39
Perspektywa Thomasa:
- Tylko nas nie obudź
- Postaram się wejść jak najciszej- powiedziałem do słuchawki, a Scott od razu zakończył połączenie
- Grzeczny chłopiec- Powiedział po czym rozbił mój telefon o ścianę- Teraz nie powinni cię znaleźć- dodał po czym posłał mi cwany uśmiech
Całe szczęście to był mój zapasowy telefon do biegania po lesie
Ha! Oni już wiedzą, że jestem porwany. Dobrze, że miałem ten kod z Liamem. Teraz tylko trzeba go jakoś rozkojarzyć
- Czemu w ogóle to robisz?- zapytałem chcąc mu zająć czas
- Po co ci to wiedzieć? I tak to nic nie zmieni- zapytał chamsko po czym zmarszczył brwi
- I tak będę sprzedany jakiemuś staremu zboczeńcowi- powiedziałem przewracając oczami- chcę chociaż wiedzieć co cię do tego popchnęło.....bo przecież musi coś być, tak o byś tego nie robił, a fakt, że jesteś mądry, sprytny i oczywiście przystojny sprawia, że jeszcze bardziej mnie to ciekawi- powiedziałem a ten w odpowiedzi spojrzał się w dół
- Wiesz jaki jest powód- wyszeptał po czym spojrzał gdzieś w bok
- Chyba nie za bardzo rozumiem- powiedziałem niepewnie, a ten w odpowiedzi westchnąłem po czym podszedł do biurka nalać sobie złoto-brązowej substancji- a więc?- pospieszyłem
- Bezpłodność- rzucił krótko po czym upił łyk ze szklanki
- To? Tylko to tobą kierowało? Przecież bezpłodność to nie taki wielki problem. Zawsze można zaadoptować nowe dziecko i...
- Powiedz to im!- krzyknął przerywając mi, a szklanka którą trzymałem w dłonie rozbiła się na ścianie obok mnie
Wzdrygnąłem się lekko, a w tym samym momencie chłopak podszedł do mnie chwytając od razu za kołnierz bluzy. Scott szarpnął materiałem w swoją stronę przez co byłem zmuszony na niego spojrzeć i nie ukrywam trochę się przestraszyłem widząc jak jego oczy palą się na czerwono
- Od zawsze byłem traktowany przedmiotowo....jak zabawke! Nigdy nie były ze mną na poważnie! Wy omegi chcecie tylko jednego więc im to zapewnie!- krzyknął mi prosto w twarz- nie chcecie być ze mną, to będziecie z tym kogo ja wam wybiorę!
Scott popchnął mnie w tył przez co lekko zachwiałem się po czym ruszył w stronę szafy
- Wpadniesz w alkoholizm- powiedziałem widząc, że nalewa sobie kolejną szklankę
- Nawet jeśli to co? Tylko to mi zostało
- Jesteś młody....twoja miłość może gdzieś na ciebie czeka, a może nawet już ją spotkałeś- powiedziałem najłagodniej jak tylko potrafiłem - spójrz na takiego Mike'a, on jest starszy od ciebie a dopiero teraz znalazł swojego przeznaczonego
- Mike'a powiadasz?- zapytał po czym zaczął nad czymś myśleć- skoro mam brać przykład z Mike'a to chyba idę dobrą drogą- powiedział a ja posłałem mu pytające spojrzenie- Bo wiesz.... Mike też był handlarzem- dodał, a ja nie mogłem uwierzyć temu co słyszę
- Kłamiesz! Rozpoznał by cię!
- Jak? Skoro żaden z moich ludzi mnie nie zna, wyjątkiem jest Louis- wyjaśnił po czym podszedł do mnie- A teraz zabawny się trochę- dodał po czym pchnął mnie.
Moje plecy spotkały się z twardą podłogą, a on sam zawisł nade mną. Próbowałem się szarpać, jednak przez związane dłonie z tyłu nie miałem dużego pola manewru. Scott usadowił się pomiędzy moimi nagami, a jego twarz niebiezpiesznie zaczęła zbliżać się do mojej. Zacząłem obracać głową na boki, jednak ten szybko chwycił moją twarz w dłoń
- To może teraz dokończym co zaczęliśmy?- zapytał po czym lekko rozchylił usta
- Nie- wyszeptałem roniąc łzę
Zacisnąłem oczy, a po chwili czułem już jego ciepły oddech na moich wargach. Jego dłonie wkradły się pod moją bluzkę natomiast na moje pośladki naparł czymś twardym
- Scott- usłyszałem znajomy głos
- Eh....Czego- powiedział szatyn, a po chwili czułem jak schodzi ze mnie- nie widzisz, że się bawię?
- Zabawa zabawą, mam tu jeszcze jednego- powiedział, a kątem oka zobaczyłem jak mężczyzna kładzie kogoś na ziemi niedaleko mnie
Od razu wstałem do siadu po czym spojrzałem na tajemniczą osobę obok
- Harry!- krzyknąłem rzucając się w jego stronę lecz sznur uniemożliwił mi to
- Zwiąż go zanim się obudzi...ja idę sprawdzić straż- powiedział Scott do Louisa po czym opuścił pomieszczenie
Louis westchnął tylko, po czym odsunął Harry'ego na trzy metry ode mnie. Związał mu od tyłu dłonie i w sumie jakoś szczególnie nie zwrócił bym na to uwagi gdyby nie jeden mały szkopuł
On robił to bardzo delikatnie, tak jakbym bał się, że coś może mu zrobić, a przecież jest handlarzem....nie powinno go to interesować
- Louis tak?- zapytałem chcąc zacząć temat
- Tak....- rzucił krótko
- Mogę mieć do ciebie pytanie?- powiedziałem, a ten nie odwracając wzrok kiwnął na tak- powiedz mi.... czemu to robisz?
- Po to aby nie uciekł
- Nie o to mi chodziło....- odparłem przewracając oczami- chodzi mi o ten cały handel omegami? Nie uważasz, że to jest złe
Chłopak związał chłopaka po czym wstał zerkając na mnie
- Tak....to jest bardzo złe i nie moralne
- Więc czemu to robisz?
- Ponieważ nie mam innego życia- odparł, a ja posłałem mu pytające spojrzenie, chłopak westchnął po czym spojrzał gdzieś w bok- nie ważne.....to moja sprawa czemu to robię i nie powinno cię to interesować- dodał a w tym samym momencie do pokoju wszedł Scott
- Tommy Tommy Tommy - powiedział z cwanym uśmiechem- to już twój czas
- Czas? Na co czas?- zapytałem marszcząc brwi
- Na pójście do nowego Pana- oparł po czym rzucił jakieś ciuchy na łóżku- Louis, zabierz go do celi i niech się w to ubierze- dodał a ten od razu kiwnął głową
- Co to jest?- zapytałem
- Twój gość prosił abyś się w to przebrał...to tylko koronkowa sukienka
- W życiu się w to nie przebiorę!- krzyknąłem przez lekki strach
- To bez różnicy, one w sumie i tak nie będą ci potrzebne- powiedział przewracając oczami po czym kucnął przede mną- bo wiesz.....nasi klienci zawsze mają jazdę próbną- dodał ukazując szereg białych zębów, a ja poczułem jak z sekundy na sekundę robi mi się coraz słabiej
Nie....nie ma mowy, że to zrobię
- Zabierz go do pokoju szóstego, nasz klient będzie za godzinę- dodał wstając a Louis od razu mnie odwiązał
- Chodź i bez żadnych sztuczek mi tu- zagroził chwytając mnie za ramię
~~~~~~~~~~~
To chyba mój najkrótszy rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top