9.

Isabel siedziała ze mną jeszcze jakiś czas, po czym musiała wracać do domu, by zdążyć przygotować się do pracy. Postanowiła dorobić sobie we wakacje i została kelnerką w jednej z knajpek w centrum miasta. Obiecałam, że ją odwiedzę i w pamięci zapisałam adres tego miejsca. 
-Nie potrzebują kogoś jeszcze?- zapytałam, kiedy wiązała sznurówki swoich butów. 

-Na razie nie-pokręciła głową.- A byłabyś chętna?

W sumie to było by całkiem fajne zajęcie. Nie mogłam przesiedzieć w domu całych wakacji i czekać aż Archer znajdzie trochę czasu dla mnie lub moi znajomi będą mieć wolne. 
-Czemu nie?- zapytałam retorycznie.- Muszę znaleźć coś do roboty, żebym tu nie zwariowała. 

-Zapytam- obiecała.- Zawsze możesz zagadać do Mederith czy nie potrzebuje opiekunki dla dzieciaków.

To był całkiem ciekawy pomysł. Nie, żebym miała w tym jakieś większe doświadczenie ale przecież nie były już niemowlakami, więc potrafiłyby powiedzieć czego potrzebują. Nie dałyby sobie zrobić krzywdy, zresztą orientuję się w podstawowych zasadach co wolno a czego nie. 
Pożegnałyśmy się. Zrobiłam sobie kanapkę z serem orientując się, że pora śniadania już dawno minęła. Bliżej było do spóźnionego obiadu. Zaglądnęłam do lodówki, ale wizja brudnych naczyń i całej pracy jakoś nie specjalnie mnie zachwyciła. 

W tym samym momencie drzwi otworzyły się a przez mieszkanie przeszedł donośny tembr głosu:

-Wróciłem! 

Wychyliłam się na korytarz by ujrzeć Adama Hale ściągającego marynarkę. Poluzował krawat, który pewnie wybrała moja matka.

-Hej- przywitałam się.- Mamy nie ma i nie wiem kiedy wróci.

-Ohh-westchnął.- Pewnie ma dużo pracy. Ostatnio pracowała nad jakimś artykułem, a że nie chce przynosić pracy do domu to pewnie siedzi po godzinach.

-Tak, pewnie masz rację- uśmiechnęłam się blado. 

Spojrzał na mnie, akurat wtedy kiedy żułam kawałek chleba. Dobrze wiedziałam, że chce o coś zapytać ale jeszcze nie wie jak to zrobić. Czekałam na pytanie z trudem przełykając kęs. Powinnam zrobić sobie herbatę albo przynajmniej wypić szklankę wody. 

-Archer też jest w domu?- usłyszałam w końcu.

Jego głos był ciężki, kiedy rzucił okiem na schody tak, jakby bał się że chłopak zaraz tu przyjdzie i zrobi awanturę. To było do niego podobne, już zwłaszcza w kwestii ojca. 
-Nie- pokręciłam głową.- Wyszedł...-urwałam. W sumie to nawet tu nie był, chyba że nasz podjazd się liczy.- Z kumplami. 

To chyba nie było do końca kłamstwo. Chyba.

-Okej- powiedział tylko.- Idę się przebrać. Garnitur w taką pogodę to największa zmora. 

Zaśmiałam się nerwowo. Nie zachowywał się tak, jakby był zły za nasz związek.

Czy w ogóle ktokolwiek może gniewać się z takiego powodu? To trochę śmieszne, ale przecież...ludzie są różni. 

-Jadłaś już obiad?- zapytał.

-Nie chce mi się nic gotować- westchnęłam.

Pokiwał głową na znak, ze rozumie.

-Ja jestem kiepski w kuchni- przyznał.- Jak chcesz, możemy zamówić pizzę. 

-Czemu nie- uśmiechnęłam się.- Jak coś, będę na tarasie. 

Chwyciłam kolorowe magazyny, które leżały na stoliczku i wyszłam na zewnątrz. Rozsiadłam się w miękkiej huśtawce. Zaczęłam przeglądać ich zawartość, bujając się w przód i w tył. Słońce przyjemnie muskało moje odsłonięte nogi. Zdecydowałam się dziś ubrać szorty i luźną bluzeczkę, ponieważ było ciepło. Natrafiłam na lokalną gazetę, dla której pisała moja rodzicielka. Zawsze miała dwie strony redakcyjne dla siebie i tworzyła tekst na jakiś konkretny temat. W tym wydaniu poruszała kwestie pielęgnowania ogrodu. W tym mieście ludzie mieli na tym punkcie fioła, więc artykuły o kwiatkach, drzewkach i ozdobach był zawsze na topie. Oglądałam kolejne czasopisma, zawieszając oko na co ciekawszych fragmentach. Szczególnie interesowały mnie te dotyczące wystroju wnętrz. Nie, żebym była ekspertem (przynajmniej na razie) ale niektóre wcale mi się nie podobały. Zaczęłam wyobrażać sobie inne rozmieszczenie mebli i mimowolnie uśmiechnęłam się. Na prawdę chciałabym to kiedyś robić. 

-Przyszła pizza- Adam wychylił się z salonu i wyciągnął rękę, w której trzymał duże kartonowe pudełko. 

Odłożyłam gazety i rozciągnęłam się jak kot. Moje kości wydały nieprzyjemny dźwięk, więc musiałam siedzieć trochę za długo w jednej pozycji. 

Przez ogrodzenie widziałam, jak pewna starsza kobieta podlewa rabatki pełne róż. Z pieczołowitością głaskała ich płatki a jej siwe, kręcone włosy rozwiał podmuch wiatru. 

-Kto to?- zapytałam, marszcząc czoło.

Nie kojarzyłam tej kobiety. Nigdy specjalnie nie interesowałam się naszymi sąsiadami ale przysięgam, nigdy wcześniej jej nie widziałam. 
-Zelda Campbell- mruknął a po jego wyrazie warzy wywnioskowałam, że nie jest zbytnio ucieszony jej widokiem.

Wydęłam wargi, mrużąc oczy i obserwując co robi. Mąż mojej matki położył pudełko na stoliku i usiadł na wiklinowym krześle, przebrany w zwykłe jeansy i luźną koszulę. 
-Nie znam jej- pokręciłam głową. 

-Przeprowadziła się tutaj niedawno- westchnął.- Wiesz Reed... 
Spojrzałam na niego, będąc ciekawa co mi powie. Podrapał się w tył głowy, uciekając wzrokiem w bok.
-Jest straszną plotkarą i jeśli...-westchnął.- Po prostu potrafi do swoich wypowiedzi dodać bardzo dużo...nieprawdziwych rzeczy i...

-Tak?- ponagliłam, kiedy urwał i przez dłuższy czas milczał.

-Jeśli nie jesteś gotowa na bycie tematem numer jeden wśród tego osiedla- powiedział.- Uważajcie z Archerem.
Zrozumiałam. 



***


Zegar wybił dwudziestą drugą, kiedy weszłam po schodach do swojego pokoju. Zaczynałam się martwić bo Archer nie dawał znaku życia i nie odpisał na mojego smsa, wysłanego koło osiemnastej. Weszłam do pokoju i zapaliłam nocną lampkę. Ziewnęłam głośno, kiedy postanowiłam się przebrać. Podeszłam do szafy i po dokładnym zlustrowaniu jej zawartości wyciągnęłam z niej kolorową piżamę. Rzuciłam przebranie na łóżko i zaczęłam się rozbierać, zaczynając od szortów. Muszę w najbliższym czasie wybrać się na zakupy, bo moje ubrania powoli niszczą się od ciągłego używania. Byłoby fajnie, gdybym mogła zacząć pracować i nie musiałabym w wieku dziewiętnastu lat prosić o wszystko mamę. Chwyciłam materiałowe spodenki i zamarłam w bezruchu. Powoli odwróciłam się w stronę okna z dziwnym uczuciem. Czułam się obserwowana. Dreszcze przebiegły wzdłuż mojego ciała, moje serce zabiło szybciej gdy nerwowo przełknęłam ślinę. Para małych oczu wpatrywała się we mnie, kiedy małe stworzenie przekrzywiło łebek. 

-Zjeżdżaj stąd- fuknęłam i podeszłam do okna. 

Stuknęłam w szybę parę razy a wystraszone zwierze poderwało się do lotu. Westchnęłam cicho i założyłam luźne spodenki. Wystraszyłam się jak głupia a wcale nie było czego.

Jednak dziwne uczucie nie zniknęło, wciąż miałam wrażenie, że ktoś na mnie patrzy. Czyżby mały podglądacz wrócił? Obejrzałam się przez ramię, ale nic nie widziałam. Pewnie tylko mi się wydawało i jak zwykle panikowałam na zapas. Ściągnęłam podkoszulek i rzuciłam go niedbale na podłogę. 

Coś stuknęło w szybę. Podskoczyłam jak oparzona i z przerażeniem wpatrywałam się w miejsce, skąd dochodził ten odgłos. Nie było ani ciekawskiego ptaka ani gałęzi poruszającej się pod wpływem wiatru. Gdybym jeszcze miała jakiekolwiek drzewo pod oknem.  

Przełknęłam głośno ślinę, słysząc jakiś dźwięk dobiegający zza okna. Serce boleśnie kołatało w mojej piersi a po kręgosłupie, przeszedł zimny i nieprzyjemny dreszcz strachu. Zastygłam w bezruchu, dotykając opuszkami palców materaca. Usilnie wpatrywałam się w okno, ale nie byłam w stanie nic zobaczyć.

W moim nowojorskim mieszkaniu, okno sypialni wychodzi prawie centralnie na okna sąsiadującego budynku. Jestem przyzwyczajona do tego, żeby zasłaniać rolety gdyby jakiś amator podglądania gapił się na to, co robię. Ale nawet wtedy, nie czułam tego natarczywego spojrzenia. Tym razem jest inaczej i nie mogę się tego pozbyć. Zrywam się i gaszę lampkę nocną a pomieszczenie spowite jest mrokiem. Wchodzę pod kołdrę, nawet nie kłopocząc się tym, żeby do końca się przebrać. To nie jest teraz istotne. Patrzę w szyby, przez które wpada światło Księżyca i modlę się, żeby to dziwne uczucie minęło jak najszybciej. Kołdra sięga mi wysoko pod brodę i przez moment zastanawiam się czy nie przykryć również głowy. 

Może to ta kobieta? Jak jej było...? Zoey? Jakoś tak. Nie ważne. Skoro lubi świeże plotki to może jest też podglądaczem? 

Uspokój się Reed... Nawet gdyby ktoś chciał, to nie mógłby wejść tym oknem. 

Spojrzałam na balkon. To już bardziej prawdopodobna opcja, ale przecież to nie stamtąd dochodziły dźwięki. Minuty dłużyły się w nieskończoność. Każda jedna trwała jak godzina a ciche tykanie zegara doprowadzało mnie do szału. Czułam się, jakbym leżała wiele godzin a strach paraliżował mnie od środka. Wystarczyło tylko krzyknąć, żeby przybiegła tutaj mama lub Adam. Zrobiłoby się głośno i jeśli tylko ktoś faktycznie mnie obserwował, na pewno by się zmył. 

W pokoju zrobiło się jasno, kiedy na podjazd wjechał samochód. Jasne światło zalało pomieszczenie, po czym silnik ucichł a reflektory zgasły. Nie minęło nawet pięć minut, kiedy usłyszałam kroki na schodach a po chwili drzwi skrzypnęły i ustąpiły pod pewnym ruchem chłopaka.

-Śpisz już?- mruknął cicho, wychylając głowę i uśmiechając się lekko, wolno wszedł do pokoju cicho zamykając drzwi.

Wyskoczyłam z łóżka, prawdopodobnie szybciej niż się w nim znalazłam. Wpadłam na niego i mocno go objęłam. Nie był na to przygotowany, więc dopiero po chwili wykonał jakikolwiek ruch, którym było delikatne objęcie mnie w pasie.

-Od kiedy śpisz tylko w staniku?- zaśmiał się nonszalancko, zniżając głos do uwodzicielskiego tonu. 

Spojrzał na mnie i chociaż nie widziałam zbyt wiele i wciąż nie czułam się pewnie, Archer dodawał mi poczucia bezpieczeństwa. Nawet nie wiedziałam, że oddycham szybciej ale zauważyłam, że jego klatka piersiowa unosi się znacznie wolniej niż moja. 

Byłam cholernie zdenerwowana i chociaż czułam jego oddech na swojej skórze, jego dotyk na moim ciele i jego wzrok błądzący po zarysie mojego ciała, nie potrafiłam się uspokoić.
-Ktoś mnie podglądał- powiedziałam poważnie. 

Moje dłonie oplotły jego kark. Mogłam wyobrazić sobie, jak marszczy czoło i spina mięśnie twarzy. 

-Jak to?- zapytał zasadniczo.

Wyjaśniłam mu wszystko nerwowym szeptem. Głaskał mnie delikatnie, przesuwając palce w stronę mojego brzucha. Kciukiem przejeżdżał po moich żebrach tak wolno, jakby chciał je w międzyczasie policzyć. 

-Skarbie, jesteś pewna?- jego cichy głos brzmiał w moich uszach, jak najcichsza melodia.

-Ja...nie wiem- westchnęłam rozpaczliwie.- To było strasznie uczucie- pokręciłam głową.- Możesz to sprawdzić?

-Reed, przed chwilą wróciłem i nikogo nie widziałem. Ulica jest pusta i nie ma żadnych śladów...- wyszeptał, ale ton jego głosu był ostrożny.- Jesteś pewna? 

-Nie wierzysz mi?- jęknęłam.

-Wierzę, przecież wierzę. Może to jakieś zwierzę, co? Na prawdę nikogo nie widziałem. 

-Nie wiem, na prawdę nie wiem- wtuliłam się w niego najmocniej jak potrafiłam. 
Archer był jak bezpieczna przystań. Po wszelkich rejsach na wzburzonym morzu, można było wpłynąć do bezawaryjnego portu  i odetchnąć. Właśnie to robiłam. 

-Połóż się- mruknął.- Sprawdzę to. 

Posłuchałam jego prośby i wodziłam wzrokiem po jego postaci, kiedy zbliżył się do okna. Przyglądał się temu co na zewnątrz i badał dłonią powierzchnię szyby. 

-Jest okej, Reed- westchnął.- Może ten nowy krasnal ci przeszkadza?

-Krasnal?- zdziwiłam się.
Chłopak odwrócił się i podszedł do mojego łóżka, siadając na krawędzi. Wyciągnął rękę w moją stronę i zaplątał palce w moje włosy, głaszcząc przy okazji mój policzek. 

-Na podwórku stoi jakaś chujowa figura, krasnala z książką- westchnął.- Ktoś położył ją tak, że patrzy w twoje okno. 
-Co?- zaśmiałam się, szczerze rozbawiona.- Wymyśliłeś to żebym poczuła się lepiej? 

-Chodź i zobacz- zaproponował, pomagając mi wstać. 

Nie za bardzo chciałam to zrobić, ale ponieważ szedł za mną, byłam w stanie podejść i wyjrzeć na zewnątrz. Na trawniku faktycznie stała duża figurka, skierowana w naszą stronę. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. 

-Po co ten krasnoludek?- mruknęłam. 

-Pewnie do ogródka- westchnął Archer. 

Chłopak przyciągnął mnie do siebie i przytulił moje plecy do swojego torsu. Schylił się i zaczął całować bok mojej szyi by po chwili zjechać na barki. Oparłam się o niego z cichym westchnięciem.
-Jak tam Mike?- zapytałam po chwili, kiedy jego zęby zahaczyły o granatowe ramiączko. 
-Chcesz o nim teraz gadać?- wydał z siebie głęboki pomruk, masując dłońmi mój brzuch. 
-Chodzi mi o tę dziewczynę- odpowiedziałam. 
Ścieżka gorących pocałunków, rozgrzewała mnie od środka, sprawiając że czułam się bardziej zrelaksowana. Po chwili wyprostował się i powiedział, wprost do mojego ucha:

-Nie było go cały dzień, więc pewnie się tym zajął. Obiecał jej, że będzie żyć ale musi ją obserwować. 

-Nie wyda was, prawda?- zerknęłam na niego.

Gdyby to zrobiła, problemy mieliby wszyscy- nie tylko Michael. To było przerażające. Los całej grupy w rękach jednej osoby. 




MIKE POV



Stroboskopowe światła oślepiają mnie, kiedy przemierzam klub pełen ludzi. Ciężka muzyka dudni tak głośno, że czuję jej wibrację w brzuchu. Spocone ciała wiją się na parkiecie, wśród oparów alkoholu i słabego, papierosowego dymu. 

Pierdolona Yvette* Reynolds. 

Co to w ogóle za imię? Tak samo pojebane jak jej pieprzniętej właścicielki. Cały dzień, musiałem za nią jeździć, obserwować i rzucać groźne spojrzenia pod tytułem: "Jeden niewłaściwy ruch i już nie żyjesz." 



-Kurwa, powiedziałem, żebyś mówiła mi, gdzie idziesz, tak?- warknąłem w stronę blondynki i chwyciłem jej przedramię w mocny uścisk. 
Nie dość, że musiałem zatrzymać samochód to jeszcze zrobiłem scenę na chodniku. 

To ja wyznaczam zasady tej gry i nie będę tolerował jej zachowań. Zawdzięcza mi życie i już w pierwszych godzinach jej wolności, podpada mi i myśli, że dam jej spokój. 

-Idę do łazienki- prychnęła, wyrywając mi się.- I tak na marginesie, to boli. 

-Wysikasz się w domu- warknąłem.- Wsiadaj do auta!

Skrzywiła się, mrużąc oczy. Jej tęczówki były zielonego koloru, jednak gdzie nie gdzie posiadały brązowe plamki. Dziwne połączenie. 

-Chce mi się teraz- mruknęła.- Wejdę do tej knajpki, zrobię co muszę, wyjdę i pójdę do domu. Możesz tyle wytrzymać?

-Nie, nie mogę- pokonałem dzielącą nas odległość i ponownie ją złapałem. Tym razem moje dłonie ścisnęły jej ramiona. Przez jej twarz przeszedł grymas, ale nie zamierzałem puszczać, nawet jeśli to było za mocno.- Wsiadaj do tego pierdolonego wozu, kurwa mać.

-Wiesz, że gdybyś zachowywał się normalnie już dawno bym wróciła i było by po wszystkim?- zapytała, patrząc na mnie jak na idiotę. 

-Nawet nie wiesz, jak mam na imię, więc nie pozwalaj sobie na za dużo- prychnąłem. 

-Mam okres- powiedziała z pewną siebie miną. Wysunęła lekko brodę do przodu i wyprostowała się, jakby chcąc dodać sobie paru centymetrów. 

-Co?- zmarszczyłem czoło. 

Czy ja się do kurwy nędzy przesłyszałem czy ona na prawdę powiedziała coś takiego?

Wariatka.

-Jeśli nie pójdę teraz do łazienki, zabrudzę ci siedzenia i wiesz co? Te plamy nie schodzą. 

Wziąłem głęboki oddech w płuca, puszczając ją. Prawie upadła, ponieważ nie spodziewała się tego ruchu. Szybko odzyskała równowagę i stanęła prosto, czekając co powiem. Tryumf wymalowany na jej twarzy, był nie do zniesienia. 

-Ja pierdole- syknąłem wściekle.- Masz trzydzieści sekund.

Yvette, bo tak miała na imię obróciła się i skocznym krokiem weszła do knajpki. Kopnąłem najbliższy kamień, który potoczył się wzdłuż ulicy i odbił się od jakiegoś samochodu. Jeśli myślała, że wygrała to grubo się pomyliła. Mogła odnieść mały sukces w tej rozgrywce, ale dobrze wiedziałem jak ją zgnieść. Zamierzałem to zrobić  i już czułem ten smak zwycięstwa. 

Kiedy wróciła i wgramoliła się do Jeepa, ruszyłem z piskiem opon. Pisnęła i obdarzyła mnie jednym z tych swoich przerażonych spojrzeń.

To kara, suko. 

Chociaż znałem jej adres, celowo krążyłem po mieście i nie zwracałem uwagi na jej protesty. 
-Odwieź mnie do domu- zażądała. 

-Nie- odpowiedziałem.

-Musze się uczyć- jęknęła.- Rodzice mnie zabiją, jeśli wrócę późno.

-Przestań pierdolić, bo ich wyręczę- warknąłem, zaciskając palce na kierownicy. 

Skończyły mi się fajki i to frustrowało mnie tak samo mocno, jak Reynolds na siedzeniu obok. Zwariuję, przysięgam. 

-Przecież nic nie powiem- odpowiedziała spokojnie.- Nie obchodzi mnie co się wczoraj stało i nie mam zamiaru wiedzieć ani przekazywać tego dalej. Po prostu mnie już puść. Serio, nie potrzebuję problemów. 

Zerknąłem na nią. Jeśli czegoś nauczył mnie ten biznes to tego, że nigdy nie można nikomu zaufać. Czasem, nie mogłeś ufać nawet samemu sobie.
Miałem zamiar jeździć tak jeszcze przez najbliższą godzinę i dopiero potem rozważę to, czy podwieźć ją do domu czy zostawić dziewczynę w centrum i zmusić do godzinnego spaceru. 
Nie odzywałem się do niej. 

-Proszę, odwieź mnie- powiedziała cicho.- Ja na prawdę, muszę wracać do domu.
Spojrzałem na nią. Siedziała wbita w fotel, jej głowa skierowana była w stronę okna a ręką, zasłoniła sobie twarz. 

Dodałem gazu. Nie zamierzałem robić tego, co mówiła. 



Odganiam od siebie myśl o wkurwiającej blondynce i podchodzę do baru. Zamawiam drinka, którego wypijam jednym haustem. Lustruję parkiet. Czerwona spódniczka, niebieska bluzeczka, czarna sukienka i mega obcisłe jeansy. Przez chwilę obserwuję cztery dziewczyny, które kołyszą się w seksowny sposób. Wybieram trzecią z nich i od razu kierują się w ich stronę. Jest nawet ładna, ale nie specjalnie zwracam na to uwagę. Łapię ją za biodra i pochylam się, by wymruczeć jej do ucha, jak pięknie wygląda. W odpowiedzi dostaję pijacki chichot. Jej koleżanki widzą co się dzieje i opuszczają nas. Pozwalam sobie na dwa tańce, podczas których jej tyłek kusząco ociera się o moje krocze. Całuję jej kark, sprawiając że wyciąga ręce i zaplata je na mojej szyi. Mruczę pod nosem, coraz mocniej na nią napierając aż w końcu odwracam przodem do siebie. Ma lekko przymrużone oczy i zawiedzioną minę.
-Podobało ci się?- wychrypiałem do jej ucha.
-Yhym- mruczy, kiedy moje ręce łapią jej tyłek.
-Więc chodź- odpowiadam zaczepnie.

Prowadzę ją przez klub by w końcu dotrzeć do łazienki. Już przed drzwiami, gwałtownie chwytam ją i wpijam się w jej duże, malinowe usta. Dziewczyna oddaje pocałunek, kiedy otwieram drzwi i wpycham do jednej z kabin. Jedną dłonią przekręcam zamek a drugą, zaczynam badać jej ciało. Składam niechlujne pocałunki na jej aksamitnej szyi, ssąc, przygryzając i liżąc jej szyję. Ściany zagłuszają muzykę a ja skupiam się na jej cichych jękach. Dziewczyna bawi się moimi włosami, dociskając moją głowę mocniej. Wracam do jej ust i ponownie łączę nasze języki w gorącym pocałunku. Wędruję dłońmi po jej ciele, najdłużej zatrzymując się przy piersiach, by potem moja dłoń mogła głaskać wewnętrzną część jej ud. Przejeżdżam kciukiem po jej kobiecości, z przyjemnością stwierdzając, że zrobiła się wilgotna. Mruczę w jej usta, poruszając palcem raz w górę raz w dół. Dziewczyna wije się przy ścianie a jej głos, cały czas się łamie. Czuję, że spodnie robią się powoli za ciasne, ale wciąż skupiam się na niej. Odchylam materiał jej majtek i drażnię jej łechtaczkę. Jęczy w moje usta i powoli odpina pasek moich spodni. Po paru minutach wbijam się w nią całą długością, uprzednio rozrywając małą paczuszkę zębami i zakładam prezerwatywę.  Odchyla głowę i zamyka oczy a jej jęki i westchnięcia, słychać pewnie w całym klubie. Poruszam się rytmicznie, czując jak ścianki jej kobiecości zaciskają się wokół mnie.
-O matko- sapie ciemnowłosa i wbija paznokcie w moje plecy.
Moje ruchy są coraz szybsze i gwałtowniejsze. Pieprzę ją tak, jak wszystkie przed nią i nie czuję się z tego powodu źle. Taki już jestem.

-O ja pierdo...-urywa, kiedy jej ciałem wstrząsa orgazm.

Dochodzę zaraz potem. Przez chwilę opieram się o nią, czekając aż mój oddech się wyrówna. Wyrzucam prezerwatywę do kosza i ubieram się. Dziewczyna robi to samo i zanim się orientuje, ja po prostu wychodzę. 
-Czekaj!- krzyknęła za mną.
Prycham pod nosem i wychodzę z pomieszczenia. Przeczesuję ręką włosy i znów podchodzę do baru. Musze się odstresować. Zamawiam kolejnego drinka.


W sumie, ta w spodniach też była niezła. 

Pora ją znaleźć.



*Imię Yvette czyta się jako "iwet"

======


Yup, co ja robię :x 

Znowu miałam napisać tylko trochę, ale wyszedł rozdział xd 

Trochę nowości, prawda?


W ogóle, muszę się Wam poskarżyć...albo wyżalić, bo nie mam już komu a dalej mnie to wkurza.

Otóż, czy tylko ja nie rozumiem tych zaproszeń na fb?
Wiecie, ludzie których kojarzę ze szkoły/miejscowości/sąsiedniej miejscowości/imprez/urodzin wujka kuzyna psa sąsiada wysyłają mi zaproszenia- okej. Tylko w prawdziwym życiu się nie znamy, nie rozmawiamy i nie jesteśmy na cześć. 

Może ja już się stara robię i zrzędzę, ale uwierzcie mi. W ciągu tego roku (4 miesiące) przyjęłam 5/6  zaproszeń...na jakieś czterdzieści wysłanych :x 

Really? 

Ktoś mi wyjaśni fenomen tego zjawiska?

Już zwłaszcza mam dość cyklicznego ponawiania zaproszeń, jeśli na nie nie odpowiem. Co śmieszniejsze, te osoby wiedzą że ich nie przyjmę a i tak to robią...regularnie .-.

Co jest? xd 


No dobra, pozrzędziłam to idę spać!

A maturzystom życzę powodzenia już teraz <3 




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top