21.

MIKE POV



Kiedy Archer wszedł do naszego domu, prowadząc Reed za rękę nie zdziwiło mnie to tak bardzo jak to, że za nimi pojawił się Ryan Wood z lekko skwaszoną miną. Patrzyłem na nich nie wiedząc co się tak na prawdę stało. 

Lincoln Ave, 15d okazało się opuszczone. Najpewniej Dean dał znać swojemu kumplowi, że o niego pytaliśmy i Ryan zdążył się zmyć, zanim pojawiliśmy się w tym domu. Szukanie Wooda, przypominało grzebanie w stogu siana, by odszukać igłę a jeśli byliśmy już blisko, okazywało się, że ta igła uciekała. Koniec końców przestaliśmy za nim biegać, chociaż osobiście czułem, że tylko on może mi pomóc. A raczej nam. 

-Co za niespodzianka- mruknąłem, przybierając postawę znudzonego całą sytuacją.
Hale spojrzał na przyczepioną do jego ramienia dziewczynę, mówiąc coś pod nosem. Czarnowłosej niezbyt się to podobało, bo zmarszczyła czoło i pokiwała głową na boki. 

-Gdzie chłopaki?- Zapytał Archer, nawet na mnie nie patrząc. Świdrował wzrokiem ciemne oczy Reed, jakby od tego zależało jego życie. 

-Mają coś do roboty- odparłem wymijająco, bo nie chciałem zdradzać szczegółów tego, gdzie podział się Will, Diego i Matt.- Wrócą za parę godzin. 

Spojrzałem na Ryana, który założył ręce na klatkę piersiową i przyglądał się wnętrzu tak, jakby było najbardziej interesującą rzeczą na tej planecie. 

-Reed, to nie jest Twoja działka, więc zaczekaj na górze- mruknął zielonooki, przeczesując włosy ręką. 
-Ale...-zaczęła.
-Bez żadnych ale- warknął. 
Patrzyłem na tę dwójkę, a kiedy DiLaurentis zorientowała się co robię, przygryzła znacznie wnętrze policzka i wycofała się o krok. 

-Jak sobie chcesz- burknęła i głośno tupiąc na schodach, zniknęła na drugim piętrze. 

Archer westchnął ciężko. Kobiety potrafiły być irytującymi istotami. Nie wiem, czy wiązanie się na stałe z jedną z nich, jest czynem głupim czy odważnym. Ja bym nie wytrzymał, bo nawet z Yvette, było mi ciężko wysiedzieć parę godzin. 
Poza tym kobiety są bardzo podatne na manipulacje. Widziałem na własne oczy, jak sprzedają wszystko co mają a także siebie, ze głupie i niczym nie poparte poczucie bezpieczeństwa oraz władzy i jeszcze głupszą atencję. A potem kończyły z kulką między oczami, porzucone w rowie lub na śmietnisku. 
-Przestaniesz łazić w tę i we tę?- Warknął Archer a ja spostrzegłem, że nasz gość rozpoczął przechadzkę po naszym salonie. 
Wstałem, nakazując mu gestem dłoni usiąść, co z ociąganiem zrobił. Powinien się cieszyć, że nie zarobił między żebra, bo zatłukłbym go na śmierć. Gdyby tylko nie był przydatną siłą, już dawno plułby krwią. 

-Dobra, szukaliście mnie i macie- wyszczerzył się głupio.- Do sedna, nie mam całego wieczoru.

Chociaż bardzo ciekawiło mnie jak to się stało, że widzę tego idiotę kilka metrów przed sobą, powstrzymałem się od zadania jakiegokolwiek pytania. Na razie nie ma na to czasu. 

-Jako jedyni z naszej grupy powstrzymujemy się od zabicia cię gołymi rękami, więc schowaj swoje ego w kieszeń bo inaczej ci pomogę i ostrzegam, że będzie bolało- odpowiedział Archer i podszedł do sofy, opierając dłonie na oparciu. 
-Wiesz, skoro jeszcze żyję, to znaczy, ze reszcie średnio wychodzi- Ryan uśmiechnął się cwanie, rozsiadając się w fotelu. Wbijał dziwny rytm o ciemne obicie, zupełnie tak jakby słyszał jakąś muzykę. 

Miałem mu ochotę przywalić, tak dla czystej satysfakcji. 

-Zasłużyłeś na to, żeby zginać w męczarniach- stwierdziłem, posyłając mu mordercze spojrzenie. 
-Nie jesteście lepsi ode mnie- stwierdził, wzruszając lekko ramionami.- Do sedna chłopaki, nie mam czasu.
-Nie robisz nam łaski, że tu siedzisz- prychnął Archer.

-Jasne- stwierdził.- Ale potrzebujecie mnie, prawda?

Hale zacisnął pięści na oparciu sofy. Ryan był irytującym dzieciakiem, który myślał, że jest niezniszczalny. 

-Ty nas też, prawda?- Zapytał, na co zmrużyłem lekko oczy. 

Przez chwilę panowała cisza, w której próbowałem wszystko zebrać w całość.
-Co proponujecie?- Wood pochylił się lekko w przód, splatając palce u dłoni. 

-Zniszczyłeś nasz magazyn- stwierdził Hale.- Dorobek połowy naszej działalności i jeśli myślisz, że ujdzie ci to na sucho, jesteś w błędzie. 

-To był taki...-zaśmiał się krótko.- Nowy Rok w wakacje. Nie cieszycie się?

Warknąłem wściekły, wyobrażając sobie jak mózg Ryana spływa po ścianie. Matko Święta, ale on mnie wkurwiał. 

-Towaru nie odzyskamy, a to znaczy, że jesteśmy w plecy ładną sumę pieniędzy, ale na szczęście masz coś, co się nam przyda- odpowiedział Archer z pełną powagą. Nim też targała złość, miał to wręcz wypisane na twarzy. 
-Jeśli chcecie handlować moimi narządami, muszę was ostrzec, że mam tylko jedną nerkę- roześmiał się, jakby było to coś śmiesznego. 

-Chodzi o broń- mruknąłem.- Umiesz robić dobre ładunki wybuchowe, więc teraz pracujesz dla nas. 

Ryan popatrzył na mnie jak na wariata.

-Woha!- Krzyknął.- Jeszcze się nie zgodziłem i szczerze powiem, wasza propozycja jak na razie mnie nie kręci. 

-Nie przyjmujemy odmowy- odpowiedziałem.
-Nie lubię, kiedy się mną rządzi- prychnął.
Do naszych uszu doszedł dźwięk odbezpieczanego pistoletu. Archer celował prosto w pierś Wooda i z dzikim uśmieszkiem powiedział:

-To nie podlega dyskusji. 

Ryan spiął się lekko. Chyba nie spodziewał się tego, tak samo zresztą jak ja. Nie miałem przy sobie żadnej broni, bo we własnych czterech ścianach, nie potrzebowałem jej za paskiem, ale spodziewałem się, że Ryan również wyciągnie swój pistolet i zdecydowanie nie zrobi się wtedy ciekawie. 

-Myślę, że sprawiedliwie będzie, jeśli w zamian za to, pomożemy ci z twoim problem sprzed pół godziny- kontynuował.- O ile zechcesz nam powiedzieć całą prawdę. 

Nie wiedziałem o co chodzi, ale z chęcią bym się dowiedział. Zaciekawiony spojrzałem na niego.

-Mówiłem już- mruknął.- Wysadziłem parę wozów w Lafayette jednym gościom i się wkurzyli. Tyle.

Szybka kalkulacja wystarczyła, żeby stwierdzić że grupa z którą zadarł, dużo się natrudziła, żeby dotrzeć tutaj za nim. 
-Chodzi tylko o to?- Zapytałem.
-Nooo...-westchnął.- Możliwe że przypadkiem zaliczyłem parę razy córkę ich szefa. 

Zaśmiałem się, szczerze rozbawiony.

-Przypadkiem?- Dopytałem.- Przypadkiem wpadłeś chujem, akurat w tę jedną dziurę, parę razy? 

Ryan wzruszył ramionami w geście rozbawienia. 

-Możliwe. 

Archer pokręcił głową.

-Kim są? 
-To tamtejsza wpływowa banda, z którą się nie zadziera.
-A jednak zadarłeś- zauważyłem.
-Nie zapłacili mi za robotę, wartą parę tysięcy, więc to oni zadarli ze mną. 

Nie wiem, czy pakowanie się w środek tej głupiej potyczki, było dobrym rozwiązaniem. Nawet za taką cenę, było to...bardzo ryzykowne. 

-Konkrety!- Zażądał Archer.
-Nie wiem nic więcej!- Warknął, wstając.- Nie zapoznaję się z życiorysami tych, którzy płacą mi za robotę!

-Ale oni ci nie zapłacili- zauważyłem kpiąco.

-Więc pozbyli się paru samochodów i dziewictwa uroczej blondyneczki, logiczne- wyrzucił ręce w górę w geście zdenerwowania. 

-Dobra, trzeba będzie pogadać z Diego i dowiedzieć się o nich więcej- mruknął Archer.- Ale lepiej bierz się powoli do roboty, Wood.

Chłopak spojrzał z powątpiewaniem najpierw na mnie, a potem na zielonookiego. Przez chwilę milczał, ale w końcu pokiwał lekko głową.

-Dobra, niech będzie współpraca, ale potrzebuję miejsca do pracy. 

-Przecież masz swoje mieszkanie- zauważyłem.
-Potrzebuję czegoś większego- mruknął.
-Coś się znajdzie- odpowiedziałem. 

-Macie jakiś wolny pokój, prawda? 

Pokój Cartera.

-Nie- warknąłem. 
-Coś znajdziecie- stwierdził.- Muszę mieć was na oku, żeby mieć pewność, że mnie nie wyrolujecie. Powiedzmy, że będziecie mogli patrzyć mi na ręce. 

Pokręciłem głową z niedowierzaniem. 

-Umowa to umowa- odpowiedział Archer.- Przyjdź tu jutro wieczorem. 

Poszło nad wyraz szybko i łatwo. O dziwo. 

-Pozdrów swoją dziewczynkę, Archer- powiedział na odchodnym.- Podziękuj jej za współpracę ze mną.
Po czym wyszedł w ciemną noc, zostawiając zielonookiego ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. Wyszedłem za Ryanem, zostawiając przyjaciela z tym problemem. Dopadłem Wooda przy bramce i chwytając za ubranie, powaliłem na ziemię, czego się nie spodziewał. Wydał z siebie zduszony okrzyk. 
-Co wiesz na temat planów Lory Reinhart?- Warknąłem, mocniej naciskając butem na jego klatkę piersiową. 



=======


Obiecałam sobie, że dodam ostatni rozdział zanim będę mieć urodziny :D
Następny napisze dla Was pełnoletnia czarodziejka ;3 

Do następnego! <3 




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top