23. Wyczekiwana rozmowa
Wybiła 23, zaczęłam szykować się do pracy, a co z tym idzie, na spotkanie z Mikem. Usiadłam na łóżku i przeczesałam palcami włosy, nagle usłyszałam huk zatrzaskujących się drzwi. Szybko zbiegłam na niższe piętro. Do domu wpadł Jeremy, cały blady, jakby zobaczył ducha, wpatrywał się w podłogę szybko dysząc. Podeszłam do chłopaka i przytrzymałam go za ramiona.
-Jeremy, co się stało?
-W-w pizzerii. T-te animatrony. O-one potrafią się porozumiewać. T-to jest.. Nienormalne!
-Uspokój się, chodźmy do salonu, chcesz wody? - przeszliłśmy do salonu, Jeremy usiadł na kanapie.
-Nie chcę wody, dziękuję. - przewróciłam oczami i poszłam po szklankę wody dla chłopaka, wiedziałam, że po niej będzie mu lepiej.
Usiadłam obok blondyna, podałam mu szklankę i odgarnęłam swoje włosy z twarzy.
-Więc... Co się dokładnie stało? - chłopak wypił odrobinę wody, wziął głęboki oddech i przemówił.
-Dobrze.. Siedziałem wtedy w biurze, miałem przerwę, gdy nagle jeden z animatronów, Chica, przyszła do biura i zapytała się jakby nigdy nic jak się czujesz. - Jeremy nerwowo się zaśmiał. - Wiedziałem, że czasami mogą coś powiedzieć, ale nie takie coś.
-Ale.. Ty nic nie pamiętasz? - Jeremy spojrzał się na mnie pytająco, właśnie teraz pożałowałam tego co powiedziałam.
-Czego nie pamiętam? - skoro on tego nie pamiętał to co miałam mu odpowiedzieć?
Siedziałam wpatrzona w podłogę, nic nie odpowiedziałam, jednak Jeremy nie dawał za wygraną.
-Caroline - odłożył szklankę i nachylił się bliżej mnie. - Dlaczego nie chcesz mi odpowiedzieć? - chłopak położył swoją dłoń na mojej, delikatnie zagryzłam wargi. - Dlaczego?...
Milczałam. Co miałam mu powiedzieć: heej, pracujemy w pizzerii, która jest nawiedzona przez duchy zamordowanych dzieci uwięzionych w animatronach, Mike nie żyje, a ja również powinnam być martwa. - tak, to nie brzmi dobrze.
-To przez Mike'a, tak? - wyprostowałam się, postanowiłam mu o wszystkim opowiedzieć, nie chciałam trzymać go w tajemnicy przed wszystkim.
-Jeremy posłuchaj, to bardziej skomplikowane niż myślisz.
-To mi wszystko wytłumacz.
-Dobrze, zaczęło się od tego, że ja-- - nagle jedna z szafek w salonie otworzyła się i wybiegła z niej gromadka pluszaków podarowanych przez Freddiego.
Wszystkie pluszaki szybko znalazły się między mną a Jeremym, który dopiero teraz zaczął cokolwiek przetwarzać. Blondyn spojrzał na mnie pytająco, uśmiechnęłam się do niego krzywym uśmiechem.
-Do tego dojdziemy, heh. - Jeremy przewrócił oczami, skrzyżował ręce na piersi i oparł się o kanapę. Pozwolił nawet, aby pluszowy Foxy mógł wejść na jego ramię.
-Więc, opowiadaj. - odparł ze spokojem.
Zaczęłam opowiadać o wszystkim od początku, o każdym szczególe, starałam się to robić po kolei i tak, aby Jeremy wszystko zrozumiał i nie pomyślał, że mam coś z głową.
Kiedy w końcu udało mi się wykrztusić ostatnie zdanie Jeremy wpatrywał się we mnie niespokojnym wzrokiem.
-Ostatnią rzeczą jest mój wypadek, prawie zostałbyś ugryziony przez Foxy'ego. - chłopak spojrzał na przytulankę przypominającą lisiastego. - Tylko, że to ja zostałam pogryziona.
-To znaczy, że to moja wina.. Przepraszam, j-ja nie wiedziałem.
-Nic nie szkodzi, tak już musiało być i tyle.
Przez chwilę milczeliśmy, jednak Jeremy szybko przerwał tą cisze.
-To co teraz?
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz?
-No normalnie, nie wiem.. Mam dopiero 17 lat, a ty 21, nie jestem dobra w odnajdywaniu rozwiązań na problemy. - schowałam twarz w dłoniach. Sytuacja była trudna, co miałam zrobić?
-Dobrze, ja.. Przepraszam, za bardzo na Ciebie naciskam.. - Jeremy zamilkł, jednak po chwili dodał. - Chcesz ich uratować, "bo możesz".
-Mogę. Tylko jak.. - spojrzałam na zegarek, 23:34.
-J-Jeremy j-ja muszę iść do pracy. - wstałam z kanapy i wyszłam z salonu.
-Podwieźć Cię?
-Nie, poradzę sobie. - nie czekałam na odpowiedź Jeremiego, wyszłam z mieszkania i zaczęłam kierować się w stronę FFP. Czas spotkać się z Mike'm - pomyślałam, na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. W końcu spotkam się z Freddim - tym razem uśmiech pojawiający się na mojej twarzy był większy, nie mogłam się doczekać kiedy znowu z nim porozmawiam.
Kilka chwil w przyśpieszonym marszu sprawiło, że w szybki sposób dostrzegłam wyłaniające się logo FFP, gdy nagle poczułam dziwnie znajome mi uczucie - ktoś mnie śledził.
Przyśpieszyłam kroku, za każdym razem kiedy tylko się odwróciłam nikogo tam nie było. W pewnej chwili lunął deszcz, a ja zatrzymałam się na parkingu, aby ostatni raz móc się rozejrzeć. Skądś już to pamiętam... Ciemność i padający deszcz sprawiły, że nawet stojące latarnie na parkingu nie dawały wystarczającej ilości światła, aby cokolwiek zobaczyć. Zaczęłam się nerwowo rozglądać, gdy w końcu natrafiłam na drzwi pizzerii ktoś chwycił mnie za ramię, przytrzymał i obrócił ku sobie. Lekko się wzdrygnęłam, jednak chwilę później moim oczom ukazała się postać bruneta, którego znałam. Cieszyłam się, że to on.
-Hej. Wybacz, nie chciałem Cię przestraszyć.
-Cześć. - posłałam mu delikatny uśmiech.
-Może wejdziemy do pizzerii? - Mike otworzył drzwi, byłam cała przemoczona, dopiero teraz zauważyłam, że brunet był całkowicie suchy, do tego był już w swojej postaci - jako animatron, Goldie.
-Wiem, że to może być niekomfortowe, ale nie masz mi tego za złe, że zostane w tej postaci?
-Jasne, że nie. - lekko się zaśmiałam, po czym dodałam. - Przyzwyczaiłam się do tego.
Przeszliłśmy na salę główną, zegar wskazywał godzinę 23:51.
Za dziewięć minut muszę być w biurze... Zwróciłam się w stronę Mike'a.
-Too o czym chciałeś pogadać?
-Heh, posłuchaj. To tak między nami. - Goldie zniżył głos, zaczął mówić szeptem. - Możesz nas uratować, uwolnić nas. Wszyscy na Ciebie liczymy. Szczególnie jedna osoba. - spojrzałam zaciekawiona na animatrona.
-Od czasu naszej.. "Śmierci" Freddie czasami wspominał o Tobie, w końcu kiedy przestał i chciał zapomnieć to ja spotkałem Ciebie.
Wiedziałem, że muszę Cię tu przyprowadzić dla nas, dla Freddiego.
-A-Ale jak ja mam was uwolnić? - w tym momencie na zegarze wybiła północ.
Chciałam ponownie spojrzeć na Mike'a jednak jego już nie było. Moja zmiana właśnie się zaczęła, a nieopanowane animatrony zaczynały grasować. Szłam w lekkiej ciemności, ponieważ światła już dawno zgasły, a awaryjne nie były wystarczająco dobre. Nie spieszyłam się, byłam dość spokojna jeśli można to porównać do ostatnich dni. Delikatnie stawiałam kroki, aby nie wywoływać zbędnego szmeru, nie mogłam dać się złapać tak wcześnie.. Poza tym, ktoś musi rozwiązać wszystkie tajemnice.
Dotarłam do biura, w którym panował bałagan - dookoła porozrzucane kartki walające się na podłodze, jakby ktoś czegoś tu szukał.
Usiadłam na krześle, jednak nigdzie nie mogłam dostrzec tableta. Zaczęłam otwierać wszystkie szafki, gdy nagle usłyszałam cichy szmer dobiegający z korytarza. Jeśli chodzi o to, że ostatnio wspominałam o łatwej zmianie, a to jest utrudnienie to kłamałam.. Całe szczęście latarka była na swoim miejscu, chcwyciłam ją i kontrolnie wyjrzałam na lewy, a później na prawy korytarz. Wszystko było w jak największym porządku, nikogo nie było, nikogo nie dało się nawet usłyszeć. Ta cisza była nie do zniesienia.
Chciałam porozmawiać z Freddim, jednak skąd miałam wiedzieć czy aktualnie jakiś inny animatron nie chce przypadkiem wyskoczyć mi za rogiem na twarz. Praca bez tableta jest zdecydowanie trudniejsza. Za każdym razem, gdy słyszy się jakiś szmer momentalnie podnosisz się do góry na równe nogi w gotowości na nadchodzące niebezpieczeństwo, jednak nic się nie dzieje, nie nadchodzi. Cisza.
Czas wlókł się nieubłagalnie, minęło dopiero kilka minut od zaczęcia mojej zmiany. Nie zabrałam ze sobą telefonu, gdybym go miała mogłabym zadzwonić do Jeremy'ego lub napisać zwykłego sms tylko po to, aby się nie nudzić.
W pewnej chwili przypomniały mi się kasety z różnych nocy, Freddie opowiadał mi o nich, jednak nie ma pewności kto mógłby je nagrać i w jakim celu. Mógłby to być jeden z byłych strażników pizzerii, jednak co się z nim stało? Czy to możliwe, że skończył tragicznie? Właściwie.. Kaseta z ostatniej nocy nie brzmiała za ciekawie.
Przeczesałam palcami moje lekko falowane włosy, wstałam i upewniłam się, że na jakiś czas jestem bezpieczna. Lewa - prawa, czysto. Mogłam skierować się w stronę ściany za mną, przy której stała półka z kasetami. Zaczęłam dosłownie penetrować cała szafkę, ledwo co mogłam coś dostrzec, gdyż światło w tej stronie pomieszczenia nie jest aż tak dobre. Latarka leżała na podłodze, nie mogłam trzymać jej przecież w zębach, prawda?
Kaseta za kasetą lądowała obok mnie. Nie natrafiłam na nic nowego - Noc 1, noc 2, 3, 4... Nic. Zamknęłam jedne z drzwiczek i otworzyłam kolejne, do której zajrzałam tylko raz. Znajdowały się tam dokumenty wszystkich pracowników. Jedyne co mogło mnie zdziwić to wyparowanie dokumentów Mike'a, co jednak w pewnym sensie nie było aż takim wielkim zaskoczeniem. Papiery ułożone w stertę były podzielone na tych, którzy wytrwali najdłużej i tych, którzy sami odeszli po kilku dniach. Nie mogłam się spodziewać tego co zobaczyłam, ale najdłużej do tąd pracuję ja i jakiś inny "ktoś" o imieniu William.
Głęboko westchnęłam i zamknęłam szafkę wraz z całą jej zawartością. Jako, że kucałam przy szafce musiałam się podnieść, moja obolała noga odmawiała współpracy, jednak po kilku sekundach udało mi się ustać na nogach. Wróciłam do biurka, nie mogłam rozsiąść się wygodnie jak zazwyczaj z myślą, że coś może mi się stać. Po prostu stałam przy biurku i nasłuchiwałam z zaciśniętymi na latarce palcami. Schyliłam lekko głowę do przodu i zaczęłam się kołysać - w przód i w tył. W pewnym momencie po raz kolejnh usłyszałam dziwny szmer dochodzący z prawego korytarza. Zacisnęłam dłonie na latarce i powolnym krokiem skierowałam się do drzwi. Wychyliłam się dalej niż zwykle dzięki czemu mogłam więcej dostrzec w panującej tu ciemności.
Kiedy tylko stwierdziłam, że to moja wyobraźnia płata mi figle, odwróciłam się, jednak przez moją nieuwagę ktoś stojący za mną, ktoś kto zwyczajnie dostał się do biura uderzył mnie w głowę jakimś ciężkim przedmiotem. Błysk białego światła, ból, a później ciemność. Czułam, że jestem nieprzytomna, jednak nie na długo. Po krótkim czasie ocknęłam się, byłam wleczona po ziemi, przede mną szedł fioletowy animatron przypominający królika niosący w jednej ręce gitarę, drugą zaś mógł z łatwością mnie ciągnąć.
Tym razem próbowałam myśleć bardziej logicznie i irracjonalnie niż ostatnim razem kiedy w pośpiechu uratowałam Jeremy'ego przed zębami lisiastego. Ciężkie kroki Bonniego zakłócały moje myśli, które co chwila mieszały się i schodziły do punktu wyjścia.
Po pewnym czasie dość niekomfortowego wleczenia mnie po podłodze króliczasty zatrzymał się przed drzwiami, z tego co mogłam dostrzec, prowadzącymi do kuchni.
Więc tutaj patroszą ludzi, świetnie - mój czarny humor jak zawsze w normie, dziękuję Ci świetna praco za wyrobienie takiego humoru..
Bonnie odłożyl swoją gitarę na bok i zastukał w drzwi dokładnie pięć razy, po kodzie wystukanym na drzwiach, jeśli można tak to nazwać, z pomieszczenia wychyliła się dwójka znajomych animatronóe, jednak nie wyglądali tak jak zawsze. Wyglądali jak inni.. Oczy pozbawione tęczowek, jedynie pełne czarne z białymi punktami przeszywające oczy. Freddy i Goldie spojrzeli w moją stronę i skinęli porozumiewawczo do królika. Bonnie odwrócił się w moją stronę, postanowiłam, że muszę w pewnym sensie udawać nieprzytomną. I tak więc zrobiłam - animatron podniósł mnie z podłogi i zaniósł prosto do kuchni, ułożył na kanapie i wyszedł.
Moje oczy nadal pozostawały zamknięte, jednak dobrze czułam jak dwójka animatronów zbliża się w moją stronę.
-Możesz już otworzyć oczy. - delikatnie podniosłam powieki, które teraz wydały się ważyć tonę, zobaczyłam roześmianą twarz Mike'a, jednak nadal w postaci animatrona.
-Przepraszamy, że wyszło tak - Freddie zrobił w powietrzu znak cudzysłowia - "brutalnie".
-Tak, tak.. Wybaczam, chociaż głowa poboli mnie jeszcze przez tydzień. - lekko się zaśmiałam i wskazałam ręką na bolące miejsce. - Dlaczego akurat w taki, a nie inny sposób?
-Ahh tak.. Bo widzisz - Mike wyjął zza pleców tablet - to my mieliśmy tablet, a ty nie miałaś jak się z nami skontaktować. - Freddie przywrócił oczami.
-Chyba miałeś jej o tym powiedzieć zanim "wyparujesz" po północy. - złoty animatron krzywo się uśmiechnął.
-Ale zapomniałem.
-To mogłeś nie zapominać.
-Mogłeś sam jej powiedzieć.
-Nie mogłem.
-Dlaczego nie mogłeś?
-Bo ja nie mogę się teleportować i to było Twoje zadanie?
-No tak.. To ma sens. - w myślach ucieszyłam się, że to nareszcie koniec, jednak po chwili przywaliłam sobie w czoło robiąc z tego wielkiego facepalm'a, przez co oba miśki zwróciły na mnie uwagę i przestały dalej się sprzeczać.
-Ah, do rzeczy. - Mike próbował przybrać nieco poważną tonację głosu, jednak zbytnio mu się to nie udawało.
-Musisz zrezygnować. - moje oczy momentalnie szeroko się otworzyły.
-Jak, jak to zrezygnować? Że z pracy?!
-No tak.
-Nie, nie.. Nie mówisz serio. To żart, prawda?
-To nie żart.
-Freddie - spojrzałam błagalnie na misiastego, który nie wypowiedział jak na razie żadnego słowa.
-Posłuchaj... Jesteśmy tu uwięzieni i dobrze o tym wiesz. Nie chcemy robić innym większej nadziei na uwolnienie nas, wiemy, że chcesz, ale same chęci..
-Ale to nie jest takie proste, ja chcę zostać.
Oboje spojrzeli na siebie z zaskoczeniem ponownie kierując wzrok na mnie.
-Mogę przypłacić to własnym życiem, chcę wam pomóc. J-ja nie boję się, nawet jeśli spotka mnie ten sam los co i was. - Freddy ciężko westchnął, Mike podszedł do mnie i położył swoją dłoń na moim ramieniu.
-Chcesz grać i śpiewać tą samą durną piosenkę przez kolejne lata, bawić dzieci w taki sam sposób i czekać aż ktoś... Ktoś taki jak ty przyszedł i chciał Cię uwolnić nie wiedząc jak?
-Tak. Z wami zawsze.
-To jest takie smutne i wzruszające, że zaraz się popłacze. - dodał Mike z lekko kpiącym tonem głosu.
-Mike idioto, animatrony nie płaczą. - wtrącił Freddie.
-Ale mogą udawać, nie psuj klimatu.
-Jakiego klimatu, to nie żaden film żeby tworzyć klimat.
Znowu się zaczyna...
×××××××××
Witam w polsatowym dobrze znanym stylu, którego dawno nie było.
Maraton czas zacząć '°'
◆ 2k wyś. i 443 gł. - aż się łezka w oku kręci.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top