11. Pierwszy przełom
Anna ostrożnie weszła do mieszkania Stefana Brandta. Odłożyła klucze delikatnie na brązowy stolik stojący w kącie. Na posłaniu grzecznie spał czarny doberman, którego młoda kobieta się już nie bała. Miała czekać po pracy w jego mieszkaniu tak jak się umówili. Liczyła, że uda się jej wcielić swój plan w życie, a może nawet zrobi to teraz? Była sama w jego mieszkaniu i wszystko stało przed nią otworem. Zdjęła więc płaszcz i kapelusz, które pospiesznie odwiesiła na wieszak. Wygładziła swoją ciemnozieloną sukienkę, która idealnie układała się na jej delikatnym i szczupłym ciele. Zdecydowanie od rozpoczęcia wojny schudła przynajmniej dziesięć kilogramów. Niektóre stare suknie jej matka musiała zwężać, bo wisiały na młodej Lasockiej.
Wzrokiem Anna odnalazła drzwi od gabinetu Stefana, do którego szedł, gdy była u niego ostatnim razem. Podeszła do nich tak szybko jak tylko mogła i złapała za klamkę. Niestety, poczuła opór. Drzwi ani drgnęły. Przeklęła Niemca w myślach za to, iż zamknął jej dostęp do biura.
- Myślisz, że jesteś taki sprytny, Stefanie? – powiedziała te słowa sama do siebie. Po chwili stwierdziła, że to nie on jest mądry, a ona głupia, iż myślała, że mężczyzna zostawi otwarte drzwi do biura, gdy ona będzie sama w jego mieszkaniu.
Nie zamierzała sterczeć pod tymi drzwiami i przeszła dalej. Weszła do sypialni blondyna, która wyglądała jak istne pobojowisko. Łóżko było niepościelone; na ziemi leżała koszula, buty, szlafrok i jakieś czarne szelki. Lampka nocna nadal się paliła, a na stoliku stały cztery szklanki, a jedna z nich do połowy była wypełniona wodą. Miała ochotę posprzątać w tym „chlewie", lecz powstrzymała się. Nie chciał, aby myślał, iż zostanie jego sprzątaczką. Podeszła bliżej stolika nocnego i chwyciła do ręki opakowanie leków. Zmarszczyła brwi, gdy przeczytała nazwę na opakowaniu. Michalina przyniosła kiedyś takie tabletki, gdy mąż sąsiadki umierał, a rodzina chciała uśmierzyć jego ból. Były one naprawdę silne. Anna zaczęła się zastanawiać, więc po co Stefanowi takie leki.
Z sypialni wyszła cała zamyślona, a kiedy dotarła do kuchni w jej ręce od razu wpadły produkty spożywcze. Postanowiła, że ugotuje jakąś zupę, a że tylu warzyw już dawno nie widziała postawiła na dobrze znaną jej zupę jarzynową.
*******
Kiedy Anna oddawała się kulinarnym przygodą Brandt wypełniał kolejne dokumenty z przesłuchań. Marzył o tym by już wracać do domu, w którym, jak nigdy, ktoś na niego czekał. Nie był to byle kto i to jeszcze bardziej sprawiała, iż był niecierpliwy.
- Jutro przesłuchamy tego – Karl rzucił na biurko Kapitana aktówkę. Zerknął na nią przelotnie.
- Jan Raczkowski – niebieskooki przeczytał imię i nazwisko nieszczęśnika – Czym zasłużył sobie na tą dobroć i nie przesłuchasz go dzisiaj? – przyjaciel Brandta zawsze lubił robić wszystko od razu. Nie zostawiał niczego na później, a na pewno nie przesłuchań.
- Tak go skatowali przy zatrzymaniu, że jak go choćby dotknę to umrze. Jestem okrutny wiesz o tym, ale nawet dla mnie jest nieludzkie to co zrobili – Karl miał gdzieś w środku swoje serce i sumienie, które mówiły mu, że zostawienie chłopaka na jutro jest lepszym pomysłem. Żaden z mężczyzn nie wiedział jednak, iż Jan jest przyjacielem zarówno Anny jak i Marii, z którą ostatnio zaczął oglądać się niższy rangą Niemiec.
- Słyszałeś chyba co zrobił ostatnio Schulz prawda? – Stefan do tej pory nie mógł znieść tego widoku. Anton po prostu strzelił w ich głowy, pozbawiając życia. To się nie godziło z sumieniem blondyna, które również miał gdzieś schowane głęboko przez wojnę.
- Słyszałem i powiem ci, że ja też mam swoje skrupuły. Nie na taką wojnę się pisałem. Zdecydowanie wolałem siedzieć w okopie – Engel zaczął zmywać krew ze swych dłoni. Nienawidził tej brudnej roboty. Chodził w czystym mundurze, wybierał się na bankiety, do kina, teatru i drogich restauracji, ale to nie było warte tego uszczerbku na psychice.
- Mam już serdecznie dosyć tej Warszawy. Ja nie mam wyboru i muszę tu zostać, ty zawsze możesz prosić o przeniesienie.
- I co to da? Tutaj czy we Francji będę musiał robić to samo.
- Francuzi przynajmniej grzeczni i posłuszni. Polacy zbyt odważni i honorowi, żeby siedzieć cicho jak mysz pod miotłą.
- Prawda, ale francuskie kobiety nie są tak piękne jak Polki – Karl zaśmiał się cicho, a Stefan mu zawtórował. Też osobiście bardziej do gustu przypadły mu Słowianki, a nie Francuski.
- Będę się zbierał, żeby moja Polka nie czekała aż tak długo – niebieskooki wstał ze swojego fotela i zaczął ubierać płaszcz. Miał marzenie już tylko takie, aby zobaczyć tą śpiewaczkę.
- A propo Anny, znalazłem coś o jej ojcu – Engel pokazał dłonią na zieloną teczkę, która leżała na skraju biurka. Niemiec chwycił ją pospiesznie i otworzył.
„Przewieziony do Auschwitz jako więzień: 4544
Stan na kwiecień tysiąc dziewięćset
czterdziesty drugi: żywy
Praca: skrzydło szpitalne, tłumacz dokumentów
Sprawowanie: brak oporów
Raport wykonanych na rozkaz Alberta Engela"
- Prosiłeś swego wuja? – Brandt patrzył zaszokowany na swojego przyjaciela. Wiedział, że nikt w obozie nie patrzy na stan więźniów. Albert Engel był jednak na tyle wysoko postawiony, że dla niego sporządzono ten raport.
- Był mi winny przysługę. To i tak niewiele, ale pracuje w biurokracji, więc trochę pożyje. Jest to jednak stan na kwiecień, wiele mogło się zmienić choć i tak myślę, że póki jest w szpitalu nie zginie tak szybko – Karl był dobrej myśli. Sam stracił ojca i wiedział co teraz może czuć Lasocka. Ta narastająca niepewność, nadzieja, która może okazać się złudna, tak jak w jego przypadki.
- Przekaże Annie te wieści, na pewno trochę jej ulży.
- Przekaż jej również, żeby pozdrowiła ode mnie Marię. Nie mam teraz czasu jej odwiedzać w restauracji, a stęskniłem się za jej uśmiechem – rozmarzył się. Spodobała mu się Zawadzka i to niezmiernie. Czuł, że gdyby poznali się w innych czasach już dawno prosiłby ją o rękę. Teraz jednak było inaczej.
- Dobra, dobra. Do zobaczenia jutro – pożegnał się i czym prędzej wyszedł z komendy Gestapo.
***
Antoni Lasocki czyhał tylko na tego konkretnego Szwaba. Razem z Tadeuszem, kolegą z oddziału, stał w bramie i wypatrywał Stefana Brandta. Wiedzieli, gdzie Kapitan mniej więcej mieszka i że zawsze idzie tą drogą. Chcieli się zemścić za aresztowanie Janka i śmierć Anastazji, którą zabił Anton Schultz. Lasocki miął jeszcze inne powody i jednym z nich była jego siostra. Nie wiedział jednak, że szatynka jest właśnie w mieszkaniu Niemca i wyczekuje jego przybycia.
- Jesteś na niego cięty bardziej niż inni – Tadeusz postanowił „umilić" im czekanie na ofiarę i podjął rozmowę.
- Nienawidzę każdego Szwaba tak samo mocno. Zabili mi ojca, siostry zmuszają do pracy dla nich, a mój siostrzeniec słońca nigdy na żywo nie widział – Antek był tak rozżarzony, że słowa były jak ogień. Nie mógł wybaczyć im tego, iż mały Dawid zamiast bawić się na dworze z innymi siedział w ukryciu.
- A jeśli na miejsce tego przyjdzie jeszcze gorszy? – Tadzik zawsze myślał inaczej niż jego koledzy. Zawsze miał w głowie konsekwencje danych czynów.
- To też go zabijemy i następnego też. Będziemy robić to tak długo jak będzie trzeba – słowa młodego mężczyzny zagłuszył silnik samochodu.
- Dziękuję Franz, do jutra – i oto on, Kapitan Gestapo. Ten, na którego czekali. Wysiadł w swoim czarnym mundurze. Poczekali aż auto z szoferem odjedzie, a Stefan zostanie sam.
Gdy tak się stało padł pierwszy strzał z broni brata Anny. Pocisk śmignął przy uchu Brandta, który zdezorientowany spojrzał w stronę bramy. Zaraz poleciała w jego kierunku fala strzałów z broni krótkiej. Zanim Niemiec zdążył wyciągnąć broń i schować się kula trafiła w jego udo. Skrzywił się z bólu, lecz udało mu się wychylić zza murku, za którym się chował i oddać parę strzałów w stronę zamachowców.
- Chodźmy stąd zanim wezwie posiłki – Tadeusz namawiał Antka na szybką ucieczkę. Według niego nie było sensu narażać więcej swojego życia, gdy wiadomo, że operacja a może skończyć się niepowodzeniem. Antoni była jednak jak w amoku. Strzelał i strzelał.
Stefan wiedział, że nic nie zdziała z taką raną. Doczołgał się więc do klatki i wdrapał po schodach na górę. Chciał dorwać w swoje ręce zamachowców, lecz nie mógł pozwolić sobie na wykrwawienie się. A z rany sączyło się mnóstwo krwi. Kiedy był pod drzwiami swojego mieszkania pociągnął za klamkę, ale nie zdołał otworzyć swojej przeszkody. Z pomocą przybył mu jednak jego wierny kompan Ares. Ujadanie psa sprawiło, że z kuchni wyłoniła się Anna.
- Co się stało mój drogi? – spojrzała przez wizjer i aż zamarła, gdy zobaczyła ledwo żywego Stefana. Pospiesznie otworzyła drzwi – Chryste... – zebrała w sobie całe siły jakie tylko miała i pomogła wstać Niemcowi.
- Na sofę – wychrypiał, a kobieta powoli zaczęła go tam prowadzić. Ułożyła go na kanapie.
- Co się stało? – kucnęła przy nim i aż zakręciło się jej w głowie, gdy ujrzała aż tyle krwi.
- Chcieli mnie zabić – oddychał ciężko co Polka zauważyła od razu – Anna w sypialni są tabletki, przynieś mi szybko.
- Najpierw trzeba to opatrzeć, aby nie wdało się zakażenie. Leż spokojnie i staraj się nie myśleć o bólu.
- Łatwo powiedzieć – prychnął pod nosem, ale ona się tym nie przejęła.
Z łazienki przyniosła gazy i bandaże, którymi dysponował mężczyzna. Zabrała też ze sobą ręczniki i coś na wzór pęsety. W kuchni znalazła alkohol, którym mogła odkazić jego ranę. Wcześniej umyła też dokładnie ręce, aby niczym nie zabrudzić rany. Michalina nauczyła ją jak opatrywać rany, lecz nigdy nie wyjmowała kuli. Klęknęła przed mężczyzną i zaczęła rozpinać jego spodnie.
- Co ty robisz? – spojrzał na nią tak zdziwiony i jakby wystraszony, że Polce aż chciało się śmiać.
- Przecież muszę je zdjąć, aby mieć lepszy dostęp do rany tak? - powoli ściągnęła ze Stefana jego dolną część garderoby. Skrępowany siedział, więc na kanapie. Nie stresował się nigdy takimi momentami. Zbliżenia z kobietami były dla niego czymś normalnym, ale teraz... Teraz czuł się nieswojo będąc w bieliźnie przed kobietą, która w jego mniemaniu zaczęła uchodzić wręcz za anioła.
- Wiesz co robisz? – poruszył się niespokojnie.
- Nie ruszaj się, bo ja nie wiem czy to nie przeszło przez tętnice, trzeba wyjąć tą kulę zanim się wykrwawisz – kobieta odkaziła pęsetę, a czystą gazę namoczyła alkoholem, którym delikatnie zaczęła odkażać ranę.
Niemiec mocno zacisnął zęby czując okropny ból. Najgorsze było jeszcze przed nim, bo kobieta do ręki wzięła pęsetę i ostrożnie zabrała się za wyjmowanie kuli z rany. Mężczyzna miał ogromne szczęście, że pocisk nie uszkodził tętnicy ani nie pogruchotał jego kości.
- Ostrożniej – syknął z bólu. Każda rana bolała go tak samo mocno i nie było tak jak mówili inni, iż z każdą kolejną będzie mniej bólu.
- Staram się – ręce się jej trzęsły, bo czuła niesamowitą presję. Mogła go przecież zabić i nikt niczego by się nie domyślił, miała idealny dostęp do tego, aby zakazić jego ranę lub przesunąć kulę w stronę tętnicy. Nie zrobiła tego jednak, nie potrafiła, a może nawet nie chciała robić mu żadnej krzywdy.
Wyjęła więc powoli kulę i odłożyła na bok razem z pęsetą. Znów zaczęła odkażać ranę co spotkało się z kolejną krzywą miną Brandta. Szczelnie założyła opatrunek i zacisnęła ranę tak, aby powstrzymać krwawienie.
- Teraz powinieneś odpocząć, Herr – wstała z kolan i wytarła okrwawione dłonie w ręcznik. Nigdy nie myślała, że będzie musiała opatrywać nazistę i to z własnej woli.
Stefan złapał ją mocno za nadgarstek i przyciągnął w swoją stronę. Nie wiedział co w niego wstąpiło, czy była to chęć podziękowania Annie za jej pomoc czy może poczuł zwykły instynkt zwierzęcy, ale po prostu złączył ich usta w pocałunek. Młoda kobieta kompletnie się tego nie spodziewała. On za to, gdy dotknął jej wargi swoimi poczuł jakby jego usta nigdy nie smakowały niczego lepszego. Były takie delikatne, a jemu wydawało się, że jego wargi mogą zrobić jej jakąś krzywdę. Nigdy nie całował tak miękkich usta i chyba to sprawiało, iż wariował jeszcze bardziej. Ona za to miała w głowie wielki mętlik. Biła się ze sobą jednak sama nie mogła się oprzeć i po prostu zaczęła odwzajemniać pocałunek. Był to drugi raz w życiu, kiedy się całowała i w przeciwieństwie do pierwszego razu jej partner wie co robi. Oboje zatracili się w pocałunku, a gdy zabrakło im tchu oderwali się od siebie zdyszani.
- Musisz odpoczywać, Herr – ona pierwsza się odezwała, układając Niemca wygodnie na sofie. On nie protestował, był naprawdę zmęczony. Lasocka przykryła go kocem i zaczęła zbierać opatrunki. Musiała posprzątać, a Stefan obserwował ją z lekko przymkniętymi oczami.
Biła się znów z myślami czy zostawić go tutaj samego czy czuwać nad nim czy aby na pewno nie nachodzi mu jakaś temperatura. Była wściekła na siebie, że tak przejmuje się nazistą, ale nic nie mogła na to poradzić. Miała zbyt dobre serce, a przynajmniej tak sobie to tłumaczyła. Zastanawiała się jak teraz to wszystko będzie wyglądać. W jej mniemaniu pocałunek to naprawdę poważny krok w relacji mężczyzny i kobiety. Ale ich relacja nie była taką, w której pocałunki są dozwolone. Brandt jednak stwierdził inaczej. Myśli kłębiły się w jej głowie i sprawiły, iż czuła się wykończona. Usiadła, więc na fotelu i czuwała przy śpiącym naziście. Po pewnym czasie ona również odpłynęła w ramiona snu.
****
W tym samym czasie w domu Lasockich panowało wielkie poruszenie, bo Anna zawsze już o tej porze była w domu. Matka nie rozmawiała z swoją najmłodszą córką od ostatniej kłótni, miała ogromne wyrzuty sumienia i obwiniała się o to, iż niebieskooka nie wróciła do domu. Jedyną osobą, która wiedziała, gdzie znajduję się śpiewaczka była jej najlepsza przyjaciółka Maria.
- Mówiłam wam, że ona wszystko robi dla Dawida! Nakrzyczeliście na nią, zwyzywaliście to teraz macie! Jakby brak ojca wam nie wystarczał! – Michalina była osobą, która murem stała za swoją młodszą siostrzyczką. Wiedziała, że Ania robi wszystko, aby jej synkowi nic złego się nie stało.
- Niepotrzebnie wtedy jej to powiedziałam... - Helena siedziała ze spuszczoną głową. Antoni stał w kącie jakby nieobecny. Myślał cały czas nad strzelaniną. Zastanawiał się czy zabił gestapowca czy może mocno go uszkodził. Możliwe też, że nic mu nie zrobiła. Ta niepewność go dobijała.
- To teraz masz mamusiu – zakpiła sobie z starszej kobiety – Słuchasz tych swoich sąsiadek zamiast bronić córki! - Michalina nie umiała się powstrzymać od krzyku mimo tak później godziny.
- Znajdzie się, nie jest głupia – Antoni bał się o siostrę, ale wiedział, iż ona zawsze sobie poradzi.
- Jeśli ją zabili to możecie czuć się współwinni – blondynka ostatni raz spojrzała na rodzinę i wróciła do swojego pokoju.
Helen wybuchła płaczem, a jedyny mężczyzna w rodzinie stał znów jakby nieobecny. W tej rodzinie zdecydowanie nie działo się dobrze, a Antek obwiniał za wszystko Stefana Brandta.
~~~~~~~~~~
Mikidallas
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top