21
Perspektywa Thomasa:
Po dojechaniu na miejsce od razu ruszyliśmy w stronę sali obrad po czym zajęliśmy specjalnie wyznaczone miejsca. Liam po mojej lewej po prawej Dylan a obok niego Brett. Jak zawsze w sali było pełno kamer i wielu ważnych ludzi. Co mnie najbardziej wkurza to fakt, że niektórzy przyjeżdżają tu tylko po to aby się pokazać i wypromować swoją firmę. Eh....po prostu żałosne
Po dwudziestu minutach przedstawia gości na mównicę wkroczył nie kto inny jak Scott. Zaczął obawiać nowy plan i dodał o paru nowych handlarzach jakich złapał. Słuchałem go z zaciekawieniem, jednak tylko do momentu. Nagle usłyszałem parsknięcie Dylana więc od razu na niego spojrzałem. Chłopak wyglądał na mocno wkurzonego
- Dyl- szepnąłem kładąc dłoń na jego dłoni- wszystko okey?- zapytałem a ten od razu na mnie spojrzał
- Nic nie jest Okey- odparł na powrót spoglądając na mównicę- Ten palant zabiera moje pomysły- dodał a ja zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc o co mu chodzi
Od Dylana coraz bardziej było czuć złość, a ja zacząłem się niepokoić tym, że za chwilę ktoś zwróci na nas uwagę. Spojrzałem na nasze dłonie po czym postanowiłem wykonać bardzo odważny ruch
Splotłem ze sobą nasze dłonie, a mięśnie chłopaka od razu się rozluźniły. Szatyn spojrzał na mnie zdezorientowany, a ja posłałem mu mały uśmiech, który szybko został odwzajemniony. Na powrót spojrzeliśmy na mównicę, a nasze dłonie nadal zostawały w tej samej pozycji. Widocznie uspokajało go to. Dylan pogłębił uścisk, a moje serce przyspieszyło
Alfa- usłyszałem głos mojej omegi
Kurwa nie teraz
Skupiłem się na obradach, aby nie słyszeć mojej omegi, jednak było to trochę trudne bo cały czas coś nawijała. Pewnie przestała by gdybym pościł dłoń Dylana ale nie zrobię tego, bo strasznie to miłe
Boże Thomas tylko nie zakochaj się
**********
- A teraz zapraszam wszystkich gości na salę bankietową- powiedział przewodniczący obrad
Każdy zaczął się rozchodzi co i my po chwili uczyniliśmy. Chciałem ruszyć z miejsca lecz gdy tylko wykonałem pierwszy krok coś sobie uświadomiłem. Ja nadal trzymam dłoń Dylana. Spojrzałem na niego a moje policzki zaczęły szczypać. Kompletnie zapomniałem, że nadal go trzymam za rękę
- Sorry- powiedziałem puszczając go a moja omega z niewyjaśnionych przyczyn zaczęła skomleć
- Spoko- zaczął niepewnie- nic się nie stało- dodał posyłając mi uśmiech
- No dalej- wtrącił Liam po czym pociągnął mnie za rękę- czekoladowa fontanna na nas czeka- dodał nie ukrywając ekscytacji na co rozbawiony pokręciłem głową
**********
Bankiet rozkręcił się w najlepsze a każdy był w mniejszym lub większym stopniu upity. Oczywiście nie ja, niestety muszę ograniczać się z alkoholem, więc stałem oparty o ścianę i patrzyłem na te pijackie mordy. Moi i Dylana rodzice pojechali jakieś dwadzieścia minut temu więc nie mam z kim gadać. Niby przyjechali tu ze mną przyjaciele, ale oni są zajęci swoimi sprawami. Liam dosłownie pije z czekoladowej fontanny, Brett odgania od niego potencjalnych klientów, a Dylan gdzieś się zapodział z jakąś kelnerką
Szczerze... trochę mnie to zabolało gdy zobaczyłem jak ciągnie za sobą tą bete. Podczas konferencji nie mogłem skupić się na tym co mówią, a moje myśli cały czas schodziły na szatyna.
- A ty czemu się nie bawisz?- usłyszałem znajomy głos więc od razu podniosłem głowę, a gdy zorientowałem się, że jest to Scott na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech
- Nie mam ochoty jakoś- odparłem a ten oparł się o ścianę obok mnie
Spojrzałem w bok na niego, a widząc jak elegancko wygląda w garniturze moje policzki od razu zasypały. Chłopak uśmiechnął się do mnie cwanie zapewne widząc moje rumieńce po czym podniósł dłoń wołając tym samym kelnera z tacą kieliszków. Zmarszczyłem brwi, a ten w tym samym momencie zabrał odemnie mój kieliszek z sokiem i zastąpił go innym
- Rozluźnij się troche- powiedział wystawiając w moją stronę swój kieliszek
- Nie powinienem
- Tommy- powiedział unosząc brwi w górę. Na ogół nie lubię jak ktoś zdrabniać moje imię ale nie będę się teraz wykłócać
- Niech ci bedzie- odparłem po czym stuknąłem się z nim lampką szampana
~~~~~~~~
- Naprawdę?- zapytał przez śmiech i nie wiem czy to przez alkohol, ale Scott teraz wydaje się bardzo przystojny
- No tak! Mówię serio- powiedziałem przez śmiech- I na dodatek teraz musimy mieszkać razem- dodałem przewracając oczami
Zaśmiał się kręcąc głową po czym spojrzał mi głęboko w oczy. Szatyn przegryzł dolną wargę, a ja nie wiedzieć czemu wzdrygnąłem się na ten gest
- Słodko się rumienisz- powiedział zalotnym tonem a moje serce przyspieszyło
- Co? Ja rumienie? Pfff....po prostu jest tu strasznie gorąco- odparłem nerwowo. Chłopak uniósł tylko jedną brew na znak, że mi nie wierzy po czym zaczął się rozglądać
- Chodź- powiedział odstawiając nasze kieliszki
Chłopak chwycił mnie za rękę po czym ruszył w stronę tylniego wyjścia. Scott wyprowadził mnie na zewnątrz jednak zamiast pościć moją dłoń ten ciągnął mnie gdzieś dalej....w głąb dużego ogrodu
- Gdzie mnie zabierasz?- zapytałem niepewnie
- Zaraz zobaczysz- powiedział po czym skręciliśmy za jakiś krzew- jesteśmy- dodał puszczając moją dłoń, a moim oczom ukazało się niewielkie oczko wodne idealnie oświetlone przez księżyc. Do około były wysokie żywopłoty a obok oczka znajdowała się ławka- usiądziemy?- zapytał spoglądając na mnie po czym ruszył w stronę ławki. Niepewnie ruszyłem za chłopakiem po czym usiadłem obok niego
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, a ja rozkoszowałem się tym chłodnym wieczornym powietrzem. Oparłem dłonie o ławkę po czym odchyliłem głowę w tył od razu zaciągając się powietrzem
- Przyjemnie prawda?- zapytał, a ja od razu na niego spojrzałem
- Nawet bardzo- odparłem spoglądając na oczko wodne- może trochę otrzeźwije- dodałem i nie wiedzieć czemu zacząłem się śmiać
Chyba nadal jestem podpity. Oparłem się o ławkę, a w tym samym momencie powiał mocniejszy wiatr, przez co na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Zacząłem ocierać dłonie o ramiona i tak szczerze nic nie pomogło ponieważ miałem na sobie bardzo cienką koszule. Zabrałem głębszy wdech a w momencie gdy miałem poprosić Scotta o powrót do sali poczułem jak na moich ramionach ląduje coś ciepłego. Spojrzałem w bok, a tą ciepłą rzeczą okazał się być garnitur szatyna
- Scott nie musia
- Ciiii- przerwał mi- mi jest ciepło a widzę, że ty marzniesz- dodał posyłając mi ciepły uśmiech
- Dziękuję- odparłem przykrywając się bardziej garniturem- jesteś bardzo miły. Nie to co inne alfy
- Może dlatego, że oni nie potrafią docenić tego jak bardzo omegi są ważne- powiedział przysuwając się do mnie i co dziennie przeszkadzało mi to
- Naprawdę tak uważasz?- zapytałem a moje ciało lekko poruszyło się w jego stronę
- Oczywiście! Nie dość, że wszystkie omegi są piękne to na dodatek bardzo mądre. Moim zdaniem niektóre Luny stada są niedoceniane, a przecież tak dużo robią- powiedział, a ja poczułem się bardzo uszczęśliwiony faktem, że ktoś nas w końcu docenił
- Jesteś mądry, sprytny i do tego bardzo miły - powiedziałem niekontrolowanie na głos moje myśli
Boże co ja zrobiłem! Nigdy więcej alkoholu
- O tobie mógłbym powiedzieć to samo- odparł unosząc jeden kącik ust w górę i muszę przyznać, że wygląda to naprawdę bosko
Uśmiechnęłam się do szatyna, a on od razu to odwzajemnił. Spojrzałem na jego usta po czym znów w jego piękne oczy. Nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać, a moje serce przyspieszyło
Boże....czy my zaraz się pocałujemy?
~~~~~~~~~
Do jutra
Jak się wyrobie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top