ⓍⓍⒾⒾⒾ
Alfa przekroczyła próg sali narad. Jak zawsze udała się na jej koniec, zajmując swoje miejsce. W samej sali zaczynało powoli robić się tłoczno. Wilki, jak i koty z całej watahy zaczynały się zbierać. Wezwania alfy nikt nie ignoruje. Tak więc po kilkunastu minutach sala była już pełna. Brakowało jedynie najmłodszych członków watahy. Oni jednak nigdy nie brali udziału w tego typu naradach, tak więc wychodzi na to, że byliśmy w komplecie.
Mama podeszła do przodu, zwracając na siebie wzrok całej watahy. Wszyscy w niesamowitym napięciu oczekiwali jej słów. W końcu nie codzień alfa zarządza nadzwyczajne zgromadzenie.
- Alfa William wypowiedział nam wojnę - oświadczyła, na co między członkami watahy zrodziła się dyskusja. - W dniu dzisiejszym stajemy przed obliczem wojny. Już jutro wierni mi członkowie watahy ruszą ze mną na watahę zachodnią. Wzywam więc wszystkich zdolnych do walki, by już dzisiaj się do niej przygotowali. Nie ukrywam, że to będzie ciężka walka. Jednak wierzę, że razem jesteśmy silniejsi od nawet najlepszej wilkołaczej watahy. - Moja matka jak zawsze wydawała się pełna energii i nadziei. - Ci, którzy są gotowi oddać za mnie życie, niechaj będą gotowi jutro o świcie. - Po tych słowa podeszła do mnie.
- Czemu im nie powiedziałaś? - Szczerze byłam zdziwiona. Moja matka powiedziała jedynie minimum, z tego, co powinna wiedzieć wataha.
- Bycie alfą ma swoje plusy - wyjaśniała, na co skrzywiłam się lekko, nie rozumiejąc co to może oznaczać w tym kontekście. - Wataha mi ufa. Wiedza, że ich nie okłamuje. Poza tym jako alfa nie muszę się przed nikim tłumaczyć.
- Jasne. - Spojrzałam na watahę, która opuszczała sale. - Myślisz, że ruszą za tobą na tę wojnę?
- Zawsze ruszają. - Odgarnęła moje włosy z twarzy. - Czują ze mną jedność. Zresztą każdy czuje ją z każdym. Nie ważne, czy się kochają czy nienawidzą. Jak w rodzinie.
- Bo wataha to rodzina - stwierdziłam, uśmiechając się lekko. W tym momencie w moim polu widzenia pokazała się reszta rodzinki.
- Ethan, Lexin, Nicko i Liana wy pójdziecie z nami - oświadczyła mama, na co na twarzach mojego rodzeństwa pojawił się uśmiech. Liana jeszcze nigdy nie wychodziła na bitwy, u boku mamy więc to pewnie musiał być cudowne uczucie. - Sawana ty zostaniesz z resztą rodzeństwa.
- Kiedy to nie fair - rzuciłam oburzona. - Powinnam iść z wami. To też moja bitwa.
- Sawana - upomniał mnie tata. - Jeśli mama mówi, że zostajesz, to zostajesz.
Warknęłam cicho wkurzona. Przecież to oczywiste, że powinnam iść. W końcu to ja się o wszystkim dowiedziałam. No i przede wszystkim ta cała wojna jest związana z moim mate.
- Powinna iść - ciocia Sue postanowiła się wtrącić, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna. - W końcu już się przemienia no i jest hybrydą, co czyni ją niezwykle silną.
- Nie ma żadnego wyszkolenia. - Mama jak zawsze szła w zaparte. - Poza tym to, wojna a nie plac zabaw.
- Mówisz, jakbyś nigdy nie chodziła do liceum - stwierdziła rozbawiona ciocia. - Jeśli tam daje rade to i na wojnie da.
- Właśnie - dorzuciłam, chcąc poprzeć słowa cioci.
- Ja cię kiedyś zabije, Sue - rzuciła alfa, wzdychając ciężko. - Niech będzie.
Jeśli ktoś mógł zmienić zdanie mamy to tylko jej siostra. Właśnie dlatego Sue była jej betą. Zawsze dobrze się dogadywały i miały wspólny język. No i tylko ona nie bała się podważać zdania mamy. Nawet tata nie umiał tak na nią wpłynąć, jak ciocia.
- Matai, kotku - zwróciła się do taty. - Ktoś powinien zostać i popilnować trojaczków i Ester.
- Nie ma nawet takiej opcji - oświadczył, krzyżując ramiona na piersi. - Nie zostawisz mnie w domu, kiedy ty pójdziesz na wojnę.
- Matko - rzuciła już wyraźnie poirytowana mama. - Całej rodziny na tę wojnę nie wezmę.
- Nie masz większego wyboru - stwierdził tata, całując mamę.
Niby tata był tylko omegą, jednak nie dał sobą pomiatać. Często wykłócał się o swoje i nigdy nie chciał odstawać od alf. Czasem miałam wrażenie, że bał się, że ktoś ukradnie mu mamę.
- Nic już nie mów, Sue - warknęła mama, kiedy jej siostra tylko otworzyła usta. - Niech będzie. Pójdziesz z nami, ale za to zadzwonię do taty, żeby przyjechał i popilnował naszych dzieci.
- No cóż, coś za coś. - Tata wzruszył ramionami, przytulając mame.
Tata i dziadek, no cóż, nie pałali do siebie miłością. Niby rozmawiali normalnie jednak, James zawsze był względem taty bardzo krytyczny.
- Więc postanowione - stwierdziła mama, przenosząc na nas wzrok. - Ethan masz pilnować rodzeństwa.
- Oczywiście alfo. - Mój najstarszy brat jak zawsze napinał się jak paw. Był typowym dumnym alfą. Szkoda tylko, że jeszcze nad tym nie panował i często wychodził na dupka. - Nie spuszczę z nich wzroku.
- Spokojnie mamo. - Lexi przytuliła mamę. - Nic nam nie będzie. W końcu mamy siłę po tobie.
- Wiem Lexi. - Odwzajemniła jej gest. - Jednak jestem waszą matką. Zawsze będę się martwić. Chociaż i tak jestem w tym bardziej subtelna jak tata.
- To bez wątpienia - stwierdził rozbawiony Nicko. - Jego to chyba nikt nie pobije - dorzucił po chwili, na co tata się skrzywił.
- I za to go kocham - stwierdziła mama, ponownie go całując. - Choć czasem niemiłosiernie mnie wkurza.
- Od czegoś tutaj jestem prawda? - spytał, obejmując mamę.
- Tyle lat jesteście już razem, a ja nadal nie mogę uwierzyć, że jesteście tacy dobrani - stwierdziła ciocia, kątem oka spoglądając na męża.
- Znowu się z nim pokłóciłaś? - dopytała mama, podchodząc do siostry.
- Tak - westchnęła cicho. - Niby jesteśmy tego samego gatunku, a jednak tak często się ze sobą nie zgadzamy.
- Spokojnie. - Alfa objęła ją ramieniem. - My też się kłócimy. Tylko robimy to zawsze na osobności, bo nasza jedność decyduje poniekąd o jedności watahy.
- Powiedz mi co mam z nim zrobić? - Położyła głowę na jej ramieniu.
- Poprosimy tatę, żeby został trochę dłużej. To powinno rozwiązać nasze problemy.
Beta na te słowa poruszyła sugestywnie brwiami, na co alfa zaśmiała się lekko. Dobra cieszyłam się, że się dogadują no i, że dziadek zostaje no, ale bez takich. Ja nie chce więcej rodzeństwa!
- Tylko tak, żeby nie powiększyć rodziny - rzuciła Liana, kierując się do wyjścia. - Obie macie już dosyć dzieci.
Ciocia Sue i Drake mają piątkę dzieci. Lucas, z którym mam najlepszy kontakt jest najstarszy. Potem są bliźniacy Tom i Maks. Następnie mamy Lili i najmłodsza Agnese. Tak, mamy ogromną rodzinę.
- Spokojnie skarbie - uspokoiła ją mama. - Będę płodna jeszcze przed ponad pięćset lat. Mam jeszcze czas na powiększenie rodziny. - stwierdziła mama, na co obie z Sue wybuchnęły śmiechem.
Nie mogłam się na to nie uśmiechnąć. Mama i ciocia były naprawdę zgrane. No i miały świetnie dobrane drugie połówki. Chyba nigdy nie przestanę żałować, że mój mate nie jest tak dobrze dobrany i pewnie nigdy nie spotka mnie tak wielkie szczęście, jakie spotkało je.
*********
No tak wyszło dzisiaj trochę sentymentalnie. Relacja Sophia i Mataia no i Sophi i Sue. Jednak coś tak mnie wzięło.
No i tak w ogóle już wiem jak dobrum pomysłem było przeniesienie tylko trójki rodzeństwa do jednago domu. Onaczej wyszło by mi ich mega dużo.
I tak na koniec chyba napisze grzrwo genealogiczne. Tak żeby łatwiej dało się połapać w naszej rodzince.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top