchym łoskotem. Spojrzeliśmy na siebie przerażeni. Bez słowa opuściliśmy jej mieszkanie, zabierając karton z bronią i puszki z jedzeniem.
Hej :)
No więc tak, po pierwsze ostatni rozdział miał ponad 30 wyświetleń, co uważam za wielki sukces i bardzo się z tego powodu cieszę. Po drugie chciałabym podziękować Crossbow7733 i Zuzia0123 za czytanie, gwiazdkowanie i komentowanie.
Po trzecie zapraszam na moje drugie opowiadanie ,,Nieuniknione".
To wszystko, nie zanudzam was dłużej. Dzięki za uwagę ;)
claire1902
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top