Rozdział trzeci: Leśne życie

⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯

Oczami: Ptaka

⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯

Nie chciałem przeszkadzać Ogniowi i Loei w ich miłosnych przeżyciach. Może kiedyś wam opowiem, dlaczego mnie, niby niezwykłego ptaka, brzydzą takie rzeczy. Wiem, co jest tego przyczyną, ale na razie nie chcę o tym mówić. Poleciałem więc dalej, szukając innych członków już nieistniejącej wioski Polnii. Poszukiwanie kolejnych osób zajęło mi tyle czasu, że w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy ktokolwiek mógł przeżyć.

Mimo to udało mi się znaleźć kilka osób. Lecąc przez las, zobaczyłem coś na wzór domku. Obniżyłem lot i faktycznie, okazało się to być jakąś chatą. Nie było nikogo na zewnątrz, więc poleciałem do niej. Ponieważ dom miał okna, usiadłem na parapecie jednego z nich. Zajrzałem do środka i zobaczyłem nie jedną, ale aż trzy osoby. Wszyscy jeszcze spali w swoich łóżkach. Na jednym łóżku spała Karczmarka i Ślepak, na drugim Długi, a na jeszcze kolejnym dwie dziewczynki, których nigdy wcześniej nie widziałem.

Rzadko to się zdarza, ale dziś był jeden z nielicznych dni, kiedy to ja wstałam pierwsza. Najczęściej pierwszy wstaje Długi, który wtedy robi śniadanie dla wszystkich, po czym budzi każdego domownika. Ponieważ dziś wstałam pierwsza, to ja będę robiła śniadanie dla mojego męża, Długiego, i moich dwóch córeczek. Są one bliźniaczkami, urodziłam je po tym, jak wszyscy w trójkę uciekliśmy z Polnii, a to za sprawą Długiego. Jakiś czas szukaliśmy dobrego miejsca na naszą chatę, w końcu ją znaleźliśmy, zaczęliśmy ją budować, i teraz w niej mieszkamy. Oczywiście, w całej tej budowie pomogły nam zwierzęta, z którymi Długi ma bardzo specjalną relację. Jest to naprawdę ciekawe, bo nie umie on mówić, ale z nimi dogaduje się wprost idealnie. Gdy mieliśmy już dach nad głową, stwierdziłam, że chciałabym mieć dziecko. Zapytałam o to mojego męża. On na początku powiedział mi, że musi to przemyśleć, bo nie jest tego aż tak pewien. Dałam mu więc czas, i po przemyśleniu sytuacji stwierdził, że chce mieć ze mną dzieci. Takim oto sposobem mamy teraz bliźniaczki. Jedna ma na imię Heni, a druga Wida. Jako bliźniaczki trudno je rozróżnić; jedyne, co je różni, to kolor oczu. Heni ma zielono-niebieskie oczy, a Wida niebiesko-zielone.

⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯

Oczami: Karczmarki 

⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯

Mieszkając wszyscy razem w jednym domu, staliśmy się jak jedna wielka rodzina. Dziewczynki strasznie pokochały Długiego; jest on dla nich prawie jak drugi ojciec. Kochają się z nim bawić na dworze – grają w berka czy w chowanego, a także w kamienie. Bliźniaczki mają mnóstwo energii, co czasami daje nam się we znaki, ale co ciekawe, nikomu to nie przeszkadza. Jeśli któreś z nas nie ma siły z nimi się bawić, zamienia się z koleją osobą, i wtedy ona bawi się z nimi. Mimo ogromnej ilości energii, jaką posiadają dziewczynki, obydwie bardzo szybko uczą się nowych rzeczy, a także dość szybko wyciągają wnioski z tego, co zrobią źle albo dobrze. Było dla mnie zdumiewające, jak szybko nauczyły się mówić. W wieku trzech lat zaczęły wypowiadać pierwsze słowa, a teraz, mając pięć lat, potrafią już mówić bardzo ładnie i płynnie.

Moje rozmyślania przerwał głos dziewczynek.

—O mamusiu, wstałaś! — powiedziała jedna z córek, wchodząc do kuchni z drugą.

—O, dziewczynki — odpowiedziałam, a następnie przestałam na chwilę robić jedzenie, żeby przytulić bliźniaczki na dzień dobry. Gdy przestałyśmy się tulić, Wida zapytała mnie:

—Co dziś będzie na śniadanie?

—Dziś będzie chleb z kaczką — odpowiedziałam im.

—Smacznie, nie możemy się doczekać — powiedziała Heni za siostrę. Po czym pobiegły do piwnicy, gdzie miały swój duży pokój, a w nim masę drewnianych zabawek.

Zrobienie śniadania zajęło mi jeszcze chwilę. Gdy już wszystko było gotowe, poszłam po dziewczynki na dół.

—Obudźcie chłopaków, wiem, jak dobrze to robicie — powiedziałam im.

—Jasne, mamo! — odpowiedziały mi raźnie.

Po czym wbiegły na górę domu, gdzie zawsze spaliśmy. Nie zdążyłam jeszcze wyjść z piwnicy, a z góry usłyszałam tylko:

—Tato, wstawaj! — krzyknęła Heni, a zaraz po niej Wida dodała:

—Długi, już śniadanie, pora wstać!

Gdy weszłam na górę i przeszłam obok jednego i drugiego pokoju, gdzie spali chłopaki, zobaczyłam, jak dziewczynki zabierały im pierzynę. Był to ich sposób na obudzenie każdego, kto mieszkał w tym domu. Minęło kilka minut i każdy był już na nogach. Dosłownie chwilę potem każdy był już w kuchni. Popatrzyłam na dziewczynki, które wyglądały na szczęśliwe. W sumie zawsze były uśmiechnięte i rzadko się smuciły. Czasami miałam wrażenie, jakby w ogóle nie poznały tego słowa. Ale to może i lepiej dla nich, że nie poznały tego słowa. Może ja i Ślepak przeżyliśmy wystarczająco dużo, i nasze dzieci nie będą za bardzo musiały się martwić.- Naprawdę nie wiem, dziewczynki, jak wy to robicie, że tak potraficie ich obudzić.

Bliźniaczki weszły do kuchni i usiadły przy stole, czekając na jedzenie. Ja zaczęłam rozmowę:

—Naprawdę nie wiem, dziewczynki, jak wy to robicie, że tak potraficie ich obudzić.

Te popatrzyły na mnie zgodnie.

—Ah, mamo, ma się to coś w sobie — powiedziały zgodnym głosem.

—Skromne to wy jesteście bardzo — powiedziałam bardzo sarkastycznie, ale dziewczynki wiedziały, że żartowałam.

—To nasza specjalność, mamo — powiedziały, po czym się uśmiechnęły.

Porozmawiałam jeszcze chwilę ze swoimi dziećmi, po czym dołączyli do nas Długi i Ślepak. Zjedliśmy razem śniadanie i zajęliśmy się tym, czym zajmowaliśmy się na co dzień: sprzątaniem, zabawą i nie tylko. Każdy z nas robił na co dzień coś innego, jak nie zabawa z dziećmi, to inne rodzaje aktywności. Czasami chodziliśmy na wspólne polowania na zwierzęta albo zbieraliśmy jedzenie z krzaków. Robiliśmy praktycznie to, na co mieliśmy ochotę, ponieważ nie obciążały nas zbyt duże obowiązki. Mieszkaliśmy tylko we trójkę, a nasz dom nie wymagał od nas zbyt dużo pracy. Co jakiś czas zmienialiśmy się w codziennych obowiązkach, aby rutyna się nam nie przejadła. Nasze główne zadania to zdobywanie jedzenia i wody, sprzątanie oraz zabawa.

Ja, siedząc na drzewie, przyglądałem się ich chacie, myśląc, że to chyba dobre miejsce na zbudowanie mojego nowego gniazdka. Tak, tutaj będzie mój nowy dom, pomyślałem. Osiedlę się w tym spokojnym i przyjaznym lesie. Ale zanim to zrobię, muszę jeszcze przelecieć się po każdej krainie, do której tylko będę mógł wlecieć. Jestem ciekaw, czy oprócz nich przeżył jeszcze ktoś. Jeśli tak, to chciałbym wiedzieć, gdzie żyje, jak żyje i dowiedzieć się, jak sobie radzi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top