VI.
Na początku myślałam, że coś źle przeczytałam. Ale kiedy drugi raz spojrzałam na wyświetlacz telefonu, moje obawy się potwierdzyłi. Daria miała kłopoty, a ja nie musiałam być jasnowidzem, żeby wiedzieć jakie. Epidemia dotarła, aż na drugi koniec kraju. Czyli jest gorzej niż myślałam. Nie zastanawiając się dłużej, odpisałam jej :
Co się dzieje ?
Po chwili dostałam odpowiedź.
Nwm. Oni tu są. Co mam rb ?
Pisała skrótami. Byla przerażona, a ja nie miałam pojęcia jak mam jej pomóc. Nie mogłam się teleportować. Poza tym, co by to dało ? Sama nie wiedziałabym, ci zrobić w takiej sytuacji. Nagle mnie olśniło. Szybko jej odpisałam.
Znajdź broń. Najlepiej coś ostrego.
Nóż ?
Może być. Gdzie jesteś ?
W salonie.
Musiałam sobie przypomnieć rozmieszczenie pomieszczeń w jej domu. Salon był obok malutkiego pokoju, później przechodzilo się przez hol. Po prawej stronie była łazienka i kuchnia, a po lewej kotlownia i schody na pierwsze piętro.
Po cichu przejdź do kuchni, ale najpierw weź jakąkolwiek ostrą rzecz. Jeśli uda ci się wyjść, to weź nóż i biegnij na górę. Nie wychodź z pokoju. Ok ?
Tak.
Czekałam w niecierpliwości na jakąkolwiek wiadomość, ale telefon już się nie odezwał. Po godzinie byłam pewna, że coś musiało się stać. Próbowałam być spokojna, ale kiepsko mi to wychodziło. Potrzebowałam Zack'a. Bez niego nie uda nam się przetrwać.
Tak, nie ma to jak pozytywne myślenie. Spojrzałam na zegarek. 22:48. Jutro będzie problem ze wstaniem. Miałam już plan, jak wyjść z domu, na trening i nie iść a do szkoły.
Położyłam się spać, ciągle rozmyślając o kuzynce i o tym, czy nic jej nie jest.
*******
- Już nie śpisz ? - Spytał tata, patrząc podejrzliwie na moje śniadanie.
- Nie. Mama kazała mi iść do szkoły. - odparłam ze spokojem.
- I ?
- I..... - ciągnęłam, nie wiedząc o co mu chodzi.
- I idzesz ?
- A mam wyjście ?
- Nie sadzę. - powiedział tata z grymasem. Mama była jedną z takich osób, które żyły tamtym życiem. Jakbyśmy nie byli oddzieleni bramą od zarażonych. Ona sądziła, że nie ma żadnej bramy i wszystko jest w porządku. Tak, jasne..... Ale każda próba powiedzenia jej o tym, kończyła się tak samo. Nic do niej nie docierało, więc w końcu oboje (ja i tata), przestaliśmy jej o tym przypominać.
- Nie powinniśmy zacząć gromadzić broni ? - zapytał nagle tata. Prawie udławiłam się płatkami.
- Słucham ?!
- Wiesz Niki, tak sobie myślałem, że dobrze byłoby mieć trochę broni.
- No tak, ale broń to jedno, a umiejętność korzystania z niej to drugie.
- Moglibyśmy nauzyć sie strzelać. - zaproponował tata. - Chyba nie mogłabym być bardziej zaskoczona, gdyby oznajmił mi, że jest zarażony. Poważnie ja i strzelanie ? To jak ogień i woda, czarne i białe, miłość i nienawiść.
Osobiście nie paliłam się do tego pomysłu, ale władanie bronią, to przydatna umiejętność. Szczególnie w tych niepewnych czasach.
- Jasne, czemu nie, ale ja nie biorę w tym udziału.
- Przecież sama mówiłaś, że trzeba być przygotowanym. - Tata próbował bronić swoich racji.
- Tak, ale każdy przygotowuje się na swój sposób. Ja biegam. A ty jak najbardzieje możesz nauczyć się strzelać. Nie mam nic przeciwko.
Ojciec pokręcił głową. Wiedział, że jak się na coś uprę to nie odpuszczę. Miałam to, po mamie. Nie drążył tematu. Zamiast tego spojrzał na zegarek.
- Nie powinnaś już wyjść ? - Zapytał tym podejrzliwym tonem. Błagałam by się niczego nie domyślił.
- Aa tak, jasne. Już idę. - powiedziałam spokojnym i nonszalanckim głosem. W środku cała drżałam. Odstawiłam talerz do zlewu i poszłam do przedpokoju. Zaczęłam ubierać buty, kurtkę i czapkę. Zamierzałam już wyjść, kiedy z tyłu dobiegł mnie głos taty. - A plecak ? - No jasne. Jak mogłam być taka głupia ! - skarciłam się w myślach. Z poczuciem winy, ruszyłam do swojego pokoju.
- Niki ?
- Tak tato ? - odwróciłam się.
- Znajdź dobrą kryjówkę. - powiedział tata. Podbiegłam do niego i przytulilam. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła.
- Dzięki tato. - Pocałam go w policzek i wybiegłam z mieszkania. Po drodze chwyciłam mały, turystyczny plecaczek z potrzebnymi rzeczami.
Musiałam biegać. Trzeba umieć uciekać, kiedy nie można walczyć. A moja kondycja, była co najwyżej słaba. Bardzo słaba. Ostatnio zauważyłam poprawę. Nie męczyłam się tak szybko, a długi jednostajny truchcik, nie dawał w kość, tak jak kiedyś.
Byłam w parku, kiedy zauważyłam coś dziwnego. Pewnie, co może być dziwnego w parku, w dodatku tak wcześnie rano.
Jakiś człowiek szedł z psem. Niby wszystko normalnie, ale coś mi nie pasowało. Jego niecodzienny chód. Wlókł nogę za nogą. Nikt normalny sie tak nie poruszał. Nawet pijany człowiek. Śledziłam go wzrokiem, ale wszedł między drzwewa. Wzruszyłam ramionami. Stwierdziłam, że może jestem za bardzo przewrażliwiona tą całą sytuacją.
Biegłam powoli. Chciałam wytrzymać jak najdłużej, nie zatrzymując się. Ale sprintem też potrafiłam biec, niestety krótko, bo bardzo szybko się męczyłam. Zastanawiałam się, czy nadawałabym się jako długodystansowiec.
Zerknęłam na zegarek, 47 minuta biegu. Wystarczy na dzisiaj. Byłam mokra. Pot spływał po moim czole.
Otworzyłam plecka i wyjęłam z niego butelkę wody. Łapczywie wypiłam trzy czwarte, a resztę schowałam z powrotem.
Długo chodziłam zanim udało mi się znaleźć odpowiednie schronienia, kiedy w naszym mieszkaniu, już nie będzie bezpiecznie.
Pierwsze było niedaleko naszego osiedla. Stary, opuszczony budynek, ale miał wiele zalet. Po pierwsze gruby płot, chyba z cegły, kraty w oknach, bieżącą wodę i własny generator prądu. Wszystko, co potrzebne do w miarę normalnego funkcjonowania.
Drugi budynek, który też nie był najgorszy. Był to mały domek, porośnięty dookoła drzewami, ale miał jedną podstawową wadę. Był bardzo blisko centrum.
Wróciłam do domu zrezygnowana. Nogi bolały mnie tak, jakby za chwilę miały odpaść. Nie miałam na nic siły. Rzuciłam plecak na podłogę i położyłam się na łóżku. Nie miałam nawet siły, żeby wstać i przywitać się z rodzicami. Nie byłam nawet głodna, po całym dniu spędzonym w terenie. Jedyne o czym marzyłam to o spokojnym i długim śnie. Niestety, nie było mi to dane.
Usłyszałam wibracje telefonu. Byłam taka zmęczoną, że bym to zignorowała, ale jakiś głupi głosik w środku, nie chciał się zamknąć. Chyba ostatnimi resztkami sił, wstałam. Wzięłam do ręki urządzenie. Moim oczom ukazała się ikonka wiadomości.
Serce zabiło mi szybciej, a w gardle stanęła wielka kulka. Kilknęłam w kopertę.
Wiadomość pochodziła od Zack'a. Brat napisał :
Uciekaj ! Przedostali się !
W jednej chwili wszystko stało się jasne.
Siemanko :)
Chciałabym podziękować Zuzia0123, za to, że czyta i gwiazdkuje. To bardzo dużo dla mnie znaczy ;*
Z góry przepraszam za wszystkie błędy, jakie się pojawiły.
Jeśli ktoś coś zauważy, piszcie ;) Będę poprawiać na bierząco.
Kolejny rozdział we wtorek/środę :)
claire1902
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top