XII.

Wiedziałam, że szłam na spotkanie z czymś znacznie gorszym, niż zombie. One są pod każdym względem przewidywalne. Człowiek wie, czego chcą.
Ta sytuacja była inna. To było nieznane mi zagrożenie. W tamtym momencie wydawało mi się, że wszystko jest już przegrane.
Szłam powoli i próbowałam pokazać, że się nie boję. Mhm, jasne, łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić, ale starałam się okey? Liczą się chęci. Kiedy byłam naprzeciwko szefa, powiedział.
- Jak się cieszymy, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością - dookoła rozległ się rechot facetów - Cisza! - ryknął Xawery.
Natychmiast wszyscy ucichli.
- Przejdź do rzeczy - warknęłam.
- Ktoś tu chyba się nie wyspał...no nic, jakoś to przeżyję - odparł i popatrzył mi prosto w oczy, po czym się uśmiechnął. Miałam ochotę mu przywalić. - Dobrze - oznajmił w końcu po dłuższej ciszy i wpatrywaniu się we mnie. - Oczekuje od ciebie bezwzględnego posłuszeństwa - pstryknął palcami i kilka sekund później przy jego boku pojawili się jego ludzie trzymający...Boże...każdy z nich trzymał jedną osobę z mojej grupy. Byli wszyscy oprócz...chłopców.
- Pewnie zauważyłaś, że nie ma tu dzieci, prawda? No cóż, nie jestem taki okrutny, żeby im pokazywać takie sceny, ale nie martw się - uśmiechnął się - ktoś ich obserwuje - zrobił krótką pauzę - przez cały czas - dodał.
- Ty! - chciałam się na niego rzucić, wydrapać mu oczy, zabić, ale nie zrobiłam tego. Zamiast zemścić się, stanęłam jak wryta, gdy jeden z ludzi Xavery'ego przyłożył nóż do gardła Asha.
- No, no, no chyba nie chcemy, żeby Ash zginął, prawda?
Spojrzałam mu w oczy.
- Wal się - powiedziałam.
- Osobiście wolę, co innego - odpowiedział. - Słuchaj dziewczyno nie masz wyboru, ale żeby jeszcze bardziej cię zmotywować to pokaże ci coś, a raczej kogoś, kto kiedyś bardzo cię kochał. Jeśli nie pójdziesz z nami, ich spotka to samo. - Znowu pstryknął palcami i ten gościu w hawajskich spodenkach przyprowadził na łańcuchu zombie. Kiedyś umarły, a raczej umarła, była kobietą. Miała podarte ubranie i rozczochrane rude włosy przybrudzone błotem i krwią? Tak, to była krew. Była chuda, przesadnie chuda. Kiedy otworzyła usta miała równe, ale brudne zęby. W przeszłości musiała być ładna. Ale dopiero kiedy spojrzała mi w oczy, zdałam sobie sprawę na kogo patrzę. To była mama. Moja mama, która kiedyś szykowała mi obiady, pocieszała, kiedy coś mi nie wyszło. Kobieta, w której miałam oparcie i która zrobiłaby wszystko, żebym tylko była szczęśliwa. I zrobiła wszystko. Oddała za mnie życie. Poświęciła się, żebym ja mogła tutaj dzisiaj stać. Pozwoliła im się zabić, choć wiedziała, jakie będę tego konsekwencje.
Złamało mnie to. Krzyknęłam i upadłam na kolana, choć tak bardzo chciałam stanąć prosto, spojrzeć w oczy szefowi i powiedzieć, że mnie to nie rusza, ale nie mogłam tego zrobić. Wiedział, gdzie uderzyć, żeby najbardziej mnie zabolało. Przypomniał mi coś, o czym próbowałam zapomnieć, wywołał we mnie ponowne poczucie winy i sprawił, że miałam ochotę zwinąć się w kłębek i płakać, aż nadejdzie śmierć.
Dookoła słyszałam śmiech i drwiny, ale mnie to nie obchodziło. Głowę miałam spuszczona, a twarz mokrą od łez, na którą falami opadały włosy. Klęczałam, a ziemia i kamienie wbija mi się w ciało, ale to nie było ważne, ponieważ ja cały czas miałam przed oczami te oczy. Były bezosobowe. To ja pozwoliłam im na to. To ja do tego dopuściłam. Cała historia życia mojej mamy, która była w oczach, odeszła. Zniknęła bezpowrotnie, przeze mnie.
Słyszałam, jak ktoś mnie woła, ale nie byłam w stanie spojrzeć im w oczy. Nie mogłam tego zrobić.
- I co Niki? Przekonaliśmy cię? - pierwsza informacja, jaka do mnie dotarła to było pytanie szefa gangu.
Zamiast mu odpowiedzieć, wstałam i spojrzałam mu prosto w oczy. Była w nich czysta nienawiść. Czułam się tak, jakbym powróciła do tamtego dnia, kiedy siedziałam na parapecie i poprzysięgłam zemstę na nim i teraz przyszedł na to czas.
Kiedy szłam do niego rejestrowałam wszystkie dźwięki, czułam wszystkie zapachy, a na kurtce czułam, jak układa się mój nóż. Tylko oczy miałam cały czas utkwione w nim. W mężczyźnie, który odebrał mi wszystko. Tylko raz zerknęłam na Zacka. Spojrzałam mu w oczy. On bez żadnego ruchu potwierdził moją decyzję.
Wzięłam głęboki oddech i w ciągu kilku sekund rozpętało się piekło. Pierwszy ruch wykonałam ja, wbijając nóż w głowę mojej mamy i szepcząc pod nosem ciche "Przepraszam" za wszystkie krzywdy, które jej wyrządziłam. Teraz mogła już w spokoju dołączyć do reszty mojej rodziny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top