28. Rudzielec

Szybko zapomniałam o całej sprawie z dziwnymi iluzjami mającymi zamieszać nam w głowach. Przez dziwne dźwięki sąsiedzi z pobliskich budynków wezwali policję na wypadek włamania. Funkcjonariusze nie znaleźli nic oprócz dziwnych śladów w biurze. Dziwne, że pizzeria następnego dnia przyjęła gości jak gdyby nigdy nic. W końcu to słynna pizzeria, która otwarta jest nawet w niedziele bez handlu.

Siedziałam w magazynie, w sumie nic nowego. Obok mnie kręcił się Mike, który nie mógł usiedzieć w miejscu, co też nie było wielką nowością.

-Ciekawe kogo teraz Mr. Nieprzejmujesiędziwnymiśladamiwbiurze-Fazbear zatrudni do roli nocnego stróża. - siedziałam w milczeniu, wzruszyłam ramionami i zajęłam się dalszym myśleniem nad sprawą.

-Mike - spojrzał na mnie zaciekawiony, gdy po długiej chwili nie wydawałam z siebie żadnego słowa.-Możemy pójść do biura i sprawdzić w dokumentach kto przychodzi na nocną zmianę.

-Hmm.. - Mike spojrzał na zegarek zawieszony nad drzwiami magazynu. Wszędzie w pizzerii gdzie nie spojrzeć wisiały zegary. - Mamy trochę czasu..

-Widzę, że już masz jakiś plan. Zdradzisz mi go, geniuszu zbrodni?

-Ah, tak. - Goldie próbował przybrać poważny wyraz twarzy, jednak jak zawsze mu to nie wychodziło. -Dzięki temu, że możemy przenosić się gdzie tylko chcemy i jako jedyni to potrafimy moglibyśmy z łatwością wejść do biura i sprawdzić dokumenty w biurze Mr. Fazbear'a.

-Przed chwilą zaproponowałam prawie to samo.

-Ale nie wspomniałaś o teleportacji. - przewróciłam oczami, chłopak złapał moją dłoń i pociągnął za sobą. Wyrwałam rękę od chłopaka i zatrzymałam go.

-Dlaczego nie pójdziemy w cywilizowany sposób?

-Bo to nie miałoby sensu i nie mógłbym tego nazwać tajną operacją?

-W sumie, buzia Ci się nie zamyka, więc pierwszy krok za magazynem i każdy by wiedział po co idziemy. - skrzyżowałam ręce na piersi, a chłopak lekko się zmieszał. -Idziemy. - wyszliśmy z magazynu i poruszaliśmy się tak, aby nie wzbudzić podejrzeń.

-Nie mogliśmy iść wentylacją?

-Nie. -dodałam z większą pewnością siebie.

Wszystko szło gładko, jednak ni stąd ni zowąd na naszej drodze pojawił się Foxy. Aż trudno uwierzyć, że nie może się teleportować.

-A dokąd to się wybieracie? O ile mi wiadomo jeszcze nie wybiła godzina 'wolności'.

-Pozwiedzać nie można?

-Chcesz zwiedzać budynek, który znasz na pamięć?

-T-tak. Oprowadzam Silv. - Foxy spojrzał na mnie, jego wzrok przeszywał mnie na wylot, po czym skinął do mnie lekko głową i przepuścił nas dalej.

Kiedy znaleźliśmy się na wystarczającej odległości od lisa Mike wyrzucił z siebie wodospad słów.

-Było blisko. Myślisz, że się czegoś domyślił? To chyba nie jest aż tak zakazane, aby chodzić do biura? Szczególnie, że jesteśmy najniżej usadzeni w hierarchii pizzerii. 

-Przyrzekam, jeżeli w biurze będzie jakaś taśma to twoja cała twarz będzie zmumifikowana. -Mike chwilowo ucichł, a przynajmniej miałam taką nadzieję.

W końcu znaleźliśmy się pod drzwiami biura, które na nasze nieszczęście i szczęście okazały się być zamknięte. Mike spojrzał na mnie ze swoim głupim uśmieszkiem, wiadomo, że chodziło mu o teleportację, której jak widać nie dało się ominąć nawet w tak mało ważnej sprawie.  

-Zrób to co wtedy, tylko do biura. - wykonałam polecenie Mike'a i w szybki sposób znalazłam się w biurze, zaraz obok mnie pojawił się Goldie.

-Tam są trzymane dokumenty o zatrudnieniu nowych pracowników. - złoty animatron wskazał na jedną z szuflad z oznaczeniem B1.

Jedno z nas musiało stanąć na czatach, tym kimś był Goldie. Wybrał sobie lżejszą robote..
Otworzyłam szufladę, moim oczom ukazały się sterty dokumentów, szybko jednak udało mi się znaleźć teczkę zatytułowaną Night Guards. Kiedy ją otworzyłam ujrzałam nazwiska najnowszych stróży nocnych. Ostatnim zatrudnionym na stanowisko stróża nocnego byłam ja. Nikogo więcej nie zatrudniono, ewentualnie nie zapisano. Odwróciłam się z otwartą teczką w stronę Goldiego.

-Mike spójrz, nikogo nie zatrud-

-Shh. - spojrzałam na niego pytająco, zamknęłam teczkę i podeszłam bliżej. Goldie stał lekko nachylony przy drzwiach.

-Ktoś tu idzie.

Staliśmy w zupełnej ciszy wsłuchując się w każdy dźwięk wydobywający się z korytarza. Nagle ktoś złapał za klamkę, a w zamku dało się słyszeć przekręcany kluczyk. Jednak dźwięk tak szybko ustał jak się pojawił.

-Freddy! - usłyszeliśmy głos lisiastego, więc to Freddy musiał stać pod drzwiami.

-Huh?

-Pytanie, a raczej ważna sprawa.

-Tylko szybko, muszę wypełnić coś w biurze. - Co Freddy miał wypełnić w biurze...? Spojrzałam porozumiewawczo na Goldiego, który wzruszył jedynie ramionami.

-Kiedy to się skończy?

-Co się skończy?

-N-no to! To wszystko.. Ile jeszcze mamy tu gnić? Może to nie o nią chodzi? Może to inna Caroline i akurat nie ta, której szukamy.

-Jak nie ta?! Przecież miała sny, pamiętała o naszym spotkaniu kiedy byliśmy dziećmi, musisz się uspokoić Foxy, cierpliwości.

-Uh. W porządku. Ja.. Wszyscy.. Mamy już dość tej całej placówki.

-Przecież wiem o tym.. Dobrze wiem..

Szybkim ruchem chwyciłam Goldiego za kawałek futra i przeteleportowałam się do wentylacji w momencie kiedy do biura wszedł Freddy. Spojrzałam na niego zza krat szybu. Nie był pełny radości i entuzjazmu. Usiadł na krześle przy biurku i zaczął po kolei otwierać każdą z szafek. Kiedy kątem oka dostrzegłam coś co przyprawiło mnie o lekką panikę. W pomieszczeniu przez przypadek został mój kapelusz, który przypadkowo musiał spaść podczas szybkiej ucieczki do wentylacji. Uspokoiłam się myślą, że kapelusz leży w miejscu, w którym Freddy nie powinien go znaleźć. Obróciłam się do Goldiego i wskazałam w stronę szybu prowadzącego do kuchni, po czym bezszelestnie zaczęliśmy poruszać się w jej stronę. W czasie, gdy w końcu znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości od biura, przystanęłam, aby opowiedzieć Mike'owi co dokładnie widziałam.

-Gold, słuchaj. We have a little problem...

-Oh no.

-Oh yes.

-Oh no, nie znam tak dobrze angielskiego.. Pamiętasz? Dziecko, zamordowane, 9 lat, haloo?

-No tak.. Mamy problem.

-To akurat zrozumiałem.

-Ugh *facepalm*. Przez przypadek mój kapelusz został w biurze, Freddy może go znaleźć i od razu dowie się, że tam byliśmy. - Goldie podparł się plecami o ściankę szybu.

-Bardziej przejmujesz się kapeluszem niż tym o czym rozmawiali?

-Jakoś.. Niezbyt. Freddy mówił mi, że to ja mam was stąd wyciągnąć, tyle, że... akurat ja nie wiem w jaki sposób miałabym to zrobić. Sama teraz jestem taka jak wy.

-Doobra, to jednak był zły pomysł. To co z tym kapeluszem?

-Leży na podłodze obok kanapy, niby go nie widać, ale przez jego barwę może zostać zauważony.

-Cholera.. - usiadłam obok Goldiego - Problemem nie będzie to, że chcieliśmy sprawdzić kto został nowym stróżem, tylko to, że animatrony nie mają tam wstępu.. Dostaniemy niezłe gadanie od Freda.. - nagle mnie olśniło.

-Powtórz to ostatnie.

-Noo, dostaniemy niezłe gadanie od Freda.

-Nie to, to wcześniej.

-Problemem nie będzie to, że chci- Goldie nie zdążył dokończyć, ponieważ szybkim ruchem sprzedałam mu kuksańca w bok.

-Boziu.. Gold, chodziło mi o to.. Animatrony nie mają wstępu do biura, więc... co tam robił Freddy?

-Czy ja wiem, może chciał sprawdzić rozkład imprez?

-I przy okazji wypełnić jakieś papiery?

-No wiesz, jest też główną atrakcją i tak jakby drugim właścicielem tej firmy.

-Może masz rację..

Po krótkim czasie obydwoje znów ruszyliśmy w stronę kuchni. Po szybkim rozejrzeniu się i nasłuchiwaniu nadchodzących oraz oddalających się kroków przeteleportowaliśmy się do kuchni, po czym każdy z nas poszedł w swoją stronę. Oczywiście, powinnam iść za Goldim, ponieważ moje miejsce jak na razie jest w magazynie razem z nim, jakkolwiek to brzmi.. Jednak ja musiałam znaleźć Freddy'ego. Kiedy przeszłam na korytarz prowadzący w stronę głównego biura Mr. Fazbear'a na mojej drodze znikąd pojawił się Foxy.

-Dobry wieczór, po raz kolejny tej pięknej nocy. Nie powinnaś być z Goldenem? - dlaczego on musi mnie nachodzić?

-Nie powinieneś być w Pirate Cove sam ze sobą? - widocznie zdziwiła go moja reakcja na jego zaczepkę. Chwycił moje ramie i skierował moją twarz naprzeciw jego.

-Dobra miśku, chcesz współpracować czy nie?

-Jeśli mi wytłumaczysz o co chodzi to może się skuszę. - Foxy wziął głęboki wdech, kiedy zegar wybił północ tym razem przybraliśmy ludzką postać.

Ruda czupryna zielonookiego wysokiego chłopaka z lisimi uszami była mi dobrze znajoma.

-Możemy już przejść do rzeczy? - jego głos nie był już taki metaliczny i wrogi, tylko potulny dla ucha. 

-Czekaj, czekaj. Mam pytanie.

-Tak?

-Skoro jesteście tu tak długo.. Macie tu jakiegoś fryzjera? - co ja odjebałam?  Foxy wpatrywał się we mnie, nie mógł do końca zrozumieć o co mi chodzi. - Um, noo, jesteście tu długo i nadal macie krótkie, czuprynkowe* (XD?) włosy. - Foxy przeczesał palcami swoją czuprynę, jednak szybko zorientował się, że coś jest nie tak.

-Nie zmieniaj tematu, Caro... Posłuchaj, siedzimy tutaj dość długo, oczywiście, cieszymy się, że znaleźliśmy kogoś kto chce nam pomóc i te inne.. Ale, musisz się pośpieszyć.

-Tyle, że ja nie wiem jak mam to zrobić, przykro mi Foxy. - chłopak opuścił wzrok i głośno westchnął.

-A mogę mieć przynajmniej dwie prośby?

-Jasne.

-Pierwsza: mów mi Chris, wolę używać tego imienia niż tej mechanicznej zabawki, w której muszę siedzieć. - pokiwałam głową w górę i w dół na oznakę zgody.

-A druga.. Musisz mi przed nią przyrzec, że się zgadzasz.

-Nie mogę tak od razu przyrzec.

-A co jeśli powiem, że to dla Twojego dobra?

-A co jeśli się nie zgodzę?

-Wtedy nie dowiesz się prawdy, skarbie.

-Nie mów tak do mnie. - warknęłam, przy czym on przysunął się bliżej mnie na tyle, abym mogła poczuć jego oddech na moim poliku.

-Bo co mi zrobisz misiu? Załaskoczesz mnie? - odepchnęłam go od siebie, jednak niezbyt daleko co uniemożliwiało mi ucieczkę.

-Co z Tobą jest nie tak?! - wykrzyczałam w jego stronę z nadzieją, że ktoś w końcu tu przyjdzie, chociaż powinnam być tego świadoma iż w pizzerii jest już nocny stróż i raczej każdy jest na swoim miejscu, a nawet jeśli jest tu stróż - kamera nie dosięgała w to miejsce. Chłopak ponownie zbliżył się do mnie, jednak tym razem szybkim ruchem złapał moje dłonie i przywarł je do ściany uniemożliwiając mi w jakikolwiek sposób obrony przed nim.

-Nie denerwuj się tak.

-Chris, cholera - przy tych słowach rudowłosy przygryzł lekko swoją dolną wargę, a ja zaczęłam coraz bardziej się szarpać.

-Uspokój się, nic Ci przecież nie zrobię, chcę abyś tylko się zgodziła przed ostatnią prośbą.

-Jesteś chory.

-Widzisz, to przez te lata spędzone tutaj. 

-Czego ty w końcu chcesz?!

-Trzymaj się od Freddy'ego z daleka. - i odszedł pozostawiając mnie samą na ciemnym korytarzu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top