To jeszcze nie czas


28.09.852r

Gdzieś pośrodku piekła


Nie jestem pewien jak powinienem zacząć ten list, dlatego proszę, wybacz mi moją nieporadność i zwyczajnie przyjmij moje słowa, jakkolwiek pokraczne by one nie były.

Jest wiele rzeczy, których żałuję i których zdołałem nauczyć się w swoim krótkim, bo zaledwie nastoletnim życiu. Sprawiedliwość nie istnieje, ten świat jest praktycznie wyprany z całego dobra, a los nie dba o jednostki i niszczy te najsłabsze; przez co gasną nawet w niezwykle młodym wieku. Nie jesteśmy kowalami własnego losu, jesteśmy jedynie bezsilnymi kukiełkami w czyichś rękach, pionkami, które są potrzebne tylko do jednego - chronią kogoś "wyżej".

Dla nas nie ma nadziei i nie da się tego zmienić. Nic nie da się zmienić, a to jest niestety okropnie bolesne.

W bezsenne noce, takie jak ta, moje myśli krążą wokół tych nieprzyjemnych tematów, a wyobraźnia podsyca i tak nagromadzony ból, pokazując mi raniące obrazy, które tyle razy starałem się usunąć z pamięci. Nadaremno.

Nie mogę przestać myśleć o tym, co mnie spotkało, co przytrafiło się nam wszystkim. Czuję jak to powolnie trawi mój umysł i duszę, jak pali mnie od środka; niczym płomień, na który byłem zmuszony patrzeć, gdy trawił wszystko co było mi znane.

Czasem staram się to odganiać od siebie, zdarzają się nawet dni, gdy zamykam się w łazience, napuszczam wody do umywali i zanurzam w niej głowę, odcinając się od świata i krzycząc wewnętrznie. Jednak ile bym nie uciekał, moje myśli i tak podążają w jednym kierunku; a wtedy każde najmniejsze wspomnienie tamtego dnia powraca ze zdwojoną siłą. Co wtedy czuję? Sam nie wiem, w takim momencie zalewa mnie wybuchowa mieszanka; nienawiści, żalu i może nawet rozpaczy. Tłumaczenie sobie, iż nie mogłem nic zrobić, nie mogłem tego przewidzieć, również mi nie pomaga. Wręcz przeciwnie, jedynie uświadamia mnie o mojej cholernej bezsilności.

Jednak gdybym chociaż tylko mógł cofnąć czas, nie dbać o to co stosowne czy "normalne"... Gdybym mógł zmienić bieg wydarzeń i wypowiedzieć wszystkie te przemilczane słowa, które chciałbym z siebie wyrzucić pod twoim adresem.

Jak by to wszystko się potoczyło? Czy istniałaby szansa na szczęśliwe zakończenie, choć w tym świecie i tak jest to jedynie żmudnym marzeniem, które w każdej chwili może rozpaść się na milion kawałków?

Nie mam pojęcia. Za każdym razem, gdy o tym myślę, w mojej głowie pojawia się pustka. Jednak nie taka spokojna czy jedynie odrobinę niezręczna, która i tak rozpływa się gdzieś w zapomnieniu. Nie. To ta najgorsza ze wszystkich; ogłuszająca, przeszywająca i rozrywająca na strzępy, od której chce się uciec, gdy wręcz otumania bólem. Taką samą pustkę odczuwałem, widząc twoją twarz, nie dowierzając. W tamtym momencie zdałem sobie sprawę z tego, iż każdy słodki uśmiech odszedł właśnie w zapomnienie; że nigdy więcej nie zobaczę już jak marszczysz nos przy różnych grymasach, jak drobne zmarszczki tworzą się w kącikach twoich pięknych bursztynowych oczu lub jak przygryzasz wargi z zawstydzenia. W końcu twoja twarz zostanie już niewzruszona, zastygnięta i blada niczym płótno. Szczerze powiedziawszy, pustka pojawia się nawet wtedy, gdy staram się przywołać w wyobraźni twój obraz, nie pamiętam jak wyglądasz. Pamiętam twoje piękne piegi, pachnące włosy i błysk w wiecznie roześmianych oczach, jednak to nie jest wystarczające.

Mam do siebie żal, że znalazłem cię wtedy, gdy było już za późno... Że nie powiedziałem ci tego, co powinienem. Byłeś najważniejszą osobą w moim życiu, nieświadomie do niego wszedłeś, uciszając moje obawy i smutki. Byłeś moim sensem, powodem do walki o kolejne jutro, choć nigdy bym się do tego nie przyznał. Nie powiedziałbym głośno o mojej miłości, chociażby z irracjonalnego strachu. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy jak wiele wniosłeś do mojego życia, nie zauważałem również twoich uczuć. Byłem ślepy na wiele aspektów i z chęcią wymierzyłbym sobie siarczysty policzek za tę głupotę. Nie doceniałem twojego ciepła, tego, że byłeś moją ostoją czy też faktu, iż twoja miłość mnie zwyczajnie uczłowieczała.

Ludzie od zawsze brali mnie za totalnego dupka, dzieciaka i osobę niezwykle wyniosłą, przemądrzałą. Do końca nie wiem jaki byłem czy jaki jestem, jednak wiem jedno; jaką nienawiścią do siebie pajałem i jak bardzo mnie zmieniłeś. Przestałem uciekać, zacząłem walczyć, chociażby dla ciebie, dla najmniejszej pochwały z twojej strony.

Teraz nie mam już nic, żyję z dnia na dzień... Rozdrapuję stare rany i mam nadzieję, że masz się dobrze, lepiej niż tutaj. Nigdy nie wierzyłem w Niebo, od zawsze sądziłem, że to mistyczne miejsce dla wystraszonych i naiwnych ludzi, jednak ciebie umieściłbym właśnie tam. Nawet wśród aniołów, bylebyś był bezpieczny i szczęśliwy, w końcu zasłużyłeś na to. Jak nikt nigdy.. Zresztą, dla mnie zawsze byłeś wręcz chodzącą dobrocią.

A jeśli już tam jesteś, podziękuj Bogu za chronienie najdroższej mi osoby. Oczywiście o ile on istnieje, w końcu tutaj nie ma na niego najmniejszych dowodów.

Każdy chroni obcych ludzi, rodzinę lub zwyczajnie nie chce zginąć, bojąc się śmierci i to tej najokrutniejszej.

Towarzysze giną, jednak trzeba przetrwać, chociażby z przymusu.

Po całym tym czasie, po każdym osobistym końcu świata, doszedłem do wniosku, iż i ja chcę przetrwać. Dla ciebie, w końcu nie odszedłeś na darmo. Więc nie czekaj na mnie, jeszcze nie teraz. Minie wiele czasu zanim do ciebie dołączę i w końcu opowiem ci wszystko, utulę i znów spojrzę w twoje bursztynowe oczy. Nie wiem kiedy to nastąpi, lecz wiem jedno; gdy znów się zobaczymy, nie popełnię tego samego błędu, nie pozwolę cię skrzywdzić.

I proszę, zapamiętaj jedną cholernie ważną rzecz; kocham cię, Marco. Gdziekolwiek teraz jesteś.

Jean

-----------------

Zgaduję, że teraz wiele osób ma w planach udusić mnie za filsy, jednak muszę przyznać, że sama przeżywałam samo pisanie tego listu. JeanMarco jest moim małym otp, kocham je całym sercem; utożsamiam się z Jeanem i mimo minionego czasu, wciąż boli mnie śmierć tego durnego piegusa. Ten depresyjny gay stuff powstawał późną nocą, przy top - cancer i zwyczajnie nie mogłam się powstrzymać przed podzieleniem się nim. Jestem pewna, że kiedyś spłonę w fanfickowym piekle za to.

(Dodawane po raz drugi. Może tym razem nie skasuję tej depresyjnej perełki)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top