XVIII.
Z każdym dniem czułam się coraz gorzej. Gorączka się wzmagała, a ból ręki nasilał. Teraz już była cała sina. Od palców, aż do barku.
Znalazłam jakieś puste mieszkanie na uboczu, gdzie kręciło się mało zarażonych. Niestety, w żadnym z przeszukanych budynków, nie znalazłam lekarstw. Ani jednego bandaża, czy tabletki przeciwbólowej.
Nic.
Leżałam na sofie, myśląc jak beznadziejna jest moja sytuacja. Nie miałam pojęcia, czy jest możliwość wyzdrowienia od ugryzienia zarażonego. Niestety, miałam przeczucie, że jest to bardzo mało prawdopodobne, jeśli nie niemożliwe. Ale nie traciłam nadziei. Do tego wszystkiego pozostawała jeszcze sprawa z Zack'iem. Zastanawiałam się, czemu nie napisał mi czegoś więcej. Jakiejś informacji, gdzie jest i co robi. Czy wszystko z nim w porządku. Czy ma jakoś względnie bezpieczną kryjówkę.
Byłam pewna jednego, że żyje. I musiało mi to na razie wystarczyć. Nie miałam innego wyjścia.
Moje zapasy jedzenia kurczyły się z dnia na dzień. Byłam zbyt słaba, żeby wychodzić i szukać zapasów. Z trudem udało mi się dostać do tego mieszkania na uboczu. Nie chciałam myśleć, jak skończyłaby się dłuższa wędrówka.
Noce były przeraźliwie zimne. Oczywiście w budynku nie było ogrzewania. Po drodze znalazłam jakąś cieplejszą kurtkę, ale nic nie zastąpi ciepłego łóżka i kołdry. W moim nowym ''domu'' nie było takich wygód.
Budynek składał się z kilku pięter. Ja mieszkałam na ostatnim. Niewielka łazienka znajdowała się na przeciwko przedpokoju, również małego. Mały salonik, który pełnił także funkcje sypialni był skromnie urządzony, podobnie jak całe mieszkanie. W salono-sypialni stała kanapa, całkiem wygodna, kilka pustych wazonów, jedna komoda i dwie ramki. Ściany pomalowano na kawowy kolor. Może nie były to jakieś luksusy, ale lepsze coś niż nic. Cieszyłam się, że jestem bezpieczna (w takim stopni w jakim mogłabym być bezpieczna).
Słońce już dawno zaszło, a blade światło księżyca wpadało do ciemnego pokoju. Nie miałam na nic ochoty. Chciałam umrzeć. Czułam, że to niedługo nadejdzie. Nie chciałam się poddawać, ale to było takie proste. Nie walczyć, odpuścić. Nie martwić się już.
Odpłynęłam w sen, myśląc o rodzinie.
*****
Następnego dnia było tylko gorzej. Pod czaszką mi pulsowało, a gorączka jeszcze bardziej podskoczyła. I choć nie miałam termometru, to mogłam przypuszczać, że miałam około 39°C, czyli o wiele za dużo. Ręka zsiniała cała, robiąc "przerzuty" na łopatkę i duży kawałek klatki piersiowej. Kiedy to zobaczyłam, jęknęłam. To nie wróżyło nic dobrego.
Nie miałam siły na jedzenie, poza tym i tak nie miałam na nie ochoty. To samo z piciem. Nie jadłam ani nie piłam nic od prawie doby, a nie odczuwałam z tego powodu głodu. Wyraźnie schudłam.
Nogi kiedyś przezwyczajone do biegania i pokonywania przeszkód, stały się jak dwa patyki powleczone skórą. Na klatce piersiowej dało się zauważyć lekko wystające żebra. Łopatki wystawały i tworzyły wzór z kości na plecach. Palce kościste, nadgarstki tak cienkie, że bez trudu mogłam je objąć kościstymi palcami.
Z dnia na dzień wyglądałam coraz gorzej. Wyglądałam jak trup.
Mój organizm nie radził sobie z zarażaniem. Choroba wyniszczała ciało. Wiedziałam, że wkrótce umrę. Teraz już nie miałam wątpliwości. Żałowałam tylko, że nie mogłam się spotkać z rodziną. Dowiedzieć się, czy u nich wszystko w porządku.
Nie mogłam się pogodzić z myślą, że zostanę żywym trupem. Ta myśl napawała mnie strachem i obrzydzeniem.
Niestety, nic nie mogłam zrobić. Nie wiedziałam, co mogę zrobić, żeby nie zasilić szeregów zombie.
Całe dnie i noce spałam. Na nic innego nie miałam siły.
Już niedługo, powtarzałam sobie w myślach. Już niedługo to się skończy.
Ostatniej nocy nie mogłam spać. Było przeraźliwie zimno i zaczął padać pierwszy śnieg. Myślalam o Zack'u. Moje myśli zaczęły gdzieś błądzić, odpływać. Nie panowałam nad tym ale nie przeszkadzało mi to. Czułam, że w pewnym sensie się od tego uwalniam. Uwalniam się od tego wszystkiego. Delikatnie zamykałam oczy, myśląc o swoim życiu.
Nic już nie bolało. Nie było pulsującego bólu pod czaszką, sinej ręki, zmęczenia, wycieńczenia.
Nic.
Moje powieki opadły, a umysł gdzieś odpłynął.
Przez kilka chwil nie poruszałam się, a później nagle otworzyłam oczy.
To będzie nowy początek...
Cześć :)
Tak, jak obiecałam dodaję rozdział. Moje plany się troszkę pozmieniały, jadę wcześniej na wakcje i dlatego kolejny rozdział już w niedzielę.
Mam do zabicia 12 godzin w samochodzie, także..... ;-;
A tak w ogóle to woooow, bo pod poprzednim rozdziałem było ponad 50 wyświetleń. Baaardzo motywujące :D
No to do zobaczyska ludzie ;*
claire1902
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top