36.

-Aaron z wami zostanie, jasne?- Diego westchnął przeciągle, po czym rozejrzał się po salonie. 

Jego ciemne oczy spoczęły najpierw na mojej osobie, potem na Scarlett, która nawet nie podniosła wzroku znad laptopa a na końcu na Isabel, która wciąż stała przytulona do boku swojego chłopaka. 

-Macie być grzeczne- upomniał mój dawny opiekun, popijając kawę z białego kubka.

-Nie jesteśmy dziećmi- oburzyła się Witemore, łapiąc Matta w pasie i wychylając się tak, aby móc zerknąć na trzydziestoletniego mężczyznę. 
Za oknem zapadł już zmrok, kiedy z garażu wyszedł uszczęśliwiony Ryan i Will z równie rozbawioną miną. W rękach trzymał coś, co wyglądało jak paczka, tylko zapakowana na szybko. DeVitto niósł ją z taką lekkością, jakby nic nie ważyła ale zaciskał na niej mocno palce. 

-Świetnie- mruknął ciemnowłosy, widząc Wooda.- Miejmy to już za sobą. 

-Jestem za- roześmiał się, ukazując zęby. 
-Nie cieszyłbym się tak bardzo- odezwał się Hale, wzruszając ramionami.- To przez ciebie ryzykujemy, więc jeśli coś się stanie to ty poniesiesz konsekwencje. 

Chłopaki wychodzi na akcję.

Jak każda z nich, była niebezpieczna ale w tej, było coś wyjątkowo groźnego. To była część układu z Ryanem. Pomoc w załatwieniu jego spraw.
Przez chwilę o czymś rozmawiali, ale niezbyt się na tym skupiłam. Patrzyłam tylko na zielonookiego, zastanawiając się, jak bardzo będę zmuszona go zranić. Już juto będę musiała stawić czoła niejakiemu Dragonowi a to stanowczo naruszenie zasady bezpieczeństwa.  
-Gdzie Mike?- Diego nerwowo chodził w kółko. Zawsze był opanowany, ale teraz nie mógł sobie znaleźć miejsca. Zupełnie tak, jakby stawał przed najtrudniejszym zadaniem w swoim życiu. 

Jak na komendę, drzwi frontowe otworzyły się a po chwili zamknęły się z głośnym hukiem. W wejściu da salonu pojawił się ów blondyn z poważną i bezwzględną miną. Dominował swoją postawą, zasłaniając niepozorną dziewczynę, która stała za jego plecami. Odsunął się po paru sekundach, odsłaniając ją tak, że każdy mógł ją zobaczyć. Jasne włosy, zielone, spanikowane spojrzenie, szczupłe nogi obleczone w czarne legginsy i bluza w takim samym kolorze, uniemożliwiająca ocenienie jej sylwetki. Podejrzewałam jednak, że jest chuda. W ręce trzymała materiałowy plecak, dzięki czemu wyglądała jak licealistka.

-Yvette z wami zostaje- poinformował chłopak, zupełnie tak, jakby to było od dawna postanowione. Nawet jego głos był poważny i głęboki, bardziej niż zazwyczaj.

Yvette.

To ta dziewczyna widziała morderstwo. 

-Będziesz mi musiał zapłacić ekstra- zażartował Aaron

Blondynka zmieszała się jeszcze bardziej, spuszczając wzrok na panele. 

-Zamknij się- warknął oschle, rzucając mu wyzywające spojrzenie, spod przymrużonych oczu. Tyczyło się to wszystkich, którzy parsknęli śmiechem (chłopcy) oraz każdego lekkiego uśmiechu (dziewczyny). 

-Jeśli przeszkadzam, to...- odezwała się cicho, ale O'Connor uciął jej wypowiedź gestem dłoni. 

Nie było powodu, żeby była tutaj z nami, tak samo, jak nie było większego powodu, żebyśmy wszystkie spędziły ten wieczór razem. To nasi panowie uparli się, że w obecnej sytuacji, lepiej będzie jeśli ktoś będzie nad nami czuwał, a ponieważ jedna osoba nie mogła się rozdwoić, musiałyśmy stłoczyć się w jednym domu. 
-Nie przeszkadzasz- odpowiedział jej Michael, obracając się w jej stronę. 

Dziewczyna rzuciła mu oburzone spojrzenie a jej policzki się zaczerwieniły. 

-Mówiłam ci coś na ten temat- warknęła pod nosem tak cicho, że prawie jej nie usłyszałam. Isabel i Matt, którzy byli najdalej za pewnie w cale nie zrozumieli jej słów. 

-Miałaś ze mną nie dyskutować, pamiętasz?

Archer pokręcił głową, przesuwając się w moją stronę. Poczułam jego bezpiecznie ciepło i stłumiony zapach. Był wszystkim co znałam i co chciałam mieć do końca życia. 

-Wyjaśnijcie to między sobą- Marrero pokręcił głową, a jego oczy pociemniały.- Za trzy minuty wyjeżdżamy. 
To mówiąc, zniknął razem z Ryanem i Willem w garażu, zostawiając nas samych. Arron stwierdził, że jego kawa wystygła i przemknął do kuchni, najpewniej nie chcąc być świadkiem czułych pożegnań. Moja przyjaciółka bez skrępowania napominała swojego chłopaka, grożąc mu palcem, że musi na siebie uważać. Mike wyciągnął Yvette na korytarz i przez chwilę rozmawiali podniesionym głosem, ale potem ucichli i sama się zastanawiałam, czy mam rozumieć, że są razem czy to jeszcze nie ten etap. 
Jedynie Scarlett pusto wpatrywała się w miejsce, gdzie przed chwilą stał DeVitto. Jego jedynego tutaj znała a on nie raczył nawet jej pomachać czy się usmeichnąć, aby nie czuła się samotna. Wyraźny smutek na jej twarzy, sprawił że nawet ja posmutniałam. 

-Wszystko w porządku?- Mruknął zielonooki, zwracając na siebie moją uwagę. 

-Jasne- mruknęłam cicho, zadzierając lekko głowę tak, aby móc przyjrzeć się jego twarzy.- Zamyśliłam się. 
Wciąż panowała między nami rezerwa, którą wypełniały ostatnie doświadczenia i kłótnie. To powodowało, że chociaż nie rzucaliśmy w siebie obelgami, wciąż nie byliśmy pogodzeni. Jak widać, żadne z nas nie zamierzało ustąpić. 

-Słuchaj Aarona, dobra?- Założył ręce na klatkę piersiową, a jego głos ozdobiony był nutą troski.- Nie chcę, żeby ci się coś stało. 

Pokiwałam głową twierdząco. 

-Uważaj na siebie- odpowiedziałam, przełykając powoli ślinę. 

Traktowaliśmy się trochę jak stare małżeństwo, w którym miłość się wypaliła a zostało jedynie przyzwyczajenie. To było przerażające i paraliżujące. 

-Wiesz, że cię kocham prawda?- Wyszeptał cicho, zupełnie nie zwracając uwagi na to, kto może nas obserwować. 
Chciałam, żeby mnie przytulił ale jednocześnie, chciałam go odepchnąć. Chciałam poczuć jego serce bijące tuż przy moim, ale jednocześnie chciałam pozbawić go tego uczucia. Byłam wielkim paradoksem tego, co chciałam a tego co rozsądnie było zrobić. 

Wiedziałam, że jeśli złamię się zbyt wcześnie, nasza ostatnia kłótnia starci sens. Archer zapomni o tym, co mówiłam i dalej będzie żył z przekonaniem, że nie musi dbać o swoje bezpieczeństwo. Swoim oziębłym stosunkiem, chciałam sprawić, aby się zmienił i opamiętał. Chciałam go ukarać, ale jednocześnie strzelałam sobie w kolano. 

To było bezsensem samo w sobie, ale w jakiś popieprzony sposób widziałam w tym sens.

-Po prostu na siebie uważaj. 

Kiwnął głową, na znak tego że rozumie. Jego spojrzenie wwiercało dziurę w moich oczach, a w jego tęczówkach szalała burza. Jego oddech przyśpieszył a mięśnie napięły się lekko, zupełnie tak jak wtedy, kiedy się złościł. 
-Bądź grzeczna- mruknął tylko, nachylając się do mnie. Jego wargi musnęły mój policzek, wywołując przyjemny dreszcz i skurcz w żołądku.- Niegrzeczna, możesz być tylko dla mnie, skarbie. 

Odsunął się i nie patrząc na mnie po raz kolejny, wyszedł. 

Czułam się ponowie tak, jak wtedy kiedy nasza relacja dopiero się zaczynała. Jego dwuznaczne komentarze sprawiały, że przestawałam racjonalnie myśleć i wstrzymywałam oddech na każde jego wspomnienie. 

Czy zapomniałam, że tego typu człowieka, powinnam się bać?

Dopiero wtedy zauważyłam, że wszyscy inni już poszli a do towarzystwa miałam jedynie Fanning, która namiętnie stukała w klawiaturę i zielonooką blondynkę, która nie wiedziała za bardzo co ze sobą zrobić. 

-Nie chcę się wtrącać- mruknęła Scarlett, nie odrywając wzroku od swojej pracy.- Ale jesteście pokłóceni? 

-Coś w tym stylu- przyznałam bez skrępowania, siadając na brzegu sofy.- Znalazłaś coś ciekawego? 

-Kiedy pozbieram to w całość, wtedy wam powiem- westchnęła, spoglądając przelotnie na dziewczynę przyprowadzoną przez Michaela.- Chcesz mi pomóc? 

Yvette zmarszczyła czoło i o razu zapytała o co chodzi.

-Scarlett jest hakerem- wyjaśniłam krótko.

-Nie prawda- oburzyła się, wyrzucając ręce w powietrze.- Jestem mózgiem tej grupy. 

Roześmiałam się na sposób w jaki to powiedziała. Zupełnie tak, jakby szczerze w to wierzyła i jakby poczuwała się z tą rolą. 
-Nie wiedziałam, że też jesteś...no wiesz...- koleżanka naszego niepokornego Mike'a, ponownie się zmieszała. Była trochę zagubiona, ale musiałam przyznać, że była ładna. Pasowała do O'Connora a wręcz wyglądała jak jego siostra. 

-Nie jestem, nie martw się- uspokoiła ją, zapraszając do siebie.- Szukam tylko czegoś bardzo ważnego, ale trochę pogubiłam się w swoich notatkach. Pomoc mi się przyda, jeśli nie masz nic innego do roboty. 

Ryk silników przerwał rozmowę. Słyszałyśmy jak chłopaki odjeżdżają. Za chwilę zamknie się za nimi brama a potem znikną na rogu ulicy i wrócą bardzo późno. Siedziałyśmy cicho, jakby zasłuchane w te odgłosy a kiedy umilkły, ponownie wróciłyśmy do rzeczywistości. 

Może tylko moje serce było cięższe, kiedy wiedziałam, że mój chłopak znów naraża swoje życie. 

-Okej, czemu nie- Yvete powróciła do tematu i przysiadła się do niej. 
Zainteresowana brakiem Isabel, wstałam i przeszłam na korytarz, gdzie moja Izzy siedziała skulona na podłodze. Najpierw nie było w tym nic dziwnego, ale potem zauważyłam, że jej ramiona się trzęsą a twarz z jakiegoś powodu schowała w dłoniach. Łkała tak cicho, że nie potrafiłam tego usłyszeć, ale wiedziałam że tak jest. 

-Iz- zwróciłam się do niej, ale nawet nie zareagowała.- Co się stało? 

Podeszłam do niej i usiadłam bok, kładąc swoją dłoń na jej ramieniu. Nie wiedziałam co się stało i podejrzewałam, że może pokłóciła się z Crossem albo zaszło jakieś małe nieporozumienie. 

-Hej, mała- mruknęłam uspokajająco- wszystko okej? 

Zaprzeczyła, kręcąc tylko głową na boki. Pociągnęła nosem, opierając czoło o kolana i znów zaczęła płakać. 

-Co jest?- Zaczynałam się powoli bać tego, co się dzieje. W końcu nie był to częsty widok a poza tym, zaczęłam się martwić. Bardzo martwić.- Pokłóciłaś się z Mattem? 

Na dźwięk jego imienia, wybuchnęła niczym wulkan. Wydała z siebie taki odgłos, że sama się przestraszyłam a po chwili pozostałe dziewczyny, wychyliły się z salonu i z szeroko otwartymi oczyma obserwowały tę scenę.  Nie znały jej tak dobrze i miałam wrażenie, że nawet bały się podejść bliżej. 

-Izzy? Martwię się...powiedz co się stało. Proszę. 

Jeszcze przez długi moment, ciemnowłosa kręciła tylko głową i pociągała nosem, zanim zdecydowała się unieść głowę i objąć się rękami tak, jakby było jej zimno. Miała rozmazany makijaż i czerwoną od płaczu twarz a jej broda wciąż drżała. 

-To mnie...paraliżuje- wyłkała cicho. 

Po jej policzkach znów zaczęły płynąć łzy, kiedy zacisnęła powieki. 

-Co takiego?- Chwyciłam jej dłoń i mocno ścisnęłam na co odpowiedziała po paru sekundach.
Yvette i Scarlett, które zdecydowały się podejść bliżej miały pełne współczucia miny. Wymieniły między sobą spojrzenie, zupełnie tak jakby chciały się przez to porozumieć. 

-Boję się, że nie wróci. 

Isabel cała się trzęsła, kiwała się w przód i w tył obijając plecami o jasną ścianę. Jej włosy kołysały się tuż przy jej twarzy a akompaniamencie spadających, słonych łez. 

-Matt?- Domyśliłam się.- Wróci, przecież wiesz.

Starałam się mówić łagodnie i powoli i bardzo żałowałam, że nie ma z nami Mederith, która opiekowała się dziećmi na Florydzie. Miałam wrażenie, że postawiła by Whitemore na nogi szybciej niż cokolwiek na tym świecie. Zupełnie tak, jakby była już doświadczona w tych sprawach a przecież wątpliwe jest to, że kiedykolwiek była w takiej sytuacji.

-Cały czas się boję, że tym razem...tak nie będzie! 

Fanning przysiadła się obok mnie, kładąc dłonie na jej kolanach. Blondynka po jakimś czasie dosiadła się do nas, ale byłyśmy dla niej zbyt obce, aby mogła się z nami utożsamić. Obserwowała tylko to zdarzenie, dopatrując się szczegółów. 

-Kochana, nie mów tak- powiedziałam z mocą.- Przecież wiesz, jaka jest ta praca i...
-Jest bezwzględna- powiedziała z odrazą.- Nienawidzę jej! 

Scarlett wyciągnęła z podartych jeansów paczkę pomiętych chusteczek i podała jedną z nich brązowookiej. Isabel przyjęła podarunek, ale zamiast zrobić z niego użytek, szybko zmięła ją w dłoni i z wściekłością rzuciła na bok. 

-Jeśli on nie wróci- popatrzyła na mnie, a jej wzrok wyrażał to, jak bardzo cierpi.- Nie będę w stanie się pozbierać, Reed. Nie dam rady. 

Pierwszy raz widziałam moją przyjaciółkę w takim stanie. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby płakała, żeby tak bardzo coś przeżywała i tak panikowała. Być może wiele mnie ominęło i mentalnie, mogłam się tylko kopnąć w twarz.

-Wróci- wtrąciła się Scarlett.- Przecież ma do kogo, więc wróci szybciej niż ci się wydaje. 

Ale Isabel Whitemore nie zamierzała się uspokoić.
Ponownie wpadła w sidła swojej paniki i zanim się zorientowałyśmy, wpadła w taki trans, że nie mogłyśmy do niej dotrzeć. Nie reagowała na nasze słowa, uparcie próbowała złapać trochę powietrza, ale zdawało się, że ten wcale nie trafia do jej płuc. Wyglądała, jakby dusiła się własnymi łzami a po chwili, była już cała mokra. Miałam wrażenie, jakbym patrzyła na obca mi osobę a jednak była tak bliska mojemu sercu, że aż zakuło mnie na samą myśl, jak okropnie musi się teraz czuć.
-Isabel!- Wykrzyknęła Fanning, odgarniając jej mokre włosy z twarzy.- Boże, proszę cię...uspokój się.

Kiedy jej wzrok spoczął na mnie, miała bardzo mocno rozszerzone źrenice. 

-Ona ma atak paniki- odpowiedziała spokojnie Yvette, zwracając tym naszą uwagę. 

-Mam zadzwonić do szpitala?- Zapytała z przejęciem Scarlett, która sama wyglądała, jakby miała zaraz zejść z tego świata. Jej głos drżał a skóra pobladła. 

-Może trzeba ją oblać zimną wodą?- Zaproponowałam merytorycznie. 

Yvette pokręciła głową, odsuwając nas od siebie. 
-Otwórz okno w salonie i przygotuj jej miejsce, żeby mogła usiąść- zwróciła się do Scarlett a potem, chwytając dłonie spanikowanej dziewczyny, przemówiła do niej spokojnie i delikatnie, jakby robiła to całe życie.- Hej Izzy, spokojnie. Nic się nie dzieje, wszystko jest dobrze. Słyszysz mnie prawda? Wiem, że mnie słyszysz. Musisz mnie teraz posłuchać, okej...Weź głęboki wdech a potem wydech, dobra? Będzie ci lepiej, zobaczysz. Wdech...i wydech... Spokojnie, wiem że wydaje ci się to niemożliwe, ale dasz radę. Spokojnie...- poprawiła uchwyt na jej dłoniach, delikatnie zataczając koła na jej skórze.- O widzisz? Już ci wychodzi! Wdech...i wydech...Uspokój się, nie myśl, skup się tylko na mnie i na oddychaniu, dobra? To jeszcze raz...Wdech...i wydech-  dziewczyna wykonywała to oddechowe ćwiczenie, utożsamiając się z wystraszoną Whitemore.

Słyszałam jak w salonie Fanning wyjaśnia wszystko Aaronowi, który już w pierwszych minutach pilnowania nas, zawalił. No dobra...tak na prawdę nie na wiele by się nam przydał. 

-Świetnie- mruknęła zielonooka, obserwując dziewiętnastolatkę, która powoli zaczęła się uspokajać.- Skup się tylko na mnie i oddychamy razem. Głęboko i powoli. Wdech...  wydech...

Obserwowałam je, odgarniając lepkie włosy Isabel na bok. Biedna, cała się spociła a jej zapuchnięte oczy szkliły się od łez. 

Po paru minutach, Yvette uśmiechnęła się lekko. 
-Chodź...położysz się w salonie. 

Pomogłyśmy jej wstać, ale była wyczerpana. Ledwie stała na roztrzęsionych nogach i chyba do końca nie wiedziała, co się właśnie stało. 

Położyła się na łóżku, zamykając oczy i głośno oddychając.
Tam zaopiekowała się nią szatynka, która zagadywała ją o największych pierdołach. Chwyciłam się za głową, obserwując blondynkę, która znów przybrała bierną pozycję i obserwowała wszystko z boku. Była zdecydowanie bystra i opanowana. 

-Co to było?- Wyszeptałam, kręcąc głową.- Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. 
Przez chwilę myślałam, że mi nie odpowie ale po chwili podjęła inną decyzję. 

-Stach przed tym, że jej chłopak nie wróci z akcji, powoduje, że panikuje...

Ja również bałam się o Archera. Nie potrafiłam spać spokojnie, dopóki nie napisał mi, że wszystko w porządku chociaż domyślałam się, że nie o każdej akcji zostałam poinformowana. o co dziś dopadło Izzy, było okropne. 

-Wiązanie się z gangsterem, oznacza ciągłą obawę- mruknęłam cicho, opierając policzek na dłoni.- Ale Matt nie da się tak łatwo. Wróci do niej, dobrze o tym wie.

Blondynka o zielonych oczach uśmiechnęła się smutno, kiwając głową protekcjonalnie. Miała w sobie coś, co sprawiało że nagle poczułam się głupio. 

-Każdy może tak powiedzieć- westchnęła.- Czy nigdy nie zastanawiało cię to ile dziewczyn straciło swoich mężczyzn bezpowrotnie, przez Twojego chłopaka? 



======


Rozdział domęczony i sponsorowany przez dużą ilość kawy, HU i dokarmianiu przez brata cukierkami ;D

Cholera- że tak się wyrażę, doba powinna mieć 48h! Może wtedy znalazłabym na wszystko czas, ale pewnie i tak to byłoby za mało. Od dłuższego czasu chodzę niewyspana i odespać tego nie mogę, śnieg sprawia że mam ochotę płakać bo nie cierpię zimna (wiecie czym się zawsze pocieszam? że przynajmniej makijaż mi nie spływa XD)  a nauka tak mnie zdominowała, że nawet pomimo spędzania połowy dnia w książkach nic nie umiem, bo jest tego zwyczajnie za dużo! ;-; 

Jest już prawie 23.00 a ja muszę jeszcze powtórzyć słówka na jutro, umyć się, spakować, podładować telefon i posprzątać bałagan, który za sobą zostawię. 

5h snu? Challange accepted. 


POZDRAWIAM! <3

Wiem, że miały być pytania do bohaterów ale nie mam siły dziś ich zrobić a chcę dodać rozdział. Postaram się następnym razem! 


Dobranoc misie! ;*










Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top