6.

Piosenka na górze strasznie pasuje mi do chłopaków a do Mike'a w szczególności :D Zresztą..zobaczycie czemu ;) 




Mieszkanie chłopaków było ciche i pogrążone w mroku. Aż dziwnie było myśleć, że jeszcze parę godzin temu tętniło życiem, a nasz śmiech roznosił się po całej okolicy. Światło księzyca, wpadało przez uchylone okno razem z rześkim powietrzem. Archer rzucił niedbale kluczyki swojego samochodu na komodę, chwytając mnie za rękę. Pociągnął mnie za sobą, prowadząc przez salon do schodów. Pokonaliśmy wszystkie stopnie, dzięki czemu w paru sekundach znaleźliśmy się w pokoju chłopaka.

-Dlaczego jest tu tak pusto?- zapytałam, siadając na skraju łóżka i wyciągając nogi przed siebie, podparłam się na dłoniach. 

Hale spojrzał na mnie, a jego oczy i skóra miały dziwny odcień, ponieważ blask lampki nocnej, nadawał im żółtawego koloru. 
-Diego pewnie śpi- wzruszył ramionami.- A reszta w pracy.

Pokiwałam głową, automatycznie przygryzając dolną wargę. 
-Nie rób tak- nachylił się i cmoknął czubek mojej głowy, kładąc ciepłą dłoń na moim policzku.- Nie musisz się denerwować.

Problem w tym, że taka już byłam. Martwiłam się, bo chociaż zielonooki jest ze mną, to nie zmienia faktu, że wciąż to jego interes. 

-Kiedy wrócą?- zapytałam luźno ze wszystkich sił starając się, aby nie zacząć bawić się ustami. 

-Nie wiem- westchnął.- Pewnie niedługo. Chyba, że postanowią iść do klubu czy coś...

-Robią tak?- zaciekawiłam się. 

Chłopak usiadł, by po chwili położyć się na łóżku i przywołać mnie do siebie. Nasze plecy stykały się z miękkimi poduszkami. Wtuliłam się w jego bok, podczas kiedy on delikatnie głaskał moje przedramię. 
-Robią różne rzeczy- zaśmiał się. 

Wtuliłam głowę, w zagłębienie jego szyi. Przez dłuższy czas po prostu milczeliśmy, rozkoszując się swoim dotykiem i zapachem. Przymknęłam oczy. 
-Też robiłam kiedyś różne rzeczy- wyszeptałam, bojąc się, że zdradzi mnie mój głos. 

Chłopak poruszył się niespokojnie, a szelest pościeli zdawał się sto razy bardziej głośniejszy niż zazwyczaj. 

-Co masz na myśli?- mruknął cicho, obracając lekko głowę. Czułam jego usta przy swoim czole, ciepły oddech muskający moja skórę i jednodniowy zarost kujący tamto miejsce. 
Objęłam go w pasie, pozwalając sobie zwilżyć usta czubkiem języka. 

-Tak po prostu- powiedziałam.- Miałam w Nowym Yorku swój ulubiony bar. Lubiłam do niego przychodzić, bo kelnerka była dogadaną osobą. Zawsze brała mnie na zaplecze, kiedy widziała że ma dość.

Słyszałam, jak głośno przełyka ślinę i czeka, co powiem dalej. Nie wiedziałam, czy chcę mówić dalej ale skoro powiedziałam przysłowiowe "a" powinnam powiedzieć i "b". 

-Rozwaliłam jej kiedyś pół zaplecza- westchnęłam.- Rozbiłam parę szklanek, talerzy...takie tam.

-Dlaczego?- zdziwił się. 

Roześmiałam się nerwowo. 

-Wkurzyłam się- odpowiedziałam.- Byłam zła, że mnie zostawiłeś. I wiesz co się stało?

Otworzyłam oczy, unosząc w górę lewą dłoń. Obróciłam ją pod odpowiednim kątem, ukazując mu bliznę pod kciukiem. Była to blada kreska, która przy nadgarstku była bardziej poszarpana. Nie należała do pokaźnych, ale przypominała mi o tym incydencie, którego strasznie się wstydziłam.

-Rozcięłam się szkłem- mruknęłam. 

Zmarszczył czoło, po czym przycisnął ciepłe wargi do tamtego miejsca. 

-Nie zauważyłem- westchnął, sunąc ustami po szramie. 

Nabrała powietrza w płuca, czując jego ruchy. Czule muskał moją skórę by po chwili dołączyć również język. Całował moją dłoń prawie tak samo namiętnie jak usta. 

-Nie szkodzi- uśmiechnęłam się. 
-Przepraszam- jęknął.- Tak strasznie cię przepraszam, skarbie...

Zabrałam rękę, podpierając się na łokciu i przechylając bardziej w jego stronę, nachyliłam się na jego zdezorientowaną twarzą.

-Nie cierpię tej blizny- przyznałam.- Przypomina mi o tym głupstwie, o tym wszystkim co wtedy myślałam i o tym, jaka głupia byłam. Za każdym razem widzę, jak z tej rany leci krew i przez alkohol, nie można było tego zatamować, chociaż ta dziewczyna się starała. Byłam tak cholernie głupia. Nienawidzę tego wspominać, ale wciąż to robię, kiedy ją widzę. 

-Reed-wychrypiał, ujmując mój podbródek.- Nie jesteś, wiesz o tym? 

-Jest taka nieprzyjemna w dotyku- wzdrygnęłam się. 

-Nigdy nie poczułem różnicy- powiedział z mocą. 

W jego oczach mieniły się iskierki, które przeskakiwały z szybkością światła. Nie wiedziałam, czy tylko mi się wydawało czy może faktycznie widziałam tam małe płomyczki, których blask rozświetlał tęczówki jego oczu.

-Nie lubię jej.
-Nie jest powodem do wstydu, skarbie- westchnął.

Wolną dłonią dotknęłam jego policzka, gładząc jego poranioną skórę. 

-A ty?- zapytałam cicho, intensywnie wpatrując się w zielone oczy. Zatracałam się w tym spojrzeniu, które hipnotyzowało mnie coraz bardziej.
-Co ja?- zapytał, ledwie poruszając ustami. 

-Wstydzisz się ich?

Palcem wskazującym zaczęłam badać drobne skazy na jego twarzy. Tylko z tak bliskiej odległości można było je dostrzec. Nigdy nie pomyślałam o tym, że go szpeciły. Były jego częścią i chociaż raz po raz przybywało ich, nigdy tak nie pomyślałam. Archer był przystojny. Gorący i seksowny, na wszystkie możliwe sposoby.

-Nie wiem- wzruszył ramionami.- Przywykłem. 

-Kocham je- wyznałam, przybliżając się. 

Z korytarza dobiegły dźwięki kroków, ale nie skupiałam się na nich. Moje usta spoczęły na jego policzku. Sunęłam nimi w górę, starając się odtworzyć jego ruchy. Skupiłam się na miejscach najbardziej naznaczonych, pieszcząc te małe punkciki. Chłopak westchnął i wciągnął mnie na swoje kolana. Przybliżyłam się do niego, kładąc dłonie na jego barkach. Kolejno całowałam, muskałam, lizałam i przygryzałam jego skórę. Archer oparł głowę o ścianę, ściskając moje pośladki. Jęknęłam, ogrzewając swoim oddechem jego twarz. Starałam się sprawić mu przyjemność. Przeniosłam się na drugą stronę. Zmysłowo i powoli, z czułością i gracją moje wargi poznawały każdą, nawet najdrobniejszą szramkę.

-Archer- mruknęłam, skupiając się na kości przy uchu.

-Yhym?- odpowiedział drżąco. 

Jego oddech przyspieszył nieznacznie, na co lekko się uśmiechnęłam. Podobała mi się reakcja jego ciała, na takie doznania. 

-One cię nie szpecą- powiodłam dłońmi na jego kark.-Te też. 

Chłopak spiął się i lekko odchylił. Chwycił w swoje dłonie moje nadgarstki i przełożył je na swoją klatkę piersiową. 
-Odpuść, Reed- powiedział, opierając swoje czoło na moim ramieniu.- Nie musisz ich dotykać, wiem jakie są. Nie rób tego.

Nie zamierzałam odpuszczać i sprawnym ruchem, przełożyłam ręce na pierwotne miejsce. Opuszkami palców, gładziłam poszarpaną skórę, krzywizny ciętych, nierównych ran i takich, które przypominały grudki. 
-Zostaw- mruknął, ściągając z siebie moje dłonie, które pragnęły go dotykać.- Proszę. 

-Nie rozumiesz, że mi to nie przeszkadza?- zapytałam, prostując się i ściskając jego koszulkę.- Nie przeszkadza mi to i nie uważam, żeby to było obrzydliwe. 
Spojrzał na mnie, kiwając przecząco głową.

-Nie chcę, żebyś to robiła i tyle- odpowiedział. 
-Dlaczego? 

Jego palce gładziły wolno moje boki, kiedy przymknął oczy tak, jakby był zmęczony po podróży. Oddychał przez lekko uchylone usta, raz po raz wciągając i wypuszczając powietrze, ze świszczącym, cichym dźwiękiem. 

-Po prostu nie chcę- mruknął.- Są...są dla mnie czymś, czym dla ciebie jest ta blizna pod kciukiem.

-Wstydzisz się ich?- zadaję to pytanie z lekkim zdziwieniem.

Nie mówię, ze ten facet o siebie nie dba i nie chce wyglądać dobrze, ale myślę, że raczej nie przywiązuje uwagi do takich szczegółów. 
-Nie- kręci głową.- Przypominają mi o czymś, co nie powinno się zdarzyć...

Mam ochotę o coś zapytać. Dowiedzieć się co go trapi, dlaczego jego twarz na samo wspomnienie jest taka umęczona i czemu nie chce mi o tym powiedzieć, chociaż wie że może i że powinien. Jednak z dołu dochodzą do nas dziwne dźwięki i obydwoje odwracamy się w tym samym momencie. Nasłuchujemy, ale dopiero jedno zdanie wyrywa nas z otępienia. 

-Nie wiem, kurwa! Cokolwiek! Coś do chuja pana wymyślę, dobra!?




MIKE POV


Jestem po prostu cholernie elegancki
I wiem dobrze co lubisz
Nie ma drugiego takiego gangstera jak ja
Udowodnię ci to za każdym razem  *


Śmieję się pod nosem, gasząc silnik samochodu, przez co muzyka urywa się w połowie piosenki. Przeczesuję blond włosy palcami i zerkam na swoich towarzyszy. 

-Gdzie ten cały Drake?- pytam, bębniąc opuszkami palców o kierownicę. 

-Ma jeszcze dwie minuty- zauważa Will, odpalając papierosa i mocno zaciągając się nikotyną. 

W sumie sam chciałbym zapalić, ale wolałem zrobić to po robocie. 

-Śpieszy ci się?- prycha Matt, otwierając drzwi i nie czekając na moją odpowiedź, wysiada z samochodu, trzaskając drzwiami. 

-Może- wzruszam ramionami i również wychodzę. 

Wkładam ręce do kieszeni spodni i opieram się o maskę. Słyszę z daleka dźwięk silnika, co oznacza że zabawa za chwilę się zacznie. Spoglądam na przyjaciół, którzy z cwaniackim uśmieszkiem przyglądają się sobie po czym patrzą na mnie.
-Wiecie co robić- mówię, na co ochoczo potakują.

Przed nami parkuje czerwony samochód, który kosztował bardzo dużo pieniędzy. Gdyby Drake, był na tyle mądry sprzedałby to cacko i mógłby spłacić swoje długi, dzięki czemu dalibyśmy mu spokój. 
-Ładny wózek, Grant- mruczy DeVitto, wypuszczając dym z ust i rzucając szluga pod buty, rozdeptuje go z idealną precyzją. 

Obserwuje chłopaczka spod zmrużonych powiek i dokładnie lustruje jego postawę. Tylko udaje, że się nie boi a w środku trzęsie się jak galareta. 

-Ta- odpowiada.- Całkiem dobry. 

-Będzie mi miło, zasiąść za jego kierownicą, bo jak mniemam to twoja zapłata?- uśmiecham się krzywo i odbijam się od maski podchodząc ciut bliżej.

Drake Grant cofa się nieznacznie i wiem, co chodzi mu po głowie. Nie ze mną takie gierki, cwelu.
-To nie jest zapłata- odpowiada, wciskając ręce do kieszeni kurtki.- Muszę mieć jeszcze tydzień albo dwa i wtedy...

Matthew parska śmiechem. 

-Ostatnio potrzebowałeś tylko trzech dni, pamiętasz?- zakłada ręce na klatkę piersiową a jego niebieskie oczy, pochmurnieją. 
-Prawie załatwiłem całą sumę, przysięgam- oponuje. 
-Prawie, robi wielką różnicę, Grant- wzdycham ciężko.- Jedno proste pytanie. Masz ten hajs czy nie masz?

Siedemnastolatek kiwa się na boki, po czym odpowiada drżącym głosem:

-Nie mam, ale...

Zwinnym ruchem, wyciągam pistolet zza paska i kieruję lufę prosto w jego serce. Widzę, jak nerwowo porusza ustami, chcąc dokończyć zdanie, ale paraliżuje go strach.

To takie śmieszne. 
-Zapomniałeś języka w gębie?- spluwa William.- Jesteś nam winny sporą sumkę i albo ją dostaniemy, albo znasz zasady. 

-Chłopaki- Drake zaczyna się łamać.- Obiecuję. Na prawdę brakuje mi już nie dużo...

-Sprzedaj to auto- sugeruję.- Jeszcze zostanie ci na batonika.

Bawi mnie ta cała sytuacja i z uśmiechem na ustach obserwuję jego reakcje na moją pewną siebie minę. 

-Tydzień czasu, proszę- błaga, prawie słaniając się na kolanach.- Chociaż dwa dni. 

-Miałeś już tyle czasu- warczę, niezniecierpliwiony.- Albo masz hajs, albo go nie masz.

-Nie mam go jeszcze!- informuje wściekle.- Wystarczą tylko dwa dni...

W tym momencie, chłopaki również wyciągają broń i nastolatek ledwo stoi na nogach. Niestety, jest już za późno. Czekaliśmy prawie dwa pierdolone miesiące. Pobiliśmy chyba swój osobisty rekord w tej sprawie. 

-Nie dostaniesz ich- mruczę.- Ostatnie słowo?

Chłopaczek jest przerażony i jeśli nie umrze od kulki, to na zawał serca. Cokolwiek. 

-Weźcie to auto, pieniądze są w środku- prosi.

-Już go nie chcemy- mówi Cross, przeładowując magazynek.-Za późno.

-Ja na prawdę..- mówi, ale ucina w połowie zdania.

Głuchy odgłos wystrzału przecina nocne powietrze, a po chwili ciało Granta upada z głośnym łoskotem.
Zasady są jasne. Drake je znał- od początku. Nie moja wina, ze chciał wpakować się w to gówno i myślał, że szczęście mu dopisze. Tutaj, nie ma co liczyć na szczęśliwy traf.  

Już mam coś powiedzieć, kiedy do moich uszu dobiega przeraźliwy krzyk. Odwracam się w jego stronę, ale jedyne co potrafię dostrzec to jasne włosy, znikające za ceglanym budynkiem.

-Kurwa!- warczę pod nosem, chowając pistolet.
-Co do chuja..- zaczyna Will, ale nie pozwalam mu nawet dokończyć zdania, bo ponownie przeklinam, kiedy pistolet wypada mi z ręki. 

-Widziała?- pyta Matthew, całkiem retorycznie, bo zna odpowiedź. 

-Nie sądzę- warczę.- Tak po prostu sobie krzyczała, bo nie miała nic innego do roboty. 

Chwytam leżącą broń i wpycham sobie za pasek, wyciągając kluczyki z kieszeni. 

-Znajdź ją- mówi DeVitto.- Posprzątamy ten bajzel.

Ma na myśli ciało, dobrze o tym wiem. 

-Taki mam zamiar- informuję i szybkim krokiem przemierzam drogę do drzwi swojego auta.- Weźcie jego furę. 

Odpalam silnik i wycofuję, by po chwili ruszyć z piskiem opon. Wyłączam radio, bo nie mam nastroju na żadne piosenki. Moje oczy szukają blondynki, która widziała całe zdarzenie. Próbuję dostrzec jej sylwetkę. Nie mogła uciec daleko. 

Pierdolona mała dziwka. 

Nie mam ochoty jej szukać. Nawet nie chcę wiedzieć kim jest i co tam robiła. Miałem iść się zabawić a będę musiał pozbyć się świadka. W końcu ją widzę...biegnie, ile sił w nogach a kiedy orientuje się, że ma za sobą samochód przyśpiesza. Dociskam pedał gazu mocniej i w paru sekundach zrównuję się z nią. Wyprzedzam dziewczynę, by po chwili zajechać jej drogę. 

Krzyczy, kiedy zmuszona jest zatrzymać się i boleśnie obija się o drzwi pasażera. Odbija się od szyby i ląduje na ziemi. Od razu wychodzę z samochodu i okrążam go, podchodząc do niej. Zwija się z bólu, jęcząc cicho pod nosem. Nie mam na to czasu. Chwytam ją za ramię i podnoszę szybko, a dziewczyna krzywi się z bólu. 
-Wsiadaj- warczę wściekły. 

Z jej pełnych ust wydobywa się syk, kiedy popycham ją do drzwi. Posłusznie wykonuje moje polecenie, jednak jest strasznie wolna.

-Szybciej, kurwa. Nie mamy całej nocy- mówię przez zaciśnięte zęby.

Kiedy blondyna znajduje się już w samochodzie, siadam za kółkiem i odpalam silnik. Powinienem sprzedać jej kulkę w łeb, ale mam wrażenie, że tej nocy siedzi na mnie jakieś fatum i jeśli to zrobię, będę mieć kolejne problemy. Muszę ją porządnie wystraszyć, żeby nie myślała nawet o wzywaniu policji. 

-Zabijesz mnie?- pyta po chwili, kompletnie poważnie. Jej głos nawet nie drży. 

-Prawdopodobnie- odpowiadam twardo, patrząc na ulicę przed sobą.

Jest ciemno, więc praktycznie nie widzę jej twarzy. Dostrzegam jakiś zarys, mały nos i gęste włosy. 

-Nie możesz tego zrobić- kręci głową.- Rodzice mnie zabiją, jeśli nie wrócę do domu a noc.

Marszczę brwi, zerkając na nią. Dziewczyna uderza się otwartą dłonią w czoło, kiedy parskam niepohamowanym śmiechem. Czy ona się słyszy? Chyba uświadomiła sobie swoją ciemnotę, ale i tak ten tekst zajmie pierwsze miejsce wśród najgłupszych, jakie usłyszałem. 

-Więc albo ja- mówię, poważniejąc.- Albo oni.

-Chyba wybieram ciebie- mówi cicho, odwracając się w stronę okna.- Oni są straszniejsi niż ty. 

Prycham.

-Mało jeszcze w życiu widziałaś, dziewczynko- odpowiadam.

Ma jakieś osiemnaście lat. Kurwa, może nawet znała Granta. Mogli chodzić razem do liceum, czy coś. 

Cholera. Cholera. Cholera.

-Widziałam już dosyć dużo- mówi cicho, zakładając ręce na piersi. 

-I właśnie dlatego, prawdopodobnie cię zabiję- oświadczam.- Zbyt dużo widziałaś a to sprawia, że jesteś dla mnie ciężarem. 

Przeklinam w myślach godzinę, w której mogłem ale nie sprawdziłem czy jest czysto. Jak widać w minutę może pojawić się jedna osoba a w dwie, nawet cały tłum.

Nie wiem, czy się boi czy nie? Widzę, że się trzęsie ale jej głos brzmi hardo, zupełnie tak jakby się nie bała. Zbyt dużo sprzeczności jak na jeden wieczór. 

-Gdzie jedziemy?- zapytała. 

-Do mnie- odpowiadam, obserwując jak przykłada dłoń do ust, aby zakryć szok. 

Nie mam pojęcia jak wytłumaczę to Diego.


***

Ta mała pinda wkurwiała mnie całą drogę. Zaczęła pytać o to, gdzie dokładnie jedziemy i w końcu, kazałem stulić jej pysk. Posłuchała, ale po chwili zaczęła przeraźliwie kaszleć. Zostawiła pełno sowich zarazków w moim wozie i to też mi się nie spodobało. Potem dalej próbowała przegadać mi, że jej rodzice są gorsi niż ja. Nawet mnie nie znała a uważała, że wie kurwa wszystko. Moment, w którym zamknąłem ją w swoim pokoju i kazałem iść spać, był najlepszym momentem, jakiego doczekałem. 

-O co chodzi?- zapytał Diego, kiedy wparowałem do jego gabinetu.- Gdzie Matt i Will?

-Sprzątają- burknąłem.

-Okej- mówi, odrzucając od siebie papiery.- W takim razie rozumiem, że pieniędzy nie ma.

-No nie ma- informuję, opierając ręce o blat biurka.- Mamy za to nowy wóz i...jedną wkurwiającą pizdę na górze.

Zmarszczył czoło, kręcąc głową z niedowierzaniem.

-Słuchaj, czy ty masz coś do Reed?- zapytał.- Nie wiem, nie lubisz jej? O co chodzi?  Przeszkadza ci to, że znowu tu jest?

-Co kurwa?- dziwię się.- Nie chodzi o nią!

-To o kogo?- pyta zdziwiony.

-Ktoś nas widział- odpowiadam, trzymając resztki nerwów na wodzy.- I ten ktoś jest teraz na górze.

Wychodzę z gabinetu i wchodzę do salonu. Szef wychodzi za mną, krzycząc coś ale nie zwracam na to uwagi. Mam w dupie to wszystko. Trudno. Przetrzymam ją do rana a potem albo zabiję albo postaram się, żeby nic nie powiedziała. 

-Mike!- wrzeszczy Hector z tym swoim akcentem.- Mówię do ciebie, do chuja pana!

-Świetnie!- warczę w odpowiedzi.- Nie wiem jak to się stało, dobra!? Po prostu to widziała i teraz siedzi na górze. 

-Znasz zasady, prawda!?- warczy.- Dlaczego jej nie zabiłeś? 

Nie żebym miał opory przed zabiciem kobiety. Moje poglądy na ten temat były jasne, jednak nigdy za tym nie przepadałem. Płeć piękną, łatwo omamić i głównie dlatego, trzeba im wpakować kulkę w serce. Bo zostały otumanione. 

-A skąd miałem wiedzieć, że gdzieś w pobliżu nie ma jej przyjaciółeczki?- krzyknąłem.- Takie chodzą zawsze stadami, nie mogłem ryzykować!
Pokręcił z niedowierzaniem głową. 

-Twój cyrk i twoja małpa, stary- odpowiada poważnie.- Masz coś z nią zrobić, jasne?

-Jest pierdolnięta- warczę.- Stwierdziła, że jej rodzice są straszniejsi ode mnie. 

Diego parsknął śmiechem.
-Albo jest odważna albo głupia- wzrusza ramionami.- Tylko coś z tym do chuja pana zrób, bo mamy dość problemów na głowie, jasne? Co z tym zrobisz, co?

  -Nie wiem, kurwa!- krzyczę na cały dom.- Cokolwiek! Coś do chuja pana wymyślę, dobra!?



====

* Hollywood Undead- Gangsta Sexy 
(czyli ta nutka w mediach)

IDĘ SPAĆ. :X













Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top