44
Perspektywa Thomasa:
Ruszyliśmy za Louisem w głąb lochów. Chłopak wszedł do celi która na pierwszy rzut oka wyglądała na zniszczoną jednak zgrywała ona coś jeszcze... wystarczyło pchnąć jeden wystający bloczek, a naszym oczom ukazało się tajemne przejście. Louis poprawił sobie Harry'ego na rękach po czym pewnym krokiem wszedłem do środka. Ruszyliśmy za chłopakiem a tajemne przejście po chwili zamknęło się, a delikatne światło żarówek oświetliło korytarz....co prawda wyglądało to jak z horroru, ale nie przejąłem się tym
- Daleko jeszcze?- zapytał Mike
- Nie....Już niedaleko- odparł mu
Właśnie.....a co do Mike'a aka były handlarz. Nie wiem co tak naprawdę o nim myśleć. Niby był tym handlarzem, ale nikt nim nie zostaje bez powodu....za każdym człowiekiem stoi inna historia i to wydarzenia z przeszłości nas kształtują.
Poza tym jak to Scott ujął BYŁ handlarzem. Gdyby nadal chciał nim być już równo bym nas pojmał. Ehhh....tak czy siak będę musiał z nim o tym porozmawiać
- Już jesteśmy- powiedział przyspieszając
Chłopak skręcił w ślepą uliczkę jednak jak się po chwili okazało nie była ona ślepa. Louis na powrót wcisnął wystający bloczek, a ściana zaczęła się podnosić
- W końcu- powiedziałem nabierając świeżego, nocnego, powietrza w płuca
- Weźcie go- Powiedział Louis do James
- Nie- odparła mu alfa stada- chodź z nami...nie musisz tu siedzieć
- Muszę! Wiesz, że to moja miejsce
- Moment- wtrącił Minho- "wiesz"? Co to ma znaczyć? Znacie się?- zapytał a mężczyźni od razu spojrzeli na Minho
- Kiedyś się przyjaźniliśmy- odparł szybko James po czym spojrzał na Louisa- i nadal możemy....wystarczy, że pójdziesz z nami
- I co mi to da?- zapytał spoglądając na Harry'ego, którego nadal kurczowo trzymał na rękach- policja i tak niedługo mnie złapie
- Ale jeśli pójdziesz z nami twój wyrok nie będzie taki surowy, a z uratowanie nas możesz dostać tylko w zawieszeniu...- wtrącił Niall- poza tym jeśli my się za tobą wstawimy twoja kara może jeszcze bardziej spaść i jedyne co możesz dostać to nakaz chodzenia do psychologa- dodał a między nami nastała cisza
Wzrok Louisa nadal spoczywał na chłopaku, jednak dostrzegłem jedną różnice....on się uśmiechał. Tak czule....jakby w dłoniach trzymał swój cały świat. Chłopak nagle oderwał od niego wzrok po czym spojrzał na każdego z osobna. Jego wzrok zatrzymał na Alfie drugiego stada po czym odparł
- Dobrze....pójdę z wami- powiedział i nie wiedzieć czemu na mojej twarzy zagościł uśmiech
- Nawet nie wiesz jak się ciesze- powiedział James klepiąc go po ramieniu - a teraz wracajmy do domu- dodał po czym ruszył w stronę lasu
Posłałem jeszcze Louis'owi mały uśmiech, a po chwili sam ruszyłem za alfą. Do lasu brakowało nam jakieś dziesięć metrów lecz nagle zatrzymaliśmy się słysząc dziwny dźwięk
To klaskanie?
Spojrzałem w stronę lasu, a już po chwili z cienia wyłonił się nie kto inny jak Scott....na dodatek nie był sam bo już po chwili otoczyli nas strażnicy
- Brawo- powiedział zwycięskim głosem- prawie wam się udało zwiać
- Skąd wiedziałeś!- krzyknął Dylan próbując do niego podejść, jednak przeszkodziła mu w tym wycelowana w jego stronę broń
- Skąd wiedziałem aby tu przyjść?- dopytał po czym zrobił parę kroków w jego stronę- to bardzo proste. Pierwsza zasada gdy masz władze. Nie ufaj nikomu...a szczególnie osobom które wiedzą o tobie najwięcej- wyjaśnił spoglądając na Louisa- myślisz, że tego nie zauważyłem?
- O co ci chodzi?- zapytał
- O to, że widziałem jak patrzysz na tą omegę....to było po prostu podejrzane - powiedział, a jego wzrok spoczął na mnie- straż, pojmać ich- dodał, a ci od razu przystąpili do ataku.
Ludzie w czarnych kombinezonach zaczęli do nas podchodzić, a już po chwili zaczęła się prawdziwa jadka....każdy z nas próbował na swój sposób niedopuścić do pojmania, jednak jak było można się spodziewać nie udało nam się to....
....no cóż....trochę trudno się walczy, gdy nad twoją głową latają kule
Zaprzestałem walki po czym zacząłem się rozglądać czy nikt nie został ranny.... całe szczęście nikt nie oberwał
Jeden ze strażników chwycił za moje dłonie z tyłu po czym ustawili nas w rzędzie...idealnie na wprost śmiejącego się Scotta.
- Oj.... Tommy Tommy Tommy- zaczął kręcąc rozbawiony głową po czym pomachał ręką w geście przyprowadzenia mnie
- Tommy!- krzyknął Dylan próbując się wyrwać, jednak bezskutecznie
- Spokojnie- powiedziałem spoglądając na niego- nic mi nie zrobi- dodałem, a w tym samym momencie strażnik zatrzymał mnie przed Scottem
- Skąd jesteś tego pewny, że nic ci nie zrobię?- dopytał z cwanym uśmiechem i co jak co, ale nie podobało mi się to
Mam dziwne przeczucie, że on coś kombinuje
- Świat jest naprawdę bezlitosny nieprawdaż?- powiedział chowając dłonie w kieszeń- a wiesz co jest najgorsze dla omega?- zapytał, a ja od razu posłałem mu pytające spojrzenie- Oznaczenie
- Co? Oznaczenie?- zapytałem nie ukrywając zdziwienia- Przecież to jedna z najlepszych rzeczy na tym świecie
- Tak....jeśli zwiążesz się z osobą którą kochasz- powiedział ukazując szereg białych zębów, a moje serce przyspieszyło gdy ogarnąłem o co mu chodzi
On chce mnie oznaczyć?!
Wszyscy z tyłu zaczęli krzyczeć i rzucać w jego stronę groźbami jednak to nie pomogło on tylko się głupio uśmiechał, a na mojej twarzy malował się strach
- Po twojej minie wnoszę, że chyba już wiesz o co chodzi
- Ty chyba nie chcesz?....
- A i owszem- odparł kiwając na tak, a moje oczy rozszerzyły się
Nagle poczułem szarpnięcie za ramię w przód, a moje ciało spotkało się z twardą ziemią
- A teraz leż grzecznie- powiedział Scott siadając na moich pośladkach po czym dłonią przytrzymał moją głowę
- Zostaw go!- usłyszałem głos Dylana przebijający się przez wołania innych
Kątem oka spojrzałem w tył, a widząc jego czerwone oczy lekko się przestraszyłem
- Nie szarp się...to nic ci nie da....A właśnie wiesz co jest jeszcze najgorsze w oznaczeniu?
- W oznaczeniu przez ciebie? Pewnie TY - rzuciłem, jednak ten tylko się cicho zaśmiał
- Nie mój drogi- wyszeptał do mojego ucha, a przez moje ciało przeszły ciarki- to, że twoja omega nie będzie mogła być już z innym alfą, a podczas rui będziesz lgnął do mnie jak głupi....nawet twoja silna wola ci w tym nie pomoże- wyjaśnił prostując się
Nie....ja nie chcę tego!
Chwyciłem garść piasku w dłoń po czym niezdarnie rzuciłem w niego
- Ty mały- powiedział wypluwając piasek - zaraz się inaczej zabawimy - dodał, a po chwili każdy zaczął drzeć się jeszcze głośniej
Jego klatka piersiowa przylgnęła do moich pleców, a już po chwili czułem jak krew z rany spływa po mojej szyi
~~~~~~~~~~~~
Także no ten
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top