13.

Najpierw mała informacja:
Jeden z czytelników, parokrotnie zwracał mi uwagę na to, że bohaterowie zachowują się jak dorośli, podczas kiedy nie osiągnęli pełnoletności, ponieważ akacja dzieje się w Ameryce. Najpierw pomyślałam, że faktycznie zrąbałam i porzuciłam zasadę zgodności miejsca i obowiązującego prawa. Ale nie byłabym sobą gdybym tego nie sprawdziła! :D

Otóż, okazuje się...że teoretycznie nie złamałam tej zasady. A dlaczego?
Kiedy mama Reed mówi, że jej córka jest dorosła ma rację. Większość bohaterów osiągnęła bowiem odpowiedni wiek, żeby nosić miano dorosłej osoby- mogą mieszkać sami, odpowiadają za siebie, mogą brać ślub, kupić broń i podejmować różne wiążące decyzje prawne (dla przypomnienia w tej części Reed, Matt, Izzy mają już dziewiętnaście lat; Archer i Will dwadzieścia, Mike dwadzieścia dwa; Diego dwadzieścia trzy; Aaron ma trzydziestkę na karku a nowa postać którą jest Yvette będzie mieć osiemnastkę w sierpniu).

Generalnie większość bohaterów ma takie same prawa jak my, kiedy wybija nam to "cudowne" 18 poza jednym...nie mogą kupićalkoholu (chyba, że mają szczęście i nikt ich nie sprawdzi, ale raczej tę zasadę sklepy respektują). Oczywiście każdy stan ma swoje prawa i istnieją wyjątki np. można spożywać alkohol wcześniej (np od 16 roku życia) pod nadzorem członka rodziny, w ramach praktyk religijnych itp. To już szczegóły ;)
To, że bohaterowie pili alkohol nie mając nawet osiemnastu lat jest w tym świecie normalne (niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nie zna kogoś, kto wypił alkohol przed osiemnastką :D) ale nigdy jednak, żaden z bohaterów nie kupił piwa czy innego trunku przed magicznym wiekiem dwudziestu jeden lat, ponieważ nie miał do tego prawa i próbowanie czegoś takiego, kończyłoby się fiaskiem.
W skrócie, w Ameryce prawo jazdy można robić od 16 roku życia, dorosłość osiągasz w wieku osiemnastu lat natomiast pełnoletność ( posiadanie wszystkich praw, jakie nie przysługują małoletnim) w wieku dwudziestu jeden lat. Coś za coś ;)

Prawdopodobnie są osoby, które już o tym wiedziały ale to tak dla wyjaśnienia... ;)

Enjoy! <3

=====

PS. Mogą wystąpić pikantne sceny ;)



Odkładam książkę na stoliczek nocny, słysząc kroki na korytarzu. Marszczę czoło, słysząc lekkie pukanie po czym zza drzwi wychyla się moja mama. Jej blond włosy spadają falami na ramiona a lekki makijaż, podkreśla kolor jej oczu. Ma na sobie dopasowaną, granatową sukienkę i złotą biżuterię, pasującą do jej karnacji. Uśmiecham się lekko, kiedy zauważam też szpilki. To znaczy, że szykuje się poważna impreza.

-Reed, wychodzimy na bankiet firmowy- informuje.- Wrócimy późno, więc nie musisz czekać.
-Jasne- kiwam głową.- Bawcie się dobrze!

-Daj spokój- przewraca oczami.- Wszędzie będą rozmawiać o interesach, wszyscy będą sztywni i jeszcze ta okropna muzyka.

Zaśmiałam się dźwięcznie, siadając po turecku na pościeli. W tej kwestii byłyśmy zgodne- wystawne uroczystości, nie były dla nas. Wolałyśmy pokazać się w luźnych jensach albo wygodnych butach, niż sztucznie uśmiechać się do wszystkich.

-Świetnie wyglądasz, mamo- komplementuję ją.- Będziesz gwiazdą wieczoru.
-Chyba taką spadającą- mruga do mnie z uśmiechem.- No dobra, na nas pora. W lodówce zostawiłam ci trochę makaronu z sosem, więc zjedz coś jeszcze przed spaniem. Za dwa dni masz wizytę u lekarza, pamiętasz?
-Pamiętam- wzdycham.- A w piątek widzę się z ojcem.

-Okej- mówi.- Nie siedź za długo!
-Mamo- jęczę.- Nie jestem już dzieckiem.
-Niemożliwe- wzdycha teatralnie.- Nie zauważyłam!

Ha ha ha. Bardzo śmieszne, mamuś.
-To szkoda- prycham, podpierając łokieć na kolanie i układam podbródek na zwiniętej pięści.
-I bądź grzeczna- upomina.

-Mamoooo- przeciągam ostatnią literkę w akompaniamencie jej pożegnania.- Nie jestem dzieckiem.

Kiedy zamyka drzwi, opadam miękko na poduszki i chwytam telefon. Zostałam sama w tym dużym domu i cóż...mam szczerą nadzieję, że to się zmieni.

Wyciągam telefon i szybko wystukuję parę słów, które kieruję do Archera.

Ja: Rodzice wyszli. Nie chcę być tu sama, co ty na to?
Po jakichś dwóch minutach, otrzymuję odpowiedź, która jest całkowicie w jego stylu.
Archer <3: Czy ty mi coś proponujesz, kochanie?

Mogłam wyobrazić sobie ten zawadiacki uśmieszek, błysk i oku i figlarne spojrzenie.
Ja: Bez podtekstów, bo nie otworzę ci drzwi :P


Archer: Dobrze że nosze swoje klucze ;F

Po sposobie w jaki to napisał, mogłam jedynie sugerować, że pisał to bardzo szybko i nieostrożnie. Zaśmiałam się w duchu i podążyłam do łazienki. Opłukałam twarz zimną wodą, po czym z nabożnością wytuszowałam rzęsy, co ładnie podkreśliło moje oczy. Mascara zawsze musiała być pod ręką. Przeżyłabym bez podkładu, kredki czy pudru byleby tylko móc używać tej niepozornej szczoteczki z czarnym tuszem. Z nudów, układam kosmetyki, które w ostatnim czasie rozrzucone były chaotycznie po pomieszczeniu. Dopiero kiedy słyszę krzątaninę na dole, wychodzę ze swojej małej kryjówki i zbiegam z połowy schodów. Przystaję, obserwując pomieszczenie, gdzie widzę jak Archer ściąga skórzaną kurtkę i niedbale rzuca ją na komodę.

-Tęskniłaś?- Pyta, używając przy tym niskiej chrypki, która sprawia że zaczynam się denerwować a mój żołądek lekko się skręca.
-Może- silę się na obojętny ton i wzruszam ramionami.- Prawie się nie widzieliśmy ostatnio.

Chłopak z westchnięciem przechodzi przez korytarz i stawia stopy na pierwszym ze schodków, opierając dłonie na bokach.
-Czyli tęskniłaś?- Na jego usta wkrada się ten zawadiacki uśmieszek.

-Przez tydzień mnie olewałeś.- Informuję, kładąc dłoń na drewnianej poręczy.

-Nie- kręci głową.- Po prostu nie miałem tyle czasu, ile chciałbym ci poświęcić.

Poważnieje, obserwując mnie bacznie. Jego zielone oczy wwiercają dziurę w moich brązowych, sprawiając że unoszę dumnie głowę.

-A teraz, kiedy nie ma nikogo w domu masz czas?

Zastanawiam się, czy gdybym była tu z mama i Adamem przyjechałby równie szybko i chętnie jak teraz. Wiem, że za nimi nie przepada ale mógłby zachowywać się dojrzale.

-Może- mówi chłodno.

Nie chciałam kłótni, bo przecież rozumiem, że Ryan jest kwestią pierwszorzędną ale do cholery! Przez tydzień wymieniliśmy tylko parę smsów i zaliczyliśmy dwie krótkie rozmowy telefoniczne. Nasz kontakt był o niebo lepszy, kiedy byłam w Nowym Yorku a teraz, kiedy jesteśmy w tym samym mieście czuję się, jakby dzieliły nas miliony kilometrów.

-W takim razie, teraz ja nie mam czasu. Wybacz- uśmiecham się sztucznie i chociaż nie chcę, odwracam się.- Może pora znaleźć sobie kogoś, kto ma więcej czasu- dodaję, wiedząc że to uderzy w jego słaby punkt.

Kieruję się do swojego pokoju. Pewnie zamknęłabym się w nim i poszła spać, gdyby nie silna męska ręka, która odwraca mnie nagle i przypiera do ściany. Hale nachyla się ku mnie, sprawiając że czuję się jak w pułapce, uwięziona pomiędzy jego ciałem a zimną ścianą. Czuję jego baczne spojrzenie, ciepły oddech i oszałamiający zapach. Jego napięte mięśnie i wzrok, który jednocześnie jest zimny i gorący nie wróżą nic dobrego.

Chyba przesadziłam.

Archer wpija się gwałtownie w moje usta, pozbawiając tchu. Miażdży swoimi ustami moje, przygniata swoją klatką piersiową i chwyta moje policzki tak, jakby były ostatnią deską ratunku. Nie potrafię się nawet ruszyć! Moje ręce bezwładnie wiszą wzdłuż ciała a wargi, nie nadążają za jego ruchami. Staram się nabrać więcej powietrza w płuca, kiedy przygryza moją dolną wargę i ciągnie ją w namiętny sposób. Po chwili zakładam nieśmiało ręce na jego barki i wtedy robi coś, czego bym się nie spodziewała. Chwyta w swoje ciepłe dłonie moje i przenosi je nad moją głowę nie zwalniając tempa pocałunku. Przygwoździwszy je do ściany, trzymając jedną ręką tak, by drugą położyć swobodnie na moim boku. Moja klatka piersiowa zaczęła poruszać się coraz szybciej, kiedy jego pocałunki zaczęły zachodzić na szczękę. Wyznaczał ścieżkę z gorących pocałunków, powodując przyjemne uczucie, które zaczynało się w podbrzuszu i rozchodziło wzdłuż ciała. Archer na przemian ssał, lizał i przygryzał moją skórę, sprawiając że jęknęłam kiedy natrafił na ten jeden punkt pod uchem. Poświęcał mu najwięcej uwagi a jedyne czego wtedy chciałam to móc go dotknąć. Spróbowałam wyszarpnąć dłonie, marząc o tym, żeby zatopić palce w jego aksamitnych włosach i przyciągnąć jego głowę bliżej siebie. Wszystko, byleby tylko poczuć go bardziej, nawet jeśli pomiędzy nas nie wcisnąłby nawet kartki.

-O nie nie- mruknął nisko. Ten głos był cholernie gorący i pociągający.- Grałaś ze mną w swoje gierki, więc teraz czas na moją grę...

Jego cichy szept rozniósł się w mojej głowie a ciepłe powietrze muskało skórę. Przygryzł płatek mojego ucha, katując mnie w przyjemny sposób. Niemożliwość dotknięcia jego ciała, powodowała fizyczny ból, który zaczynał sprawiać mi przyjemność.
-Archer...- jęknęłam łamiącym się głosem, lekko uchylając powieki.

Jego wargi pieściły moją szyję a dłoń wsunęła się pod bluzkę. Nabrałam powietrza w płuca, kiedy odchylił palcami stanik i zaczął gładzić wrażliwą skórę piersi. Moje serce biło w szaleńczym rytmie, po plecach lał się zimny pot podczas kiedy mój organizm, czuł niesamowite ciepło. Gorący żar pożądania rozpalił mnie od środka, potęgując wszystkie doznania. Opierając głowę o ścianę, odchyliłam się tak, aby dać mu jak największy dostęp jednocześnie przeciskając intymne miejsce do jego krocza.

Chciałam go. Tu i teraz. Na tych pierdolonych schodach i przy tej przeklętej ścianie. Z każdym jego ruchem, pocałunkiem, gestem i ugryzieniem czułam wilgoć, spływającą po ściankach mojej kobiecości.

Kiedy ponownie wrócił do moich ust, zaatakował je ze zdwojoną siłą. Erotyczny taniec naszych języków walczących o dominację sprawił, że zaparło mi dech ale wiedziałam, że chłopak czuje to samo.

Jeszcze mocniej docisnęłam się do jego krocza, czując powoli rosnącą wypukłość. Gwałtownie puścił moje ręce i jednym sprawnym ruchem, ściągnął mój podkoszulek rzucając go w bok. Złapałam jego ramiona, chcąc móc trzymać je do końca życia. Ale Archer tego nie chciał. Ponownie uwięził moje ręce, trzymając je nad głową i mocno dociskając do jasnej farby pokrywającej ścianę. Moje westchnięcie zawodu, spotkało się z jego zawadiackim uśmieszkiem.
-To kara- jego oczy są śmiertelnie poważne i cholera...tak czy tak rozpływam się pod jego spojrzeniem.-Za bycie wredną.

Z moich ust raz po raz wypływają jednak jęki rozkoszy, kiedy drażni moje piersi swoimi ustami. Nie bawi się jednak w odpinanie stanika a jedynie błądzi wolną dłonią po moim brzuchu. Robi to tak delikatnie, że przechodzą mnie ciarki. Jednocześnie jest to mocno kontrastowe, ponieważ jego zachłanne usta w niedbały sposób przygryzają i całują moją klatkę piersiową.
-Proszę- mój głos drży.- Puść mnie. Chcę cię dotknąć...

-Ani myślę- odpowiada między pocałunkami i sunie ręką w kierunku gumki od moich spodni.

-Prze-przepraszam- dyszę ciężko, kiedy czuję jak kciukiem przejeżdża po mojej cipce, zakrytej cienkim materiałem majtek.
Próbuję wyrwać się jeszcze raz, ale to nie pomaga.

-Proszę- mój głos zniża się do błagalnego szeptu.

-Jesteś taka mokra, skarbie- mruczy, trącając nosem moją skórę.- To dla mnie?

Chłopak wykonuje koliste ruchy w intymnym miejscu, doprowadzając mnie do szału. Potrzebuję go dotknąć. Teraz. Zaraz. W tej chwili!

-Ahh, nie- zaśmiał się ironicznie.- To pewnie dla tego innego, lepszego faceta, który znajdzie dla ciebie czas.

Zahacza palcami o brzeg materiału. Jego palce dotykają mojej skóry w tamtym miejscu a ja czuję przeszywający mnie prąd. Teraz nie ma żadnej bariery, która mogłaby mu przeszkodzić w dotykaniu mnie. Boże...

-Archer...- jęczę, wijąc się.

-Czemu to powiedziałaś, co?- Mruczy, przygryzając miejsce nad obojczykiem.
-Ja...n-nie..wiem- jąkam się jak głupia, czując pulsujące podniecenie, które rośnie z każdą sekundą.
-Powiedz- warczy oschle.

-Chcę ciebie- rozchylam nogi, aby dać mu lepszy dostęp co wykorzystuje prawie od razu.- Stęskniłam się...i...Jezu- wzdycham, czując jego pewne ruchy tam w dole.

Jego palce pieszczą moją kobiecość, rozwierają wargi sromowe w coraz to szybszym rytmie.

-Tęskniłaś?- czubek jego języka wędruje od mojego ucha po rowek na piersiach.

-Ba-bardzo- wzdycham.
Czuję jego palec na łechtaczce, gorący oddech na ciele i pożądanie, które pali się wokół nas. Nadaremno próbuję uwolnić ręce, ale trzyma je zbyt mocno. Dyszę coraz ciężej, kiedy wkłada jeden palec do środka by po chwili dołożyć drugi. Nogi uginają się pode mną.

To jest piekielnie gorące, seksowne i podniecające.

Wiem, że jego usta są opuchnięte ale to nie znaczy, że zwalnia tempo. Całuje moje ciało tak, jakby się nim żywił, tak jakby był to jego ostatni posiłek w życiu. Jego palce poruszają się coraz szybciej a ja zaciskam się na nich w akompaniamencie naszych nierównych oddechów i cichych pojękiwań.

-Archer- błagam cicho.- Nie wytrzymam już.

Czuję jego uśmiech na skórze. Jeszcze parę pchnięć i odlecę. Wpadnę w ramiona rozkoszy, którą mi zafundował a nawet nie pomyślał o tym, żeby ulżyć sobie.

W momencie, kiedy wystarczy tylko jeden ruch chłopak gwałtownie się ode mnie odsuwa. Puszcza moje ręce, drugą dłoń wyciąga spod moich ubrań i staje naprzeciw mnie. Nie mam pojęcia co się stało. Jestem rozpalona i kompletnie nie ogarniam, co się dzieje. Coś trafia mnie od środka, kiedy czuję pustkę tam w dole i widzę triumfalny uśmiech zielonookiego.

Dlaczego mi to zrobił!?

Kurwica mnie trzepnie, jeśli nie rozładuję tego napięcia i dobrze o tym wiem.

To prawdziwa kara. Nie uwięzione ręce.

-Powinnaś iść do tego lepszego faceta- mówi.- Chociaż to, jak zareagowałaś na mnie chyba go nie ucieszy.

Oddycham ciężko, opierając dłonie o ścianę. Boże...nie kontaktuję, nie wiem co robić, mam silną potrzebę i jednocześnie szlag mnie trafia, że jeszcze nie jest po. Rany Boskie, co ten facet ze mną robi!

-Ja...-zaczynam, ale muszę urwać kiedy jego usta ponownie stykają się z moimi.

Całuje mnie namiętnie, od razu zyskując dostęp by móc pieścić mój język. Potem znów przerywa, jednak jego ręka pieści moją kobiecość a z każdym kolejnym słowem, jestem blisko.

-Tylko ja mogę ci to robić- warczy w moje wargi.- Dojdziesz dla mnie skarbie. Tutaj, przy tej ścianie. A potem jeszcze raz w moim łóżku, oplatając swoimi seksownymi nogami moje biodra i nawet nie zdążysz ochłonąć po drugim orgazmie, kiedy zafunduję ci trzeci. Bo musisz pamiętać, że nawet kiedy jestem kurewsko zarobiony jesteś moją jedyną myślą dnia.

A jego słowa okazały się prawdą. Zrobiliśmy dokładnie to, co zapowiedział łącząc się w upragnioną jedność.




MIKE POV


Nie wyspałem się. Nie żeby śniły mi się koszmary, ale po prostu wybrałem niezbyt wygodną pozycję i cierpi na tym moje ciało. Sprawdziłem telefon, potem się umyłem, znów zerknąłem na telefon, zjadłem nawet śniadanie i zaglądnąłem do Diego, który z porannym kubkiem kawy w ręce przeglądał mapę miasta.

-Co tu tak pusto?- Zapytałem na wejściu, opierając się o framugę.

-Macie dziś wolne- mruknął, mocząc usta w aromatycznym napoju.

-Wolne?- Zdziwiłem się.- O ile dobrze sobie przypominam, w tej robocie nie ma takiego słowa.

Mężczyzna pokręcił głową.
-Co mam zrobić, jeśli nikogo tutaj nie ma?- Zaśmiał się.- Wysłałem Willa po zakupy, Matt pojechał do Isabel, Aaron wrócił do domu z rodziną a Archera wywiało wczoraj wieczorem i do tej pory nie wrócił. Jak dla mnie możesz jechać do tej Yvette.

-Czekaj czekaj... Aaron wyjechał?- Tego się nie spodziewałem.

-No tak- westchnął.- Sam mu to zaproponowałem.

-Co kurwa?! Diego mamy Ryana na karku a ty wysyłasz jednego z nas do innego stanu?! Aaron jest nam potrzebny!

Ciemnowłosy odłożył kubek, kreśląc coś na mapie.
-Aaron ma dwójkę małych dzieci i żonę- informuje, jakbym o tym nie wiedział.- Dla niego liczy się ich bezpieczeństwo a ktoś, kto wysadził nasz magazyn nie kojarzy mi się z bezpieczeństwem.

Ja pierdolę. Tyle w temacie.

-Zostało nas pięciu- przypominam, jakby to był bardzo poważny argument.

-Aaron wróci za parę dni- zaręczył.- Do tego czasu damy sobie radę. Z niejednym gównem daliśmy już radę, dobra?

Mierzy mnie ostrym wzrokiem i to odpowiedni moment, żeby przyhamować. Problem Aarona leżał w kobiecie, problem Crossa i Hale'a- również. To było przerażające. Uzależnić się od jednej osoby, podporządkować się woli komuś innemu a obowiązek jaki z tym szedł, wydawał mi się śmieszny i trochę głupi.

To słabość.

A ktoś taki jak my nie powinien być słaby.

-Okay- wzdycham tylko.
-A ja mówię serio- dodaje.- Jedziesz do Yvette i wisisz jej nad głową pół dnia.

Przewracam oczami.

-Po co?

-Bo tak mówię?- Przedrzeźnia mnie, co niesłychanie mnie irytuje.

Rządziłem tu dwa lata i zapomniałem, że teraz znowu mam kogoś nad sobą. Ale Diego, jakkolwiek dziwny by nie był, to odpowiedni człowiek na odpowiednim stanowisku. Żyje tym i jest cholernie dobry.
-Laska nic nie powie- mrużę oczy.- Jest strasznie spokojna. Godzinami rysuje, czyta albo siedzi w parku. Serio Diego, ona chyba nie ma znajomych. W dodatku liczą się dla niej rodzice i...

-Mike- przerwa mi w połowie zdania.- Czy to ci czegoś nie przypomina?

Zagryzam mocno usta. Grasz nie czysto stary, bardzo nie czysto. Dobrze wiem, że zrobił to specjalnie.

Rzucił w moją stronę kluczykami, które łapię w jednej chwili i wychodzę warcząc pożegnanie. Przez całą drogę jestem niespokojny. Zastanawiam się czy powiadomić dziewczynę o swoim przyjeździe czy też nie. Wybieram opcję drugą. Prześladuję ją prawie dwa tygodnie, więc chyba powinna się mnie spodziewać. Nie żebym spodziewał się kawy, ciasta czy nawet zwykłej wody. Parkuję na ulicy i obserwuję dom. Widzę kobietę, która przypomina Yvette ale jest...starsza. Jej jasne włosy są spięte z tyłu głowy, patrzy gdzieś w dal, stojąc w progu domu i pali papierosa. Ma na sobie białą, zwiewną sukienkę jaką czasem można zobaczyć na plaży. Po chwili przychodzi jej młodsza wrsja i zaczynają rozmawiać. Yvette poprawia plecak, w którym nosi notatniki, ołówki, książkę i zawsze ale to zawsze wodę mineralną. Kobieta wypuszcza dym z ust i nie patrząc na jak mniemam córkę, odpowiada jej po czym wrzuca i rozgniata peta butem. Reynolds wychodzi ze spuszczoną głową a jej matka znika we wnętrzu mieszkania. Dziewczyna kieruje się w moją stronę, ale nie zauważa mnie, dopóki się nie odzywam.

-Nie za ciepło ci?- Śmieję się, widząc śmieszne zestawienie.

Jensowe szorty i szary sweter z długimi rękawami. Myślałem, że założy podkoszulek albo top tak jak robi to zwykle, ale ona jak zwykle na przekór.

-Cześć.- Mówi cicho.- Nie mam czasu, śpieszę się.

-Gdzie idziesz?- Pytam.

-Do biblioteki.

Zaczyna iść, więc zagradzam jej drogę otwierając drzwi Jeepa.

-Jasne- kiwam głową.- Wybacz, ale jeśli jeszcze nie zauważyłaś to muszę mieć cię na oku więc mała zmiana planów. Wsiadaj i nie marudź, okay?

Widzę jak przełyka głośno ślinę, zastanawiając się. Jej włosy rozwiały się podczas podmuchu wiatru a zielone oczy ze zrezygnowaniem skierowały się w górę.

Bez szemrania wsiadła do mojego wozu i chociaż liczyłem na kłótnię, dziewczyna siedzi cicho nawet wtedy, kiedy wyjeżdżamy na główną ulicę. Do czasu.
-Mówiłam, że chcę do biblioteki- w jej głosie słychać irytację.- To przeciwny kierunek.
-Mówiłem, że nastąpiła zmiana planów- odpowiadam spokojnie.

-Nie chcę- obrusza się.

-Nie bądź dzieckiem- przewracam oczami.

-Kurwa mać, Mike!- Zaczyna krzyczeć i cholera...ona przeklina. Na prawdę klnie i jest wkurzona.- Czy ty możesz przestać być dupkiem!? Ja rozumiem, że może wyżywanie się na mnie sprawia ci przyjemność ale musisz niszczyć moje plany!?

-Wyżywanie się...?

Co?

-Mam przypomnieć ci wszystkie twoje kąśliwe uwagi na mój temat? Okay, zrozumiałam już że nikt mnie kijem przez szmatę nie dotknie, że jestem gówniarą i tego typu rzeczy ale możesz raz uszanować to, że mam swoje życie? I właśnie teraz chcę iść do biblioteki, ponieważ mam zajęcia plastyczne.
Mogłem się domyślić, że o to chodzi. Oblizuję usta.

-Po prostu raz nie pójdziesz, dobra?- Wzdycham.
-Bo ty tak chcesz?- Pyta urażona.

Jej wcześniejsza złość ulatuje i staje się spokojniejsza jednocześnie bardziej smutna i zamknięta w sobie. Taka jak wtedy, gdy rysuje chociaż wtedy jej oczy błyszczą szczęściem.

-Bo zabieram cię na lunch czy co tam chcesz- wzruszam ramionami.- A potem pojedziesz ze mną w jedne miejsce.

-Nie mam zamiaru handlować narkotykami- unosi dłonie w obronnym geście.

-Nie o to chodzi- mruczę.

Czuję się dziwnie, kiedy patrzy na mnie wyczekująco i błądzi wzrokiem po moim ciele. Nie w ten natarczywy sposób, jak wszystkie laski w klubach czy na imprezach. To wzrok artysty, który bada jakiś przedmiot, analizuje i zapamiętuje szczegóły. A wielu z nich jeszcze nie odkryła...

-To o co?

Zagryzam wnętrze policzka, otwierając okno jeszcze bardziej.

-Nie miałem wczoraj czasu- odpowiadam.- Nie mogłem przyjechać.

Otwiera usta, żeby odpowiedzieć ale szybko je zamyka i odwraca się. Udaje, że podziwia widoki chociaż zna je na pamięć. Przecież stąd pochodzi.
-To nic- mówi cicho.- Przepraszam.

-Czemu ty zawsze przepraszasz za to, za co nie powinnaś?- Dziwię się, bębniąc palcami w kierownicę.

-Nie będę już- zarzeka.

-Co się wtedy stało?

Coś musiało, skoro napisała takiego smsa do mnie. A może ona na prawdę nie ma znajomych i jestem jedynym kontaktem w jej telefonie nie licząc rodziców? No to kurwa pięknie...
-Nic takiego- dotyka palcem szyby i chociaż mam ochotę ją za to opieprzyć, nie robię tego.

-Twierdziłaś, że się boisz- prychnąłem.- Zobaczyłaś potwora w szafie czy ki chuj?
Trochę mnie to bawi. Ale tylko trochę. Jak byłem mały, myślałem że pod moim łóżkiem mieszka smok. Tata zawsze kręcił z politowaniem głową i pocieszał, że nie z takimi smokami przyjdzie mi się zmierzyć. No i miał rację...

-Mike- wzdycha.- Zostaw to w spokoju.

Patrzy na mnie wzrokiem zbitego psa. Żeby się tylko nie rozpłakała, bo nie wytrzymam.

-Nie mówię-zaczynam- że masz przestać. Mówię tylko, że nie zawsze mam czas ale...możesz dzwonić, kiedy coś jest nie tak...chyba.

-Chyba?

-To jest coś nie tak czy nie?- Irytuję się, bo gubię się w tej spokojnej konwersacji.

Wolę kiedy jest zła. Przynajmniej coś się dzieje.

-Śnią mi się koszmary, lepiej?

Widzę jak kłamie, ale nie mówię jej tego. Jeśli tak twierdzi to niech będzie.
-Tak.

-Świetnie- mruczy pod nosem.- Dlaczego się tym przejmujesz, co? Jestem ciężarem bo widziałam za dużo.
Wzruszam ramionami.

-Uznajmy, że zabicie cię przysporzy mi więcej problemów jak korzyści- zerkam na nią.

Kiwa tylko głową i nie odzywa się więcej. Wyciąga notes i ołówek i zatapia się w swoim świecie. Co jakiś czas zerkam na pełną skupienia blondynkę, która przygryza mocno dolną wargę, kiedy pracuje nad jakimś szczegółem.

-Pokażesz mi kiedyś to, co rysujesz?- Zagaduję.

-Nie wiem. Nie jesteś artystą, więc nie zrozumiesz- wzrusz ramionami, nie odrywając wzroku od kartki.

-Mam tatuaże, liczy się?- Śmieję się.
Reynolds podnosi na mnie wzrok i nasze spojrzenia przez chwilę się krzyżują. Jest zaciekawiona i poprawia się nieznacznie na siedzeniu.

-Serio?- Pyta zdziwiona.- Pokażesz mi kiedyś?

-Ooo skarbie- oblizuję usta, patrząc na nią intensywnie.- Jeśli chcesz, żebym się rozebrał po prostu poproś- sprzedaję jej ten swój charakterystyczny uśmiech i mrugam, obserwując jak peszy się, układając place na policzku.



=====


Chcieliście Archera i Mike'a...to macie :x

Jestem po szczepieniu i ręka mi odpada- nie polecam xd
Dziękuję za komentarze i uwagi- wszystko zawsze czytam ^^

Pierwsza część się poprawia, więc co jakiś czas będa wam przychodzić powiadomienia ale jedno się nie zmieni- treść ;)

Pozdrawiam!






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top