XLV.
Niki
Słyszałam jak moje kości strzelają, kiedy wysiadłam z samochodu. Spanie w poskręcanej pozycji to jednak nie jest świetny pomysł.
- Żyjesz?
- Jeszcze tak - odparłam, robiąc skłon.
Will kiwnął głową w kierunku zachodnim. Obróciłam się w tamtą stronę u dostrzegłam jednego pi zombie i kilka trupów. Westchnęłam i sięgnęłam po nóż.
Kiedy wróciłam do chłopaków, ręce miałam trochę poplamione krwią, a na twarzy jakaś czarna smug, która zauważyłam w szybie auta.
- Co robimy? - zapytał Will.
- Sądzę, że powinniśmy znaleźć jakieś miejsce. No wiesz, żeby się wyspać. Nie mam zamiaru spać w samochodzie, a tym bardziej obok niego.
- A na drzewie? - zaśmiał się Will.
Roześmiałam się.
- To jedziemy? Bo naprawdę mam już dość tego samochodu.
- Jedziemy - odpowiedział Will i wziął mnie za rękę. Byłam zaskoczona, ale uśmiechnęłam się do niego promiennie. Musiałam zapomnieć o przeszłości i pogodzić się z nową teraźniejszością. Spojrzałam na Asha, który wpatrywał się beznamiętnym wzrokiem w coś na drodze. W naszą stronę szła horda trupów, a to znaczyło, że niedaleko jest miasto.
Will wsiadł za kierownicę, a ja obok niego.
Wycofał samochód i pojechaliśmy.
***
- Okey - opadłam na łóżko, które zaprotestowało głośnym skrzypnięciem. - Mam dość. - W powietrzu unosiło się mnóstwo kurzu. Will spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Naprawdę?
- No co?
- A rzeczy z samochodu?
- Chyba nie zamierzasz ich tu przynosić.
- Zamierzałem - odpowiedział chłopak.
- Ale?
- Rozmyśliłem się.
- I dobrze.
Usiadł na łóżku obok mnie. Pod jego oczami rysowały się cienie.
- Prześpij się, a ja wezmę pierwszą wartę.
Kiwnęłam głową i obróciłam się w drugą stronę. Ash siedział pod ścianą ze zmarszczonym czołem i mamrotał coś pod nosem. Chciałam się zapytać, co się dzieje, ale nie zdążyłam, bo mój zmęczony umysł odpłynął w sen.
***
Zack
Nasza grupa przemieszczała się wzdłuż lasu. Mijaliśmy właśnie jakaś chatę. Niezbyt dużą i wyglądało raczej na to, że również niezamieszkaną. Postanowiliśmy tam zjechać, bo być może byłoby tam jakieś jedzenie lub inne przydatne rzeczy. W końcu było to odosobnione miejsce.
Wyszedłem z auta. Naprzeciwko mnie stała Isis i uważnie się rozglądała. Reszta grupy stała koło samochodów albo siedziała w środku.
- Wejdziemy tam tylko my - w końcu powiedziała donośniejszym głosem, wskazując siebie i mnie. - Poczekajcie tutaj i likwidujcie wszystkie możliwe zagrożenia. Raczej nie zostaniemy w tym miejscu, bo jest nas za dużo, ale wszystko się okaże.
Poszła przodem. Byłem bardzo kulturalny nie pozwalając jej na to, ale w końcu uznałem, że dziewczyna sobie poradzi, a savoir-vivre nie przewidział nigdy takiej sytuacji, więc może się wypchać.
Weszła, unosząc pistolet, a ja wkroczyłem zaraz za nią i poczułem chłód broni na skroni.
- Nie ruszaj się - syknął jakiś męski głos. Dopiero po chwili dopasowałem go do osoby. Powoli odwróciłem głowę w tamtą stronę.
- Cześć Derek.
Chłopak zaskoczony wypuścił broń, która upadła z głuchym łoskotem na ziemię.
- Zack?
Ja również puściłem broń i poklepaliśmy się po plecach.
- Nie wierzę.
- Ja też.
- Gdzieście byli? Kim są ci ludzie? I gdzie jest reszta grupy?
- Może po kolei?
Derek kiwnął głową. Uśmiechał się, a ja nienawidziłem siebie za to, ze zaraz będę musiał zniszczyć jego nadzieję.
Cześć!
Mam nadzieję, że rozdziały Wam się podobają. Ja na święta wyjeżdżam, więc nie wiem, czy jakieś rozdziały się pojawią, ale się postaram ;)
Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! 🎄🎁🎊🎉🎆
claire1902
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top