III.

Stałam, jak sparaliżowana i nie mogłam się ruszyć.  Mój oddech przyspieszył dopiero wtedy, gdy usłyszałam, jak Ash coś się mnie spytał. Dopiero po chwili zorientowałam się, że chłopak chce dowiedzieć się, od kiedy nie widzę.
- Od "pobudki" - przełknęłam ślinę i odpowiedziałam, robiąc w powietrzu cudzysłów. Blondyn kiwnął głową, ale chyba dopiero po chwili zorientował się,  że przecież ja tego nie zobaczę, więc powiedział.
- Okey, okey, okey - powtarzał, jak mantrę, ale nie wiedziałam, czy coś mu to dało.
- Najważniejsze, że żyjesz - powiedział w końcu. I tyle. Staliśmy w ciszy. Nie wiedziałam, czy się na mnie patrzył.  Luke nas uratował, bo w pewnej chwili usłyszałam, jak biegnie w naszym kierunku.
- Hej - powiedział.
- Hej - odparłam, a po chwili zapytałam - przyjechaliście dwoma autami?
- Tak. Niki, co ci się stało w oczy?
Westchnęłam - może wejdź my do środka, co?
Chłopcy skinęli głowami. To Luke, a nie Ash wziął mnie pod rękę i poprowadził na górę.
- O hej! Już jesteście - powiedziała Wiki, która stała akurat przedpokoju. Nie skomentowała widoku mnie z szatynem, a blondyna za nami. 
- Wejdźcie. Jak zapasy? Macie coś? Jak się czujecie?  - Wiki zasypała ich gradem pytań.
- Spokojnie - powiedział Luck. - Wszystko po kolei. Najpierw wy, a potem my.
Chyba nie miałyśmy z Wiki wyjścia, wolałam, żeby Zack był przy tej rozmowie, ale aktualnie Derek badał mu nogę. Drew stał na straży,  bo nie można powiedzieć, że trzymał warte, ale miał nas ostrzec w razie czego, a Denis spał sobie smacznie w pokoju.
- W porządku - zgodziłam się. - Do salonu?
- Do salonu - potwierdziła Wiki i wzięła mnie pod ramię, za co byłam jej wdzięczna. 
Usiadłyśmy na miękkiej sofie,  a chłopcy chyba zajęli miejsce naprzeciwko nas. Niewidzenie bardzo utrudnia opisywanie sytuacji. W ogóle wszystko utrudnia.
- Więc obudziłaś się tak?
- Jak widać - odpowiedziałam Luck'owi.
Usłyszałam, jak Wiktoria chrząka znacząco, a Luck momentalnie się poprawił. Musiał wcześniej kiwnąć głową.
- Okey, jak się czujesz?
- Fizycznie czy psychicznie?
- Odpowiedz.
- Fizycznie jak widać, nie jest dobrze, a psychicznie - wzruszyłam ramionami - Nie byłam gotowa na taką rozmowę. To na razie było dla mnie za trudne. A przynajmniej nie byłam gotowa na taką rozmowę w obecności Asha, po tym jak mnie potraktował.
- Dobra, rozumiem. Ash masz jakieś pytanie?
Moje serce przyspieszyło na kilka sekund. Była nadzieja, może był w szoku, a teraz...myliłam się.
- Nie.
Stało się dokładnie to, czego się obowiałam.
- W porządku. W takim razie chłopaki - w tym momencie przerwała, bo coś chyba zobaczyła - o Zack! Zack!
Usłyszałam, jak chłopak wszedł do pokoju i powiedział.
- Już jesteście, świetnie chodźcie za mną.
Nie miałam nawet szansy zaprotestować, bo wszystko działo się tak szybko. Powiedziałam sobie, że nie będę płakać. Nie będę. Ash postąpił tak, jak uważał. To była jego decyzja, nie twoja Niki. Nie na wiele się to zdało, ale przynajmniej się nie rozpłakałam, jak oni tu jeszcze byli. 
- Niki? Okey? Jak się czujesz?
- Tak, jest okey. Zaprowadzisz mnie do pokoju?
- Pewnie, ale pamiętaj, że gdybyś chciała pogadać to tylko mów.
- Dziękuję.
- Nie ma za co - odprowadziła mnie do naszego wspólnego pokoju i na chwilę się jeszcze zatrzymała - Nie wiem, co się stało na dole, ani co w ogóle się między wami dzieje, ale on po prostu potrzebuje czasu. Nie przejmuj się - a później musiała iść. Pewnie obgadać sprawy z Zackiem i resztą. A ja zostałam sama w pokoju. Zamknęłam drzwi, usiadłam na ziemi i oparłam się o łóżko. Zdusiłam łzy. Po prostu siedziałam i wsłuchiwałam się w swój oddech. Chciałam, żeby było dobrze, naprawdę, ale najwyraźniej mi nie było to dane, żeby chociaż jedna rzecz mogła się ułożyć, tak jakbym tego chciała.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top