Ucieczka z radiowozu#1
Scott mimo tego że nie był szczęśliwy że wyciągamy go wieczorem z domu nie mógł przegapić nocnych harców po lesie. Oczywiście nie mógł sobie darować kazań pod tytułem "to nie jest najlepszy pomysł" i "a wy w ogóle macie jakiś plan?". Cały McCall.
Niestety nasza komfortowa podróż Jeep'em skończyła się na skraju Rezerwatu Beacon Hills. Jakby na to nie spojrzeć, jednak policji trudniej będzie zauważyć trójkę licealistów skulonych w krzakach niż sporego, niebieskiego, ciut skrzypiącego Jeep'a.
Szliśmy już z 15 minut w kompletniej ciszy. Nagle odezwał się Scott. Sc-A wy w ogółe wiecie, ktorej połowy ciała szukamy? K-A czy to ważne? Ktorej byśmy nie znaleźli i tak będzie to połowa ciała rozerwanej na pól dziewczyny. Ważne że coś znajdziemy. I nie gadaj tyle, bo cię usłyszą i wszystcy będziemy mieli przewalone. S-No brawo, Korin.Ale ty też siedź cicho. Widzę tam światła radiowozów.
I w tej samej chwili, Stilinsky zażądził zbiorową glebę. Mówiąc "zażądził" mam na myśli żę powalił mnie swoim cielskiem. I taka moja dygrecha na marginesie-on tylko wygląda na takiego szczupłego i niegroźniego przeciwnika "sumo", tak na prawdę jest cholernym SŁONIEM, HIPOPOTAMEM, PŁETWALEM BŁĘKITNYM i innymi zwierzętaki wagi ciężkiej K-Ałłł!!! Stiles, pogrzało cię?! Przypominam że nie jestem w twojej kategorii wagowej. S-Przepraszam, ale co miałem zrobić? K-Delikatniej załatwić sprawę. Tak na przykład!
Oczywiśćie mój telefon nie chciał stracić zasięgu kiedy powienien i zadzwonił. Nie wiem jak to możliwe że w szkole cały dzień nie mogę złapać "jednej kreski" a tutaj pełen zakres. No weź i to ogarnij człowieku. W każdym razie jak możecie się domyśleć zdradziło to naszą pozycje i tylko Scott'owi udało się nawiać. Trochę się martwiłam o niego czy znajdzie drogę powrotną do auta, jeśli chodzi o orientacje w terenie to on radzi sobie jeszcze gorzej ode mnie.
P[policjant]-A co wy tu robicie?-nie brzmiał na szczęsliwego że nas widzi WS[wujek szeryf]-Colli spkojnie, ja ich znam.-krzyknął podchodząc do nas-Co wy tu u diabła robicie?! Skąd wiedzieliście gdzie jesteśmy?-spojrzałam dyskretnie na Stilesa-Stiles, chyba musimy pogadać o prywantości i podsłuchiwaniu policyjniego radia.-popatrzył "groźnie" na syna-A ty-zwrócił się do mnie-nie masz co robić wieczorami, tylko dajesz się mu wciągać w zabawy po lesie? K-Oj wujku, wujku, ty nadal, po tylu latach uważasz że to oni wciągają mnie w takie zabawy?-uśmiechnęłam się z przekąsem WS-No właśnie. skoro już powiedziałaś "oni" to gdzie jest Scott?-zrobił minę wzycięzcy K-Scott?-udałam zdziwienie-No w domu przecież-uśmiechnęłam się słodko-Powiedzial że nie idzie, bo chce się wyspać przed rozpoczęciem roku.-jestem mistrzynią kłamstw. Wujek nie do końca mi wierząc spojrzał najpierw na Stilesa, a potem poświecił latarką między drzewami i zawołał chłopaka. WS-Eh, dobra. Do samochodu, odwiozę was do domu. A ty Stiles masz szczęście że Korin ma gadane.
Wujek nas ostrzegł że jeszcze dłuższą chwile mu zajmie ogarnięcie tego całęgo bałaganu tutaj i że mamy nie wysiadać z auta. Taaa, uwaga że się posłuchamy. K-To co uciekamy?-zapytałam szeptem S-Pewnie! Uciekamy w przeciwne strony, a potem nawrotka i do mojego wozu. K-Okee
W tej samej chwili zauważyłam za oknem jakiś wielki cień z czerwonymi ślepiamy, ale uznałam to za twór mojej wyobraźni.
Szybko otworzyłam drzwi i wyskoczyłam bezszelestnie z pojazdu. Byłam już z 10 metrów dalej ukryta między drzewami kiedy przyszła kolej chłopaka. Niestety ciamajda nie mial tyle szczęścia co ja i wywalił się po dwóch metrach "biegu". Boszzz. Co za sierota.
Już miałam podbiec i pomóc mu się pozbierać, ale wzrokiem kategorycznie mi tego zabronił.. Miałam dwa wyjśćia zostać i dostać opieprz od wujka albo nawiać. No i właśnie drugą opcje wybrałam. Jak żyję na tym świecie już ładne 17 lat, tak nie pamiętam żebym tak szybko biegła kiedykolwiek. Biegłam i biegłam, i biegłam, i biegłam, i ile cholera można biec? Normalny las już dawno by się skończył, ale niee.
Naglę zauważyłąm jakąś polanę przed sobą. W sumie niezły punkt orientacyjny. Całą drogę miałam jakieś dziwne, nieodparte że coś mnie obserwuje. W sumie coś szeleściło w krzakach, ale pewnie to tylko był jakiś jeleń, zając czy inne cudo.
Pobiegłam na polanę i zobaczyłam żę stoi tam spory spalony dom.
Nagle kątem oka zayważyłam jakiś ruch w krzakach. Znowu para czerwonych, obserwujących mnie ślepi. Mało mi się to podoba jak mam być szczera.
Potem wszystko potoczyło się szybciej. Wieki czarny cień wyskoczył na mnie i poczułam ból w okolicach uda. Tyle mniej więcej pamiętam, bo urwał mi się film. Następne co poczułam to to że ktoś mnie niesie, ale nie miałam siły żeby otworzyć oczy. Głupie uczucie takiej świadomej nieświadomości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top