ⓍⓍⓋⒾⒾⒾ
Następnego dnia wróciłyśmy do domu. Co niezmiernie mnie cieszyło. Miałam bowiem parę spraw do załatwienia. I to takich niecierpiących zwłoki. Dlatego też, kiedy mama wróciła do domu watahy, by ulokować wszystkich nowych członków watahy, ja pognałam w stronę lasu. Była tam jedna osoba, której należało się parę wyjaśnień. No i przede wszystkim chciałam z nią przedyskutować pewien ważny temat. Niestety znalezienie jej przez brak zapachu okazało się niezwykle trudne. Dlatego też biegałam, nieco na oślep licząc, że w końcu na nią trafię. Niestety tropienie nie było moją mocną stroną.
- Mnie szukasz? - Zatrzymałam się gwałtwonie, kiedy za plecami usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam się i spojrzałam na wilka, za którym tak bardzo tęskniłam. Rzuciłam mu się na szuje uradowana, nie umiejąc powstrzymać uśmiechu. Za nikim przez te dwa dni nie tęskniłam tak bardzo, jak właśnie za nim. Chociaż kompletnie nie umiem tego wytłumaczyć, czułam między nami pewną wieź, której nie było między mną a Richardem.
- Dobrze cię widzieć, wariatko. - przytulił mnie mocno, unosząc lekko ponad ziemie.
- Myślałam, że odejdziesz - przyznałam, puszczając jego szyje. Chciałam spojrzeć w jego piwne oczy, za którymi tak bardzo tęskniłam.
- Nie mógłbym odejść bez pożegnania - stwierdził, odkładając mnie na ziemię. - No i byłem ciekawy jak przebiegła rozmowa z tym dupkiem.
- Było spokojnie - zaczęłam, nie za bardzo wiedząc jak dobrze to ująć. - Wręcz mogę powiedzieć, że mimo trudności nasze rozstanie przebiegło spokojnie i w zgodzie.
- Cieszę się, że poszło wam tak sprawnie - stwierdził, opierając się o pień drzewa. - Jakie masz plany na resztę dnia?
- Unikać domu watahy - przyznałam rozbawiona. - Będzie tam dzisiaj spory tłum, a ja wolę tego unikać. No i rodzinka pewnie wpadnie na Richarda.
- No to ja mu współczuję. - Uśmiechnął się szeroko, pokazując swoje białe kły. - Więc skoro masz być daleko od domu watahy. - Odepchnął się od drzewa - To mnie goń.
Zaczął uciekać, a ja bez chwili namysłu ruszyłam za nim. Muszę przyznać, że Chris był naprawdę szybki. Jednak ja byłam hybrydą i nie dam się ośmieszać. Co to, to nie. Tak więc już po chwili go dogoniłam. Ten teren znałam jak własną kieszeń, więc tym razem to ja miałam przewagę. W końcu stwierdziłam, że chce z nim porozmawiać. Tak więc rzuciłam się na niego i oboje wylądowaliśmy na ziemi.
- Co tak agresywnie, wariatko? - spytał, rozbawiony próbując mnie z siebie zrzucić.
- A tak jakoś, wilczku z blizną - stwierdziłam, rozbawiona nie zamierzając z niego zejść. - Opowiedz mi coś o sobie - wypaliłam, niewiele myśląc.
- Jestem jedynakiem. Rodzice mieszkają w innej sforze. I powiedzmy, że trochę się z nimi pokłóciłem i się do nich nie odzywam - przyznał, leżąc już spokojnie. - Moja mate też się do mnie nie odzywa. Więc jestem sam, jednak nie narzekam.
- Nie jesteś sam - stwierdziłam, patrząc mu prosto w oczy. - Masz mnie. I jeśli tylko zechcesz, zostań z nami.
- I twoja mama się zgodzi? - dopytał, podnosząc się do siadu.
- Jesteś częścią watahy no i bardzo nam pomogłeś. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. Nic nie byłeś mi winny, a byłeś kiedy najbardziej cię potrzebowałam.
- A ty pojawiłaś się w moim życiu, kiedy straciłem dosłownie wszystko. - Zbliżył swoją twarz do mojej tak, że czułam jego oddech.
- Nasze spotkanie było zapisane w gwiazdach.
Stwierdziłam, uśmiechając się lekko. Rodzice zawsze powtarzali mi, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko ma swój cel. Każde narodziny i każda śmierć. Mama twierdziła, że urodziła się, by poślubić ojca i zażegnać konflikt. A przynajmniej zrobić wielki krok w tę stronę. A tata zawsze powtarza, że urodził się tylko po to, by kochać mamę i nas.
Więc i tutaj chciałam doszukać się przeznaczenia. Nawet w moim nieszczęsnym mate, bo i tutaj los musiał mieć jakiś plan. Nawet jeśli nie było to proste. W końcu i to mnie czegoś nauczyło. Miałam wpływ na własne przeznaczenie i na to, kogo kocham.
- Nie śmiem w to wątpić - stwierdził brunet, kładąc dłonie na mojej talii. - Jesteś inna niż wszyscy, których znałem do tej pory. Mniej spięta i bardziej radosna. We wszystkim doszukujesz się pozytywów.
- Nie jestem taka wyjątkowa - stwierdziłam, kładąc mu dłonie na ramionach. - Jak poznasz innych to się o tym przekonasz. Za to ty jesteś urodzonym wojownikiem.
- Dużo w życiu walczyłem to prawda. I jestem też dumny z każdego zwycięstwa. Jednak mam już dosyć walki. Chcę pożyć chwilę w pokoju.
- Tylko chwilę? - spytałam zaskoczona, obserwując jego błonę, którą ciągnęła się od policzka przez oko aż do brwi.
- Chyba nie umiałbym żyć cały czas w pokoju. Czasem muszę poczuć adrenalinę płynącą w moich żyłach. - Pokiwałam głową na znak, że rozumiem.
- W tym wypadku u nas ci się spodoba.
- Widzę na to oko - rzucił, jakby całkowicie ignorując moją wypowiedź. - Oko jest nieuszkodzone.
- Pasuje Ci ta blizna - stwierdziłam, ogarniając jego ciemne włosy do tyłu. - Każda z twoich blizn podkreśla to, że jesteś wojownikiem.
- Ty nigdy nie walczyłaś? - spytał, poprawiając mnie na swoich kolanach.
- Nie. Niedawno się przemieniłam i jest to dla mnie coś nowego.
- Nauczę cię walczyć. Zaczynamy teraz. - Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, powalił mnie na ziemię i zawisł nade mną uśmiechając się cwaniacko.
- Po pierwsze to było nie fair - odgarnęłam włosy z twarzy. Zawahałam się, zanim dokończyłam.
To, co było między nami, było dla mnie nieco dziwne. Nie do końca umiałam to wyjaśnić. Nie więź mate, a coś kompletnie innego. Jednak niemiej cudownego.
- A po drugie? - dopytał po chwili zniecierpliwiony.
- Nie ważne - rzuciłam, ostatecznie rezygnując z wcześniejszego pomysłu. - Lepiej już wracajmy.
Chris podniósł się na równie nogi, po czym pomógł mi wstać. Chciałam odejść, on jednak przyciągnął mnie do siebie.
- Czy po drugie brzmiało tak?
Nim zdążyłam dopytać, Chris połączył nasze usta. Ja mimo początkowego szoku odwzajemniła jego pocałunek.
- Tak... To było to po drugie - stwierdziłam, przerywając nasz pocałunek. - Nie wiem, czy coś z tego będzie, ale chce spróbować.
- Myślę, że spróbować nie zaszkodzi.
Na powrót spojrzałam w jego oczy. Były zupełnie inne niż na początku. Wyrażały coś zupełnie innego niż przy naszym pierwszym spotkaniu. Były pełne radości i życia. Już nie tak nieufne i wycofane. Chociaż podobał mi się w obu wersjach. Za każdym razem za coś kompletnie innego.
- Wracajmy do domu. Musisz powiedzieć alfie, że zostajesz. - Złapałam go za rękę, uśmiechając się szeroko. - I musisz poznać naszą rodzinę i naszą watahę. I gwarantuje, że w życiu nie spotkałaś się z czymś takim.
- Wszystko w twoim świecie jest takie wyjątkowe? - spytał rozbawiony, ruszając w stronę domu watahy.
- Witaj w świecie mieszanych watah i hybryd. Mam nadzieję, że nigdy nie zechcesz go opuścić.
×××××××××
Kotki i wilczki moje najdrosze do końca został nam już tylko epilog + drzewo genealogiczne
I z tego też powodu zapraszam na mojego instsgrams bo o 17:00 pojawi się tak niespodzianka
I w ogóle pierwsza część przekroczyła 3 tys gwiazdek! Kocham was bardzo mocno <333333
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top