XX.
Niki
Otworzyłam oczy i od razu uderzył mnie potworny ból głowy. Myślałam, że ktoś przywalił mi ciężarówką.
Jedyny plus był taki, że mój wzrok znowu wrócił. Pamiętałam, że wczoraj zaatakowałam dwójkę tych ludzi, ale chyba strażnicy musieli interweniować, a może to oni sami się obronili? Moje rozmyślania przerwał odgłos otwieranych drzwi. Zwróciłam głowę w tamtą stronę.
- Witaj - powiedział Ash.
- Mój Boże! Ash! Ash! - zaczęłam się wyrywać do niego i zorientowałam się, że jestem przywiązana do krzesła. On podszedł do mnie i po prostu stał. Popatrzyłam na niego. Wzrok miał obojętny, a twarz bez wyrazu. Po jego sinikach, zadrapania i skaleczenia nie było śladu.
- Co ci się stało? - zapytałam nie kryjąc strachu.
- Oni mnie wyleczyć, musiałem tylko się poddać.
- Co? Jak to poddać?
- Ten cały ból, który czujesz może zniknąć. Poddaj się.
- O czym ty mówisz Ash?
Chłopak nie odpowiedział.
Wtedy do pokoju weszła ta sama dwójka lekarzy.
- Możesz odejść Jamesie - zwrócił się do Asha mężczyzna.
James? Jaki James? O co tu chodziło do cholery?!
- Przepraszam! - zwróciłam się do niego, podczas gdy chłopak wyszedł z pokoju - dlaczego nazwałeś go Jamsem? To jest Ash, mój - zająknęłam się, a później dokończyłam inaczej niż zamierzałam - chłopak z mojej grupy.
- Już nie - odpowiedziała kobieta. Miała zimne spojrzenie. - Został naprawiony.
- Nie był uszkodzony - odpowiedziałam lodowaty tonem. - Co żeście mu zrobili?
- To, co trzeba było.
- Ze mną też to zrobicie? Zamienić mnie w - Nie umiałam nawet znaleźć słowa. Nie wiedziałam, co się stało z Ashem.
- Nie - odpowiedział mężczyzna i podszedł do jakiegoś urządzenia za mną, które cały czas pikało. Kliknął kilka razy i poczułam ostry ból w ręce. Spojrzałam i zauważyłam jak krew przepływa i wpływa do mojej żyły.
- Co to jest?
- Krew. Na razie zdrowa.
Spiorunowałam ich wzrokiem, ale chyba nie zrobiło to na nich większego wrażenia, jak można się było spodziewać.
- A odpowiadając na twoje pytanie nie zrobimy ci tego, co jemu. - Kobieta zrobił przerwę I kontynuowała tym samym tonem.- Ty jesteś chora, nie uszkodzona.
O czym ona mówiła? W głowie miałam totalny chaos, a ciało ogarnął strach. Bałam się, bo wiedziałam, że Zack i reszta nigdy mnie nie znajdą. Musiałam działać, a do tego potrzebny był plan.
Przestając ich słuchać, zaczęłam rozmyślać.
***
Zack
- Cisza! - Momentalnie w pokoju zapadła cisza. - Słuchajcie ludzie każda minuta jest na wagę złota, a więc skupcie się! - Mój głos niósł się po pomieszczeniu. - Moja siostra razem z Ashem wyszła dokładnie 38 godzin temu i dalej jej nie ma. Razem z Wiktorią sądzimy, że coś mogło jej się stać. Chcemy tam iść, ale ktoś musi tu zostać i opiekować się dzieckiem. Derek? - spojrzałem na chłopaka. Wyglądał no cóż...na zaskoczonego. Ja pewnie też bym miał taką minę, gdyby ktoś mi powiedział, że mam się opiekować dzieckiem, podczas gdy ludzie z mojej grupy będą ryzykować życiem.
Derek chwilę myślał, ale później powiedział.
- W końcu i tak ktoś musi zostać, prawda?
Skinąłem głową. - twoje poświęcenie też jest ważne. W końcu jesteś jedynym, który choć trochę ma pojęcie o medycynie. Być może Niki i Ash będą potrzebowali pomocy.
Odpowiedział mi niewyraźnym mruknięciem i wyszedł. Zapewne poszedł do Denisa.
Zwróciłem się do Wiki i Luke'a.
- Mamy mało czasu. Czuję, że coś złego im się stało, a jak wiecie moja siostra lubi pakować się w kłopoty. - Wiki nieznacznie się uśmiechnęła. - Mój plan jest prosty. przeczesujemy okolicę. Bierzemy jeden z samochodów. Niki nie mogła pójść daleko, ponieważ nie wzięli samochodu. Mam wrażenia, że chciała coś pokazać Ashowi, bo kiedy do mnie przyszła, była bardzo podekscytowana.
Zrobiłem chwilę przerwy, ale chyba nic nie chcieli dodać, więc kontynuowałem.
- Bierzemy broń, jedzenie na tydzień i ubrania na zmianę. Weźcie też niezbędne rzeczy. Na spakowanie się macie 15 minut. Pytania?
- Tylko jedno - odezwał sie Luke - co zrobimy, jeśli ich nie znajdziemy?
- Nie przewiduję takiej możliwości. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, ale w gardle coś mnie zapiekło. Tyle myśli...odpędziłem je na bok.
- A więc jazda! - powiedziałem stanowczo i sam pobiegłem się pakować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top