45
✨ No i drugi na dziś✨
Perspektywa Thomasa:
Jego klatka piersiowa przylgnęła do moich pleców, a już po chwili czułem jak krew z rany spływa po mojej szyi.
Tylko moment....czemu ja nie czuje ugryzienia
- Kurwa!- krzyknął Scott, a po chwili widziałem jak staje obok mnie
Zdezorientowany zacząłem się podnosić jednak nagle napotkałem opór. Obróciłem się na plecy, a to co tam ujrzałem wzdrygneło mną.
- Brad!- krzyknąłem łapiąc jego twarz w dłonie. Na mój policzek zleciała kropla krwi
- Mówiłem, że obronie cię za wszelką cenę - powiedział z wymuszonym uśmiechem, jednak jego oczy mówiły co innego
Po chwili wszystko do mnie dotarło i niepewnie wyciągnąłem dłoń w jego stronę. Położyłem palce na jego szyi, a gdy poczułem lepką maź jeszcze bardzie się przestraszyłem
- Brad- zacząłem, a z moich oczu poleciały łzy
- Który go kurwa pilnował- krzyknął Scott
- Ja....ale na prawdę nie mam pojęcia jak się wyrwał- wyjaśnił na co Scott tylko głośno westchnął
- Tobą się później zajmę- rzucił do strażnika po czym zdjął ze mnie Brada unosząc go za bluzę w górę- Hmmmm nie taki zły, ty też się nadasz- powiedział dokładnie oglądając chłopaka
- Puszczaj go!- krzyknąłem próbując się na niego rzucić lecz nagle zatrzymała mnie straż
- Zabrać ich do lochów. I niech każdy ma osobną cele- powiedział a strażnik od razu popchnął mnie w stronę muru
Nie! To nie może się tak skończyć!
Stawiłem pierwszy krok, a w tym samym momencie usłyszałem dziwny odgłos dochodzący z nieba. Podniosłem głowę w górę, a w tym samym momencie oślepiło mnie mocne światło
- Scott! Jesteś otoczony! Każ swoim ludziom opuścić broń i położyć się na ziemi- powiedział głos jakby z mikrofonu
- Co jest kurwa- powiedział kompletnie zdezorientowany Scott, a już po chwili usłyszałem głośne odgłosy kroków
Spojrzałem przestraszony w tamtą stronę i nagle z lasu wybiegła grupka komandosów. Ludzie ubrani w czarne skafandry wyposażone w bronie, nadajniki i kajdanki podbiegli do ludzi Scotta po czym zwinnie położyli ich na ziemię. Wszystko działo się tak szybko, a moje serce waliło jeszcze szybciej.
- Brad!- usłyszałem krzyk Liama więc od razu spojrzałem w tamtą stronę
Kurwa! Brad!
Ruszyłem z miejsca, a już po chwili klęknąłem przy nieprzytomnym chłopaku. Chwyciłem jego głowę po czym położyłem sobie na kolanach. Reszta przyjaciół zleciała się do nas, a ja z nadmiaru emocji nie wiedziałem co robić
- Kochanie!- usłyszałem znajomy głos więc od razu podniosłem wzrok
- Mama?- powiedziałem, a w tym samym momencie kobieta uklękła przy mnie
- Kochanie coś się wam stało?- zapytała przerażonym głosem a w tym samym momencie zjawił się mój ojciec i rodzice Dylana
Przechyliłem chłopaka lekko w bok ukazując jego ugryzienie, a ta od razu zakryła usta ręką.
- Wracajmy do domu- powiedziała mama Dylana kładąc dłoń na ramieniu mojej mamy- tam wszystko sobie wyjaśnimy
- Skąd w ogóle wiedzieliście gdzie jesteśmy?- zaprzątał Dylan uprzedzając mnie
- Nie wiedzieliśmy- odparł mój tata- to oni do nas przyszli z informacją, że zostaliście porwani
- Moment- zaczął Mike- to kto ich wezwał
- Ja- powiedział Zayn po czym podniósł dłoń, w której widniała odznaka- służby FBI, wydział do spraw handlarzy omeg
- Dyrektorze Zayn- krzyknął jeden z komandosów, a gdy podbiegł do niego od razu mu zasalutował- Teren otoczony, czekamy tylko na rozkazy
- Dobrze- powiedział opanowanym głosem po czym na powrót spojrzał na nas- chętnie bym wam wytłumaczył, ale sami widzicie....praca mnie goni. Moi ludzie przetransportują was do domu- dodał machając nam na odchodne
***********
Po powrocie do domu położyliśmy Harry'ego na kanapie, Brada odnieśliśmy do jego pokoju od razu bandażując szyję, a później wszystko szczegółowo wytłumaczyliśmy naszym rodzicom. Całą naszą przemowę słuchali bardzo uważnie, a niekiedy zauważyłem jak w ich oczach pojawiają się łzy. W sumie co się dziwić, gdyby moje przeszłe szczenię ktoś porwał zareagował bym tak samo
- Jesteś pewny, że nie mamy zostawiać straży?- zapytała moja mama gdy odprowadziliśmy ich do drzwi
- Na pewno- odparłem posyłając im uśmiech
Kobieta lekko go odwzajemniła, a gdy miała już odpowiedzieć, mama Dylana położyła rękę na jej ramieniu
- Chodź....oni i tak wiedzą, że wyślemy tu straż- powiedziała przez lekki śmiech, a ja tylko przewróciłem rozbawiony oczami
Tak...dobrze znam moją mamę i wiem że tą straż tu wyślę
Pożegnaliśmy naszych rodziców po czym obaj wróciliśmy do salonu....i z tego co widzę to w idealnym momencie bo nasza śpiąca królewna akurat się obudziła. Chłopak podniósł się na łokciach przecierając oczy dłonią, a gdy w miarę ogarnął gdzie jest zaczął się chaotycznie rozglądać
- Serio?- zaczął spoglądając na Jamesa- pierwszy raz zrobiłem bałagan w pokoju, a ty już chcesz mnie wyrzucać ze stada?- zapytał
Posłaliśmy sobie pytające spojrzenie po czym na powrót spojrzałem na chłopaka
- Louis- zacząłem spoglądając na chłopaka opierającego się o wyspę kuchenną- to ty się z nim nie szarpałeś? Przecież James mówił, że było widać ślady szarpaniny
- Nie....- powiedział unosząc dłonie w górę- ja strzeliłem do niego z strzały usypiającej
- Coś mnie ominęło?- zapytał kompletnie zdezorientowany Harry
- Trochę....- powiedział Niall lekko rozbawionym głosem
- Pójdę po piwo- powiedział Mike wstając - ktoś jeszcze chce?- dopytał, a wszyscy podnieśli rękę
- Pójdę z tobą bo znów weźmiesz mi nie te co trzeba- powiedziałem ruszając za nim, a ten od razu rzucił krótkie "okey"
Czy idę z nim bo chcę dopilnować, aby wziął mi dobre piwo? Błąd. Ja muszę z nim porozmawiać czy to co mówił Scott to prawda. Może nie powinienem tego robić, ale moja ciekawość jest silniejsza
- To te które chciałeś?- zapytał gdy weszliśmy do środka
Zamknąłem dokładnie drzwi lekko nimi trzaskając, a ten od razu obrócił się w moją stronę posyłając pytające spojrzenie
- Musimy porozmawiać- powiedziałem krzyżując dłonie na piersi, a moje plecy przylgnęły do drzwi
- To nie ja zbiłem twój kubek- powiedział unosząc dłonie w górę
- Co? Nie, nie o to chodzi....ale tym też się zajmę- powiedziałem odbijając się od drzwi
- To o co chodzi?
- Wiesz....jak byłem pojmany miałem możliwość pogadania z Scottem.... mówił mi o swojej przeszłości....czemu to robił....i nawet powiedział trochę o swoich podwładnych, że...
- Nie kończ- przerwał mi po czym zrezygnowany oparł się o szafkę
Mike zacisnął usta w wąska linię, a jego wzrok powędrował gdzieś w bok. Widać, że jest zdenerwowany i widać, że jest mu głupio....ale musiał się z tym liczyć....z tym, że prawda kiedyś wyjdzie na jaw. Taka kolej rzeczy
- Ja nie miałem wyjścia- zaczął cicho, jednak ja nic nie odpowiedziałem- To był jedyny sposób, aby zapewnić Liam'owi dostatnie życie, gdy zostaliśmy sami. Teraz wstydzę się tego co robiłem, ale naprawdę nie widziałem wtedy innego wyjścia. Proszę nie mów tego Theo
- Nie powiem- odparłem po chwili ciszy, a na twarzy chłopaka zagościł uśmiech- ale nie możesz tego przed nim ukrywać. W związku trzeba być szczerym i nie można mieć tajemnic. Będziesz musiał mu kiedyś o tym powiedzieć bo to i tak kiedyś wyjdzie na jaw
- Wiem....ale boje się, że Theo ze mną zerwie- powiedział drapiąc się po przed ramieniu
- Czemu miał bym z tobą zerwać?- usłyszałem głos Theo, a moje ciało samoistnie odskoczyło w bok
Theo wszedł do środka nie spuszczając wzrok z Mike'a natomiast ten bał się na niego spojrzeć
- Porozmawiajcie - powiedziałem klepiąc chłopaka po ramieniu po czym opuściłem pokój
Oby Theo wykazał się dużą wyrozumiałością i go zrozumiał. Co prawda może mieć uraz do handlarzy, ale wierzę, że Mike ma dobry powód czemu tak haniebnie postąpił
~~~~~~~~~~~~
Jutro perspektywa Mike'a
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top