XXXIII.

Mieliście kiedyś takie wrażenie, że to już koniec? Że nie ma już nadziei? Że jeszcze tylko kilka chwil i to wszystko się skończy?
Jeśli tak, to pewnie doskonale wiecie, jak się czułam w tamtej chwili, kiedy leżałam wciśnięta w ścianę i stelaż łóżka, czekając na śmierć.
Widziałam zombie wchodzące do pokoju i rozglądające się zamglonym wzrokiem w poszukiwaniu ofiary. Wstrzymałam oddech.
Upływ krwi dał mi w kość, tak samo jak głód i zmęczenie. Nie byłoby powiedzieć, że nie mogłam doczekać się śmierci mimo, że nie wiedziałam, co jest po niej.
Oddychałam miarowo, a wzrok skupiłam na suficie. Widziałam niewyraźne zarys nie do końca umarłych krążących po pokoju i kiedy pierwszy z nich nachylił się nade mną, zamknęłam oczy.
Ale ugryzienie i śmierć nie nadeszły. Otworzyłam oczy. Zombie patrzył się na mnie. Prosto w oczy. Gdzieś w środku zadrżałam. A później odwrócił wzrok i odszedł. Każdy kolejny zarażony, który się nade mną pochylał, robił to samo. Żaden mnie nie ugryzł. Patrzyłam na to wszystko z oczami rozszerzonym ze zdziwienia. Nie mogłam się nawet poruszyć z tego wszystkiego.
W końcu w pokoju zostałam tylko ja i oczywiście chłopcy, którzy siedzieli ukryci w szafie. O mój Boże! Chłopcy!
Szybko wstałam z łóżka, co skutkowało tym, że zakręciło mi się w głowie i chwiejnym krokiem podeszłam do szafy. Palnęłam się jednak w czoło i najpierw wyjrzałam na korytarz. Nikogo nie widziałam, ale i tak zamierzałam działać sprawnie i szybko.
Odsunęłam krzesło. Dzieci wyszły z szafy. Denis zaczął kwękać. Niedobrze.
W drzwiach stanął zombie i spojrzał się na nas. Wydawał mi się dziwnie przytomny. Prawdopodobieństwo, że nie był zarażony, było bardzo duże, wynosiło około 98%. Jednakże nie wolno mi było zapominać o ty 2%, które mogły zaważyć na życiu moim i chłopców.
Powoli zbliżyłam się do człowieka. Nie wykonał żadnego konkretnego ruchu. Ubranie miał podarte, a skóra lekko błyszczała.
- Wujek? - wyszeptałam, kiedy zbliżyłam się do niego.
- Nie podchodź Niki - wyszeptał.
Zatrzymałam się i spojrzałam w jego oczy. Umierał z każdą chwilą, a ja nic nie mogłam zrobić.
- Posłuchaj mnie - zachwiał się i musiał przytrzymać się brudnej ściany. Jednak, kiedy chciałam podejść uniósł otwarta dłoń, dając mi do zrozumienia, że mam zostać w miejscu. Po chwili kontynuował - nie mam już wiele czasu, a muszę ci dużo przekazać. Daria, kiedy jeszcze tutaj była, cały czas wspominał o czerwonej łopatce. Nie mam pojęcia, do czego miałaby ci pomóc, ale prosiła, że gdybyś się zjawiła, mam ci to przekazać. Powiedziała, że będziesz wiedzieć, co robić.
Kiwnęłam głową, rejestrując wszystkie informacje. Wujek tymczasem mówił dalej.
- Nie wiem, gdzie jest teraz moja córka, ale wierzę, że żyje. Tylko to mi pozostało.
- Co tu się stało? - spytałam, kiedy w końcu odzyskałam głos.
Westchnął i spojrzał na mnie.
- To samo, co w całym kraju, a może i na świecie.
- Apokalipsa - wyszeptałam, wbijając wzrok w ziemię.
- Dokładnie- Jego głos był coraz cichszy - Jeśli jest szansa, że wiesz o co chodzi.
- Wiem.
- To znajdź ją i przetrwajcie.
- A co będzie z tobą?
- Umrę. To nie jest świat dla mnie. Już i tak długo przeżyłem. Na każdego kiedyś przychodzi czas. A ty uciekaj - osunął się na podłogę - I przeżyj - zamknął oczy i wziął swój ostatni oddech.
Po moich policzkach popłynęły łzy. Stałam na środku zdewastowanego pokoju i płakałam, bo nic innego mi już nie pozostało. Tyle ludzi odeszło przez zombie, przez to, że świat się zmienił. Tylu ludzi pokładało we mnie wiarę, że wiem, co robię, że mogę odbudować świat i sprawić, żeby był znów taki jak dawniej.
Złożyłam tyle obietnic, że sama już nie wiedziałam, komu i czego miała dotyczyć.
Prawda była jednak inna i boleśnie przypominała mi o tym każdego dnia.
Wbiłam nóż w skroń wujka, gdy ten otworzył oczy, które nie były już jego. Spojrzałam na chłopców. Stali i nie wiedzieli, co robić. To ja musiałam ich stąd wyprowadzić.
Spojrzałam za okno. Na placu wciąż kręciło się sporo zombie, ale nie na tyle dużo, by nie można było przebiec. W mojej głowie już kiełkował plan. Mimo, że byłam wykończona, musiałam doprowadzić wszystko do końca. Musiałam.
- Słuchajcie zrobimy tak - powiedziałam do Denisa i Drew. - Zejdę na dół, przez okno i odciągnę umarłych, a wtedy wy uciekniecie i poszukacie jakiegoś człowieka. Wiecie, jak wygląda nie do końca umarły, więc mam nadzieję, że przeżyjecie. Przepraszam, że nic więcej nie mogę dla was zrobić .
Drew Podbiegł z Denisem na rękach i i mnie przytulił
Chyba coś nie za bardzo wychodziło mi to udawanie niezniszczalnej i nieczującej nic dziewczyny, bo znowu zaczęłam płakać.
- No już, przygotujcie się.
Stanęłam na parapecie. Poprawiłam broń i wyciągnęłam linę z torby. Przywiązałam ją do jednego z mebli i sprawdziłam, czy wytrzyma. Dała radę.
Popatrzyłam ostatni raz na dwójkę dzieci, które stały w drzwiach. Uśmiechnęłam się niemrawo i zaczęłam schodzić przez okno. Musiałam zrobić to szybko, jeśli nie chciałam być zjedzona. A wierzcie mi, nie chciałam.
Stanęłam na ziemi i zobaczyłam, jak chłopcy wybiegają zza zakrętu. Zaczęłam się drzeć na trupy.
- Hej! Wy! Chodźcie po mnie! - od razu zwrócili na mnie uwagę i zaczęli iść do mnie, a raczej powinnam napisać, że po mnie. Rzuciłam się do biegu. Widziałam, jak stodoła się otwiera i chłopcy bezpiecznie wchodzą do środka.
Byli bezpieczni. Krew znów zaczęła lecieć, a ja miałam wrażenie, że moja głowa zaraz pęknie. Całe ciało mnie bolało. Mięśnie odmawiały posłuszeństwa, a gorączka wypalała ślad na skórze.
Upadłam i zobaczyłam, jak to samo robią nie do końca umarli. Padali, jak muchy, a ja słyszałam tylko strzelanie z karabinu? Chyba to był karabin, ale byłam już tak zmęczona, że nie potrafiłam rozróżnić poszczególnych dźwięków.
Zobaczyłam ludzi, biegnących w moją stronę. Byłam otoczona ciałami. Zdawało mi się, że ktoś odpala samochód, a ktoś inny klęka przy mnie, ale jedynie co wyraźnie pamiętam, to zimna dłoń mojego brata, który złapał mnie za rękę i ciemne oczy Asha, który nachylal się nade mną.
Prawda była taka, że byłam zwykłą szesnastolatką, która miała już dość dawania sobie rady, która chciała mieć normalne życie i która nie chciała się martwić o to, czy przeżyję kolejne 24 godziny.
Miałam już tego dość. Chłopcy byli bezpieczni, mój brat żył, a gang...cóż...wątpiłam, żeby dalej chodził po tym świecie, no chyba, że jako szwędacz.
Zamknęłam oczy.
Odpuściłam tak po prostu.
Umarłam...?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top