25. Nowy dom
-Caroline usiadź prosto.
-Właśnie Caroline, słuchaj się matki. - wyprostowałam się na krześle.
Razem z rodzicami siedziałam przy stoliku w popularnej pizzerii Freddy Fazbear Pizza. Marzeniem każdego dzieciaka było wyprawienie dla niego przyjęcia w tym miejscu, no wiecie: pizza, nowe znajomości, wolna zabawa i animatrony - główne postacie, które akurat w tym dniu śpiewałyby i grały tylko dla Ciebie.
Spojrzałam w stronę mamy, która odgarnęła mi kosmyk opadających na oczy włosów. Przeniosłam wzrok na tatę, który niespokojnie zerkał co chwilę na zegarek. Czekaliśmy na pizzę. Nienawidziłam czekać. Mama widząc moje rozczarowanie położyła swoją dłoń na moim prawym ramieniu.
-Dzisiaj ktoś ma urodziny, dlatego nasza pizza jeszcze nie jest gotowa. - przewróciłam oczami i skrzyżowałam ręce na piersi.
Z torebki mamy dobiegł dźwięk telefonu, następnie zadzwonił telefon taty. Porozumiewawczym gestem wskazali na drzwi i wstali od stołu kierując się do wyjścia. To nic nowego, że ich praca przenosiła się w każdą możliwą chwilę, szczególnie w czasie, gdy spędzali ze mną swój "wolny" czas. Nie chcąc czekać dłużej zsunęłam się z krzesła i skierowałam w stronę kolorowych świateł odbijających się na suficie. Udało mi się przebić przez tłum dorosłych i dotrzeć do nieznanego mi miejsca w pizzerii, którego nigdy nie widziałam. Część sali przeznaczona tylko i wyłącznie dla dzieci - scena, główne maskotki oraz jeden wielki stół z pizzą. Wszystko tu było inne, bardziej kolorowe, przestrzenne... - właśnie tak to pamiętam, pierwszy dzień w pizzerii, który mogłam ponownie odegrać, tyle że nie w tym samym miejscu. Mogłam jedynie obserwować mnie z przeszłości, z moich wspomnień. W tej części byłam jedynie niewidzialną dla innych postacią krążącą po pizzerii obok, niczym duch. Nawet nie przypuszczałam, że tak dobrze pamiętam ten dzień, te wydarzenia. Byłam wtedy inna, dopiero teraz zobaczyłam jak bardzo się zmieniłam.
Podążałam za sobą, wiem dziwnie to brzmi, ale jak inaczej mam nazywać.. siebie?.. Caroline Junior? Wracając... Przez mój zamysł straciłam "siebie" z oczu, jednak wiedziałam, gdzie mam jej później szukać. Wolny czas poświęciłam na zwiedzanie pizzerii, choć i tak już dobrze ją znałam.
***
Minęło kilka minut, stałam przed drzwiami magazynu, gdzie zaraz miała zacząć się tragedia... Stałam i czekałam. Wkrótce przy drzwiach znalazł się mężczyzna w fioletowym mundurze, pamiętałam to trochę inaczej.. Jednak mniejsza z tym. Prowadził za sobą piątkę znanych mi dzieci. Pchnął drzwi i gestem ręki zaprowadził całą piątkę do magazynu z częściami.
Kiedy ostatnie dziecko, którym w tym przypadku był niczego nie spodziewający się Freddie, mężczyzna przystanął. Stałam tuż przed nim, kiedy to podniósł prawą dłoń, przyłożył palec wskazujący do ust wydając ciche "shh", następnie zatrzasnął drzwi.
Podbiegłam do nich i zaczęłam nasłuchiwać, gdy w pewnej chwili usłyszałam szloch dzieci i cichy krzyk. Spojrzałam w dół, zobaczyłam wypływającą spod nich krew. Gdzieś to już widziałam... W jednym z moich snów. Wszystko nagle ucichło, złapałam za klamką i pociągnęłam drzwi do siebie. Weszłam do pomieszczenia, w którym była jedynie ciemność. To nie był już magazyn, w którym miałam się znaleźć wchodząc przez drzwi.
Nagle usłyszałam znajomy głos, ujrzałam również smugę światła spod czegoś przypominającego drzwi. Pchnęłam lekko ręką znajdujące się przede mną drzwi. To były drzwi od mojej szafy. Byłam teraz w moim pokoju, we własnym domu.
-Kochanie! Dzisiaj Twoje siedemnaste urodziny, chciałabyś to jakoś uczcić?
-Tak mamo!
-Dobrze, jak wrócę o 15 z tatą to zabierzemy Cię gdzieś, to niespodzianka!
No tak.. Niespodzianką był ich wyjazd za granice bez wcześniejszego powiadomienia. Zbiegłam po schodach, gdzie natknęłam się na mnie trzymającą nadgryzione jabłko w dłoni.
Drzwi domu zamknęły się z hukiem, rodzice już wyszli, a "ja" wyprawię swoje urodziny w niezbyt tradycyjny sposób. Zaraz moje upojne życie zacznie się sypać.. Jestem wspaniałą optymistką. Znów wszystko było wyraźne, każdy detal, godzina, data, a nawet strój w jaki byłam ubrana - moja ulubiona czarna bluza w białe paski. Widziałam teraz siebie wpatrującą się w blat stołu kuchennego. Podeszłam bliżej - wycinki gazet z 2007 roku.
Usłyszałam dziwny huk i pobiegłam na górę, tego akurat jeszcze nie było. Otworzyłam drzwi do swojego pokoju, tym razem znalazłam się w mieszkaniu Mike'a... Wszystkie wspomnienia powtarzały się - poznanie Jeremy'ego, spotkanie z Freddim, nocne koszmary, zaginięcie Mike'a.. Wszystko.
Otworzyłam kolejne drzwi, jednak tutaj była jedynie ciemność, nie było nic. Żadnego dźwięku, żadnego światła. Nie czułam nic, czy żyję, czy umarłam. Dlaczego widziałam to wszystko od nowa tylko z innej perspektywy? Tak wiele pytań, a mało odpowiedzi.
Kilka chwil później poczułam, że mogłam się poruszyć, otworzyłam ciężkie powieki i ujrzałam przed sobą magazyn FFP.
Coś było nie tak, nie czułam nic. Nie tak jak po podaniu leków znieczulających. Po prostu nic. Jakby nie było we mnie życia, ale czy umarłam? Nie oddychałam, ale sprawnie funkcjonowałam. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nic się tutaj nie zmieniło, wszystko stało na swoim miejscu, no może oprócz jednej rzeczy, a dokładniej nie rzeczy tylko kogoś.
Brunet ubrany w szary t-shirt i ciemne spodnie leżał na kanapie ustawionej pod ścianą. Wcześniej kanapa była w kuchni, jednak ktoś ją przeniósł. Chłopak raczej spał, co można było zobaczyć kiedy tylko zaczął chrapać. Nagle drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wszedł wysoki błękitnooki brunet w czarnej bluzie i białym podkoszulku. Ze zdziwieniem zaczął mi się przyglądać, jednak szybko przeniósł wzrok na śpiącego chłopaka. Przybysz stanął obok kanapy i strącił leżącego na meblu chłopaka.
-Miałeś jej pilnować! - powiedział podniesionym głosem.
-Przecież pilnuję. - poturbowany złapał się ramię i powoli wstał.
Dopiero wtedy zobaczyłam czarny kapelusz znajdujący się na głowie zdenerwowanego chłopaka. Dopiero co obudzony chłopak stanął naprzeciw budziciela, był od niego niższy o pół głowy, miał niebieskie oczy. Wyciągnął rękę w stronę kanapy, zza której wyjął granatowo-szary kapelusz.
Nagle mnie olśniło.
-Freddie? Mike?
Dwójka chłopaków wpatrywała się we mnie nie wypowiadając żadnego słowa. Mój wzrok wędrował z jednego bruneta na drugiego.
-Nie, Święty Mikołaj. - wyższy brunet sprzedał niższemu kuksańca w bok. Mike przewrócił oczami i po chwili mnie przytulił. Do całego zajścia dołączył się Freddie.
-Całe szczęście żyjesz. - miałam już odpowiedzieć, kiedy moje niewypowiedziane słowa przerwał Mike.
-W końcu możecie być razem. - odezwał się chłopak przerywając ciszę. Freddie spojrzał na niego piorunując go wzrokiem, jednak chłopak wciąż się szczerzył. Przewróciłam oczami, chciałam przejść obok nich i móc iść do domu, jednak Freddie złapał mnie za ramię. Spojrzałam na chłopaka i wyrwałam mu się chcąc otworzyć drzwi.
-Nie możesz wyjść. - kierowałam się do wyjścia przyśpieszonym krokiem jednak Mike stanął mi na drodze i za wszelką cenę nie chciał mnie wypuścić z budynku.
-Dlaczego? - skrzyżowałam ręce na piersi i przeniosłam ciężar ciała na lewą nogę. Bruneci spojrzeli po sobie z zakłopotaniem i wskazali dłonią na drzwi znajdujące się pod koniec korytarza.
Powolnym krokiem przeszliśmy do pomieszczenia, na które wskazali. Wcześniej nie mogłam ich zobaczyć, nie było ich tu..
Weszliśmy do środka, było tutaj dość jasno. Przeszłam pod koniec pokoju, spojrzałam w stronę ściany, przy której stanął Mike i przełączył jakiś pstryczek.
-Co on właśnie zrobił? - zapytałam szeptem w stronę Freddiego, który cicho się zaśmiał.
-Włączył światło.
-Ale.. Tutaj jest jasno..
-Uwierz mi, nie jest.
Stanęłam jak wryta, mogłam to wszystko zobaczyć bez zapalania światła.. Chyba, że Freddie robił sobie ze mnie żarty...
Tak, odpowiedź pierwsza jest bardziej prawdopodobna, Freddie raczej nie żartuje w takich sytuacjach. Odwróciłam się w stronę Freddiego.
-Dlaczego widzę w ciemności?
-A bardziej nie dziwi Cię fakt, że widzisz nas w ludzkich postaciach? - dopiero teraz sobie to uświadomiłam, zapomniałam, że ostatni raz kiedy ich widziałam byli jeszcze animatronami.
-Dlaczego-
-Zaraz się dowiesz. - przerwał mi Mike. - Tak dużo pytań, a tylko jedna odpowiedź. - cicho się zaśmiał, Freddie skartował go wzrokiem.
Bruneci szukali czegoś na ścianie, a może raczej.. Za nią?
Oparłam się o szarą, wyblakłą z koloru ścianę i poczułam coś dziwnego. Odskoczyłam od ściany i dotknęłam ją dłonią - dziwny materiał przytwierdzony do ściany bardzo wyraźnie się w nią wtapiał. Znalazłam mały odstający koniec szarego materiału i pociągnęłam go w dół. Zza tkaniny odsłonił się korytarz, jednak nie mogłam stwierdzić czy jest długi, czy może krótki. Mój wzrok nie dosięgał tak daleko. Odwróciłam się do wciąż szukających chłopaków.
-Hej! Tego szukacie? - Freddie i Mike momentalnie pojawili się obok mnie, nic nie odpowiadając niebieskooki chwycił mnie za dłoń i wciągnął do korytarza.
Freddie szedł na czele, wyglądał na nerwowego, cały czas się rozglądał. Szliśmy w milczeniu, jednak właśnie teraz zauważyłam, że Mike nadal nie puścił mojej dłoni. Chciałam mu to wypomnieć, ale Freddie nagle stanął. Przeszłam obok Mike wyrywając mu dłoń z uścisku, chłopak zdał się nieco zakłopotany, jednak ja nie zwracałam na to uwagi. Stanęłam obok Freddiego, który wpatrywał się w pustą ścianę.
-Jeżeli chcesz dowiedzieć się prawdy, kiedy będziesz gotowa, powiedz.- skinęłam głową, chyba nie mogłoby być aż tak źle...
-Jestem gotowa.
Freddie złapał moją dłoń, Mike podszedł do ściany, stanął na palcach i zdarł z niej taki sam materiał, który widziałam wcześniej. Kiedy Mike stanął obok mnie, a cały materiał leżał już na podłodze moim oczom ukazały się trzy postacie. Postacie trzech animatronów wpatrujących się w nas. Cała trójka była wersjami Freddy'ego Fazbear'a.
Naprzeciwko Freddiego stał oryginalny Fazbear, przed Mike'm - Golden, a przede mną... Ten sam szary animatron, którego widziałam w opuszczonym pomieszczeniu przed spotkaniem z sino skórym.
-Więc.. - Freddie nabrał głośno westchnął. - Te animatrony, które widzisz to my. Dlatego nie możesz oddychać, nie czujesz bólu fizycznego, dobrze widzisz w ciemności... My widzimy siebie normalnie tylko podczas nocy, w dzień jesteśmy tacy jakimi widzą nas ludzie - animatronami.
-Ale widzisz, nie jest tak źle... - Mike położył dłoń na moim ramieniu, odbicie zrobiło to samo. Więc to prawda.. Nie żyję.
-Mogłaś trafić gorzej i nie być w rodzinie miśków.
-Ty całe swoje życie w tym cholernym ciele animatrona jesteś optymistą..
-Wiem. - Mike szeroko uśmiechnął się w stronę Freddiego, który przewrócił tylko oczami.
-A jaki skromny. - dodałam po chwili, jednak przez moją głowę przeszło tysiące myśli, w tym jedna powtarzająca się: Co teraz ze mną będzie?
Moją nagle posmutniałą minę zobaczył Freddie, który objął mnie ramieniem i wyprowadził z pomieszczenia. Nadal nie mogłam w to uwierzyć, nie żyłam jednocześnie żyjąc, jednak teraz w nowym ciele - ciele animatrona, który miał się stać nową rozrywką dla gości pizzerii lub spędzać całe dnie w magazynie, tak jak Mike. Szliśmy w milczeniu wpatrując się przed siebie, jedynie Mike wydawał się być bardziej szczęśliwy niż zwykle. Chłopak szedł przed nami odwracając się co chwilę z głupim uśmieszkiem. Byliśmy już w magazynie, Mike gdzieś zniknął, chwila ciszy...
Oparłam się o jedną ze ścian magazynu, przez tą ciszę zrobiło się trochę niezręcznie. Oboje wpatrywaliśmy się w brudną podłogę magazynu.
-Więc.. Za chwilę 5:30, będę musiał wracać na scenę, a ty musisz zostać tutaj. Pracownicy powinni pomyśleć, że przysłano do pizzerii nowego animatrona. - Freddie podszedł do mnie, stanął przede mną. Byłam niższa od niego o głowę.
Patrzyliśmy przez długi czas na siebie nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Freddie oparł się dłońmi o ścianę, w taki sposób, że gdybym chciała od niego uciec nie udałoby mi się.
Jego ciemne oczy wpatrywały się bez ustanku w moje.
-Wiesz.. - powiedział z zakłopotaniem - Zawsze chciałem to zrobić.- w tej chwili jego usta dotknęły moich, nie sprzeciwiałam się mu, oddałam tym samym pocałunek.
-Wiedziałem, że coś jest na rzeczy! - razem z Freddim oderwaliśmy się od siebie. W drzwiach magazynu stał Mike, ten to ma wyczucie czasu...
-A ty.. Gdzie byłeś? - Freddie wydawał się być nieco zakłopotany całą sytuacją.
-Ja? Pozwiedzać.. - nasza dwójka przewróciła oczami, skrzyżowałam ręce na piersi i oparłam o ścianę. - Przecież żartuję, byłem wypełnić parę dokumentów, które upozorują przybycie nowego animatrona do pizzerii, nie musicie dziękować.
-Nadal skromny. - rzuciłam się na Mike'a, który akurat tego się nie spodziewał i przytuliłam. - Dziękuję.
-Ah, drobiazg. Rodzina powinna sobie pomagać.
-Właśnie - powiedział Freddie, podszedł do nas i objął naszą dwójkę ramieniem- Pizzeria to Twój nowy dom, a my to Twoja nowa rodzina.
***
Nie wiedząc kiedy wybiła 9. Byłam sama, Mike znał tutaj wszystko i każdy wiedział, że brak animatrona w magazynie to nic wielkiego, przecież sam może się poruszać po pizzerii, ale musi omijać gości. Nadal nikt nie zjawił się w magazynie. Stałam w jednym miejscu gotowa na to, że ktoś wejdzie do magazynu przez drzwi znajdujące się naprzeciw mnie. Moje czekanie się opłaciło, do magazynu wszedł niski mężczyzna trzymający w ręce kartkę papieru.
-Więc... To nowy animatron.. - mężczyzna podszedł bliżej, czytał wszystko z kartki, którą najprawdopodobniej napisał Mike. - kolejna wersja Fazbear'a, szara, w wersji żeńskiej... Przynajmniej Chica nie będzie sama. Dobrze, dalej. - mężczyzna podchodził bliżej, musiałam udawać wyłączaną, ponieważ nie wiedziałam jak do końca mam się zachować, czytał dalej. - Animatron z fioletową muszką noszący imię Silver. Czyli Silver Freddy, huh. - Mike jakiś ty twórczy... - Przeznaczony do występów na scenie w roli: piosenkarza lub gitarzysty. Hmm, główna scena jest zapełniona, a skoro to nowy animatron to nie powinien stać w magazynie.. Coś się znajdzie. - mężczyzna wybiegł z magazynu zatrzaskując za sobą drzwi. Odetchnęłam z ulgą, gdy znowu mogłam swobodnie się poruszyć.
Zobaczyłam małe lustro na jednej z szafek, podeszłam bliżej, w tej chwili przypomniały mi się słowa Freddiego: za dnia widzimy siebie tak, jak widzą nas goście - jako animatrony.
Wyciągnęłam przed siebie obie ręce, rzeczywiście - moje dłonie były szare, gdzieniegdzie dało się zobaczyć pozaczepiane części animatronicznego ciała. Odwróciłam się w stronę lustra, zaczęłam się sobie przyglądać co chwilę dotykając nowej twarzy: szare futro, uszy, fioletowa kokarda, wyblakło-niebieskie oczy i potargana czupryna. Muszę przyznać, podobało mi się nowe ciało. Niespodziewanie drzwi magazynu otworzyły się, do pomieszczenia wszedł Freddie trzymając ręce za plecami.
-Witaj, słyszałem, że jesteś nowym animatronem, który ma występować na scenie razem ze mną.. Oprowadzić panią? - nie mogłam powstrzymać mojego chichotu, kiedy Freddie próbował być wobec mnie poważny.
-Ależ oczywiście.
-Tylko chwila.. - uniosłam pytająco brew. - Mam coś specjalnie dla Ciebie co akurat może Ci się spodobać. - w tym samym czasie Freddie wyjął zza swoich pleców fioletowy kapelusz i założył mi go na głowę. Nie mówiąc ani słowa przytuliłam się do niego, a on objął mnie ramieniem.
-Czas pozwiedzać!
-Uhm, ale.. Przecież w pizzerii są goście, j-ja nie wiem, czy to akurat dobry pomysł. Pamiętaj, że jestem dość nieśmiała i-
-I to ja jestem tutaj główną atrakcją oraz właścicielem, no chodź. - nie mogąc zaprzeczyć Freddie złapał mnie za rękę i wyprowadził z magazynu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top