I.

- Hej, i jak ci poszedł?
- Cześć, nie poszedł. - Odpowiedziałam Wiktorii, mojej najlepszej przyjaciółce. Poznałyśmy się w pierwszej klasie podstawówki, a później tak jakoś nasze więzi się zacieśniły.
- Ej, nie mogło być aż tak źle.
- Uwierz mi mogło i było. - Westchnęłam i usiadłam na ławce pod klasą do przyrody. - Mam tylko nadzieję, że to nie zrujnuje mojej średniej.
- Czym się martwisz? Przecież jedna trója, nie zawali ci całej średniej. Wyluzuj.
- Może masz rację.
- Oczywiście, że mam. To co Niki, idziemy do mnie?
- Jasne.
Wyszłyśmy z budynku podstawówki i ruszyłyśmy w kierunku wieżowca, w którym mieszkała Wiktoria.
- Zaplanowałaś już swoje urodziny?
- Urodziny? - zdziwiło mnie jej pytanie. - Przecież wiesz, że urodziny to ja mam w lutym, a jest dopiero koniec września.
I mimo, że faktycznie był, to słońce dalej grzało. Liście nie zdążyły jeszcze opaść z drzew, ale już delikatnie przybierały żółte barwy.
Droga ze szkoły do mieszkania Wiktorii nie była długa. A dodatkowo ona ubarwiała ją swoim śmiechem i historiami, które oczywiście przeżyłam z nią.
- Ale mogłabyś je już planować. No wiesz lista gości, jedzenia itd. W końcu to twoje trzynaste urodziny. Impreza musi być wyjątkowa.
- Przesadzasz. Jeśli zacznę planować wszystko tydzień przed, to na pewno zdążę.
- Twój wybór. Tylko później nie mów, że cię nie ostrzegałam.
- Nie będę. - Oznajmiłam.
Weszłyśmy do klatki i poszłyśmy do windy.
***
Szłam ulicą. Wracałam od Wiktorii. Nie mieszkałyśmy daleko od siebie. Wystarczyło przejść przez jedno osiedle, główną ulicę i obejść akademik.
Dochodziłam do klatki, kiedy poczułam, że moje ciało owinął chłód. Opatuliłam się ciaśniej kurtką i ruszyłam dalej. Wiał wiatr, a niebo nade mną przybierało ciemną barwę. Zapadała noc.
Doszłam do klatki, otworzyłam drzwi kluczem, wyjętym z kurtki i weszłam do środka.
Muszę więcej ćwiczyć, pomyślałam, wchodząc na trzecie piętro. Niby codziennie wchodziłam po tych samych schodach, ale za każdym razem, tak samo się męczyłam. Weszłam do mieszkania.
- Hej. Jest ktoś? - Zapytałam kładąc plecak na podłodze i zdejmując kurtkę.
- Cześć Niki, byłaś u Wiktorii? - Spytała mama, wychodząc z kuchni.
- Mhm. Jest Zack?
- A gdzie ma być?
- Nie wiem. Może u swojej dziewczyny.
- Niki!
- No co? Myślisz, że ja nie wiem.
- O czym nie wiesz? - zapytał mój starszy brat, Zack, stając za mamą.
- O twojej dziewczynie.
Parsknął śmiechem i odwrócił się do mnie plecami. Zignorowałam go i poszłam do swojego pokoju. Oczywiście przyszedł za mną. Był z nim Marcin, mój młodszy siedmioletni brat. Ja miałam dwanaście lat, a Zack piętnaście. Dobrze się dogadywaliśmy, ale żałowałam, że nie mam siostry.
- Cześć Niki, w końcu wróciłaś. - Powiedział Marcin. Podbiegł do mnie i przytulił się. Objęłam chłopca.
- Hej, co Zack nie chciał się z tobą bawić?
- Skąd wiedziałaś? - Marcin mnie puścił, wyglądał na zaskoczonego.
Zaśmiałam się.
- Siostrzana intuicja. - Odpowiedziałam chłopcu.
Zack dziwnie na mnie spojrzał, ale nic nie powiedział. Uśmiechnął się.
- Co? - zapytałam.
- Nic. Pamiętam jak byłaś taka jak Marcin. Też się tak do mnie przytulałaś.
- Jesteś zazdrosny?
- Chyba raczej nie. Ale dobrze powspominać stare czasy, prawda?
- Prawda. - potwierdziłam i uśmiechnęłam się do Zacka.
- To w co się bawimy Marcin?
***
Weszłam do ciemnego pokoju. Podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie.
Świat wydawał się pogrążony we śnie. Paliły się latarnie, a w niektórych mieszkaniach świeciły światła. Nikogo nie widziałam. Lubiłam przesiadywać w oknie, szczególnie w nocy. Wtedy wszystko było spokojne, poukładane. I każdego wieczoru, dziękowałam Bogu, za to co mi dał.
Ale od wakacji martwiłam się o kuzynkę, która od dłuższego czasu, się nie odzywała. Postanowiłam jednak, że dam jej jeszcze trochę czasu.
Odeszłam od okna i położyłam się spać.

Hej :D
Mam nadzieję, że podoba Wam się pierwszy rozdział.
Wiem, że nie było akcji, ale hej poczekajcie ;)
Dziękuje za uwagę <33
I zapraszam na moje drugie opowiadanie
,,Nieuniknione"
claire1902

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top