20.

Obiłam boleśnie plecami o drewnianą budkę, z której wciąż dolatywał słodko-mdły zapach karmelu. Pisnęłam cicho, wciągając do płuc ten zapach zmieszany z ostrymi perfumami Archera i ulotnym dymem papierosowym. Jego ciało naparło na moje, chroniąc przed kulami i dalszym atakiem. Jak w zwolnionym tempie widziałam moment w którym podbiega do mnie i usuwa nas z linii ostrzału.  

-Co tu się dzieje!?- Krzyknęłam, chociaż wiedziałam, że usłyszałby mnie nawet wtedy, kiedy powiedziałabym to normalnie. 

Wystraszeni ludzie podnieśli krzyk, pędząc i uciekając we wszystkie strony. Kałuża krwi obok białego misia, rozrosła się a mężczyzna, który dostał kulą w nogę, przyciskał dłonie do rany, wykrzywiając twarz w grymasie bólu. Widziałam każdą setną sekundę tego, jak oberwał i jak bardzo cierpiał.
-Nie mam pojęcia- odpowiada chłopak, zerkając przez ramię na rannego.- Spadamy stąd, Reed.
Padły kolejne strzały, tym razem gdzieś bliżej. Wręcz tak, jakby bandyta stał nad naszymi głowami. Zerknęłam w górę, ale nie widziałam nic poza jasnymi punktami gwiazd. 
Archer pociągnął mnie za sobą, ciągnąc w stronę innych budynków. 
-Schyl się!-Rozkazał, kiedy odwróciłam się w stronę rannego.
-Nie możemy go tak zostawić!- Zaprotestowałam ignorując włosy, które wpadały do moich ust, rozwiane letnim wiatrem. 

-Nic mu nie będzie!- Odkrzykuje chłopak, ponieważ zrobił się taki harmider, że ledwo słyszałam swój głos.- Nie pomożesz mu, jeśli będziesz ranna!

-Ale...-zaczynam, jednak nie kończę, bo kolejny wystrzał przeszywa mrok.

Z przeciwległego końca wesołego miasteczka padają strzały na które odpowiada ktoś za nami, jednak nikogo nie widzę. 
-Kurwa mać!- Archer klnie pod nosem, łapiąc moją dłoń.- Musimy stąd uciekać!

Nie czekając na moją reakcję zaczyna biec. Mocno ściska mój nadgarstek a ja staram się dotrzymać mu kroku. 

Upadam na kolana, kiedy zatrzymujemy się i zielonooki zmusza mnie do pochylenia się. Kolejny raz zasłania mnie swoim ciałem a strzały padają coraz częściej. To jak w okropnym filmie w którym znajdujesz się w nieodpowiednim miejscu i czasie. 

Chwytam materiał czarnej bluzy chłopaka i opieram czoło o jego ramię, trzęsąc się ze strachu. Zatykam uszy rękoma a kiedy Hale odchyla się lekko, jego dłonie chwytają moje policzki. Patrzy na mnie uważnie, lustrując wzrokiem twarz, do której przylepiły się ciemne kosmyki moich krótkich włosów.

-Nie wiem co się tu dzieje, ale wyjdziemy z tego, okay?- Jego usta drgają w lekkim, pokrzepiającym uśmiechu.- Będzie dobrze.

Kiwam głową na znak, że rozumiem i bardzo chcę wierzyć w jego słowa. 
Ale widzę, że nawet on jest zdezorientowany. Strzały padają regularnie, nawet wtedy kiedy z oddali słychać wycie syren. Biegniemy przed siebie, w stronę parkingu gdzie stoi samochód. Przed nami, zupełnie nagle wyrasta postawny mężczyzna z bronią palną w ręku. Mruży oczy, obserwując najpierw mnie a potem Archera u mego boku. Wciągam gwałtownie powietrze, kiedy chłopak zasłania mnie własnym ciałem i rozciągając lekko ręce sprawia, że nie jestem aż tak widoczna. Nie wygląda na to, żeby się znali ale już widzę, że za sobą nie przepadają. 

-Archer Hale?- Głos mężczyzny przepełnia moje uszy.

Zielonooki spina się na jego słowa i przechyla lekko głowę. Katem oka dostrzegam, jak jego lewa dłoń porusza się powoli do tyłu. Obserwuję jak zgrabnie wyciąga pistolet i układając się w odpowiedniej pozycji, celuje do faceta tak samo jak on do nas.

Serce podchodzi mi do gardła, dudniąc jak opętane a krew szumi w uszach tak wyraźnie, jakbym przyłożyła do niej muszlę. 

-A-Archer?- Zaczynam słabo, zniżając głos do szeptu. 

-Nie sądziłem, że cię tutaj zobaczę- kontynuuje gardłowym śmiechem mężczyzna, wlepiając swój wzrok w naszą dwójkę.
Jego aparycja sprawia, że zaczynam czuć oddech strachu na moim karku. Chociaż wszędzie jest głośno, nie słyszę nic. Czuję się jakbyśmy byli sami, wśród zastraszającej, głuchej ciszy. 
-To nie jest miejsce, w którym spodziewałbym się spotkać największego dupka West Richmond Falls- dodaje po chwili, poprawiając dłoń na zimnej broni.

Przełykam głośno ślinę.
-I kto to mówi- odpowiada Archer z lekką nutą irytacji i pewności siebie. 

Oblizuję spierzchnięte usta, łapiąc w płuca tyle powietrza ile się da. Jakby na zapas. 

-Nie jesteś tutaj sam, prawda?- Pyta.- No tak, masz ze sobą...jak ci na imię, skarbie? 

Mrużę oczy, słysząc ten zwrot i kładę rękę na plecach zielonookiego. Mężczyzna świdruje mnie spojrzeniem ciemnych oczu, sprawiając że zniżam wzrok. 

-Gówno cię to obchodzi- odparowuje Archer.- Po co tu przyszedłeś? 

Więc jednak się znają? 

-Interesy- uśmiechnął się, potrząsając pistoletem.- Trochę mi zawadzasz, wiesz? 

-Ty nam, również- odpowiada lodowatym tonem.

Ta wymiana zdań robi się coraz bardziej straszna. Widzę jak facet przed nami, przygotowuje się do oddania strzału, ale ktoś go wyprzedza. Jego wielkie ciało pada sekundę po wystrzale i uderza o brudną ziemię z impetem. Widzę krew, która rozlewa się wokół niego i wydaje z siebie cichy pisk. 
-Zastrzeliłeś go!- Krzyczę w nerwach, chociaż jestem mu wdzięczna za to, że ten typ nas nie skrzywdzi.
-To nie ja strzelałem!- Warczy Archer rozglądając się na wszystkie strony. Unosi broń w różne miejsca, jakby spodziewał się kolejnych strzałów, tym razem przeznaczonych dla naszej dwójki. 
Pomiędzy konikami na karuzeli, dostrzegam cień. Coś porusza się nieznacznie, aż w końcu czmycha do pobliskiej budki, jednak wciąż jest na widoku. Zielonooki również to dostrzega i pokazuje mi, abym szła za nim. Zbliżamy się powoli do celu, a obiekt naszego zainteresowania wcale nie ucieka.
-Wyłaź stamtąd!- Rozkazuje twardo Hale, celując w postać w ciemnym ubraniu.- Wyłaź jeśli chcesz jeszcze żyć. 

Tak oto, po paru sekundach naszym oczom ukazuje się...Ryan Wood. 

-Ja pierdole- Archer przeklina po raz kolejny, widząc z kim mamy do czynienia. 

Ciemnowłosy wzrusza lekko ramionami i przylega do ściany, żeby usunąć się z pola widzenia innym.

-Nie ma za co- odpowiada lekko, jakby to cokolwiek wyjaśniło.- John nigdy nie należał do przyjemnych osób, nawet się cieszę, że mogłem go zabić.

-Co ty tu kurwa robisz?!

Moje spojrzenia przecina się ze spojrzeniem chłopaczka. Jestem w szoku, że się tutaj pojawił. Archer wspominał, że są na jego tropie i zyskali adres jego kryjówki, ale ponoć na niewiele się to zdało. Teraz stoi tutaj, żywy i prawdziwy i nawet nie próbuje uciekać. O co tutaj chodzi?

-Ratuję wam tyłki- odpowiada.- Jonh nie lubił kiedy ktoś mu przeszkadzał. Jeszcze parę chwil tej rozmowy a moglibyście wąchać kwiatki od spodu, moi drodzy.

Ryan uśmiecha się szelmowsko i kucając, nakazuje zrobić nam to samo. Archer popycha mnie w kierunku otworu przypominającego drzwi. Obydwoje przyciskamy barki do ścianki, jednak to on znajduje się przy wejściu. Obserwuje teren, ale strzały padają gdzieś dalej. 

-Znałeś tego typa?- Pyta Archer. 

-Yup- Wood potrząsa bronią, co sprawia że jeszcze bardziej kulę się w sobie i ściskając bluzę Archera, staram się uspokoić.

-Wyjaśnij mi do kurwy nędzy o co tutaj chodzi!

Powietrze przeszywa głuchy strzał, oddany z broni Wooda a po chwili, słuchać jak ktoś upada z impetem, sprawiając że coś drewnianego rozpada się w drobny mak. 

-Starzy znajomi- zaśmiał się.

-Bawi cię to, kurwa?- Archer mierzy go spojrzeniem i resztą wolnej woli powstrzymuje się przed skręceniem mu karku. 

-Tylko troszkę- odpowiada, mrugając.- Nie przedstawisz mnie koleżance?

Teraz znów patrzy na mnie a ja czuję jak się czerwienię. Do środka wlewa się lekkie światło z pobliskich maszyn, więc nie mogą tego widzieć ale i tak staram się zakryć. 

-Nie- syknął zielonooki.- Nie wiem w jaki bajzel się wpakowałeś i chuja mnie to obchodzi, ale mam zamiar wydostać się stąd zanim zjedzie się policja. 

Wycie syren nagle stało się głośniejsze a strzelanina, wcale nie ustępowała. Jedna z kul w tym samym czasie wylądowała w wielkim baniaku z pomarańczowym sokiem, tuż obok nas. Ciesz rozlała się na wszystkie strony, ochlapując nas. Krzyknęłam, kiedy poczułam słodki smak w ustach. 
-Jasna cholera- mruknął Ryan. 

Wychylił się przez okienko, na oślep strzelając w przypadkowe miejsca. 

Druga kula przeszyła kolejny zbiornik, tym razem z sokiem o kolorze zielonym. Pisnęłam, czując ciecz rozlewającą się po moich spodniach i wdzierającą się wilgoć do butów. Chociaż Archer starał się mnie okryć własnym ciałem, nic nie pomagało.

Został jeszcze jeden zbiornik i nasze głowy. 

-Co za sukinsyny- żachnął się zielonooki i tym razem to on, zaczął celować przez okno. Dołączył do niego ciemnowłosy, zagłuszając każde moje myśli wystrzałem.

-Na podłodze, jest pełno szkła!- Usłyszałam głos swojego faceta.- Uważaj!

Pokiwałam głową, ostrożnie poruszając stopami. Czułam pod trampkami chrzęst rozbitych baniek, wyobrażając sobie jak wbijają się w moje ręce. Automatycznie się skrzywiłam, przytulając dłonie do klatki piersiowej. 

Wymiana ognia ucichła. 

-Spadamy stąd- warknął Archer, podnosząc mnie jednym ruchem.- A ty- zwrócił się do Ryana- będziesz mieć przejebane, więc albo idziesz ze mną, albo wpakuję ci kulkę prosto w twój głupi łeb.

Wood nie protestował, ale tylko ja wiedziałam, że być może o to mu własnie chodziło. Żeby pójść za nami. 

To on chciał zaufania względem Kingsów i to ja miałam mu to zapewnić. Może zorientował się, że spieprzyłam swoją robotę i działa teraz na swój rachunek. Jednak co z Lorą Reinhart? Czy to przypadek, że akurat teraz ją spotkaliśmy? 

Pierwsza nasza wspólna randka i w dodatku z takim finałem!

Po drodze mijaliśmy prawdziwe pobojowisko. Porozrzucane w biegu resztki jedzenia, kwiaty, zabawki a także torebki. Poprzewracane kosze, ławki i ozdoby napawały grozą a ściany wielu budyneczków poprzeszywane były kulami. Na parking dobiegliśmy w samą porę. Pod wesołe miasteczko zjechały się radiowozy. Kiedy wjechaliśmy na główną drogę, odetchnęłam z ulgą. Dopiero po chwili zorientowałam się, że za nami siedzi Ryan. Wtedy znowu ścisnęło mnie za serce, ale zamiast tego zerknęłam na niego w bocznym lusterku. Rozmasowywał obolały bark, bo w drodze musieliśmy unikać kul.

-Kto tym razem wisi ci na ogonie, Wood?- Syknął Archer, zerkając przelotnie na chłopaka z tyłu. 

-Starzy znajomi- powtórzył od nie chcenia, zupełnie tak jakby to nie było nic ważnego.

-Konkrety kretynie, albo rozwalę ci resztki mózgu o asfalt.

Nawet ja wzdrygnęłam się na ten władczy ton. Oczy Archera pociemniały a szczęka mocno się zacisnęła. Wyglądał groźnie i praktycznie go nie poznawałam.

-Cóż...-westchnął.- To złożona historia...
-Bez wykrętów- ostrzegł.- Kogo szukali?

Przez chwilę w samochodzie panowała głucha cisza a jedynym dźwiękiem był warkot silnika. 
-Mnie- odpowiedział Wood.- Po prstu nigdy nie przebierają w środkach. 

-Znał moje dane- poinformował.- Skąd?

-Jesteś trochę znany, czy nie o to chodziło?- Odparł z grymasem na twarzy.

Archer uśmiechnął się lekko, jakby to mu pochlebiało.
-Kto to był?

-Znajomi z Lafayette*- mruknął.- Powiedzmy, że trochę ich przechytrzyłem i się wkurzyli.
-Wohaaa!- Krzyknął Archer.- Skoro chciało im się lecieć przez pół kraju tylko po to, żeby cię dobić jesteś im winien grube tysiące. 

-Milion-odpowiedział.

Archer gwałtownie zahamował, zszokowany jego wyznaniem. Sześc zer, poprzedza tylko jedna jedynka. Matko Święta...tyle pieniędzy!

-Pojebało cię!?- Hale wkurzył się nie na żarty. 

Ryan tylko wzruszył ramionami, uśmiechając się krzywo. 

-Wyrobili mnie na parę tysięcy, więc w zamian za to wybuchły ich sportowe wózki, więc cóż...tak jakby jakiś milion wyleciał w powietrze. Nie lubię, kiedy ktoś mnie oszukuje. 

Oblizałam spierzchnięte usta, uświadamiając sobie, że stoimy przed zielonym światłem a mimo to nie ruszamy. 

-Jesteś głupszy, niż można było się spodziewać- pokręcił głową.

-Gram według własnych zasad, nie prosiłem cię nawet o podwózkę- zmrużył oczy.- Tak nawiasem mówiąc, Dean skarżył się na ciebie i Mike'a. Ponoć nachodzicie go w klubie. 

Zerknęłam na Ryana. Co to znaczy, że mój facet kogoś nachodzi i kim jest wspomniany Dean? 
-Podwózkę masz w pakiecie, cwelu- warknął, ruszając na powrót.- Szukamy cię od pieprzonych dwóch tygodni ale jak widać, twoja głupota i zdolność pakowania się w kłopoty przewyższają nasze zdolności. Teraz, jak cię już mam...nie wypuszczę cię tak łatwo.

Wood roześmiał się, ale kiedy zobaczył, że chłopak nie żartuje spoważniał. 

-Wiesz, że mogę zabić ciebie i tą tutaj?- Wskazał ruchem głowy na mnie a moje serce przyśpieszyło niebezpiecznie. 

-Nienaładowanym pistoletem?- Zaśmiał się.- Powodzenia.
Ryan zrobił dziwną minę i po chwili wyciągnął pistolet. Archer jednak nic sobie z tego nie robił, bo po pociągnięciu za spust okazało się, że faktycznie brakuje mu amunicji.

-Co do...-żachnął się Ryan, próbując po raz kolejny wystrzelić. 

-Może potrafisz robić niezłe ładunki, ale to ja zawsze byłem ten szybszy i sprytniejszy- zaśmiał się.- Mam dla Ciebie propozycję Ryan i nie masz prawa mi odmówić. 

-Jaka to propozycja?- Zapytał z powątpiewaniem, ale rzucił w moja stronę jedno spojrzenie, które zrozumiałam. 

Myślał, że mi się udało gdy w rzeczywistości...kompletnie nie wiedziałam o co chodzi. 

-Dowiesz się na miejscu. 

Jechaliśmy w stronę domu chłopaków w absolutnej ciszy. Moje mokre włosy i ubrania, zdążyły już przeschnąć ale wciąż lepiły się od słodkich napojów. 

Ta noc będzie jednak dużo dłuższa, niż myślałam...



* Lafayette- miasto w stanie Luizjana w USA


=======


TA DAAAM!

Aż się przeraziłam, czytając poprzednie komentarze xd Serio? Czy postrzał Reed albo Archera nie byłby...zbyt do przewidzenia? xdd Lubię Was po prostu straszyć ;3 


Okay, więc tam na górze macie kogoś, kto w teorii jest naszym Mattem :D Dla tych, którzy nie znają tego Pana, to Liam Hemsworth ;) 

Nie wiem kto mi jeszcze został do przedstawienia ale gorzej, bo na niektórych nie mam jeszcze pomysłu xdd Taki Mike np... ;-;

Cóż, ponieważ na wyjeździe zdarzył mi się mały wypadek, jak na razie muszę oszczędzać nogę bo jest trochę...poturbowana xd Moje mięśnie w stopie doznały niezłego szoku i muszę odpoczywać, żeby na swojej osiemnastce nie siedzieć za stołem . W związku z czym rozdziały będą się szybciej pisać, bo cały czas leżę (albo siedzę) xdd Jednak nie zawsze piszę, bo jednak nie zawsze mam wenę w związku z czym oglądam filmy. 

Moje pytanie: 

Znacie fajne filmy? Bo moja lista powoli się kończy :(
Głównie interesuje mnie fantastyka i komedie, ale mogą być tez dramaty ^^ 


POZDRAWIAM! <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top