9. Cholerny Szwab...
Pochyła czcionka to dialog w języku niemieckim!
Antoni już od jakiegoś czasu miał na oku "cel" swojej siostry. Nie ufał ani trochę Stefanowi, nie miał ku temu żadnych dowodów. Każdego dnia obserwował czy na rękach i nogach Anny nie widnieją jakieś siniaki, oznaki tego, że Brandt to brutalne bydle. Mimo wielkiej niechęci Lasockiego do całego planu, jego przełożeni byli zadowoleni z obrotu spraw. Młoda kobieta dostarczała im wielu cennych informacji dzięki którym mogli uratować paru swoich ludzi, a na wojnie każde życie jest na wagę złota. Antek siedział na spotkaniu konspiracyjnym, ale nie słuchał. Myślami nadal był przy swojej siostrze i jej odpowiedzialnym zadaniu, którego sama się podjęła.
— Antek, czy ty nas słuchasz? — Aleksander spojrzał na swojego przyjaciela zirytowany. Blondyn potrzebował przy sobie oddanych ludzi, a nie odpływających.
— Przepraszam, to przez Annę — najstarszy z rodzeństwa Lasockich przetarł twarz dłonią.
— Przecież twoją siostra świetnie sobie radzi, nie masz o co się martwić. Kobiety mówią, że Brandt nie jest zły w stosunku do nich — Tola Rogowska była jedyną kobietą na spotkaniu i liczyła, że dzięki swoim umiejętnościom przekonywania uda jej się uspokoić kolegę z oddziału.
— Nie będę ufał szkopom, nieważne co mówią kobiety. Nienawidzę go tak jak jego braci szwabów — młody mężczyzna był nieugięty. W głowie już obmyślał plan co powie Annie o jej głupim zachowaniu po zakończeniu wojny.
— Anka jest silną kobietą, zrozum że ona też chciała zrobić coś dobrego. Nie możesz odbierać jej tej możliwości — Jan Raczkowski znał swojego przyjaciela jak nikt inny j wiedział, że Lasocki nie odpuści. Mimo wszystko chciał spróbować choć trochę go uspokoić.
— Gadasz głupoty Janek. Zobaczysz, że to się źle skończy.
— Zaufaj swojej siostrze — Jan po tych słowach po prostu usiadł na krześle. Dyskusja nie miała już sensu.
— Dzisiaj to już na tyle, wracajcie do siebie. A ty, Antek, bądź następnym razem bardziej przytomny — Tadeusz spojrzał na niego surowym wzrokiem, a brunet pokiwał głową.
Razem z Jankiem wyszedł z zaplecza kawiarni. Poczekali chwilę skryci aby żaden niepożądany gość ich zobaczył. Przemierzali ostrożnie ulice Warszawy. Nie rzucali się w oko. Wtopili się w "tłum", choć ciężko nazwać tak parę osób na krzyż. Nic dziwnego, że na ulicach prawie nikogo nie było. Za godzinę miała wybić policyjna, a żaden z Warszawiaków nie chciał trafić na Szucha. Młodzi mężczyźni szli koło siebie, ale żaden się nie odezwał. Byli pogrążeni w swoich myślach. Lasocki myślał cały czas o sytuacji, w której znalazła się jego rodzina. Nie wiedział co robić, jak wydostać ojca i czy to w ogóle możliwe, że Józef jeszcze żyje. Janek natomiast miał w głowie zjawiskowy głos Hanki Ordonównej, który słyszał parę dni temu. Jego matka uwielbiała słuchać śpiewu kobiety.
— Marzę tylko o piwie. Ten dzień był męczący — miłą podróż w ciszy i spokoju przerwał głos jednego z niemieckich żołnierzy. Raczkowski od razu wyrwał się z zamyślenia i spojrzał w stronę dobiegających dźwięków.
— To przez tego nowego Kapitana. Dosyć, że muszę stać na dworze to jeszcze wypełniać jakieś papierki. Męczące — żołnierze jednak nie zauważyli dwóch Polaków, którzy teraz umiejętnie chowali się za płotem.
— Spokojnie Erwinie, nie wiadomo ile tutaj zabawi. Warszawa to nie jest ulubione miejsce dla takich jak on — Niemcy zaśmiali się równocześnie. Przeszli obok Janka i Antka. Mężczyźni po chwili wyszli ze swojej kryjówki.
— Chyba Brandt nie jest zbyt lubiany nawet wśród swoich — Raczkowski parsknął śmiechem.
— Wiesz jak jest kiedy dowódca jest wymagający. Nie lubi się go, ale szanuje.
— Jeśli jest takim dobrym dowódcą to wybiją nas szybciej niż myśleliśmy — Janek pokręciło głową z niedowierzaniem. Pomyślał, że musi jak najszybciej wziąć ślub, żeby nie umrzeć jako kawaler.
— Nie jeśli my załatwimy go prędzej, drogi przyjacielu — Antek uśmiechnął się znacząco. Miał zamiar własną kulą, z własnej broni wykończyć Kapitana Gestapo. Nie bał się, że ktoś może odkryć, iż to on i zabić go na przesłuchaniach. Czuł, że to jest właściwa decyzja.
— Jaki masz plan?
— Coś wymyślę, ale nie zajmie mi to dużo czasu. Nie możemy czekać. Czas uwolnić Anne od tego cholernego szwaba — Lasocki miał zamiar obmyślić plan, który pomoże mu jak najszybciej zakończyć żywot niemieckiego Kapitana.
***************
Stefan Brandt siedział w swoim gabinecie i popalał papierosa. Każdy dzień był dla niego pełen stresu. Wymagano od niego nieludzkich czynności. Nie potrafił przyzwyczaić się do okrutnych przesłuchań. Na froncie po prostu strzelał, walczył z innymi którzy pisali się na los żołnierza. Teraz musiał "przesłuchiwać" chłopców, dziewczęta, którzy nigdy wcześniej nie mieli doczynienia z okrucieństwem wojny. Podziwiał ich. Musiał się do tego przyznać. Był pełen podziwu, że tak młodzi ludzie stają razem aby bronić swojej ojczyzny. Niewielu z nich sypało nazwiskami, co było dla Stefana podwójną męczarnią. Musiał siedzieć z nimi dłużej, katować ich dłużej. Później coraz bardziej czuł odrazę do tego co robi. Nie miał jednak wyboru. Ale czy tego chciała od niego ojczyzna? Ojczyzna w imię, której miał walczyć? Popadł w propagandę, ale nie na tyle aby nie widzieć okrucieństwa, którego wymagano. Ale czy gdyby się sprzeciwił mógłby liczyć na spokojne życie? Czy jego kochana rodzina mogłaby na to liczyć?
— Kapitanie! — jeden z SS-manów wszedł do gabinetu, zastukał obcasami i zasalutował.
— Znalazłeś to o co cię prosiłem? — blondyn czekał na wiadomości o kimś ważnym, ale nie dla niego, a dla pewnej pięknej kobiety.
— Oczywiście Kapitanie — mężczyzna położył teczkę na biurku swojego przełożonego — Czy coś jeszcze mam zrobić?
— Nie, dziękuję Andres, możesz iść — Stefan odprawił żołnierza, który po zasalutowaniu i ponownym zatykaniu obcasami wyszedł z pomieszczenia.
Niemiec zgasił papierosa i rozsiadł się wygodnie na swoim fotelu. Wziął do rąk dokumenty i otworzył je na pierwszej stronie:
Imię i nazwisko: Józef Jan Lasocki
Data urodzenia: 12.03.1896r.
Miejsce urodzenia: Poznań
Małżonek: Helena Jadwiga Lasocka z domu Kochanowiczówna
Dzieci: Antoni Józef Lasocki, Michalina Maria Lasocka, Anna Helena Lasocka
Zatrudnienie: fabryka broni
Poprzednie zatrudnienie: nieznane
Miejsce pobytu: Obóz pracy
Brandt rzucił teczkę wściekły na biurko. Nie dowiedział się niczego przydatnego. Nie wiedział do jakiego obozu został przewieziony ukochany ojciec Anny. Czuł się podle z tym, że mimo obietnicy nie udało mu się niczego znaleźć nie mówiąc już o pomocy. Wiedział, że miała być to zwykła umowa, ona miała śpiewać i spędzać z nim czas, a on miał pomóc z jej ojcem. Czuł więc, że nie wywiązuje się z umowy.
— Cóż ty taki wściekły? Wiesz, że uśmiech jeszcze nikogo nie zabił? — Karl wszedł do pomieszczenia jak do siebie. Wziął do ręki papierosa z papierośnicy swojego przyjaciela. Odpalił go i zaciągnął się mocno dymem.
— A ty wiesz, że takie wieczne uśmiechanie się jest wkurwiające? — Stefan prychnął i obdarzył Engela zdenerwowanym wzrokiem.
— Mógłbyś chociaż zapytać się czemu jestem taki zadowolony.
— Więc co się stało, że tak się szczerzysz?
— Idę dzisiaj posłuchać Marii. Niezwykle piękna kobieta. Też powinieneś iść. Zobaczysz tą swoją brunetkę — Karl zaśmiał się, wypuszczając dym z ust.
— Czyżby spodobała ci się Polka? — Brandt uniósł brew rozbawiony.
— Jednak nie są aż takie złe. A ty dlaczego taki zły?
— Dobrze, że pytasz. Potrzebuję twojej pomocy.
************
Anna weszła do domu i zdjęła swoje buty. Była zmęczona po dzisiejszym dniu w pracy. Marzyła tylko o tym aby położyć się w łóżku i jak najszybciej zasnąć. Nie było jej jednak dane.
— Jak ci nie wstyd?! — Helena naskoczyła na swoją córkę gdy ta tylko przekroczyła próg salonu. Młoda kobieta nie wiedziała o co chodzi jej rodzicielce.
— Co się stało mamo?
— Śmiesz się jeszcze pytać?! — starsza kobieta była w amoku. Anna nie wiedziała co ma zrobić.
— Mamo, powiedz mi na spokojnie o co chodzi, proszę — szatynka usiadła na kanapie na przeciwko swojej rodzicielki.
— Rozumiałam wszystko, chciałaś ratować naszą rodzinę, ale żeby taki wstyd przynieść!
— Mamo, nie krzycz! Powiedz o co ci chodzi.
— Sąsiadka widziała jak prowadzasz się z tym Szwabem! Pod rękę z mordercą! Twojego ojca zabrali i zamordowali, a ty jak gdyby nigdy nic prowadzasz się z takim! Powiedz mi jeszcze, że robisz coś więcej! Moja córka nie będzie niemiecką dziwką! — Helena sama nie wiedziała co ją opętało. Podniosła rękę i zdzieliła swoją córkę. Niebieskooka złapała się za policzek. Starsza kobieta dopiero po chwili zorientowała się co takiego zrobiła i przyłożyła rękę do ust.
— Wszystko robię dla was, wypędziłam ich z mieszkania aby nie znaleźli Dawidka, ale tego nie potrafisz zauważyć? Nie oczekuję wdzięczności, ale odrobiny zrozumienia, matko. — Anna po prostu wstała i poszła do korytarza. Założyła buty, płaszcz i zdenerwowana opuściła mieszkanie. Łzy leciały po jej policzkach, ale skutecznie ścierała je dłonią. Bolały ją oskarżenia matki. Bolało ją, że nazwała ją niemiecką dziwką.
Szatynka szła sama przez ulice Warszawy. Dopiero po paru minutach ochłonęła na tyle, aby zdać sobie sprawę z tego jak głupio się zachowała. Była na środku ulicy, sama. Z nikąd pomocy. Była zbyt emocjonalna i to była kolejna rzecz, której Lasocka tak bardzo w sobie nienawidziła. Kobieta przeszła już spory kawałek, ale nadal nie chciała wracać do domu, w którym czekała ją wrogość matki. Poczucie bezpieczeństwo było ważniejsze od dumy czy żalu, więc młoda kobieta zaczęła zastanawiać się co powinna zrobić. Na jej szczęście za zakrętu wyłoniła się Maria Zawadzka. Często wracała później z pracy niż Anna, a droga do jej domu krzyżowała się z drogą niebieskookiej.
— Ania, co ty tu robisz? Miałaś być już w domu, prawda? — Maria szybko zatrzymała swoją przyjaciółkę.
— Pokłóciłam się z matką — Lasocka nie miała oporów przed powiedzeniem prawdy blondynce. Jej towarzyszka niedoli znała ją najlepiej.
— Chodź, pójdziemy do mnie i wszystko mi opowiesz — druga kobieta zaś nie miała oporów żeby zabrać swoją towarzyszkę do siebie. Marysia złapała szatynkę pod rękę i razem ruszyły w stronę jej mieszkania. Były sobie bliskie niczym siostry, nigdy nie zostawiły drugiej w potrzebie, więc oczywistym było, że Maria pomoże Annie.
Szły coraz szybciej, aby nie spotkać po drodze żadnego Niemca, który chciałby je skontrolować. Nie rozmawiały. Postanowiły poczekać z tym, aż znajdą się w domu blondynki.
Myśli kłębiły się w głowie jednej i drugiej. Maria była zdziwiona zachowaniem Heleny Lasockiej, która zawsze była opanowaną kobietą. Nie mogła więc odnaleźć w głowie powodu tak wielkiej kłótni, która sprowokowała by Anne do ucieczki. Kochała swoje dzieci i nie chciała ich krzywdy, nie podniosła również ręki na żadne ze swoich pociech. Było to też zastanawiające dla Anny, lecz ona wiedziała, że matka nie czuje się najlepiej, zwłaszcza od momentu zniknięcia ojca. Młode kobiety po paru minutach drogi znalazły się pod kamienicą, w której mieszkała Zawadzka. Weszły na górę, a kiedy znalazły się w mieszkaniu nie usłyszały nawet szmeru.
— Nikogo nie ma? — Anna zaczęła zdejmować płaszcz i buty. Blondynka natomiast weszła w głąb swojego domu, aby zobaczyć czy ktoś jest w środku.
— Waleria ma nocną zmianę w szpitalu, tak samo jak ojciec i Stanisław. Matka już śpi, więc nikt nie będzie nam przeszkadzał — Marysia uśmiechnęła się do swojej przyjaciółki i pokazała jej dłonią, aby weszła do salonu.
Był on mniejszy niż ten Lasockich, ale to sprawiało, że był bardzo przytulny. Na komodzie stało mnóstwo zdjęć w ramkach, a na jednym z nich była nawet Anna, która pozowała z Marią po ich pierwszym, wspólnym występie. Młoda kobieta pomyślała o tym jak wiele od tego czasu się zmieniło. Nie mogła uwierzyć, że nie mają już po osiemnaście lat i nie żyją już w wolnej Polsce. Na kolejnym zdjęciu dziewczyna dojrzała Macieja, który był drugim bratem ciemnookiej. Wyjechał on jednak do Krakowa jeszcze rok przed wojną i tam poznał swoją narzeczoną. Biedna rodzina Zawadzkich od paru miesięcy nie dostała od Maćka żadnej informacji, lecz byli oni pozytywnej myśli. Mieli takie myślenie w zwyczaju, a Anna twierdziła, że właśnie to trzyma ich w ryzach.
W rogu salonu stało małe pianino, ale nie nadawało się do gry, ponieważ na całej jego powierzchni leżały książki, zegarki i inne tego typu rzecz. Uwagę Anny odwróciła jej towarzyszka, kiedy postawiła na stole dwie słabe herbaty.
— Opowiadaj, więc co się stało moja kochana Aniu — obie kobiety zasiadły do stołu.
— A cóż tu mówić Marysiu. Moja własna matka nazwała mnie niemiecką dziwką. Nie mogłam słyszeć nic gorszego w tych parszywych czasach.
— Nie zrobiłaś nic żeby im zaszkodzić. Byłam tam Aniu, wiem że tym pomogłaś Dawidowi — Zawadzka złapała swoją przyjaciółką za dłoń, aby dodać jej trochę otuchy. Miała wrażenie, że nikt nie dostrzega poświęcenia tej młodej kobiety, która przecież nie była przygotowana na wojnę.
— Matka tego nie zauważy. Słucha tej starej sąsiadki. Gdyby ta baba nie miała nic innego do roboty w czasach wojny, a tylko uprzykrzać nam życie.
— Wiesz jacy są ludzie. Powinniście się cieszyć, że nikt na całe szczęście nie doniósł Gestapo, że macie w domu dziecko żydowskie.
Anna zastanowiła się przez chwilę. Musiała przyznać, że jej rozmówczyni miała rację. To był cud, że nikt nie zgłosił niczego. Dobrze ukrywali małego chłopca i cała rodzina liczyła, że będzie tak do końca wojny. Wtedy mały będzie mógł w końcu wyjść i nie będzie już taki blady jak ściana.
— Choć patrząc na Brandta coś by wymyślił żeby tylko cię uratować — Maria posłała Ani znaczące spojrzenie. Szatynka spojrzała na nią jednak niezrozumiale.
— Niby czemu miał by to robić? Narażanie się dla Polki nie jest chyba w jego liście obowiązków.
— Nie udawaj idiotki. Patrzy na ciebie takim wzrokiem, że aż mi samej robi się wstyd.
— Patrzy na mnie w sposób seksualny. Nie myśli o niczym innym. Jak oni wszyscy. Chcą skorzystać póki jeszcze nie są na froncie — niebieskooka upiła łyk swojej herbaty, do której smaku już się przyzwyczaiła.
— Nie powiedziałabym, że seksualnym. Takim obdarzają nas klienci restauracji. Myślę raczej o spojrzeniu zauroczonego mężczyzny, w którym jest i pożądanie.
— Nie róbmy z niego niewiadomo jak cudnego — Anna prychnęła. Z jednej strony ona sama nie uważała Stefana za najokrutniejszą osobę na świecie, ale nie znała go na tyle dobrze żeby powiedzieć, że jest dobry. Patrząc również na to co robi na codzien nazwanie go "dobrym" było by czymś więcej niż niedopowiedzeniem.
— A pobił cię kiedyś? Nie. A obronił? Tak i to dwa razy. Nie mówię, że masz robić z nim jakieś nieczyste rzeczy, ale możesz wykorzystać swój urok i jego stan do zyskania czegoś.
— To niemoralne moja droga.
— Jest wojna moja droga, moralność już dawno przestała coś znaczyć, a może i istnieć. I pamiętaj, że tylko sam Pan Bóg może cię osądzać.
Kolejny raz w nie zbyt długim odstępie czasu Anna usłyszała, że teraz nie ma czegoś takiego jak moralność. Postanowiła przemyśleć to wszystko w najbliższym czasie.
— Dosyć o mnie, ty też masz adoratorów, a zauważyłam, że ostatnio bardzo dużo przesiaduje u nas znajomy Kapitana — Ania zmieniła temat, aby już nie drążyć swojej beznadziejnej sytuacji.
— Przyznać muszę, że Herr Engel jest od niedawna naszym stałym gościem. Dostałam ostatnio nawet kwiaty. I mimo tego, że wiem czego on zapewne oczekuje i mimo tego, że wiem kim jest, uwierz mi Aniu, iż dawno nie uśmiechałam się tak szeroko jak w momencie kiedy zobaczyłam te róże — Maria mówiła o tym wszystkim z świeczkami w oczach. Poczuła się kobietą, poczuła się doceniona nawet jeśli doceniał ją nazista, ale czy to czyniło z niej kogoś złego? Przecież nadal była młodą dziewczyną, która potrzebowała adoracji, a niestety wykonywała pracę, w której tylko Niemcy mogli widzieć jej wdzięki i talent.
— Jest całkiem zabawny, ale chyba nie zapominasz o Antku? Szalałaś za nim! A Janek? — Lasocka od dawna chciała, aby jej najlepsza przyjaciółka i jedyny brat stworzyli parę idealną. Oni jednak byli oporni, a pojawienie się Karla Engela mogło oddalić plany jeszcze dalej.
— Szalałam, ale on nie koniecznie interesował się mną tak jak ja nim. Chyba bardziej zainteresowany był Janek — obie kobiety zaśmiały się. Znały Raczkowskiego i jego podejście do małżeństwa.
— Byłabyś idealna panną młodą dla Jana. Długi welon i piękne kwiaty.
— Na pewno wniósłby mnie przez próg niczym księżną.
— I składał pocałunki pełne pasji.
— Każdego dnia myślę, że jego plan nie jest taki głupi. Z drugiej strony chce tylko przeżyć. Potem się zobaczy.
— Trzeba tylko wierzyć, że da się przeżyć — Ania pomyślała w tym momencie o swoim ojcu, który cierpi na pewno okropne katusze pracując w obozie. A może był już w Niebiosach u Pana Boga? Kobieta tego nie wiedziała i ten stan rzeczy doprowadzał ją do obłędu.
— Da się, twój ojciec ma dla kogo przeżyć, Maciek też — Maria uśmiechnęła się na wspomnienie swojego brata za którym bardzo tęskniła.
— Masz rację. Maciej i mój ojciec to silni mężczyźni dadzą sobie radę.
Młode panny rozmawiały jeszcze chwilę na milsze tematy. Prowadziły zawziętą konwersacje na temat fabuły książki i jej bohaterów. Literatura była oderwaniem Anny od rzeczywistości, a każda książkę pochłaniała z wielkim zapałem. Mogła więc rozmawiać o utworach literackich godzinami, a jej znajomość języków pozwalała jej porównać oryginały z przekładami. Dzięki temu rozmowa nigdy nie była nudna. Kiedy zegar wybił północ ruszyły do pokoju Marii, który dzieliła z Walerią. Szybko przygotowały się do snu i ułożyły wygonie w łóżku.
— Aniu, zamierzasz jutro iść do mieszkania Brandta? — to pytanie nurtowało blondynkę od długiego czasu. Chciała uzyskać odpowiedź, aby jej ciekawość została zaspokojona. Zamierzała wspierać Anne w każdej jej decyzji.
— Nie mam wyjście. Ostatnio nie było źle. Jeśli on naprawdę nie będzie taki zły jak mówisz, ta znajomość wyjdzie mi na dobre. I jeśli dzięki temu ochronie rodzinę to matka może mnie nazwać niemiecką dziwką ile chcę — niebieskooka zaśmiała się pod nosem. Zawadzka westchnęła i zaczęła zastanawiać się nad tym co ona powinna zrobić, nie chciała jednak mówić o tym na głos mimo licznych namów Lasockiej.
— Chodźmy już spać, Zaradzki nie może stracić swoich śpiewaczek — kobiety wybuchły śmiechem, ale rzeczywiście ułożyły się do snu, w który bardzo szybko odpłynęły.
~~~~~~~
Witam moi drodzy. Wiem, że ten rozdział trochę porozrzucany, ale właśnie taki był mi w tym momencie potrzebny. I kochani co myślicie i tych trzech sytuacjach? Piszcie koniecznie, bo czytam każdy z nich ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top