23. Decyzje

Annę stresował pobyt w domu, lecz gdy usłyszała głos Stefana, a po chwili zobaczyła swoją siostrę w salonie, spanikowała. Do pomieszczenia jednak wrócił tylko Antoni, a u jego boku nie stał jej... No właśnie, jej kto? Kim on teraz dla niej był? Te myśli jednak szybko od niej uciekły, kiedy jej brat podjął rozmowę.

— Czy możesz mi powiedzieć dlaczego odprowadza cię pieprzony Stefan Brandt?

— Wiem, że zabrzmi to oburzająco dla ciebie, ale uratował mnie przed Tadeuszem. — jej głos lekko zadrżał co rzadko zdarzało się starszej Lasockiej. Anna przyjrzała się jej całej postaci i dostrzegła podkrążone oczy, jak i siniaki na przedramionach.

— Tadeusz? Ten lekarz? Przecież za tobą szaleje.

— Antoni, czy ty mi właśnie sugerujesz, że wymyśliłam sobie to, że chciał mnie skrzywdzić? — Michalina podniosła się na równe nogi. Była wściekła i gdyby nie jej młodsza siostra, mogłaby rzucić się na swojego brata.

— Niczego ci nie sugeruje, jestem po prostu w szoku. Sprawiał inne pozory.

— Jak sam widzisz, pozory często potrafią zmylić. Nawet kogoś takiego jak ty. — Anna posadziła blondynkę ponownie na sofie, a ta posłała jej uśmiech pełen wdzięczności. Lasocka lekko się zmieszała, ale uznała, że to po prostu wdzięczność za trzymanie jej strony.

— Rozumiem, że uwielbiasz tego szwaba, ale jeśli jeszcze raz tutaj przyjdzie to sąsiedzi naprawdę pomyślą, że z nimi kolaborujemy. — Antek był zły na obie siostry. Żadna z nich nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Choć Ania musiała działać blisko Brandta to powinna, a nawet według niego, musiała trzymać Niemca z dala od ich domu.

— Gdy już wydostał mnie z łap Tadeusza, uparł się, że mnie odprowadzi. Co miałam według ciebie zrobić? Pobić go?

— Starać się go przekonać, żeby za tobą nie lazł do góry, głupia.

— Pieprzysz jak potłuczony, Antek. Miśka przeżyła coś czego ty nie umiesz sobie wyobrazić, jest wojna, wokół jest śmierć, ale nie ma nic bardziej poniżającego i obrzydliwego jak łapy mężczyzny na twoim ciele. Zejdź więc z tonu, bo inaczej ta rozmowa nie będzie miała sensu. Myślisz, że po tym wszystkim miała siłę użerać się ze szkopem? — szatynka miała dojść swojego brata, który zachowywał się tak jakby nie miał oleju w głowie ani odrobiny wyobraźni. Naskakiwał na nie jakby same zabiły jego kolegów z oddziału, czy wsadziły Janka. Popełniały błędy, ale żaden z nich nie kosztował je życia i to powinno mu wystarczyć. Przynajmniej na jakiś czas.

— Nic ci nie zrobił? — dopiero teraz Lasocki zwrócił uwagę na Michalinę. Ta tylko parsknęła pod nosem.

— Daruj sobie. Jestem zmęczona, nie mam ochoty słuchać twojego gadania. — wstała powoli z kanapy i ruszyła w stronę swojego pokoju. Zatrzymała się na chwilę w progu i odwróciła w stronę rodzeństwa — Aniu, dobrze, że jesteś w domu. — uśmiechnęła się blado i zniknęła w ciemnym korytarzu.

— Drzesz się i robisz awanturę o Brandta, a sam kazałeś mi się koło niego kręcić i jakoś wydostać Janka. Nie zgrywaj teraz wielce oburzonego. — Anna ściszyła lekko głos i chwyciła kubek z zimną już herbatą.

— Pisałaś się na działanie, świetnie, jestem nawet z ciebie dumny, ale nie możemy mieszać w to reszty. Słyszałem co zrobiłaś z Dawidem, zachowałaś się jak skończona...

— Nawet nie kończ. Uciekłeś, ukrywałeś się i nie wiedzieliśmy gdzie jesteś. Rozpoznał go, co miałam zrobić? Dać się zabić? Dać mu zabrać Dawida? Mówisz tak jakby to wszystko było jasne i klarowne, ale problem w tym, że tak nie jest. Nic nie może być czarne w pełni, ludzie potracili kompasy moralne, a ja staram się tylko przeżyć i jakoś się przysłużyć.

— Przyznaj, sypiasz z nim? — Antoni bał się odpowiedzi, ale wiedział, że dziewczyny, które mają podobne zadania do Anny, potrafią zrobić wiele dla powierzonej im misji.

— Nie, ale jeśli poprosi mnie o to dowództwo? Mam odmówić? Nie, bo nikt mi na to nie pozwoli. Jesteś dorosły, tak jak i ja. Robimy wszystko żeby przeżyć i uratować ten kraj, nikt nie ma prawa nas oceniać. — tymi słowami zakończyła rozmowę i wróciła do swojego pokoju, zostawiając brata w osłupieniu.

********************

Na ulicach było gorąco, a Anna czuła jak jej sukienka przykleja się do spoconego ciała. Igła, która szła obok, miała takie samo wrażenie odnośnie swojego stroju. Późna godzina nie zmieniała nic w temperaturze, więc młode kobiety miały męczyć się cały dzień. Kiedy weszły do księgarni, a potem i na zaplecze poczuły lekki chłód bijący od grubych murów. Izabela siedziała na drewnianym krześle, a gazeta w jej rękach służyła dowódcy za prowizoryczny wachlarz. Witold stał w rogu pomieszczenia i przyglądał się czemuś zza oknem, wyglądał na niewzruszonego upałem, który niespodziewanie nawiedził to miasto.

— Dobrze, że już jesteście. — blondynka wstała ze swojego miejsca i wyjęła z torby teczkę — Baśka, kojarzy Jana, ale warto żebyś i ty zerknęła — podała Igle akta przyjaciela Lasockich. Na zdjęciu uśmiechał się do obiektywu i właśnie takiego zapamiętała go Anna.

— Spędził na przesłuchaniach już tyle czasu, że albo Brandt o nim zapomniał, albo Jan dawkuje im informacje. — Witold był przekonany, że przesłuchiwany powinien już dawno nie żyć. Dane jaki mieli mówiły jednak coś zupełnie innego.

— Na początku przesłuchiwał go Karl Engel, był jednak na zwolnieniu i najrozsądniej byłoby wyznaczyć do przesłuchań kogoś innego. Brandt jednak tego nie zrobił, czemu? — Iza spojrzała przelotnie na Annę i tym gestem zażądała od śpiewaczki odpowiedzi.

— W mieście był Anton Schultz, Brandt nie wychyliłby się i nie pokazał, że ma niedobory w kadrach, mógł po prostu odpuścić na jakiś czas.

— Niesamowite, kryjąc siebie, uratował życie Ryczkowskiemu. — Witold zaśmiał się pod nosem. Był zaszokowany wieloma osobowościami Kapitana.

— A może po prostu Ryczkowski jest zbyt ważny, a Brandt ufa tylko Engelowi? — Igła odłożyła akta Janka na stół i spojrzała na zgromadzonych.

— Możliwe, ale byłby to bardzo nietypowy plan działania. Dlatego to wszystko musicie sprawdzić wy — Iza zwróciła się do młodych kobiet — Witold jest waszym głównym dowodzącym w tej operacji. Baśka — wskazała na Annę posługując się jej pseudonimem — Jesteś odpowiedzialna za przebieg akcji, masz raportować wszystko Witoldowi, ale sam plan należy do ciebie. Ty najlepiej znasz Brandta, jego grafik i gabinet.

— Jestem już z nim umówiona, w środę po południu. Mam przyjść do jego gabinetu, chce zjeść jakiś obiad w przerwie. Zaradzki myśli, że Brandt organizuje jakiś obiad dla przyjaciół. Ja mam śpiewać, a Igła podawać do stołu. Przekazałam mu pieniądze od kapitana, jeden myśli, że to za obiad, drugi, że za moje towarzystwo. Zaradzki nie powinien niczego podejrzewać.

— Będę osłaniać Baśkę na dole, umówiłam się, że zastąpię koleżankę i będę sprzedawać kwiaty. Zawsze tam stoi, jesteśmy podobne więc nikt nie zwróci uwagi.

— Wejdę na dokumenty, które sam mi wyrobił, więc będę miała większą swobodę ruchu po budynku.

— Brzmi sensownie — Izabela słuchała swoich podwładnych z uwagą. Ich plan miał już jakieś fundamenty.

— A ja? Jakie dla mnie przewidziałaś zadanie? — Witek zajął miejsce obok blondynki i również wbił wzrok w młode kobiety.

— Kiedy wyprowadzę go z budynku będziesz musiał go przejąć, nikt nie może wiedzieć, że to ja, bo moje dokumenty będą spalone, a wiemy, że są zbyt dobre.

— A jak zamierzasz go wyprowadzić?

— Dowiem się kiedy będzie przesłuchiwany, jeśli zajmie się nim Karl Engel, poproszę go o jakąś przysługę, a Janek zostanie ze mną sam.

— Dlaczego Engel, wzorowy Niemiec miałby zostawiać więźnia samego z tobą? — Witek widział luki w planie Anny, które mogły pozbawić ją nawet życia.

— Karl jest podatny na wdzięki kobiet, zostaw to mnie — tak naprawdę Anna nie miała jeszcze zielonego pojęcia, jak wydostanie Janka, ale plan z Karlem nie wydawał się aż taki głupi.

— Dopracuj plan, nie ma mowy o jakimkolwiek niepowodzeniu. Niemniej jednak całkiem dobrze ci idzie jak na pierwszy raz. Meldujcie wszystkie zmiany Witoldowi, a teraz odmaszerujcie.

*****************

Anna ubrana w lekką białą koszulę w różowe, delikatne kwiatki, minęła stojącą z kwiatami Leokadię. Ciemne spodnie opinały zgrabne biodra Lasockiej i wyglądały jakby lały się wzdłuż jej długich nóg. Na ramionach śpiewaczki spoczywała równie czarna marynarka podkreślająca jej sylwetkę, a na głowie spoczywał kapelusz w tym samym kolorze. Przez chwilę szatynka miała ochotę wycofać się z tej samobójczej misji, ale gdy tylko zobaczyła stojącego na rogu Witka, poczuła się pewniej. Podniosła głowę do góry i ścisnęła mocniej swoją torebkę. Bez większych problemów dostała się na piętro, na którym znajdował się gabinet Stefana. Przy biurku przed jego drzwiami siedziała ładna blondynka. Przepisywała dokumenty zlecone przez Brandta, ale zaprzestała tej czynności, gdy do jej uszu dobiegł odgłos obcasów Anny. Obie kobiety zlustrowały się wzrokiem. Ania poczuła lekkie ukłucie zazdrości, bo stwierdziła, iż sekretarka Kapitana jest o wiele ładniejsza od niej samej. Podniosła jednak głowę do góry i podjęła rozmowę.

— Jestem umówiona z kapitanem. Jest już u siebie? — sekretarka ponownie przejechała po niej wzrokiem i zerknęła na swój dzienniczek.

— Pani godność?

— Ilse Fischer.

— Interesujące. — zamyśliła się chwilę i przerzuciła parę kartek — Niestety, Herr Brandt nie ma pani na swojej liście.

— To niemożliwe, jesteśmy umówieni od tygodnia. — Anna lekko zdenerwowała się zaistniałą sytuacją. Nie wierzyła, że Stefan mógł zapomnieć o ich spotkaniu.

— Przykro mi, ale kapitan pani nie przyjmie.

— Nawet nie spytała pani kapitana. — atmosfera robiła się napięta, a czas uciekał Annie przez palce. Miała wrażenie, że jeśli ta głupia idiotka nie wpuści jej do Stefana, przewróci całe jej biurko i wytarga za kudły. Wzięła jednak dwa głębokie wdechy i znów otworzyła usta. — Słuchaj skarbie, wstaniesz teraz i powiesz kapitanowi, że przyszła do niego Ilse Fischer. Zapewniam cię, że na mnie czeka.

— Chcesz sobie narobić problemów, ale niech będzie — sekretarka podniosła się zgrabnie z krzesła i zapukała w wielkie drzwi prowadzące do gabinetu Brandta. Wsunęła się do środka zwinnie gdy usłyszała zaproszenie. Po trzech lub czterech sekundach mężczyzna wypadł z pomieszczenia i stanął przed Lasocką.

— Ilse. — żałował, że nie mógł wypowiedzieć jej prawdziwego imienia. — Przepraszam, że tyle czekasz. Musiałem zapomnieć podać Ingrid naszego spotkanie do grafiku. Wejdź do środka, otworze nam wino. — puścił Annę przodem, a ona uśmiechnęła się z wyższością gdy mijała blondynkę. Poczuła wielką satysfakcję widząc jej minę.

— Cieszę się, że w końcu możemy porozmawiać. Ostatnio nie mieliśmy okazji. — usiadła na fotelu, który znajdował się naprzeciwko wielkiego, drewnianego biurka. On położył na nim dwa kieliszki i zaczął wyjmować z barku butelkę czerwonego wina.

— Czuję się winny. Nie jesteś kobietą, która nie ma zamiaru rozmawiać o wspólnej nocy. — na te wspomnienie policzki Anny zarumieniły się.

— Masz rację, ale nadal zastanawiam się czy to co się stało musi dostać jakieś wyjaśnienie. — często myślała o ich upojnych chwilach. Czuła się wtedy kochana, potrzebna, wielbiona. Zapomniała o wszystkim co działo się dookoła. Wojna przestała istnieć, podziały nie miały znaczenia, a etyka... etyka nie miała tutaj nic do powiedzenia.

— Zaskakujesz mnie. — podał jej kieliszek z alkoholem i zajął miejsce obok niej. — Wiesz, że nie jesteś dla mnie przelotnym romansem. Nie chcę abyś myślała, że po tym cokolwiek w moich uczuciach się zmieniło. — złapał ją za dłoń, a ona zaczęła odczuwać wielkie poczucie winy. Musiała go wykorzystać, oszukiwała go na każdym kroku, a on okazywał się z kolejnymi spotkaniami coraz bardziej zakochany. Łamało ją to.

— Myślałam, że powinny być intensywniejsze. — zaśmiała się, a on pokręcił głową z rozbawieniem.

— Łapiesz mnie za słówka, Anno. Powinniśmy określić co nas łączy. Chcę mieć cię na wyłączność.

— Uważasz, że nie odstraszyłeś już wszystkich mężczyzn, którzy przychodzą mnie słuchać?

— Mam nadzieję, że tak, ale chce żebyś ty też to wiedziała. — bezwstydnie przyciągnął ją na swoje kolana i złapał za jej biodra.

— Wiem to, nie martw się. — pogładziła jego policzek okalany zarostem. Poczuła jak ciepło rozlewa się po jej całym brzuchu. Stefan wzbudzał w niej huśtawkę uczuć, ale zaczęła go rozumieć, rozgryzać, dbać. Chciała upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, ale nie wiedziała, czy jej się to uda. Gdy przysuwał już usta do jej słodkich warg do gabinetu, bez pukania, wpadł Karl Engel.

— Och przepraszam bardzo, nie wiedziałem, że mamy tak ważnego gościa. — Anna i Stefan odskoczyli od siebie i oboje stanęli na równe nogi.

— Naucz się używać tek pięści do czegoś innego niż bicie.

— Może kiedyś spróbuje, ale nie bądź aż tak tego pewien — ciemnowłosy uśmiechał się wesoło. — Miło cię widzieć nasza śpiewaczko. — ucałował jej dłoń, a Brandt spojrzał na niego spod przymrużonych oczu.

— Jak zdrowie? Ostatnio nigdzie cię nie widziałam, Herr.

— Oj mów mi po prostu Karl! Zdrowie dobrze, ale pracy po urlopie nie mało.

— Nikt tego za ciebie nie zrobi, Karl. — Stefan cieszył się, że przyjaciel wrócił do pracy, ale nie miał zamiaru dawać mu ulgi. Praca była pracą i nie mogli nic na to poradzić.

— Właśnie, chciałbym z tobą porozmawiać o jednym więźniu. — i jakby nigdy nic, Karl Engel wepchnął do środka Jana Ryczkowskiego. Był wycieńczony, schudł, a jego twarz była obita, ale Anna obawiała się, że nie będzie stał na własnych nogach.

—Oszalałeś?! Nie przyprowadzaj tutaj więźniów. — Stefan nie chciał niszczyć ich romantycznego spotkania, a na pewno nie miał zamiaru pokazywać Annie żadnego z skanowanych rodaków.

— Daj spokój, gorsze rzeczy widuje się na ulicy. — Engel machnął ręką na całą tą sytuację.

— Wyjdźmy, Ilse usiądź z Ingrid.

— Wolałabym zostać tutaj, nie chcę oglądać twojej sekretarki. Pójdę do toalety, jeden z twoich żołnierzy na pewno mi pomoże tam trafić.— Anna musiała zostać z Janem sam na sam. Wiedziała jednak, że w tej chwili nie ma na to najmniejszych szans. Musiała coś wymyślić choć obecność Stefana w niczym jej nie pomagała.

— Niech Weber odprowadzi więźnia pod salę przesłuchań, porozmawiajmy szybko, muszę wrócić do mojego pięknego gościa. – Niemiec ucałował dłoń Anny i wszyscy opuścili jego gabinet.

Ingrid Felter pokazała jej drogę do łazienki, a Anna powolnym krokiem ruszyła w jej stronę. Kątem oka obserwowała, w którą stronę prowadzony został Jan. Korytarze łączyły się, więc wystarczyło dobrze manewrować między różnymi wnękami. To była jej jedyna szansa. Odpukała w łazience swoje dłonie i przetarła nimi spocony kark. Czuła jak jej serce wyskakuje z piersi. Miała w głowie plan budynku, wszystkie możliwe wyjścia, ale gdy doszło do tego, aby skonfrontować się z całym planem. Miała ochotę płakać. Kolejny raz tego dnia wzięła dwa głębokie oddechy i wzięła się w garść. Opuściła łazienkę i rozpoczęła swoje poszukiwania. Mijała niewielu żołnierzy, bo większość z nich korzystała z przerwy obiadowej. O każdego jednak uśmiechała się szczerze i witała perfekcyjnym niemieckim. Dwóch zapytała nawet o drogę do gabinetu Brandta. Minęła drzwi, a do środka wchodził Karl.

– Zgubiłaś się? – zerknął na nią i wycofał z powrotem na korytarz.

– Zdecydowanie tak. – zaśmiała się przyjaźnie choć jej żołądek skakała z nerwów.

– Poczekaj tutaj chwilę, zaraz kogoś zawołam. – zostawił ją na ułamki sekund. Ona wykorzystała każdy z nich. Wsunęła głowę do pomieszczenia, w którym, tak jak podejrzewała, znajdował się Jan.

– Janek? – na te słowa mężczyzna podniósł głowę. Przyglądała się młodemu mężczyźnie z wielką starannością. Nie wyglądał aż tak źle, co zapewne zawdzięczał urlopowi Engela.

– Ania...? Co ty tu...? – nie zdążyła usłyszeć tego co ma do powiedzenia Jan, bo ktoś brutalnie pociągnął ją za ramię.

– Co ty robisz?! – nie znała tego niemca. Był wysoki, dobrze zbudowany, a jego niebieskie oczy wierciły w jej twarzyczce wielką dziurę.

– Herr, przepraszam, ale zgubiłam się. – miała zamiar zgrywać pannę w opałach, ale jej rozmówca nie wydawał się przekonany.

– I wsadzasz łeb, akurat w cele więźnia?! Dokumenty! – darł się niemiłosiernie czym wzbudził zainteresowanie wszystkich wokół.

– Oczywiście. – Jan wstał z krzesła, chciał pomóc Annie, choć nie wiedział co ona tutaj robiła. Nie mógł jednak pójść za daleko, bo jego nogi zostały przykute.

– Szybciej, skarbie. Nie mamy całego dnia.

– Weber. Trochę szacunku. Kapitan nie będzie zadowolony gdy dowie się jak traktujesz jego gościa. – Karl złapał Niemca za ramię i odsunął od Anny na bezpieczną odległość.

– Niech zacznie pilnować swoich gości. – zacisnął zęby, a wzrok nadal wbijał w młodą kobietę. Chciał ją wyczytać, znać jej prawdziwy cel wizyty.

– Mam mu to powiedzieć?

– A jesteś aż tak uprzejmy?

– Wszystko dla Rzeszy. – uśmiechnął się głupio i stanął obok Anny. – Pani zgubiła się więc bądź łaskawy i zaprowadź ją do Brandta.

– Nie, naprawdę sam sobie radę. – jej słowa niewiele pomogły, bo już po chwili Weber prowadził ją wprost do paszczy kolejnego lwa. Weszli do gabinetu jak do siebie, a niebieskooki Niemiec sprowokował Stefana.

– Może zaczniesz zamawiać droższe dziwki? I z jakąś orientacja w terenie?

– Zapominasz się. Panna Fischer nie jest jak twoje koleżanki. – przyciągnął Anne jak lalkę, w swoją stronę, lecz ona nie miała nic przeciwko. Nie chciała znajdować się w pobliżu Josepha Webera.

– Panna Fischer, nieważne kim jest, wtyka nos w celę więźniów. Może powinieneś lepiej sprawdzać swoich gości. – nie bał się Kapitana, jako jeden z nielicznych. Pracował tu dłużej i to on czaił się na ten konkretny stołek. Niestety przypadł on Schultzowi by ostatecznie zajął go Brandt. Weber był dobry w tym co robił, a fakt, że to on przyłapał Anne w niekorzystnej sytuacji nie wróżyło najlepiej.

– Zapenwiam cię, że panna Fischer nie knuje niczego oprócz naszego ślubu. Możesz odmaszerować. – Joseph tylko przewrócił oczami i opuściła gabinet.

– Zgubiłam się i nie wiedziałam gdzie iść. Myślałam, że to jakiś gabinet i....

– Przestań kłamać. Mów co tam robiłaś. – nie ufał temu co mówiła. Nie była idiotka, znała niemiecki i mogła rozczytać znaki prowadzące do jego gabinetu.

– Ale naprawdę ja...

– Przestań, bo znaczę wierzyć, że jesteś szpiegiem i idiotką. – zirytowany napił się wina, które znajdowało się w kieliszkach, które wyjął na samym początku.

– Musisz mi pomóc... Jan, to mój kolega. Gdy go zobaczyłam chciałam z nim porozmawiać. Znamy się od piaskownicy... – nie wiedziała co robi, ale ryzykowała. Nie miała już nic do stracenia.

– Wiem kim jest Jan Ryczkowski. Pytam raczej czego chcesz ode mnie. – jego głos był oschły. Nie poznawała go, ale nie miała już wyboru.

– Nie chcę żeby umierał. Chcę go wykupić, wiem, że to możliwe zwłaszcza, że ty to możesz.

– Widziałem ostatnio twojego brata, Ryczkowski podał jego nazwisko. Mogłem go aresztować i przywieźć tutaj, ale nie zrobiłem tego. Myślałem, że może się pomylił. Chciałem, żebyś zobaczyła tego chłopaka, byłem ciekaw co powiesz, bo może to nie była prawda. Ale jednak, mam jednego z nich na wyciągnięcie ręki. – patrzył na nią z pewnej odległości. Nie wiedział czy jest zawiedziony, że nie dopełnił obowiązku, czy że on i Lasocka są z naprawdę różnych światów.

– On ma rodzinę, nie może tu zostać.

– Czego ode mnie oczekujesz, Ann?

– Proszę, pomóż mi go stąd wydostać. Zapłacę.

– Nie zabijam twojego brata choć powinienem t oziębić. Kryje ciebie i twojego siostrzeńca, a ty każesz mi uwolnić jednego z ważniejszych więźniów? Czy ty w ogóle widzisz absurd tej sytuacji?! – podszedł do niej bliżej i złapał za ramiona.

– Absurdalna jest wojna i więźnie niewinnych ludzi. Wykupię go. Jego matka cierpi, nie ma nikogo.

– Ty rozumiesz m, że on i prawdopodobnie twój brat to bandyci?

– Nie interesuje mnie czym się zajmują, mam swoje sprawy, ale nie mogę patrzeć jak inne kobiety cierpią, bo ich synowie giną. – nie zamierzała wydać samej siebie. Udawanie głupiej zawsze jej wychodziło, a przecież Brandt nie musiał wiedzieć wszystkiego. Otwierała się przed nim, ale nie była idiotka aby mówić mu wszystko.

– Zwariowałaś. Wykorzystujesz to, że cię kocham i chcesz żebym ryzykował dla ciebie wszystko! Dla twoich przyjaciół! Zastanów się o co mnie prosisz. – jej oczy zatrzymały się na jego ustach. Wypowiedział te słowa. Kocha ją. A przynajmniej tak twierdził, tak brzmiały jego słowa.

– Jeśli mnie kochasz, musisz mi pomóc. – było jej wstyd, że wykorzystuje jego uczucia, ale schowała go do kieszeni. Teraz chodziło o ludzkie życie. Stefan westchnął i odsunął się od Anny. Obszedł całe pomieszczenie dwukrotnie i wypił duszkiem resztę wina. Przetarł dłońmi zmęczona twarz i poluzował swój krawat od munduru.

–  Pomogę ci, ale nie myśl, że tak będzie wiecznie.

Zapał jej brodę w dłoń i wpił się w jej soczyste usta. Całował ją mocno, natarczywie i z jakimś wewnętrznym wyrzutem. Nie miała mu jednak tego za złe i jak zgłodniałe zwierzę, zarzuciła mu dłonie na szyję i mocniej przyciągnęła do siebie. Chciała w ten sposób pokazać mu, że wie ile dla niej robi. Wierzył naiwnie, że jego słodka Polka tak bardzo troszczy się o przyjaciół i rodzinę. Nawet przez chwilę w tym momencie nie podejrzewał, że następne nazwisko, które mogło paść doprowadziłoby prosto do kobiety, którą trzymał w ramionach. Teraz jednak bez żadnych oporów całował usta Anny, oddając się wewnętrznym pragnieniom. Jednym ruchem posadził ją na swoim biurku i zaczął obcałowywać jej szyję, zostawiając na niej czerwone ślady.

– Stefan.... – wyszeptała to wraz z westchnieniem, spowodowanym jego pieszczotą. – Nie możemy czekać dłużej. Karl może go zabić, a jego matka jest sama. Potrzebuje syna. – odsunął się od niej z lekkim niezadowoleniem, ale wiedział, że kobieta ma rację.

– Siedź tu i się nie ruszaj. Ja to załatwię.

~~~~~~~
Hej! Mam nadzieję, że wytrwaliście do końca, bo trochę się działo, a rozdział jest jednym z najdłuższych w tej książce! Oczywiście zachęcam do zostawiania swoich przemyśleń! Ja mam osobiście swoich bardzo dużo. Wiele sytuacji zostało tutaj naciągniętych na potrzeby całej sytuacji miłosnej pomiędzy Stefanem i Anną, ale myślę, że całkiem warto. Widzimy się jeszcze w tym miesiącu!

~ Ściskam, Mikidallas







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top