VIII.

- Osłaniaj mnie. - powiedziałam i stanęłam przodem do pierwszej hordy. Zza pleców wyjęłam moją ukochaną broń.
Ustawiliśmy się plecami do siebie i zaczęliśmy walczyć. Okrążaliśmy się dookoła. On pierwszy pokonał swoją hordę i teraz pomagał mi.
Wydawać by się mogło, że z każdym kolejnym pokonanym trupem, przybywały dwa kolejne.
No po prostu porażka.
Oboje byliśmy już zgrzani i wycieńczeni, ale ciągle walczyliśmy. Pot spływał strużkami z naszych czół.
- Padnij. - krzyknął chłopak, a ja posłusznie spełniam jego polecenia. Nad moja głową zaświszczało powietrze i dwie głowy spadły na ziemię. Wbijam ostrze w odcięte części ciała.
- Dzięki. - powiedziałam.
Po kolejnych kilku męczących minutach było po wszystkim. Dookoła nas leżało mnóstwo trupów, a my byliśmy wykończeni.
- Wracamy. - odpowiedziałam, słaniając się na nogach.
Chłopak kiwnął głową i zaczęliśmy przedzierać się przez gęsty las. Niestety, słońce już dawno zaszło, a ciemność nie ułatwiała sprawy.
Po godzinie krążenia w kółko daliśmy sobie spokój.
- To nie ma sensu. - zawyrokował chłopak.
- Zgadzam się...- i się zawiesiłam, bo nie miałam pojęcia, jak ma na imię.
- Ashton, ale raczej wolę Ash.
- Zgadzam się... Ash. - Delikatnie się uśmiechnęłam. On też odpowiedział uśmiechem.
Mimo, że była połowa kwietnia w nocy było poniżej 10 stopni, a ja miałam na sobie tylko kamizelkę i koszulkę na krótki rękaw.
Obije zgodnie stwierdziliśmy, że spanie na ziemi, jest zbyt niebezpieczne, więc oboje wdrapaliśmy się na jedno z wyższych drzew. Zgodziliśmy się również, że nie ma sensu trzymać warty, skoro siedzimy na drzewie.
Ja spałam na wyższej gałęzi, z tego względu, że byłam lżejsza (jedna gałąź nie pomieści dwóch osób), a Ash spał na niższej gałęzi pode mną, trochę z lewej strony. Kiedy się trochę wygięłam, mogłam go zobaczyć.
- A ty? - zapytał chłopak, kiedy już siedzieliśmy na drzewie.
- Co ja?
- No jak masz na imię?
- Och...Niki.
- Ładnie. - skomentował.
Otuliłam się ciasno moją kamizelką i próbowałam zasnąć, ale nie mogłam mimo, że byłam bardzo zmęczona. Ash proponował mi kurtkę, ale ja wiedziałam, że nie mogę jej przyjąć. Nie chciałam być dla niego nikim więcej, jak przyjaciółką, sojuszniczką. Chłopak niepotrzebnie mógłby sobie robić nadzieje.
Kiedy słońce zaczęło wstawać w końcu usnęłam, a sen w końcu przyniósł wyczekiwany odpoczynek.
Poczułam szturchnięcie w stopę, a potem kolejne i kolejne. Obudziłam się i prawie spadłam z drzewa.
- Hej! - krzyknęłam cicho do Asha, który bawił się moim butem. - To nie w porządku tak budzić dziewczynę.
- A jak według ciebie jest w porządku? - zapytał chłopak ze swoim uśmiechem. Miał naprawdę ładny uśmiech.
- Nijak. - odparłam i zaczęłam schodzić. Po chwili stałam na ziemi i czekałam, aż chłopak zejdzie.
Już po kilku kolejnych sekundach szliśmy ścieżką. Był ciepły dzień, ale w powietrzu wyczuwało się jeszcze wilgoć nocy. Ziewnęłam i przejechałam ręką po zmierzwionych włosach. Kilka godzin snu nie wpływało dobrze na organizm, a w dodatku byłam cholernie głodna. Postanowiłam, że pierwszą rzeczą po powrocie do domu, będzie porządne śniadanie.
Jak na zawołanie w brzuchu Asha też zaczęło burczeć. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Nawet się nie obejrzeliśmy, a już widzieliśmy ganek domu.
Wszyscy siedzieli na werandzie i szczegółowo coś omawiali. Postanowiłam, że nie będę im przeszkadzać, więc weszłam z blondynem od tyłu.
Razem zrobiliśmy sobie śniadanie i kiedy zabieraliśmy się do jedzenia, do kuchni wpadło mnóstwo osób. Zaczęli się krzątać, przepychać, tak jakby w ogóle nas nie widzieli.
Ostatni wpadł Zack.
- Cześć Niki! - rzucił na powitanie, a później zaczął coś mówić do Wiktorii. Zamarł jednak w pół zdania i gwałtownie się do mnie odwrócił.
- Niki! - wykrzyknął tak, że chyba wszystkie trupy z okolicy 3 kilometrów go usłyszały.
Przetarł oczy ze zdumienia, a ja dalej jadłam spokojnie śniadanie. Wszyscy wpatrywali się w nas, jak ciele w malowane wrota. To było troszkę dziwne.
- Tak, w rzeczy samej, to ja. - powiedziałam, wstałam i stanęłam naprzeciwko brata. On nic więcej nie powiedział, tylko chwycił mnie w ramiona i przytulił. Zauważyłam, że pomieszczenie opustoszało w kilka sekund. Kiedy Ash wychodził posłał mi śliczny uśmiech i uniesiony kciuk.
W końcu wszystko będzie dobrze. Przynajmniej ja miałam taką nadzieję.

Hej :)
Przepraszam, że tak późno dodaję, ale naprawdę nie miałam czasu. ;-; Teraz też mam tydzień zawalony testami i kartkówkami, ale postaram się dodać. To tyle, nie zabijajcie mnie proszę ;-;
claire1902

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top