13. Bohater czy kat?
Stefan zniecierpliwiony czekał na Annę. Jej występy były czymś niezapomnianym w restauracji Zaradzkiego. A on był zdecydowanie najbardziej zniecierpliwionym klientem. Tak naprawdę przychodził tu tylko dla Lasockiej. Była to jego codzienne rutyna. Wieczorami przesiadywał w „Weiße Rose”, a w poniedziałki to restauracja przychodziła do niego. Uwielbiał spędzanie czas z Lasocką. Czuł wtedy jakiś ułamek normalności, nikt nie pytał go wtedy ilu Żydów zabił, ile konspiratorów przesłuchał i kiedy zaplanuje nowe łapanki. Jej uśmiech wywoływał w jego duszy jakiś spokój. Nie mógł też zapomnieć momentu, w którym uratowała jego nogę. Potrafiła niemało, a jako kobieta mało była doceniana.
– Drodzy państwa! Przed wami piękna Ilse! – Kazik zapowiedział swoją koleżankę i od razu zasiadł do fortepianu. Na scenę wyszła Anna, ubrana w czarną jak węgiel suknie. Była prosta, można powiedzieć, iż nawet niezwykle skromna. Jedynie na jej ustach widniał jakiś ślad makijażu. Stefan zmarszczył brwi niespokojnie.
- *Ich weiß, es wird einmal ein Wunder gescheh'n
Und dann werden tausend Märchen wahr
Ich weiß, so schnell kann keine Liebe vergeh'n
Die so groß ist und so wunderbar
Wir haben beide denselben Stern
Und dein Schicksal ist auch meins
Du bist mir fern und doch nicht fern
Denn unsere Seelen sind eins
Und darum wird einmal ein Wunder gescheh'n
Und ich weiß, dass wir uns wiederseh'n
Wenn ich ohne Hoffnung leben müsste
Wenn ich glauben müsste, dass mich niemand liebt
Dass es nie für mich ein Glück mehr gibt
Ach, das wär' schwer
Wenn ich nicht in meinem Herzen wüsste
Dass du einmal zu mir sagst: "Ich liebe dich"
Wär' das Leben ohne Sinn für mich
Doch ich weiß mehr
Ich weiß, es wird einmal ein Wunder gescheh'n
Und dann werden tausend Märchen wahr
Ich weiß, so schnell kann keine Liebe vergeh'n
Die so groß ist und so wunderbar
Wir haben beide denselben Stern
Und dein Schicksal ist auch meins
Du bist mir fern und doch nicht fern
Denn unsere Seelen sind eins
Und darum wird einmal ein Wunder gescheh'n
Und ich weiß, dass wir uns wiederseh'n
Piosenka była nowa w repertuarze panny Lasockiej. Nie znaczyło to jednak, iż nie cieszyła się zainteresowaniem. Zbyt piękny miała głos, aby ktoś przeszedł obok niego obojętnie. Wieczór należał zawsze do niej. Nawet jeśli miała do zaśpiewania tylko trzy piosenki to on i tak należał do niej. Nawet talent Marii nie umiał przyćmić Anny. Po usłyszeniu braw delikatnie dygnęła i od razu zaczęła śpiewać ostatni już utwór. Nogi bolały ją ze zmęczenia, a to sprawiała, iż tym bardziej nie chciała śpiewać dla okupanta jakiś radosnych piosenek. Wybrała więc na ten wieczór bardziej spokojne tony.
Brandt nie zauważył w niej żadnego zmęczenia. Śpiewała i prezentowała się tak jak zwykle. Jedynie wyglądała bardziej skromnie. Umiała doskonale ukrywać zmęczenie. Gdyby tylko wiedział na pewno kazałby jej usiąść i odpocząć. Jednak nie wiedział, nie rozumiał, gdy Lasocka rozmawiała z Zawadzką o jej nieprzespanych nocach. Nie mówił po prostu, nie znał tego języka praktycznie wcale. Stefan miał jednak i drugi cel w przybyciu do tej restauracji. Postawił sobie za zadanie, aby odprowadzić młodą Polkę do domu. Wiedział jakie dzisiejszej nocy odbędą się obławy na ludzi. Przecież sam je zaplanował. Anton patrzył mu na ręce i ostatnie czego chciał to, aby ten znów mieszał w jego życiu. Toteż musiał pokazać na co go stać. Było mu żal tych ludzi, czasem miał wrażenie, że jest zbyt wrażliwy na ludzką krzywdę jak na SS-mana, ale jego matka zawsze wychowywała swych synów na czułych mężczyzn. Jednak ludzką moralność nie zanikła w nim do końca.
— A teraz zapraszamy na najlepsze piwo w Warszawie! — Stefan pogrążony w myślach nawet nie zauważył, gdy Anna skończyła śpiewać, a na salę wmaszerowały kelnerki z kuflami piwa.
Pomyślał, że skusiłby się na parę łyków, lecz miał coś ważniejszego na głowie. Wstał z miejsca, poprawił swój mundur i powędrował do dobrze znanego sobie miejsca. Garderoba Anny była miejscem, w którym spotykali się w poniedziałki i on zabierał ją ze sobą do domu. Zapukał grzecznie nie chcąc przyłapać kobiety na przebieraniu się. Choć musiał przyznać, iż nie pogardziłby widokiem jej niczym okrytego ciała. W sukienkach była piękna, ale bez nich... Musiała być boginią.
— Proszę! — Anna chyba wyczuła, że to Brandt, bo spojrzała na niego wręcz od razu — A co ty tu robisz, Herr? Nie przypominam sobie, aby dziś był poniedziałek — Poprawiła płaszczyk na swoich ramionach. Miała zamiar jak najszybciej wrócić do domu. To miała być jej pierwsza wizyta w rodzinnym gniazdku od dłuższego czasu. Nie mogła jednak siedzieć dłużej u Marii. Było to już niebezpiecznie nie tylko dla Lasockiej, ale i dla jej przyjaciółki.
— Witasz mnie jak zawsze, bardzo miło —spojrzał na nią rozbawiony. Ona uniosła delikatnie kącik ust do góry. On zmarszczył brwi niespokojnie. Nie wiedział co się dzieje. Lasocka nigdy nie była tak smętna na twarzy. Miał wrażenie, że czasem udawała radość, lecz teraz nawet nie próbowała.
— Wybacz, po prostu jestem już zmęczona — spakowała do swojej małej, czarnej torebeczki opakowanie z kończącą się już czerwoną pomadką. Była dla niej tak cenną zdobyczą, iż nie miała zamiaru nawet chwili się z nią rozstawać.
— To zrozumiałe. Jest już całkiem późno. Odwiozę cię do domu — gdy tylko Anna usłyszała te słowa, zimny dreszcz przeszedł przez jej plecy. Nie chciała żadnego odprowadzania. Miała przecież spotkać się z matką, która miała ją za niemiecką dziwkę. Gdyby pojawiła się z Stefanem pod drzwiami mieszkania... Cóż, potwierdziłaby tylko jej myśli.
— Dam sobie radę, naprawdę nie musisz się kłopotać, Herr — już miała wyjść z garderoby, lecz ten złapał ją za nadgarstek. Nie miał zamiaru nigdzie puszczać jej samej.
— Ale to żaden problem. Chodźmy lepiej zanim uśniesz stojąc na własnych nogach — uśmiechnął się do niej i otworzył drzwi. Lasocka uratowała mu nogę, kto wie może i życie, więc on nie mógł pozwolić swojej śpiewaczce trafić na obławę, którą on sam zapowiedział.
— Wiem, że nie zdołam przekonać cię do rezygnacji, Herr — musiała zebrać siły na rozmowę z matką. Nie chciała kłócić się z Niemcem, aby nie tracić sił i nerwów. Stwierdziła, że wymyśli coś po drodze, aby tylko SS-man nie wchodził z nią do góry.
— Widzę, że coraz lepiej mnie znasz, Ilse — puścił jej oczko. Podobało mu się nawet to jej sceniczne imię, lecz to prawdziwe było o wiele dla niego piękniejsze.
Oboje więc wyszli z restauracji i usiedli w czarnym aucie. Franz, który siedział za kierownicą, usłyszał tylko krótki adres i ruszył jak najszybciej w wyznaczonym kierunku. Polka i Niemiec siedzą w ciszy. Ona pogrążona była w myślach. Zastanawiała się co ma zrobić z Stefanem, matką... Głowa bolała ją od natłoków myśli. Blondyn nie chciał przeszkadzać jej w tych przemyśleniach. Wyjął papierośnice i już po chwili wypuszczał szary dym z ust. Obserwował ulice przez okno. Zerkał nerwowo na zegarek. Miał nadzieję, iż cała obława przejdzie w prawidłowej kolejności i dobry sposób. Taki, do którego nie będzie mógł doczepić się Anton. I tak minęła im cała droga. Oboje w innym świecie. Czy lepszym? Zdecydowanie nie.
— Jesteśmy na miejscu, Herr — młody Niemiec zaparkował przed dobrze znaną Annie kamienicą. Młoda kobieta westchnęła głośno.
— Dziękuję, Herr — już chciała pospiesznie wyjść, lecz dłoń na przedramieniu zatrzymała ją.
— Nie wiem czy widzisz, ale stoi tutaj gestapowskie auto. Chyba nie chcesz spotkać ich po drodze? Ostatnio niezbyt miło było między wami — miał rację. Nie chciała spotkać tych złych ludzi. Stefan był dla niej o wiele lepszą opcją.
— Masz zamiar odprowadzić mnie pod same drzwi, Herr?
— Tak. A co ja bym zrobił w poniedziałki jakby cię na Szucha zabrali? — zażartował sobie, lecz jego towarzyszce nie było wcale do śmiechu. Gestapo ją przerażało i nie zmieniało to nawet jej lepsza relacja z Brandtem.
— No tak. Mój szef na pewno byłby smutny, iż nie dostaje pieniędzy od ciebie, Herr — starała się również zażartować, lecz jej głos wcale nie brzmiał wesoło — Chodźmy — wysiadła pospiesznie. Chciała już, aby to dziwne napięcie opuściło jej ciało.
Stefan również opuścił ciemne auto. Poczekał aż kobieta stanie koło niego i razem weszli na niczym nie oświetloną klatkę schodową. Wspinali się do góry po drewnianych schodach aż nie trafili pod drzwi z tabliczką „Lasoccy”. Drzwi były lekko uchylone, a z środka dobiegał głos starszej kobiety. Spanikowany głos. Anna na nic nie czekając wbiegła do środka.
— Zostawcie to! Tam nic nie ma! — Helena rozpaczliwie patrzyła na Niemców, którzy przewracają jej przybory do szycia.
— Zamknij się!
— Mamo?! — niebieskooka podbiegła do swej rodzicielki i utuliła ją ramionami. Nie interesowały ją już niesnaski, które między nimi były.
— Boże dziecko — Helena mocno przytuliła najmłodszą do swej piersi. Po chwili jednak stwierdziła, iż lepiej by było, gdyby tutaj teraz nie przychodziła. Mogli zabrać je obie na Szucha, a ktoś przecież musi zająć się Dawidem.
— Czego oni chcą?
— Szukają Antka — wyszeptała najciszej jak tylko się da. Anna od razu pomyślała, że ktoś musiał puścić parę. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że zrobił to jej były adorator.
— A ty kto?! Dokumenty! — Szkop wydarła się głośno, a Lasocka już zaczęła szukać w torebce swojej kenkarty.
— Nie będą potrzebne — to salonu spokojnym krokiem wmaszerował Stefan Brandt. Obdarzył zimnym wzrokiem swoich podwładnych. Oni jak na zawołanie strzelili obcasami i zasalutowali gwałtownym wyrzutem ręki.
— Herr! Przyszliśmy aresztować podejrzanego Antoniego Lasockiego — młodszy z gestapowców od razu poinformował przełożonego o celu ich wizyty.
— Ale nikt taki tutaj nie mieszka — zmiany głos rozniósł się po ścianach salonu.
— Ale takie informacje dostaliśmy...
— W dupie mam twoje informacje. Ja żadnego Antoniego tutaj nie widzę. Widzę jedynie dwie panie.
— Mogą go ukrywać — młody miał ambicje. W pewien sposób nawet imponowało to Stefanowi. Jednak nie teraz. Chodziło o los jego Anny. Tej jego prywatnej śpiewaczki.
— Ręczę ci, że nikogo takiego tutaj nie ukrywają. Znam obie panie i nigdy nikt taki z nimi nie mieszkał — w rzeczywistości nie miał zielonego pojęcia czy ktoś taki mieszkał w tej kamienicy czy nie.
— A to zdjęcie? — Niemiec wskazał na fotografię stojącą w ramce na komodzie. Widniała na niej rodzeństwo Lasockich. Zostało zrobione jeszcze w Poznaniu. Młodziutka Anna siedziała w środku, a po jej bokach stali dumny Antek i uśmiechnięta Michalina.
— To mój brat, Antek. Umarł jednak w tysiąc dziewięćset trzydziestym ósmym. Rok po zrobieniu tej fotografii — Anna podeszła do zdjęcia i wyjęła je z ramki. Z tyłu widniała data naniesiona przez fotografa. Marzec tysiąc dziewięćset trzydziestego siódmego.
— Jak widzicie wasze informacje są tak zasrane jak powód, dla którego przyjęli was to gestapo. Ja wyciągnę z tego konsekwencje. A teraz spierdalajcie! — krzyk działał na Niemców jak nic innego. Automatycznie zasalutowali i wyszli z mieszkania trącając jeszcze stojak na płaszcze. Obie kobiety wypuściły z ust ciężkie powietrze.
— Dziękuję — Anna spojrzała na swojego wybawiciela.
— Gestapo lubi cię odwiedzać — kapitan zmarszczył lekko brwi. Stawało się to dla niego dosyć dziwne jednak patrząc na twarz tej drobnej kobiety wiedział, że nie może być ona zamieszana w coś złego. Złego w oczach Niemców.
— To przez tych sąsiadów. Mamy więcej niż oni i się mszczą — tak naprawdę nie wiedziała kto doniósł na Antka, lecz taka odpowiedź wydawała jej się sensowna. Jeśli nawet Stefan w nią nie uwierzy to ma coś czego może się trzymać i przy odrobinie szczęścia uda jej się go przekonać.
— To możliwe. Bardzo ładne mieszkanie droga pani — spojrzał na matkę swojej śpiewaczki i ujrzał podobieństwo między nimi.
— Dziękuję, Herr. Czy mogę jakoś odwdzięczyć się za pomoc? — i ta nienawidząca Szkopów kobieta popędziła robić herbatę, gdy tylko Stefan o to poprosił. Uratował ją. Jej dzieci. Umyślnie czy nie, mogła zrobić mu tą cholerną herbatę.
— Pozwól, że posprzątam, Herr — Anna zaczęła zbierać z podłogi przybory krawieckie. Układała je starannie na ich wyznaczanym miejscu. Pomagało to jej uspokoić nerwy.
— Pomogę, podniosę szafkę — wstał i chwycił leżącą na ziemię szafeczkę. Ustawił ją koło sofy tak jak stała wcześniej. Wrzucił do niej zeszyty, które z niej wypadły. Omiótł je wzrokiem. Nie zrozumiał jednak ani słowa, bo przecież nawet nie rozumiał polskiego w mówię, a co dopiero w piśmie. Chwycił w dłoń zdjęcie, które wypadło z jednego z skórzanych dzienników — To twój ojciec?
— Tak, mój tatuś — Anna rozczulona patrzyła na fotografię ojca. Dumnie prężył pierś w wojskowym mundurze. Przez jej owe nie przeszło nawet to, iż Stefan mógł wyciągnąć konsekwencje z tego kim był kiedyś jej ukochany tata.
— Jesteś do niego podobna — widział to podobieństwo i już nie wiedział, czy Polka ma więcej z matki czy ojca.
— Mam po nim oczy. Na fotografii nie widać, że ma niebieskie — westchnęła cicho przypominając sobie te jego oczy. Pełne miłości.
— Herr, proszę usiąść — Helena postawiła na stole słabą herbatę. Nie miała nic lepszego. Niemiec usiadł, odstawił zdjęcie na stół i wziął łyk ciepłego naparu. Nie był dobry. Nie skrzywił się jednak. Wiedział, że ta starsza kobieta dała mu to co najlepszego ma.
— Do obozu można wysłać paczkę — wypalił tak nagle, że Anna aż wypuściła z rąk igłę. Helena nie wiedziała jeszcze o co do końca chodzi.
— Jaki obóz?
— Tata jest w obozie, mamo — nie miała czasu wcześniej powiadomić o tym rodzicielki. Najwidoczniej i Michalina tego nie zrobiła.
— Nie radzę jednak przesadzać. Robią kontrolę więc i tak to co najcenniejsze zabiorą — mówił to niby obojętnie. Chciał nadal być SS-manem, bo przy Annie zdarzało mi się o tym zapominać.
— Na jaki adres mamy ją wysłać? Kiedy? — niebieskooka zabrała głos, bo jej rodzicielka była nadal w wielkim szoku.
— Przynieś paczkę w poniedziałek, gdy będziesz u mnie. Ja się już tym zajmę.
— Dobrze — cisza zapadła, a w tej ciszy dało usłyszeć się szept, którego nie powinno się słyszeć.
—Babciu? Poszli? — Helena od razu się ocknęła i jak poparzona wybiegła do drugiej części mieszkania. Dawid nigdy nie umiał długo być cicho. Anna nie miała mu tego za złe. W końcu był dzieckiem, lecz to wszystko mogło sprowadzić na całą rodzinę śmierć.
— Więc przyjdę w poniedziałek, przyniosę to co trzeba — Lasocka chciała wygodnic tymi słowami Niemca, lecz on ani drgnął. Nie wiedziała co ma robić. Może Stefan nie okazał jej jak na razie aż tak wielkiej okrutności, lecz nie wiedziała co zrobi gdy zobaczy żydowskie dziecko.
— Dopilnuje, aby paczka na pewno do niego trafiła — Brandt był ciekawy do kogo należy ten głos, lecz bardziej był skupiony na obserwacji zgrabnego ciała Polki, która przed nim stała.
Ach jak on lubił podziwiać jej kształty, gdy stała na scenie. Sukienki zawsze to podkreślały. Zawsze widział jednak to wszystko z pewnej odległości. Teraz miał ją na wyciągnięcie dłoni. Jednym ruchem mógł posadzić ją na swoich kolanach, dotknąć jej uda i musnąć krwistoczerwone usteczka. Kusiła go ta wizja. Wiedział jednak, że nie jest w swoim mieszkaniu, a obok jest matka piękności, która zaczęła już na dobre męczyć go w snach. W ciszy więc myślał o swych fantazjach i podziwiał krągłe biodra, mocne wcięcie w talii i nie za duży biust swojej towarzyszki.
— Dużo dla mnie robisz, Herr — ona czuła jego wzrok, lecz wiedziała, że lepsze to niż jego myśli krążące wokół Dawidka.
— Masz wódkę? Napij się ze mną, a tak mi się odwdzięczysz — cóż, był to nietypowy pomysł, ale Anna od razu pognała po dwa kieliszki i alkohol. Pomyślała, że może jak sobie ten Niemiec wypije to nie będzie pamiętał co się działo.
— Na zdrowie — uniosła pełen kieliszek do góry i wypiła jego zawartość. Stefan zrobił to samo, lecz po chwili już duszkiem pił zawartość butelki. Jego leki przeciwbólowe przestawały działać i liczył, że tym uśpi ból swojego boku.
— Odprowadzić cię na dół, Herr? — widziała jaki jest już jego stan po kolejnych łykach. Nie miał aż tak silnej głowy, albo udawał, że nie ma. Annie było wszystko jedno. Chciała tylko pozbyć się go z mieszkania.
— Do drzwi wystarczy — odstawił szklaną butelkę i podniósł się na nogach. Ta Polska wódka była mocniejsza niż niemieckie alkohole, więc niewiele było trzeba, aby Brandt był już w lepszym humorze. I gdy już stali w korytarzu i mieli się żegnać jak na złość z sypialni wybiegł mały Dawid. Zatrzymał się wystraszony, gdy tylko zobaczył czarny mundur. Wiedział, że źle zrobił.
— A co to za blondas? — Stefan spojrzał na chłopca rozbawiony. Nie zauważył w nim Żyda. Stał dalej, a alkohol zaczął już działać. Włosy chłopca były też już innego koloru niż zapamiętała Anna. Blond czupryna prezentowała się o wiele lepiej niż ta czarna jak węgiel.
— Chłopiec powinien już spać. Mama się nim opiekuje, ale chyba muszę jej pomóc.
— Czyj to malec? — spoważniał na chwilę. Anna przełknęła głośno ślinę. Gdyby chciał dowiedziałby się, że to dziecko Michaliny. Gdyby zaczął szperać mógłby natrafić na informacje o ojcu, których zatuszowanie dużo kosztowało rodzinę Lasockich. Kobieta stwierdziła więc, że najlepiej będzie mu po prostu powiedzieć.
— Mojej siostry. Tej blondynki, która mi pomogła z twoją nogą, Herr — pokiwał głową gdy tylko usłyszał o nodze.
— Łap — rzucił w stronę chłopca trzy karmelki, które wyciągnął z kieszeni płaszcza. Dawid złapał je wszystkie i uśmiechnął się serdecznie. Dawno nie miał w usteczkach słodyczy — Dobranoc, mam nadzieję, że nikt już nie będzie przypominał o zmarłym synu — zwrócił się w stronę Heleny, która pokiwała jedynie głową i pospiesznie zabrała wnuka do swej sypialni, której drzwi szczelnie zamknęła.
— Dobranoc, Herr. Dziękuję za pomoc.
— Ma za duży nos jak na polskie dziecko — i czar spełnionej nocy prysł. Po dłuższej chwili Stefan się domyślił. Choć był pijany, stał daleko i mały miał blond włosy... On się domyślił...
— Nie, on po... — nie dał jej skończyć.
— Wiem jak wygląda Żyd. Choć prawda, że włosy mogą zmylić. Niezłe z ciebie ziółko słodka Aniu — wyszeptał to tak blisko jej twarzy, iż cała zadrżała. Jego zapach dotarł do jej nozdrzy i choć uważała go za ładny, teraz bała się tak potwornie.
— Wydasz mnie? — spytała jak głupia idiotka.
— Więcej pożytku mam z żywej ciebie. Wiesz przecież — przyciągnął ją do siebie. Poczuł teraz tak niebywałą władzę. Znał jej sekret. Mógł teraz zrobić z tym co tylko chciał. Nie wiedział czy nie będzie bestią wykorzystując to jako kartę przetargową, ale teraz myślał tylko o jednym.
— Proszę... — głos jej się zachwiał. Wiedziała w jakiej jest sytuacji. Znów zaczęła się go bać. Straciła na pewien czas czujność przy tym człowieku. Teraz wiedział już wszystko. Była w potrzasku. Miała świadomość, że może zrobić z nią wszystko co tylko zechce. Pożądanie z jakim na nią patrzył mówiło jej co może się zaraz stać. I nie pomogłaby jej nawet matka siedząca w sypialni niedaleko.
— Sam już nie wiem o co ty mnie prosisz. I nie wiem jak ty mi się odwdzięczysz tym wszystkim co ja dla ciebie robię cholerna Poleczko. Zbyt piękna by zabić, ale zbyt piękna by być z kimś takim jak ja — wiedział jaki jest obrzydliwy. Nie tyle co z wyglądu jak z charakteru. Kim teraz był? Cieszącym się z władzy mężczyzną. Z władzy na drobnej, bezbronnej Polce, której kraj okupował. Zeszyt męskości.
— Herr.... — głos tak jej drżał. Była na jego woli. On miał ją w ryzach. Mógł zrobić co tylko chciał. Widziała o czami wyobraźni jak kładzie dłoń na jej karku i po prostu go przekręca. Czy mógł być taki brutalny? Anna nie wykluczała takiej możliwości.
— Szkoda, że nie jesteś Niemką — ścisnął mocno jej talie i przyciągnął bliżej nie zostawiając pomiędzy nimi ani kawałka przestrzeni.
Spełnił też to o czym marzył parę minut temu w salonie. Przycisnął swoje spierzchnięte usta do jej krwistoczerwonych. Zaczął poruszać wargami i nie przestawały nawet wtedy, kiedy nie poczuł jej odwzajemnienia. Była w szoku nie wiedząc co się dzieje. Czy to wina alkoholu? Czy po prostu bawił się jej strachem i po prostu wiedział, że tym też go wywoła? Ustąpiła pod jego naporem i odwzajemniła muśnięcia, lecz były tak nieśmiałe, strachliwe, że on mógł je ledwo poczuć. Jego dłoń zjechała niżej, lecz opamiętał się. Miał honor i moralność. Nie zgwałci jej. Nie skrzywdzić jej tak okrutnie i podle. Sama przyjdzie do jego łoża, może z odrazą a nie uciechą, ale przyjdzie, a on nie zrobi jej krzywdy. Ten dziwny pocałunek skończył się tak szybko jak się zaczął.
— Do jutra — powiedział tylko tyle. Wyszedł. Zostawił ją samą z myślami i niepewnością czy na pewno nie wyda jej siostrzeńca?
*********
W mieszkaniu Stefan pił dalej. Pił, bo mógł. Pamiętał jak Lisa kazała mu przestawać. Mówiła „Przestań kochanie, to obrzydliwe”.
— Obrzydliwe był to jak wylądowałaś w jego łóżku! — krzyknął doniośle i cisnął butelką w ścianę. Rozleciała się na drobny maczek, a ciecz spływała po ścianie.
Schował twarz w dłoniach.
Pieprzone baby. Nienawidził ich. Chciałby aby wszystkie wiedziały ile on przez nie wycierpiał. Tak samo Anna. Pojawiła się w jego życiu. Piękna, zgrabna z ogromnym talentem. I okazała się Polką z Żydem pod dachem. I co on do cholery miał zrobić?! Był Niemcem, nazistą! Nie mógł tolerować czegoś takiego. Z drugiej strony ten chłopiec był niewinny, a jego ciotka stała się sennym afrodyzjakiem kapitana gestapo. Czy to było normalne? Zdecydowanie nie. Ale czy Stefan chciał Anne dla siebie? Chciał! Zdecydowanie chciał, a to mogło mu to zapewnić. Wiedział, że ona się nim brzydzi, nie chce go, ledwo na niego patrzy. Gdyby nie zarobki nie chodziłaby do niego co piątek. A on chciał cholernej kobiety. I to nie byle jakiej tylko jej. Tej pięknej śpiewaczki. Wiedział, że takim szantażem zrazi ją jeszcze bardziej do siebie, ale czy i tak już tego nie robił nosząc mundur i mordując takich jak ona. Nie pozwoli złapać tego małego, jeśli ona będzie jego. Sprawiedliwy układ? Według niego tak.
— Będziesz moja, obiecałem to sobie — spojrzał na pianino, bo to ono w tym mieszkaniu kojarzyło mu się z Lasocką.
Widział ją w tym mieszkaniu. Widział ją tutaj jako jego. Nie myślał o tym czy będzie go kochała. To nie było teraz tak ważne. Ważniejsze było to, aby ktoś w końcu należał tutaj do niego. Aby miał coś w Warszawie. Ares przestawał mu już wystarczyć jako kompan. Miałby w końcu do kogo odezwać gębę. Jeśli Anna sprzeciwi się przeprowadzce, zaszantażuje ją, że powie o dziecku. To był jego słodki plan. Myślał jeszcze nad czym czy aby nie wyrobić jej niemieckich dokumentów. Ilse to ładne imię, a przecież już je znała. Wtedy też Anton nie mógłby jej mu odebrać. O tak! To był dobry plan! Choć z czasem gdy alkohol zaczął odpuszczać nie wiedział czy to nie były już po prostu słowa szaleńca....
~~~~~~~~~
*to piosenka skomponowana przez Bruno Balza i Michaela. Po raz pierwszy pojawił się w filmie Die große Liebe z 1942 roku i z tego co udało mi się ustalić śpiewała ją Zarah Leander
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top