16. Kłamstewko
Kolejne dwa dni były dla Anny jeszcze większą katorgą niż normalnie. Obiad u Schulza nie był na rękę żadnemu z nich. Wszystko mogło się wydać. W głowie ciągle powtarzała historię, które wymyślili razem ze Stefanem. Liczyła, że przekonają Niemca i każde z nich, po tej niedorzecznej kolacji, będzie całe i zdrowe.
— Chodzisz jakbyś nie miała nic do roboty — Hanka była ostatnimi czasy wrogo nastawiona do Lasockiej. Nienawidziła tego, że kobieta dzięki swej urodzie i talentowi zarabiała więcej. Hanna czuła, że to niesprawiedliwe. To nie jej wina, że Bóg nie obdarzył jej anielskim głosem.
— Przecież na sali są zajęte dwa stoliki, ty i Elwira dajecie sobie znakomicie radę — Ania starała się nie dać sprowokować Polce, lecz nie zawsze należało to do łatwych zadań.
— No tak, zapomniałam, że ty pieniądze dostajesz za nic.
— Myślisz, że śpiewanie po nocach i narażanie życie w niemieckim mieszkaniu należy do łatwych czynności?
— Hania, znajdź sobie coś lepszego do roboty — Maria weszła do pomieszczenia z wiadrem ziemniaków. Miała dojść ciągłych kłótni dwóch kobiet. Robiła wszystko, aby te dwie spotykały się jak najrzadziej.
— Wolę zmywać talerze niż śpiewać dla wroga. A może powinnam powiedzieć, że sprzedajesz swoje ciało? — na te słowa Maria zamarła. Nie spodziewała się, że Hanna będzie aż tak agresywna i nienawistna.
— Może powinnaś spróbować? Mężczyźni będą szaleć.
— Wyglądam na dziwkę?
— Nie, na dziwkę wyglądam ja — Anna uśmiechnęła się zalotnie, jak to miała w zwyczaju na scenie przy kokieteryjnych piosenkach. Hanię rozzłościło to jeszcze bardziej. Zapewne powiedziałaby coś więcej gdyby do środka nie wszedł Jan Zaradzki wraz ze Stefanem Brandtem.
— Wynosić się z kuchni i to już — niemieckie słowa wyszły z ust starszego mężczyzny — Anna zostaje.
— A co z pracą? Co znowu dostanie Anna a my nie?! — ciemnowłosa kobieta nie odpuszczała.
— Chyba szef wyraził się jasno — surowy, zimny i metaliczny wręcz głos Kapitana rozniósł się po kuchni. Hanna stała jak osłupiała.
— Tak jest — nikt już nie dyskutował, posłusznie wykonywali polecenia.
— Nie wiem co ty w sobie masz dziewczyno, ale Herr Brandt zapłacił za dzisiaj i jutro. Jesteś więc jego śpiewaczką, kelnerką i czym tylko osobie zechcesz — Zaradzki otarł czoło białą chusteczką i spojrzał zmeczanym wzrokiem na towarzyszy niedoli.
— Chciałbym wszystko ustalić z panną Lasocką, proszę nas zostawić — Polakowi nie było trzeba powtarzać, od razu zostawił parę samą.
— Nie wiem czy ta kolacja to dobry pomysł. Skłamiemy, że jestem chora, on się nie dowie — złapała go za dłoń jakby to miało w czymś pomóc. Mężczyzna jakby w geście wsparcia ścisnął jej bladą i małą rączkę.
— Mówisz tak, bo go nie znasz.
— Przysporzymy ci tylko kłopotów, Herr. Mały powie coś źle i co wtedy?
— Twoja już głowa, aby nic złego nie powiedział — nie chciał jej straszyć, ale wiedział, że tylko to sprawi, iż kobieta przyłoży się do pracy.
— Igrasz z losem, Herr — popatrzyła prosto w jego niebieskie oczy. Uwielbiała je, musiała to w końcu przyznać. Spędzała z tym mężczyzną tyle czasu, a jego oczy były najmilszym elementem jego aparycji.
— Ty robisz to częściej. Przecież mogę cię zabić kiedy tylko będę miał ochotę — tak bardzo podziwiał jej odwagę. Nie bała się niczego.
— Herr, każdego dnia mogę umrzeć. Nic innego mi nie pozostało — nie wiedział przecież ile Anna potrafiła zrobić dla AK będąc blisko Kapitana.
— Słodka jak miód — pogładził jej drobny, blady policzek swą dużą dłonią. Ona mimowolnie, choć bardzo tego nie chciała, wtuliła go w jego szorstką rękę.
— Muszę wracać do pracy.
— Najpierw to po co przyszedłem — z kieszeni munduru wyjął aksamitne pudełko. Gdy je otworzył oczom Polki ukazał się złoty pierścionek z drogocennym kamieniem. Zamrugała parę razy jakby chciała obudzić się ze snu — Skoro jesteś moją narzeczoną potrzebujesz go.
— Jeśli mnie z nim złapią, zabiją na miejscu.
— Nie panikuj, nic ci nie będzie — uśmiech zawitał na jego ustach gdy tylko zobaczył lśniące oczy kobiety. Wiedział, że ucieszy się na widok pierścionka. Była taka jak wszystkie inne, kochała biżuterię.
— Przecież to drogocenna rzecz, ja od razu bym ją sprzedała, a nie nosiła, Herr — spojrzała w jego oczy jakby chciała tym przekonać go o beznadziejności jego pomysłu.
— Ilse jednak na pewno miałaby taki pierścionek — mówiąc te słowa wsunął kółeczko na jej serdeczny palec, a później jak gdyby była to najnormalniejsza rzecz na świecie, Niemiecki SS-man ucałował jej dłoń — I musisz mówić mi Stefan, przy Schulzu nie możesz się pomylić.
— Dlaczego to robimy?
— Anno, tutaj chodzi o moją reputację. Potraktuj to jako kolejną rzecz w naszej umowie — Anton Schulz był osobistą, a nawet bardzo osobistą, sprawą dla Stefana. Chciał patrzeć w oczy wroga, które widziały, że ta piękna kobieta należy do niego. Nie mógł jej zabrać jak Lisy, Anna była jego.
— Proszę tylko nie wymagać dużo od małego. Może po prostu powiemy, że jest zmęczony i położymy go gdzieś spać?
— Da sobie radę. Zresztą będę tam, najstraszniejszy człowiek w tym mieście będzie miał was na oku — uśmiechnął się głupawo co rzadko mu się zdarzało. Anna wtedy fascynowała się tym zjawiskiem i jeszcze długie minuty później analizowała powód tego dziecinnego i słodkiego uśmiechu nazisty.
— Będę gotowa tak jak się umawialiśmy, Herr — zerknęła na zegarek na ścianie. Nie było czasu na rozmowy ze Stefanem, musiała wracać do pracy jeśli chcieli otworzyć restauracje na czas.
— Po twoim występie przyjadę tutaj po ciebie i Dawida — imię chłopca dziwnie zabrzmiało w jego ustach — Tylko pamiętaj o dokumentach — założył swoją oficerską czapkę na głowę. Ucałował kolejny raz jej dłoń i wyszedł nie mówiąc już nic. Brandy zostawił ją w osłupieniu i szoku.
*******
Lasocką razem z Dawidkiem siedziała z tyłu czarnego samochodu. Chłopiec kurczowo trzymał ciotkę za rękę. Michalina nie miała pojęcia o tym wypadzie. Anna miała szczęście, iż matka dziecka miała nocny dyżur, a Helena chodziła opiekować się swoją przyjaciółką Cecylią, która chorowała. Modliła się tylko w duchu, aby wcześnie wrócili i nie musiała tłumaczyć się z żadnej z kobiet. W razie powrotu zostawiła kartkę, w której wyjaśniła, że Dawid poczuł się źle i poszła z nim do znajomego, który posiadał zestawy leków. Pomyślała, że to wszystko jest jej niepotrzebne. Kolejne nerwy, kolejny strach. Jedyne co sprawiało jej sercu ukojenie to wspomnienie śmiejącego się siostrzeńca, który pierwszy raz od lat bawił się na dworze.
Przyjrzała się profilowi Stefana. Był ubrany jak zawsze w nienaganny mundur, ale to zawsze ta jego blizna intrygowała młodą kobietę. Czuła, że to właśnie ona dodaje mu tego uroku. Jego nos był lekko skrzywiony co było dosyć częste u żołnierzy. Przeniosła wzrok na jego dłonie. Choć ledwo je widziała przez ciemność panującą za oknem dostrzegła, że odziane w skórzane rękawiczki dłonie dzierżą butelkę alkoholu. Nienawidziła tego munduru, choć i mężczyzna wyglądał w nim dobrze, zdecydowanie wolała go w spodniach i białej koszuli. Był tak ubrany gdy podrywał jej na fortepianie. Bywał wtedy bardzo spokojny.
— Wujku? Czy ten pan ma dzieci? — Dawid jak gdyby nigdy nic postanowił porozmawiać z nazistą. Był taki naiwny. Widział w Stefanie dobrego człowieka, który dał mu karmelki i możliwość wyjścia na dwór. Nie pojmował jeszcze, że jest tak samo zły jak inni Niemcy.
— Nie ma dzieci, zwierząt też nie. Mam nadzieję, że nie będziesz się nudził — obrócił się na siedzeniu tak, aby patrzeć na chłopca.
— Nie, wziąłem swój samolot! — pokazał mężczyźnie wystrugany z drewna samolocik. Dostał go jeszcze od Józefa Lasockiego. Jego dziadek uwielbiam robić jakieś małe drewniane ozdóbki.
— Bardzo ładny, Dawidzie. Zdecydowanie potrzebny ci drugi.
— Mama mówi, że kiedyś kupi — uśmiechnął się do Brandta i wrócił wzrokiem do swojej zabaweczki.
— Pamiętasz jak masz na imię przy tym panu? I jak na imię ma ciocia?
— Mam na imię Max, a moja ciocia Ilse — przytulił się do boku Lasockiej i pozwolił, aby kobieta zaczęła delikatnie głaskać jego główkę.
— Jeśli będzie wszystko dobrze, kupię ci ten samolocik — blondyn puścił oczko w stronę dziecka, które zaśmiało się słodko. Anna w duchu gratulowała sobie tego jak dobrze nauczyła małego języka niemieckiego. Lekcje od najmłodszych lat sprawiły, że chłopiec posługiwał się nim z dużą płynnością. Dzieci były jak gąbki, które wszystko chłonną.
Kiedy zaoarkowali pod jedną z lepszych kamienic w Warszawie, Anna zrozumiała jakie stanowisko zajmuje Anton Schulz. Nie był byle kim. Przez ten fakt zaczęła stresować się jeszcze bardziej. Nie dawała jednak tego po sobie poznać dla dobra siostrzeńca, którego z samochodu wyjął Niemiec i wziął na ręce. Sama opuściła pojazd i nim się obejrzała Stefan podał jej swoje ramię. Chwyciła je szybko. Wyglądali wręcz jak odesłana rodzina. Wpasowywał się swoją błękitną suknią w jego mundur. Suknia była za kolano, a jej bufiaste rękawki były zakończone perełkami. Stefan z rozmiarem trafił idealnie. Ciemny, wiosenny płaszczyk pasował do butów i torebki, a tak strojnego kapleusika już dawno nie miała na głowie. Można było wręcz powiedzieć, że Lasocka poczuła się tak jak przed wojną. Pasując więc do siebie jak ulał weszli na górę po schodach.
— Witam moich gości! Wejdźcie proszę! — Anton otworzył im drzwi już po jednym dzwonku. Weszli więc do środka pozbywając się wierzchniego odzienia — Naszego grono lekko się powiększy, mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko — zaśmiał się tak głośno jakby opowiedział jakiś niezwykle świetny dowcip.
— Co masz na myśli? — Stefan chwycił chłopca mocno za rączkę. Obawiał się, że małemu może stać się jakaś krzywda.
— Chodźcie, chodźcie — poganiał ich. Gdy weszli do salonu Brandt zrozumiał o co chodziło.
W salonie stała ona. Lisa Müller. Ubrana w czerwoną suknie od Coco Chanel. Jej blond włosy były podpięte z przodu i falami opasały na jej ramiona. Na szyi błyszczał złoty naszyjnik, który tylko podkreślał czerwień jej ust. Duże, niebieskie oczy wpatrywały się w nowo przybyłych. Anna poczuła się nieswojo, wyczuła napiętą atmosferę.
— Stefanie... — z ust Niemki wyleciało tylko imię blondyna.
— Och panie przecież się nie znają! Cóż mam nadzieję, iż spotkanie z byłą narzeczoną Stefana nie zrazi pani! Lisa to cudowna kobieta i przyjaciółka! — Anton świetnie się bawił. Liczył, że wprowadzi Anne w zakłopotanie. Ona była za to zbyt dobrą aktorką i mimo chwilowego zamroczenia przydziała uśmiech na twarzy.
— Och, proszę sobie nie żartować, Herr! Przeszłość mnie nie interesuje — zaśmiała się z gracją i wyciągnęła drobną dłoń w stronę blondynki — Ilse Fischer.
— Lisa Müller — Niemka uścisnęła jej dłoń i popatrzyła na pierścionek. Anna od razu to zauważyła i z niewiadomych sobie przyczyn chciała dopiec kobiecie.
— Piękny, prawda? Ja zawsze powtarzam Stefanowi, aby nie przesadzam z prezentami, lecz ten pierścionek kocham z całego serca — uśmiechnęła się i zabrała swoją dłoń z uścisku drugiej kobiety. Złapała pod ramię Kapitana i spojrzała na niego kątem oka.
— Rzeczywiście piękny, na pewno wart swojej ceny.
— Oj Ilse! Teraz będę musiał kupić taki sam! — Anton objął w talii Lise, Co wywołało niemałe spięcie u Stefana. Anna poczuła ukłucie zazdrości. Nie wiedziała czemu, ale nie chciała tak się czuć.
Obserwowała dostojną Niemkę. Zazdrościła jej krągłości, zadbanych włosów i cery. Pomyślała, że kobieta ta musi wydawać wiele pieniędzy na kosmetyki i pielęgnacje. W głowie Lasockiej pojawiła się myśl, że gdyby nie wojna, jako aktorka, miałaby pewnie tyle samo dobrodziejstw co panna znad Odry.
— Kobietę trzeba rozpieszczać, Herr
— Żaden, Herr! Mów mi Anton! — ucałował jej policzek jak dawno niewidziany wujek. Przyjrzał jej się z bliska. Obserwował każdą zmarszczkę, dołeczek i krostę na jej twarzy. Dreszcz przebiegł po plecach Polki, ale nie cofnęła się.
— Czy ja na pewno gdzieś cię nie widziałem? — Schulz przyglądał się jej coraz uważniej. Nagle silne ramię Brandta przygarnęło ją do siebie, co wywołało przypływ pewności. Zaśmiała się szybko w duchu, bo jak można czuć się pewnie przytulamy przez nazistę?
— Niemożliwe, zapamiętała bym ciebie — uśmiechnęła się uroczo i zerknęła na Lise — A ty długo zabawisz w Warszawie? — wyswobodziła się z objęć blondyna i powędrowała swobodnym krokiem do Niemki. Stefan patrzył na nią w podziwie. Była według niego aktorką, stworzoną do wielkich ról.
— Niestety nie, wracam do Berlina razem z Antonem.
— Czyli to krótka wizyta?
— Tak, choć miasto potrafiło już mnie zachwycić.
— Nigdy nie rozumiałem twojego zachwytu brzydotą, najdroższa — Anton odsunął krzesło i zachęcił blondynkę do zajęcia miejsca przy stole.
— Ma pan pieska? — Dawid odezwał się pierwszy raz od wejścia do mieszkania. Nikt wcześniej nie zwracał na niego uwagi przez dosyć napiętą sytuację.
— To piesek Lisy, Max. Myślę, że jednak pozwoli ci się z nim pobawić — Schulz wbrew pozorom lubił dzieci, a mały Max wywoływał u niego dziwne pokłady rozczulenie. Gdyby tylko powiedział, że to mały Żyd...
— Oczywiście, że tak. Bruno uwielbia się bawić — biała kulka futra rzeczywiscie uwielbiała się bawić. Skakała do dziecka jak najęta. Dawid starał się pogłaskać ją swoją małą rączką.
— Pobawisz się, ale dopiero jak zjesz — Brandt spojrzał na chłopca łagodnym wzrokiem choć ton jego głosu był stanowczy. Dawid pokiwał główką.
— Czyli to syn twojej kuzynki? Której? — Lisa zadała to pytanie w momencie gdy Anna upijała łyk wina. Prawie zadusiła się nim i gdyby nie było takie pyszne wyplułaby je na stół. Niebieskooka na pewno znała rodzinę Stefana jako jego była narzeczona. Lasocką bała się, że zaraz cały plan runie.
— Anny Langer, jej mąż zmarł na froncie. Sama nie ma sił więc stwierdziła, że ja dam radę zaopiekować się Maxem. W końcu potrzebuje mężczyzny jako wzoru — i nim zadano kolejne pytanie, o zgrozo, uratował ich Schultz.
— A ja mówiłem Wolfgangowi Langerowi, że ten front to zły pomysł.
— Wiesz jaki był, zawsze pchał się tam gdzie pali się najbardziej.
— A mógł mieć posadę u samego Goebbelsa. Tyle razy go do niej namawiałem.
— Ale czy Wolfgang kogokolwiek słuchał? Max miał zaledwie rok gdy wyjechał. Mały nie zna nawet ojca.
— Dobrze więc, że ma ciebie — ciepły głos Lisy wybrzmiał pomiędzy ciężkiemu i męskimi. Patrzyła na Stefana z czułością, jakby martwiła się o niego.
— Wujek jest najlepszy — Dawid uśmiechnął się wesoło, a swoją postawą wywołał śmiech u wszystkich zgromadzonych.
— Kolacja podana — gosposia wyszła z kuchni i zaczęła kłaść na stole kolejne tace z jedzeniem. Tylu pyszności Anna już dawno nie widziałam. Musiała powstrzymywać się, aby nie rzucić się na jedzenie i jeść je ze łzami w oczach.
— Och znowu knedle. Mam ich dosyć — Lisa pokręciła nosem, a w Lasockiej aż się zagotowało. Knedle były dla niej takim rarytasem i nie potrafiła zrozumieć jak można nimi gardzić.
— Knedle? — Dawid obruszył się słysząc te słowo. Nigdy nie jadł tego dania, lecz ciotka szybko zaczęła je nakładać na jego talerzyk.
— Tak Max. Twoje ulubione — zaczęła pomagać mu jeść dmuchając na gorące kawałki.
— Daj, miła. Ja go nakarmię — Brandt zauważył jej wzrok skupiony na jedzeniu. Nie mógł odmówić jej tej może jedynej miłej rzeczy podczas tej kolacji. Anna nie protestowała, od razu zaczęła nakładać jedzenie na swój talerz.
— Powiedz mi, kiedy kolejny transport z więzienia do Auschwitz? — Anton mówił o tym jak o porannym wydaniu wiadomości. Przeżuwał właśni kawałek dziczyzny i jakby od niechcenia popijał winem.
— W następnym tygodniu, mieliśmy za mało wagonów — Brandt podawał kolejny kęs jedzenia dziecku i wyglądał jakby ta rozmowa również dla niego była niczym. Auschwitz było jednak miejscem pobytu Józefa Lasockiego i Anna nie potrafiłam tego słuchać. A przecież nie wiedziała nawet jakie okrucieństwa spotykają więźniów obozu...
— Znowu te braki, kolejne opóźnienia z Francji. Tam leżą i nic nie robią a później my musimy się martwić.
— To prawda, właśnie wagony z Francji są opóźnione.
— A później trzeba sprzątać syf w dokumentacji i świecić oczami przed Hössem czemu wagony są opóźnione.
— Praca zostaje w pracy, zapomniałeś? — na ratunek przybyła Lisa odciągając mężczyzn od wojennych tematów.
— Masz rację, słońce. Więc powiedzcie lepiej jak się poznaliście — Anton upił łyk wina ze swojego kielicha i wrócił do dziczyzny. Anna zadrżała, lecz głos Brandta w pewnym stopniu ją uspokoił. Przecież oboje ustalili tą wersję.
— Ilse przyjaźni się z Anną Langer. Gdy byłem w domu i odwiedziłem kuzynkę poznałem pannę Fischer.
— Miłość od pierwszego wejrzenia. Nigdy wcześniej nikt mnie tak nie oczarował jak on — Anna spojrzała na Stefana naśladując czułość, którą widziała w oczach Lisy.
— A proszę jaki ten świat mały. Może stąd cię kojarzę, Ilse.
— A byłeś na balu bożonarodzeniowym w zeszłym roku?
— Byłem! — Stefana zaniepokoiła ta szybka, nieoczekiwana wymiana zdań między Polką i Schultzem.
— Ja też! Śpiewałam tam wtedy — Anna musiała zaryzykować. Nie mogła pozwolić sobie na to aby powiązał ją z Polską.
— Oj droga Ilse, na śpiewach byłem już zbyt pijany, ale mogę stąd cię pamiętać. Mały ten świat, mały.
— A kiedy ślub? — Lisa zaciskała widelec w swoich palcach. Brandt przesiadł się na krzesło obok Anny gdy Dawid poszedł bawić się z pieskiem. Złapał za dłoń szatynkę i mocno ją ścisnął.
— Na razie czekamy. Moja mama dosyć poważnie choruje.
— Czy to coś poważnego? — Niemka na wiadomość o chorobie od razu się rozluźniła.
— Problemy żołądkowe. Siostra się nią opiekuję i mam nadzieję, że szybko wyzdrowieję.
— Jeśli Frau Fischer wróci do zdrowia to zapewne ślub odbędzie się w grudniu — blondyn mówiąc to ucałował dłoń "narzeczonej". Powiedział to specjalnie, wiedział przecież doskonale, że data ślubu jego i Lisy wypadała właśnie na grudzień.
— Ślub ślubem, lecz kiedy dostarczycie nowych patriotów dla Rzeszy? — Anton zaśmiał się lubieżnie i rozlał alkohol przyniesiony przez Brandta.
— Spokojnie, po ślubie od razu zawitają na świecie dwaj synowie.
— I córka — Anna puściła oczko Antonowi, który zarechotał się jeszcze bardziej. Lasocką pomyślała, że łatwo rozbawić tego Niemca. Był dosyć łatwy do omotania gdy był pijany.
— Jeden to musi być Adolf!
— Nie, nie Antonie! To zbyt oklepane. Będzie Bruno.
— Masz rację Ilse! Potrzebne jest mocne imię, Bruno.
— A wy? Myśleliście o dacie ślubu? — szatynka spojrzała na pannę Müller z ciekawością w oczach.
— Nie myślimy jeszcze o tym, na razie Ant skupia się na karierze.
Niemka wbiła oczy w swoją towarzyszkę rozmowy. Przeszywała ją wzrokiem na wskroś. Anna czuła jak płonie pod jej spojrzeniem. Czuła się tak źle, że myślała, iż straci zaraz równowagę.
— Strasznie tu duszno, pozwólcie, że otworze okno — chwiejnym krokiem podeszła do wspomnianego okna i otworzyła je szeroko.
— Ilse, za dużo wina — Stefan podszedł do kobiety i objął ją w talii — Spokojnie, mam was na oku — wyszeptał cichutko do jej ucha, a później musnął jej wargi swoimi. Ona tłumacząc to grą odwzajemniła muśnięcie. Tak naprawdę jednak chciała tego tak samo jak on, lecz nie potrafiła tego przed sobą przyznać.
— Słaba głowa panienek z miasta!
— Moja Ilse jest bardzo delikatna — trzymał ją w objęciach jeszcze przez kolejne minuty.
Nie spuszczał z niej oka nawet wtedy, kiedy stał przy oknie z Antonem i rozprawiał o posunięciach aliantów. Obserwował jej każdy ruch gdy układała sobie na kolanach główkę śpiącego Dawida. Patrzył na jej usta, gdy rozmawiała o sukniach z Lisą. Była piękna, była jego piękną aktorką. I uroda Müller zaczęła gasnąć w obliczu wspaniałości Lasockiej
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top