ⓍⒾⒾⒾ

Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w ekran telefonu. Od kilku dni próbowałam złapać Richarda. Jednak on od czasu pełni skutecznie mnie omijał. Telefonu nie odbierał, a na SMS-y odpowiadał krótko. Zazwyczaj używając, jednego słowa. Pomału zaczynałam się denerwować. Co takiego mogło się stać? Nie pasowało mu to, czym jestem? Był w szoku? Nie umiałam sobie tego wyjaśnić. Musiałam z nim porozmawiać.

Powoli robiło się mocno niezręcznie. Tak jakbym go czymś wystraszyła. Zaczęłam czuć się winna i beznadziejna. Czy przez to, że jestem hybrydą, nie należy mi się szczęście? Rozumiem, że nie wszyscy godzą się z pokojem, ale jednak liczyłam, że to, kim jestem, aż tak się na mnie nie odbije. No i co by nie było, byłam przekonana, że udomowiony będzie mniej uprzedzony.

W końcu zdecydowałam, że nie zamierzam znosić jego fochów. Jeśli coś mu nie odpowiada, to chce to od niego usłyszeć. Nie mam zamiaru się domyślać. Jeśli nie przez telefon to załatwię to nieco inaczej. Wyszłam przed budynek domu watahy i rzuciłam się do biegu. Kiedy byłam już dosyć daleko, przybrałam wilczą postać. Szczerze nie mam pojęcia, od czego to zależy. Po prostu się przemieniłam i jest wilk.

~Zamierzasz się w końcu do mnie odezwać? - spytałam z wyrzutem swojego mate.

Przez kilka minut musiałam czekać na odpowiedź. On chyba naprawdę nie chce rozmawiać.

~ Wybacz. - odezwał się w końcu ze skruchom w głowie. ~ To co wydarzyło się w lesie podczas pełni, mocno mnie zaskoczyło. Możemy się spotkać tam, gdzie podczas pełni? Wszystko sobie wyjaśnimy.

~ Zgoda. Za godzinę się widzimy.

Ruszyłam w drogę powrotną. Chciałam się ubrać, zanim się spotkamy. Muszę przyznać, że jego słowa nieco mnie uspokoiły. Chociaż nadal byłam na niego zła. Nie mogę przecież tak po prostu mu odpuścić. Życie nie jest tak proste. No i nie może tak mnie kontrolować. Głupie przeprosiny po tym, jak nie dałam mu większego wyboru to nieco za mało.

Przemieniłam się dopiero przed samym budynkiem. Szybko wpadłam do środka i w mgnieniu oka znalazłam się w pokoju. Nie chciałam by ktoś, oglądał mnie całkiem nagą. Ponoć z czasem można się do tego przyzwyczaić. Ja jednak jeszcze nie byłam na tym etapie.

Ubrałam na siebie pierwsze ciuchy, które wpadły mi w ręce. Tym razem nie chciało mi się starać. Byłam zła, no i jakoś nie przyuważyłam, by on się starał.

Wyszłam z domu, całkowicie ignorując fakt, iż ktoś coś do mnie mówił. W tej chwili to w ogóle nie było ważne. Rzuciłam się do biegu, chcąc być w umówionym miejscu jak najszybciej. On o dziwo już czekał.

- Słucham. - rzuciłam w jego stronę, nawet nie siląc się na uprzejmości. Starałam się być miła zbyt długo.

- Wiem, że zachowałam się jak świnia. - zaczął okazując mi skruchę. - No, ale spróbuj mnie zrozumieć. Kotołaki są mi dalekie. Poza tym od dzieci powtarzano mi, że są złe. A ty jesteś hybrydą. Nie byłem gotowy, na to co zobaczyłem. Podwójną przemianę. Byłem w szoku i musiałem to przemyśleć.

- Mogłeś mi powiedzieć. - rzuciłam urażona. - Wiem, że jestem dziwadłem, ale nie musiałeś mnie od razu tak traktować.

- Nie jesteś dziwadłem. - podszedł do mnie na odległość pół metra. - Po prostu stało się, coś na co nie byłem gotowy i musiałem to przemyśleć.

Muszę przyznać, że nieco mnie udobruchał. Co lekko mnie zirytowało. Dlaczego on tak na mnie działał? To było szczerze denerwujące. Poza tym coś mi tutaj nie pasowało. Byłam przekonana, że udomowionym nie robi różnicy kotołak czy wilkołak. Coś mi mówi, że mój mate ściemnia, patrząc mi prosto w oczy.

- Nie rób mi tak więcej. - postanowiłam udać, że wszystko jest w porządu. Nie musiał wiedzieć, że mu nie ufam. - Bo to było okropne.

- Obiecuję. - podszedł do mnie i niepewnie mnie przytulił.

W tym momencie wyczułam, że naprawdę coś musi być nie tak. Niby mnie przytulił, ale stanął w dziwnej odległości. Jakby dzieliła nas niewidzialna bariera. Poczułam się naprawdę okropnie.

- No ja myślę. - zmusiłam się do uśmiechu i odsunęłam się od niego. - No, ale tak to wszystko jest naprawdę okej?

- Oczywiście. - uśmiechnął się w bardzo naturalny sposób, co nieco mnie pocieszyło. - Po prostu nie co dzień widzi się swoją mate mdlejącą i zmieniającą się w wilka tylko po to, by po chwili przemienić się w tygrysa albinosa.

- Trudno się nie zgodzić. - parsknęłam śmiechem. - Jednak nie ukrywam, że było mi przykro.

- Wiem i strasznie cię przepraszam. Obiecuję Ci to wynagrodzić.

- Trzymam cię za słowo. - poczułam, że ta rozmowa do nikąd nas nie zaprowadzi. - Muszę już lecieć.

- Coś się stało? - spytał marszcząc brwi, jakby był bardziej ciekawy jak zmartwiony.

- Mama jest trochę zła przez to, że zniknęłam mimo jej zakazu. - skłamałam, wypowiadając pierwszą rzecz jaka przyszła mi do głowy.

- Nadopiekuńcza mamusia co? - spytał z taką pewnością, jakby to co powiedziała było jednoznaczne.

- Nie. - rzuciłam, co nieco go zdziwiło. - Po prostu zlekceważyłam jej rozkaz jako alfy. Była z tego powodu zła. Wiesz duma alfy i jeszcze powinnam dawać przykład jako jej córka.

- Rozumiem. - skinął, ponownie się uśmiechając. - Więc do następnego córko alfy.

- I widzisz, wymyśliłeś jak na mnie mówić. - parsknęłam śmiechem, na chwilę zapominając o skrajnych emocjach, które odczuwałam. - Pa wilczku.

Ruszyłam w drogę powrotną do domu. Moje myśli cały czas krążyły wokół naszego spotkania. Chyba pierwszy raz w życiu czułam się tak niezręcznie. Wyjaśniliśmy sobie powód jego milczenia, a potem już kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć. Jakby między nami było tylko to. Doprawdy okropne uczycie.

Weszłam do domu, trzaskając drzwiami. Dziwny smutek przerodził się w palącą złość. Czym zwróciłam na siebie uwagę wszystkich znajdujących się w pobliżu wejścia. Taki minus mieszkania w domu watahy. Mało kiedy da się przejść całkowicie niezauważonym. Nie można też mieć humorków.

- Sawana nie trzaskaj tak tymi drzwiami. - skarcił mnie tata. - Coś się stało?

- Nie tato. Po prostu mam zły dzień. - ominęłam go, wchodząc na schody. - Lepiej pójdę do siebie. - rzuciłam, wbiegając na górę.

I to właśnie jest okropne w tym, że rodzice pracują w domu. Niemal zawsze są na miejscu i zawsze wiedzą o wszystkim. Co bywa frustrujące.

Weszłam do pokoju, tym razem powstrzymując się od trzaskania drzwiami. Połżyłam się na łóżku zrezygnowana w międzyczasie łapiąc telefon w dłonie. Wybrałam numer Viki i przyłożyłam urządzenie do ucha.

Pierwszy sygnał i nic. Drugi sygnał i nic. Pomału zaczynałam się denerwować. Jestem aktualnie strasznie przewrażliwiona na olewanie mnie. W końcu moja przyjaciółka zdecydowała się łaskawie odebrać.

- Viki mam problem z moim mate i musisz mi pomóc...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top