18. Nowy dom?

Anna gdy powoli i leniwie otworzyła oczy nie dostrzegła od samego początku gdzie i z kim leży.  Jej umysł jakby nie chciał pojąć gdzie się znajduje i koło kogo jej ciało spędziło noc. Leżała w środku a obaj mężczyźni, jeden malutki a drugi ogromny, przytulali się do jej drobnego i delikatnego ciała. Dawidek oślinił jej koszulę nocną co nie  było żadną nowością, w końcu robił tak za każdym razem gdy z nią spał. Stefan za to obejmował kurczowo jej talię, ale jego twarz była nadzwyczajnie spokojna, tak jakby to nie był on. Spał tak spokojnie z lekko otwartą buzią, jeden z jego blond kosmyków opadł na jego czoło, a z tych uchylonych warg wydobywał się cichy szmer oznaczający chrapanie. Gdyby ktoś popatrzył na to z boku spokojnie mógłby uznać ich za szczęśliwą rodzinę. Ostatni dzień w całości owocował w taki obraz, małej i radosnej rodziny.  Ale Lasocka dobrze wiedziała, że wcale nie są rodzinką, nie są matką, ojcem i synem. Boleśnie uświadomiło jej to nakrycie głowy Stefana, które leżało na krześle w sypialni. Czaszka patrzyła na nią tak uporczywie, że znów musiała zamknąć oczy. Anna po kilku kolejnych minutach leżenia w uścisku zaczęła się wiercić. Rozbudziła tym małego chłopca, ale za to mężczyzna spał nadal twardo.

- Ciociu, jestem głodny - blondwłosy chłopiec wyszeptał te słowa cichutko jakby bał się, że Niemiec się obudzi.

- Co ty na to żebyśmy coś ugotowali? Coś lepszego niż w naszym domu - Lasocka wiedziała, że w lodówce Brandta znajduje się o wiele więcej produktów o lepszej jakości niż w ich mieszkaniu. 

- Naprawdę możemy? Wujek nie będzie zły? - wujek... Anna pomyślała, że to słowo tak dziwnie brzmi w ustach chłopca gdy odnosi się do innej osoby niż Antoni.

- Nie będzie zły skarbie, chodź wstajemy - Dawid zeskoczył z dosyć wysokiego jak dla niego łóżka i pobiegł do swoich  ubranek. Był już na tyle zdolny, że potrafił ubierać się sam, sprawiało mu to dużo radości.

Szatynka powoli wyswobodziła się z objęć Niemca i powoli podeszła do szafy. Włożyła na swoje ciało zielonkawą sukienkę, którą kupił Stefan. Gdy przejrzała się w lustrze była w szoku. Leżała jak ulał, jakby była wręcz szyta specjalnie dla niej. Skąd SS-man wiedział jaki nosi wymiary? Potrząsnęła głową, chwyciła do rąk wsuwki i zaczęła powoli układać włosy. Po paru minutach wyglądała tak pięknie jak nigdy, kolorowe usta, pomalowane rzęsy i to kometkami z samych Niemiec. Brandt pomyślał tak naprawdę o wszystkim. Nawet o pięknych, nowiutkich pończochach. W jej oczach pojawiły się łzy. Była idealna, czysta, nienaganna. Czy mogłaby wyglądać tak zawsze? Na pewno nie narzekałaby na to, ale czy byłaby w stanie wyrzec się wszystkiego dla chwili bycia piękną? Jej rozmyślenia przerwał Dawidek ciągnący za jej sukienkę.

- Ciociu? Idziemy?

- Tak skarbie, ale od teraz będziemy rozmawiać tylko po niemiecku dobrze? - chłopiec pokiwał głową na znak, że rozumie prośbę cioci.

Oboje po cichu wyszli z sypialni i zmierzyli do kuchni. Była wyposażona całkiem dobrze, a produkty które się w niej znajdowały były wysokiej jakości. Takie produkty Anna ostatni raz widziała w trzydziestym dziewiątym. Dawidek nie widział ich tak naprawdę nigdy, dlatego jego zdziwiona minka kompletnie nie zaskoczyła Polki.

- Pora coś zjeść - uśmiechnęła się ciepło i zabrała do pracy.

***

Anna spojrzała nieśmiało na to co upichcili razem z Dawidem. Liczyła,że to śniadanie przypadnie do gustu Schulzowi i Lisie. Ich podniebienia były zalewane bardziej wyrafinowane, ale ją tylko na tyle było stać. Dlatego na stole leżał półmisek z jajecznicą i talerz pełen racuchów. Pokroiła chleb w duże kawałki i ułożyła w towarzystwie masła, marmolady i kiełbasy. Nie wiedziała co oni na to , lecz patrząc na minę Lisy, śniadanie wyglądało na udane.

– Zdolna z ciebie kucharka, Ilse – Stefan objął ją od tyłu przez co nieznacznie podskoczyła. Jego dłonie na jej talii nadal były czymś nowym, nieznanym.

– Ja nie bawię się w takie rzeczy, od tego jest gosposia, która zrobi to lepiej – Lisa miała zamiar skrytykować wszystko co widziała.

– Na szczęście Ilse mnie rozpieszcza i sama daje śniadania.

– Nigdy tego nie lubiłeś. Pamietam jak uciekałeś przed śniadaniami – blondwłosa Niemka usilnie chciała pokazać jak dobrze zna byłego narzeczonego a jak nie zna go Fisher, a raczej Anna.

– Od naszych zaręczyn wiele się zmieniło, stałem się szczęśliwszy – ucałował policzek Polki. – Nie brakuje ci mnie?

– Komu? – Schulz wszedł do salonu i zmarszczył brwi – O czym ty znowu mówisz kobieto?

– Z kim rozmawiałeś? – starała się od razu zmienić temat by nie musieć odpowiadać na pytania Antona.

– Cholerne Gestapo jak zawsze ma problemy z ustaleniem kto do nas strzelał! Przecież nimi trzeba zacząć rządzić twardą ręką. Jutro każ im powystrzelać Żydów na łapankach, niech się uczą.

Anna zamarła. Od razu pomyślała o swoim bracie, Marii, ale i o sobie. W łapance mógł być każdy, nie tylko Żyd. I każdego można było od tak rozstrzelać, jakby nigdy nie istniał, jakby był zwykłym puchem. Nie liczyło się nic oprócz znajomości. Niektóre mogły dać względne bezpieczeństwo, ale często nie na długo. Strony się zmieniły, ludzie się zmieniali. Trzeba było mocno ingerować w życie towarzystwie by wiedzieć koło kogo warto się zakręcić. Anna śpiewała, wiedziała jaka dziewczyna jakiej nocy umawia się z Niemcem. Nie oceniała ich, one po prostu walczyły o przetrwanie.

- Tak zrobię, masz rację, że trzeba posprzątać po poprzednim kapitanie. Nie chcę żeby skazili nasze dzieci - Stefan nie wierzył w słowa, które wypowiadał, w ani jedno. Lecz to nie było ważne. Ważne było pokazanie Antonowi, że on się wszystkim zajmie, że nie ma powodów do obaw.

- I dobrze mówisz, kwestię żydowską trzeba rozwiązać raz na zawsze. Później omówię z tobą sprawę obozu, twój wuj wspomniał, że możesz się tam przydać.

- W obozie? Przecież dopiero co przyjechałem do Warszawy.

- To nie byłby długi wyjazd, góra miesiąc, ale to później. Nie chce obrzydzać śniadania nam i humoru panią Żydami.

- Co to Żyd? - mały chłopiec zadał to pytanie z tak naiwną minką. Anna wystraszyła się, a;e Brandt mocno chwycił ją w talii, kolejny raz chciał dodać jej w ten sposób otuchy. Kolejny raz w ciągu dwóch dni, Niemiec, Nazista, morderca okazał Polce tyle otuchy. To było czymś nie do pomyślenia.

- Oj Max, to nawet nie zwierze. Widzisz ty jesteś Niemcem, nadczłowiekiem. Żydzi to podludzie, rozumiesz? - Schulz mówił to miłym głosem jakby opowiadał o pogodzie. A tak naprawdę wpajał dziecku nazistowską, chorą ideologię.

- Najważniejsze co musisz wiedzieć to to, że jesteś ważniejszy niż inni, Max.

- Dobrze wujku, będę wiedział - pokiwał małą blond główką. Anne przerażała ta rozmowa, wszystko co się działo. Dawidek był w połowie Żydem, oni jednak o tym nie wiedzieli, bez żadnych ogródek wpajali mu, iż inne dzieci takie jak on są gorsze, nie są warte życia.

- Oj na to będzie czas gdy pójdzie do Hitlerjugend, na razie czas na śniadanie! - Lasocka przybrała najszczerszy uśmiech jaki tylko mogła na twarz. Chciała odciągnąć ich uwagę od tego wszystkiego.

- Zgadzam się z Ilse, zjedzmy to - Lisa usiadła do stołu i zaczęła nakładać na talerze jedzenie.

- Oj drogie panie, widzę, że te ciężkie tematy nie są zbyt przyjemne. Delikatne te nasze kobiety, Stefan - Anton zaśmiał się, a blondwłosy mężczyzna zacisnął szczękę w złości. Pomyślał, że przecież ten cholerny Niemiec zabrał mu narzeczoną i śmie teraz tak po prostu, gdyby wcale przez niego nie zerwano zaręczyn. Anna postanowiła zabrać głos widząc wyraz twarzy swojego Niemca.

- Kobiety wcale nie są słabe, po prostu trzeba trochę wrażliwości mój panie.

- Twój? Czy ty chcesz mnie usidlić, Ilse? - I znów zaśmiał się w ten specyficzny sposób.

- Oj zdecydowanie nie, jestem przecież zaręczona, myślę już tylko o sukni ślubnej - uśmiech Lasockiej zwalił Brandta z nóg. Uśmiechała się tak jakby naprawdę była przyszłą panną młodą i oczekiwała hucznego wesela.

- Niech ci będzie - puścił jej oczko, a Stefan... On po prostu ucałował jej dłoń. Po prostu ucałował.

***
Schulz i Lisa po śniadaniu wyjechali z mieszkania Brandta, co wywołało uśmiech nie tylko u Anny, ale i u Kapitana Gestapo. W końcu czuli się swobodniej, Anna była Anną, a nie Ilse. Stefan mógł znów używać jej pięknego imienia. Oboje stali w kuchni, w której sprzątali razem co niezmiernie zdziwiło Lasocką. Brandt był wdzięczny kobiecie, ze wytrzymała i dała radę oszukać Antona i czuł, iż Lisa ma utarty nos. Anna była przecież piękną, mądrą kobietą.

- Anno, nie wiesz nawet ile ci muszę dziękować.

- To nasza umowa,  dziękuję że pozwoliłeś Dawidowi zaczerpnąć świeżego powietrza. To wiele dla niego znaczyło.

- Anno, jesteś kobietą, która obwiązała moją dusze wokół palca. Oddałbym ci wiele, zrobiłbym wiele choć nie powinienem. Co ty masz w sobie kobieto? O co chodzi, co ze mną zrobiłaś? - Stefan patrzył na nią z błaganiem w oczach. Chciał wiedzieć czemu Polka, jego wróg sprawił, ze jego serce biło szybciej, ze był inny, że mógł spać...

- Ja... Nie wiem co powiedzieć - była równie oszołomiona jego słowami co on swoim zachowaniem przy niej.

- Nie pamietam kiedy tak dobrze się wyspałem, nie pamietam kiedy ostatni raz czułem taki spokój. A przede wszystkim nie pamietam kiedy chciałem aż tak bardzo całować kobiece usta.

Przyciągnął jak do siebie i złożył łapczywy pocałunek na jej ustach. Smakował ich każdą część jakby odkrywał je na nowo choć już poznał ich smak. Anna za to nie opierała się temu miłosnemu uniesieniu. Czuła w końcu coś miłego i przyjemnego. Czuła w końcu coś miłego co rzadko zdarzało się przez ostatnie lata. I choć wiedziała, że będzie się to wiązać z konsekwencjami dała się temu ponieść. Uważała, że w końcu zasłużyła na chwile dla siebie. Zapomniała o jego mundurze, pracy i wszystkim. Pomyślała w końcu o uczuciach, które jej przy nim towarzyszyły. Bo przecież nie był to tylko strach i ból. Ostatnie dwa dni były czasem gdy otoczył ją i Dawida opieką. Czy mógł być więc  tak złym człowiekiem skoro im pomagał? Ratował tak naprawdę żydowskie dziecko. Anna stwierdziła więc, że ten pocałunek niczego złego nie zrobi. Na pewno nie całemu narodowi, a jedynie jej. I tak trwała w pocałunku, ciepłym i namiętnym, z Niemcem w jego niemieckim mundurze.

Stefan zachęcony jej pocałunkami przyciągnął kobietę jeszcze bliżej. Całował ją coraz łapczywiej a jego silne dłonie coraz bardziej zaciskały się na jej biodrach co po chwili spowodowało ból. Anna pisnęła w jego usta, a on odskoczył od niej jak poparzony.

- Boże, przepraszam cię - padł przed nią na kolana i zaczął całować dłonie w geście przeprosin. Zachowywał się jak amanci w filmach. Lasocka była tak zaskoczona, ze nie wiedziała jak na to wszystko zareagować - Wybacz mi Anno, powinienem być bardziej ostrożny i delikatny. Jesteś zbyt drobna.

- Już dobrze - delikatnie i niepewnie ułożyła dłoń na jego głowie. Cóż musiał być to za przedziwny obraz. Kapitan Gestapo w swoim mundurze klęczał i przepraszał małą i drobną kobietkę za ból, który jej sprawił - Odwiozę was do domu.

- To nienajlepszy pomysł.

- Dlaczego? Chce wiedzieć, że jesteś bezpieczna - poczuł chęć chronienia jej, takie nieodparte uczucie, które wcale nie chciało ustąpić. Ta noc tyle w nim zmieniła, wystarczyło, że utuliła go do snu.

- Nie będzie to dobrze widziane jeśli do domu odwiezie nas kapitan gestapo - nie chciała być posądzona przez sąsiadów za romans. Ale czy obi naprawdę mieli jakiś romans? Czy to nie była przecież jej misja? Spełniała rozkazy.

- Nienawidzę tego świata, Anno.

- Ja też go nienawidzę, ja też... - bo przecież to wszystko było takie niesprawiedliwe

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top