44.
Na samym początku chciałabym Wam podziękować za wylew komentarzy i wiadomości. Bardzo wam za to dziękuję! To miłe wiedzieć, że nawet jeśli nie pamiętacie szczegółów, chcecie je nadrobić aby móc czytać dalej.
Ja sama spędziłam dwie noce na czytaniu rozdziałów, aby przypomnieć sobie wszystkie detale. Wiem, że robicie podobnie i spokojnie nadrabiajcie sobie w swoim tempie. Wielu z was na pewno ma na głowie naukę czy inne obowiązki, ale spokojnie- pisanie rozdziałów też trochę trwa. Cieszę się, że wróciłam :D I cieszę się, że wciąż jesteście tutaj!
Chciałabym Was poprosić o coś, co już pewnie wiecie. Mamy trudny czas, nie jest łatwo nikomu, jednak...zostańcie w domu! Nawet jeśli myślicie, że spotkanie z przyjaciółmi w domu to nic- uwierzcie, to może być coś! Może nie czujecie się zagrożeni, może nawet siedzenie w domu komuś sprzyja...jednak pomyślcie o ludziach, którzy zostając w domu narażeni są na nieprzyjemności ze strony domowników, na tych ludzi, dla których wyjścia nawet do pracy były odskocznią od sytuacji w domu. To najcięższy czas dla tych osób, którzy mają w domu piekło na ziemi- dla tych, którzy są wykorzystywani, poniżani czy w jakikolwiek sposób siedzenie w domu jest dla nich ciężką sytuacją. To dobrze, jeśli czujecie w domu miłość i bezpieczeństwo. Są jednak tacy, którzy w domu czują tylko strach.
Jeśli nie boisz się wirusa, jeśli nie czujesz zagrożenia- zrób to nie dla siebie. Zrób to dla tych, którzy w tym czasie wysiadają psychicznie.
Im bardziej ograniczymy swoje przemieszczanie się, tym szybciej wszystko wróci do normy.
Wiem, że macie do mnie dużo pytań. O rozdziały, o książkę...możecie zadać je w komentarzu a ja postaram się odpowiedzieć. Proszę jednak uszanować moje odpowiedzi, jeśli nie będą wyczerpujące znaczy, że nie chcę zbyt roztrząsać danego tematu.
Tymczasem oderwijcie się od rzeczywistości i zapraszam do rozdziału! :)
==============
REED POV
Wzięłam głęboki oddech. Na szali ważyły się losy mojego chłopaka- mężczyzny, którego kocham. To nie było łatwe. Kiedy patrzyłam na Scarlett, dziewczynę o bystrym spojrzeniu, zaczęłam zastanawiać się, czy nie podzielić się z nią tajemnicą, jaką poznałam. Wiedziałam, że utrzymywanie tego w tajemnicy nie jest najlepszym rozwiązaniem. Jeśli Archer, dowiedziałby się o prawdziwym powiedzie śmierci jego byłej dziewczyny, jego dotychczasowy światopogląd mógłby się załamać. Jednak...jedną ulotną myślą, zakończyłam swój wewnętrzny dylemat. Jeśli prawda wyjdzie na jaw, przestanie się obwiniać a to- być może sprawi, że zacznie bardziej uważać i przestanie się nieświadomie narażać. No bo jak inaczej określić fakt, że podczas kiedy my wszyscy, widzimy jak niebezpieczna jest Lora on wciąż uważa, że nic takiego nam nie zrobi.
-Okej- westchnęłam, przysiadając się bliżej niej.- Ale, jest jeden warunek. Nie wiem jak to zrobisz, ale nikt nie może się dowiedzieć o tym, że to ja coś wiedziałam. Nikt, po prostu nikt.
Scarlett popatrzyła na mnie spod zmrużonych powiek.
-Czy ty wiesz coś, czego nie powinnaś?- zapytała dziewczyna, jakby próbując mnie wybadać.
-Sęk w tym- westchnęłam.- Że tak. I jest to wiedza...niebezpieczna dla Archera. Rozumiesz?
Skinęła głową, czekając.
Wiedziałam, że w tym momencie nikt nie mógł słyszeć naszych słów. Mimo wszystko zdecydowałam się mówić prawie szeptem.
-Prawda jest taka- zaczęłam niepewnie- nie była fair w stosunku do Archera.
-Chcesz powiedzieć, że go zdradziła?- wcięła się w moje słowo.- Czy on o tym wie?
-Daj mi skończyć!- rozkazałam, może trochę za ostro.- Chodzi o to, że to wszystko było zaplanowane, tak aby pokonać chłopaków. A Kelsey też miała w tym swoją rolę. Evan ją omotał, chciał, aby wyciągała informacje od Archera i przekazywała jemu. Kelsey to robiła, znaczy...próbowała, bo Archer- zaśmiałam się, bez krzty wesołości- umie zadbać, żeby jego dziewczyna była z dala od biznesu. Klesey nie była więc dobrą informatorką. Co więcej- nie była już potrzebna. Jinetes zabił ją, a Archer obwinia się o jej śmierć. Bo wszystko wskazuje na to, że była to zaplanowana akcja tak, aby każdy był świadomy, że to jego wina.
Scarlett zamrugała, ale zdawała się nie przejąć tym co usłyszała. Może już to wiedziała?
-Czy wiesz, jak określono jej śmierć w mediach?- zapytała, patrząc na mnie znad kubka herbaty.
-Will wspominał, że coś w stylu "znalazła się w nieodpowiednim miejscu i czasie". Stary hangar nie był zbyt urodziwym miejscem, ale odosobnionym, więc kręciło się tam wielu podejrzanych typków czy bezdomnych.
-Ale jak mniemam, coś musiało sprowadzić podejrzenia na niego- odparła merytorycznie.
-Archer miał tam wtedy jechać, aby załatwić jakiś interes-westchnęłam, patrząc gdzieś w dal.- Wspominał, że zawsze się o niego martwiła albo jeśli nie mówił dokładnie co robi, chciała się tego dowiedzieć sama. Podejrzewał, że chciała to zrobić i dlatego tam poszła.
Scarlett zapisała coś w notatniku, słuchając mnie uważnie.
-Okej, czyli aby to potwierdzić, musimy zapytać Diego jak wyglądał tamten interes- powiedziała- a w dalszej kolejności, moje zdolności pokażą nam jak ta sprawa wyglądała od strony Kelsey-Evan.
Jej słowa zmroziły mi krew w żyłach. Planowała wszystko bez emocji i w całkowitym skupieniu. Zupełnie nie wyglądała tak, jakby cokolwiek robiło na niej większe wrażenie.
-Co masz na myśli?
-Jeśli było tak, jak mówisz- zaczęła- to musimy sprawdzić całą siatkę połączeń. Ktoś musiał sprawić, że Archer tam pojechał wiedząc, co się tam wydarzy. To może być cenny informator.
Pokiwałam głową.
-Jak w policji.
Scarlett zaśmiała się, ciągle coś notując.
-Policja raczej nie była w stanie dotrzeć do takich informacji- powiedziała.- A przynajmniej, ta przekupiona na pewno nic z tym nie zrobiła.
Zaraz, zaraz...co?
-Przekupiona?
Moje zdziwienie musiało ją zaciekawić, bo popatrzyła na mnie, stukając długopisem o zeszyt.
-Przekupiona- powtórzyła powoli- ponieważ uważam, że nic w tej historii nie jest przypadkowe i prawdopodobnie tu jest jej początek.
Nie wiedziałam, jak się do tego odnieść. Oczywiście, że to mógł być początek. Ba! To na pewno był początek. Lora chce się zemścić za śmierć córki. Jednak jej śmierć...przecież Archer by tego nie zrobił. Nie chciałby jej śmierci. Przecież tego żałował. A jeśli jednak wie o tym, że jego dziewczyna grała na dwa fronty? A jeśli sam postanowił ją usunąć, bo jednak coś wiedziała? Czy na pewno mogę ufać słowom Katty? Coś mi podpowiadało mi, że tak. Jednak to samo "coś" zaczęło podejrzewać mojego zielonookiego ukochanego i to sprawiało, że poczułam ucisk w żołądku.
Podzieliłam się tą ulotną myślą z dziewczyną obok.
-Nie będę wykluczać żadnej opcji- powiedziała poważnie. Jej oczy błyszczały niebezpiecznie.- Osobiście myślę, że jeśli go podejrzewasz, to wiesz że byłby do tego zdolny. Byłby?
Przełknęłam głośno ślinę?
-Tak...to znaczy nie- potrząsnęłam głową- nie wiem.
Westchnęła ciężko.
-Nie sugeruję ci tego- powiedziała- jednak każda opcja jest możliwa. Chociaż...jeśli mam być szczera. Widzę jak on opiekuje się tobą, więc nawet gdyby był na ciebie wściekły...nie zrobił by ci krzywdy. Więc nie sądzę, że zrobił ją jej.
Pokiwałam głową. Tak musiało być.
-Nikt o tym nie wie- dodałam po chwili ciszy- Wiesz, nie mogłam tego powiedzieć Archerowi. Chociaż teraz myślę, że może popełniłam błąd.
-Od kiedy o tym wiesz? I od kogo?
-Wiem od Katty- westchnęłam. Wiedziałam, że dziewczyna wie o roli jaką rudowłosa odegrała w życiu Willa. Nie wiedziałam czy zna szczegóły.
-Ex Williama.
-Tak- potwierdziłam- powiedziała mi to w pewniej...dziwnej okoliczności.
-Mogłabyś się dowiedzieć czegoś więcej? Skąd to wiedziała? Czy to pewne?
Czyli nie wiedziała nic. Wiedziałam, że powinnam milczeć. To na przyjacielu spoczywała odpowiedzialność za to aby znała tą historię.
-Katty nie żyje.
Dziewczyna zamarła. Potem w skupieniu słuchała całej historii, kręcąc głową z niedowierzaniem. Było mi przykro, że musiałam jej to przekazać. Wiedziałam jednak, że jest jedynym mózgiem tej grupy nastawionym na działanie. Może sama by do tego doszła (w końcu potrafiła dowiedzieć się wszystkiego!) a może chciała to po prostu usłyszeć. Jednak na pewno nie powinnam być to ja.
-Wybacz, że to ja ci o tym powiedziałam- westchnęłam, przejeżdżając dłonią po przedramieniu.-Rozumiem jednak, że powinnaś wiedzieć o wszystkim. Nie wiadomo co może być kluczem.
-Myślę, że wiem już całkiem sporo- powiedziała. Błyski w jej oczach przygasły.- Sądzę, że jest to cenna informacja. Podsumuję...śmierć Kelsey jest tu kluczowa. Fakt, że współpracowała z Evanem jest najistotniejszy. Evan miał plan. Jak go znam- a znam, był dopracowany. Ale nie miał mnie, więc musiał zatuszować swoje działania w inny sposób. Nie wiem jeszcze w jaki- być może to na prawdę długofalowy proces.
-Ale Evana nie ma- powiedziałam cicho, przypominając sobie jego osobę. Każdy detal na twarzy, ciemne oczy grozy.
-Ale jest Lora a ich współpraca w świetle tego co już wiem... Reed. Powtarzam to ciągle, ale wszyscy jesteście...cóż, jesteśmy w niebezpieczeństwie.
-Domyślam się- powiedziałam.
-Jesteście mi potrzebne- powiedziała z mocą.- Ty, Isabel i Yvette. Możecie uratować chłopaków, ale musicie być odważne i przede wszystkim. Zaufać mi i Ryanowi.
SCARLETT POV
Pokój Reed okazał się być idealnym miejscem na spotkanie. Nie chciałam, aby chłopaki dowiedzieli się o moim planie a obgadując go w ich domu, było duże prawdopodobieństwo że tak się stanie. To był na prawdę jedyny sposób. A Reed okazała się być zdeterminowana aby pomóc chłopakom.
-Nie rozumiem, co tu robię- powiedziała Izzy.- I wy też.
Myślałam, że to Yvette będzie ciężko namówić do współpracy, tymczasem okazało się, że Whitemore może ją przebić.
-Słuchajcie, sprawa jest poważna i tylko od was zależy, jak to się potoczy. Jestem blisko rozwiązania planu Lory ale brakuje mi jednej, kluczowej rzeczy.
Ryan, który rozsadził się wygodnie na parapecie, zaczął ziewać. Zignorowałam to, nie chcąc się rozproszyć.
-Nie wiemy nic co może się przydać- zaoponowała Izzy.
-Jakiej rzeczy?- zapytała Reed, bawiąc się łańcuszkiem na szyi.
-Teczki z dokumentami w sprawie Kelsey Reinhart i ostatnich niemiłych wydarzeń dotyczących Willa.
Dziewczyny popatrzyły na siebie. Wiedziały, że nie ma jej w internetowej bazie.
-Słuchajcie, kobietki- powiedział Wood, wstając i dołączając do naszego kręgu.- Wasi faceci mają ogromny problem a wy, będąc ich dziewczynami jesteście ich słabym punktem. Wam też grozi niebezpieczeństwo, bo Lora jeśli idzie na wojnę, jeńców nie bierze.
-Nie jestem niczyją dziewczyną- rzuciła Yvette, mrużąc oczy.
Ryan przewrócił oczami, zakładając ręce na piersi.
-Wyjaśnię wam co wiem, a czego być może wy jeszcze nie wiecie- zaproponowałam, żeby objaśnić całą sytuację.- Jak wiecie, Lora Reinhart powoli zawłaszcza sobie miasto inwestycjami. Wykupiła ostatnio starą portownię, co jest bardzo taktycznym posunięciem. Lora zabiła swojego męża, moje drogie- na te słowa, dziewczyny spięły się. Nawet Reynolds, chociaż chyba nie wiele rozumiała.- Były jej potrzebne pieniądze, a jego ubezpieczenie na życie dało jej zastrzyk gotówki. Przeanalizowałam dostępne dane i kontakty. Wygląda na to, że popsucie ciężarówki to sprawa jej zdolnego synka Alana, który aktualnie tworzy grupę, która jak sądzimy- ma zastąpić Kingsów.
-Jeśli tak jest, to jak udało się jej oszukać policjantów?- Izzy jakby nie wierzyła w moje słowa.
-W grę wchodzi przekupstwo policjantów, którzy mieli małe problemy finansowe w tamtym czasie- powiedziałam, dumna ze swoich odkryć.
-To normalne w tej branży- odezwała się Yvette.- Można wszystko, jeśli masz pieniądze.
Kiwnęłam głową.
-Lora chce wykurzyć z miasta każdego, kto ma większy udział- powiedziałam- jak na razie wydawać by się mogło, że chodzi o legalne inwestycje. Jednak stara portownia to interes, który ma pozwolić rozwinąć te nielegalne.
-A największym"inwestorem" w tej branży są chłopaki- podsumowała Reed.
-Dokładnie. A przy okazji w grę wchodzi zemsta personalna.
-Za śmierć Kelsey- dodał Ryan, jakby któraś z nich nie nadążała.- Wiem z pewnego źródła- tu nieznacznie skierował swój wzrok na Reed- że na mieście pojawił się nowy towar. Nie mamy pewności, ale prawie na pewno wszystko zaczyna się w portowni.
-Tylko tych akt nie ma w bazie a poprzedzają ją duże wpłaty z zagranicznych kont Lory. To jasne, że zapłaciła za milczenie- powiedziałam.- I możemy zdobyć je tylko wchodząc do środka.
Spojrzenie Reed dało mi znać, że wie o co chcę poprosić.
-Nie damy rady- powiedziała, jakby czytając w moich myślach.- Nie umiemy się włamywać.
-To nie będzie włamanie- zaśmiałam się.- Uznajmy, że to będzie taka...wycieczka krajoznawcza.
Yvette prychnęła, Izzy się oburzyła.
-Dziewczyny, jesteście w stanie to zrobić- zapewnił Wood.- Przeanalizowaliśmy to na różne sposoby. Dacie radę.
-W słusznej sprawie- dodałam, jakby chcąc je przekonać.- Chodzi o wasze życie. O życia waszych facetów. O nas wszystkich.
-Co konkretnie sugerujesz?
Pytanie padło od Reynolds. Jej zaangażowanie, było największe, chociaż przecież najmniej miała wspólnego z tym całym bagnem.
-Jedna z was zrobi trochę zamieszania na komisariacie. Coś wymyślimy, jakiś zaginiony pies czy kot- chodzi o wywołanie chaosu i paniki, żeby trochę odwrócić uwagę pracowników. Druga musi zdobyć kartę, która odblokuje drzwi archiwum. To najtrudniejsze zadanie, ale najważniejsze. A trzecia wejdzie tam i zrobi co trzeba. Ja zadbam o sprawy technologiczne a Ryan, będzie was ubezpieczał.
Cisza jaka zapanowała, sprawiła że mój entuzjazm opadł. Dziewczyny nie były przekonane.
-Wiem, że związek z kimś kto łamie prawo to nie to samo, co popełnienie przestępstwa i jestem świadoma o co was proszę- westchnęłam- ale ja mogę zrezygnować, zaszyć się gdzieś, przeczekać. Ja sobie poradzę. Ale wy...na prawdę, Lora to niebezpieczna kobieta. Musimy zapobiec tej katastrofie.
-Czy nie możemy poinformować o tym, co odpierdala się w tutejszej policji, kogoś z wyższego stołka?- zaproponowała Izzy, która nagle pobladła.
-Nie sądzę, że mamy na to czas- zniecierpliwił się Ryan.- Chuj wie ile mamy czasu, pewnie za mało. Zanim ktoś to zbada i dotrze do szczegółów, będzie za późno. No i oczywiście nie zapominajcie, że z prawem mamy na bakier.
Kolejne minuty ciszy panowały stanowczo za długo.
-Myślę, że jeśli nie mamy wyjścia a serio nam to pomoże, to musimy spróbować- zawyrokowała DiLaurentis, siadając na łóżku.- Bądź co bądź, w tych aktach może być całe rozwiązanie.
-Przede wszystkim będę miała jasny ogląd sprawy Kelsey. To od niej się zaczęło. Wiem już, że interes, który miał załatwić Archer nigdy nie doszło do finalizacji. Co więcej, nikt taki wcześniej nie robił interesów z chłopakami- na sto procent to była ustawka po to, aby Archer myślał, że jej śmierć to jego wina. Nie wiem, jak do chuja Diego mógł to przeoczyć- zaklęłam.
To nie mieściło mi się w głowie, jak w tamtej sytuacji mógł tego nie zauważyć. Facet, tak szybko jak się pojawił, zniknął.Byłam pewna, że Evan skrupulatnie to zaplanował.
-Zauważyliśmy wzmożony kontakt Lory z zastrzeżonym numerem, na kilka dni przed tą akcją- Wood włączył się w tłumaczenia.- Podejrzewamy, że Evan wykorzystał Kelsey jak się da. Chciał poznać plany Kingsów, wykorzystując ją. Kiedy jego plan zaczął się sypać, bo ta nie była dobra informatorką, mógł zaplanować jej śmierć- to Jinetes ją zabili. Wiedział, że to uderzy w Archera a jednocześnie da pretekst jej rodzinie do zemsty, jeśli przedstawi to w taki sposób, że odpowiedzialność poniesie Archer.
-Dokładnie- zgodziłam się, widząc coraz większy szok w oczach dziewczyn.- Evan mógł się dowiedzieć o tym, że ojciec Kelsey jest ubezpieczony. Mógł namówić zrozpaczoną matkę do tego czynu. Sam był za słaby żeby podskoczyć Diego. Razem z Lorą mogli zawrzeć pakt, który miał na celu obalenie Kingsów. Evan chciał przejąć władzę, ale kiedy sam zginął o władzy zamarzyła Lora, jak widać mogła jej nie wystarczyć sama zemsta. Być może, doprowadza plan Evana do końca pod naszymi nosami a my tkwimy w miejscu, bo nie znamy jej kolejnego ruchu.
-Czy...czy poznamy go mając te dokumenty?- Słaby głos Izzy rozniósł się po pokoju.
-Tak- powiedziałam z mocą.- Dowiem się prawdy o śmierci jej córki, dotrę do wszystkich którzy mieli w tym udział, będę mieć czarno na białym jak to wyglądało. Nikt nie będzie nadstawiał karku, bo wydaje mu się, że jest winny- miałam tu na myśli kontakt Archera z Lorą. Nie miałam pojęcia jak wygląda ich współpraca, ale odkryłam, że spotykają się dość regularnie od czasu kiedy Reed wróciła do miasta.
Nie chciałam, żeby inni wiedzieli- jeszcze nie teraz ale namierzałam Archera i byłam pewna, że w jakiś sposób z nią współpracuje. Być może próbuje zapewnić bezpieczeństwo Reed, ale wiedziałam, że to pozorne bezpieczeństwo. Cokolwiek mu obiecała, nie dotrzyma tego.
-Odkryję też, co na prawdę kryje się za ostatnimi wydarzeniami. Najpewniej ma to odwrócić naszą uwagę od Lory, ale coś mi mówi, że są tam kluczowe informacje- dodałam.
Przez dłużą chwilę wszyscy milczeli. Na twarzach dziewczyn malował się strach, konsternacja i coś jeszcze, czego nie umiałam określić.
-Wchodzę w to- powiedziała Yvette.- Jeśli tak mogę pomóc.
Potem dołączyły do niej pozostałe dziewczyny. Wiedziałam, że nie były pewne, widziałam na ich twarzach obawy. Ale rozumiały, że to jedyne wyjście. Byłam za blisko, żeby odpuścić.
-Musicie wiedzieć, że kilka godzin temu na konto policji wpłynęła kolejna duża suma- powiedziałam, zostawiając najgorszą informację na koniec.- To oznacza, że znów szykuje się coś dużego i mamy tylko kilka dni, żeby dowiedzieć się co to i temu zapobiec.
Reed skrzywiła się tak, jakbym kopnęła ją w brzuch. Izzy opadła obok niej, kręcąc nieznacznie głową.
-Nie pocieszasz- Whitemore wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć.
Pamiętałam jej atak paniki i nie wiedziałam, czy jest odpowiednią osobą. Ale to musiała być ona. Nie mogłabym narazić Mederith i prosić, by wróciła do West Richmonds Falls.
-Chcę być z wami szczera, dziewczyny. Nie mamy czasu. Nie jestem w stanie nauczyć was jak macie wykonać to zadanie- powiedziałam, czując żal. Wysyłałam je w paszczę lwa.- Dużo zależy od waszego instynktu. Ale wiem jedno... jesteście sobie w stanie poradzić. Zrobię tak, aby na komisariacie było jak najmniej osób. Macie szansę.
-Co będzie jeśli się nam nie uda?- zapytała Reed.
-Za włamanie do komisariatu- Ryan skrzywił się, lekko się zaśmiewając- kilka lat.
Popatrzyły na niego morderczym wzrokiem.
Ale to było postanowione. Dziewczyny obiecały, że to zrobią. Przysięgły w tej sprawie milczenie, bo z wiadomych względów nie mogły się podzielić naszym planem z nikim. Zarówno Matt, Archer czy Mike zabiliby mnie wiedząc, że je narażam.
-Kiedy mamy to zrobić?- to pytanie padło od Yvette, która cały czas zachowywała spokój.
-Jutro- powiedziałam twardo- to musi być jutro.
-Głównie dlatego, że chłopaki będą za miastem cały dzień- dodał Ryan.- To ułatwi sprawę.
Dziewczyny nie były pocieszone.
-W porządku- odparła tylko blondynka.
Jak na siedemnastolatkę, była całkiem dojrzała.
-Nie rozumiem twojego spokoju- powiedziała do niej Izzy, która wyglądała tak, jakby zobaczyła ducha.- Możesz się nie zgodzić. Właściwie...powinnaś! Nie jesteś nawet z Michaelem, więc właściwie nie wiem czemu ci tak zależy na tym. Gdybym miała jakiś wybór, nigdy bym tego nie zrobiła.
Yvette popatrzyła na nią chłodno. Wiedziałam, że w jej głowie składają się tak dotkliwe zdania, że Izzy na pewno by się rozpadła. Nie wiedząc czemu miałam wrażenie, że te dwie wcale się nie lubią.
-Mike darował mi życie, obawiam się, że jestem mu coś winna- powiedziała prosto.- Słyszałam, że w tym biznesie niespłacone długi lubią się mścić.
Ryan Wood zaśmiał się szczerze, wyłapując jej spojrzenie. Oboje wymienili uśmiechy.
Nie wiem, czy to była jedna motywacja Reynolds ale prawda jest taka, że to w niej pokładałam największe nadzieje. To ona musiała wykraść klucz a wiedząc, że zdarzało jej się to wcześniej byłam jakby spokojniejsza.
To miało szansę się udać, choć było bardzo cholernie trudne.
======
Mam nadzieję, że nie popełniłam w tym rozdziale jakichś błędów ale dodaję to o 1 w nocy i mylą mi się nawet imiona xd
Rano to przepatrzę, ale powinno być okej.
Pozdrawiam! ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top