Rozdział dziewiąty: Naturalna burza.
⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯
Oczami: Długi
⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯⎯⎯ ୨ ୧ ⎯⎯
Ostatnią rzeczą, którą pamiętam, to moment, w którym upadłem przed chatą. Teraz gdy otworzyłem oczy, leżałem w łóżku, co ciekawe, byłem już w swoim domu, w piwnicy, w naszym dodatkowym pokoju, który mamy jako poniekąd dodatkowy. Chyba obudziło mnie uderzenie pioruna w oddali. Nikomu za bardzo o tym nie mówię, ale mam za dobry słuch; czasami nawet sam się dziwię, skąd mam taki słuch, ale to jest chyba kolejna z moich umiejętności. Wstałem z łóżka i stwierdziłem, że pójdę na górę, mimo że byłem nieco poobijany, czułem się dobrze. Wszedłem na górę, gdzie były dziewczynki, Ślepak i Karczmarka. Popatrzyłem przez okno i burza była ogromna, gdy tylko dziewczynki mnie zobaczyły, podbiegły do mnie, po czym mnie przytuliły.
— Tak się o ciebie martwiliśmy — powiedziała Wida.
— No, myśleliśmy w pewnym momencie, że już nie żyjesz — dodała Heni.
— Spokojnie, dziewczynki, na razie nigdzie się nie wybieram — odpowiedziałem im, uspokajając je.
— Powiem wam więcej, naprawdę dobrze się czuję i sumie to bym coś zjadł — dodałem.
Dziewczynki złapały mnie za ręce i zaprowadziły do kuchni, gdzie akurat Ślepak i Karczmarka siedzieli i rozmawiali. Gdy mnie zobaczyli, ucieszyli się.
— O, Długi, nic ci nie jest, jak dobrze — powiedział Karczmarka.
— Martwiłem się o ciebie, chodź, powiem ci szczerze, to co zrobiłeś z tymi zjawami było czymś niewiarygodnym. Patrzyłem na to i naprawdę byłem pod wrażeniem, a czasami nawet sam się ciebie bałem — powiedział mi Ślepak.
Chyba mogę im coś powiedzieć o swoich mocach. Chociaż sam ich do końca nie znam i nadal się ich uczę.
— Siądźcie, opowiem wam kilka rzeczy. Chociaż sam jeszcze nie wiem wielu rzeczy, postaram się wam coś rozjaśnić. Wy, dziewczynki, może nie będziecie wiedziały, o co chodzi, ale pamiętacie te czasy, kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Polnii? I kiedy nie mówiłem, a pisałem na drewienku? — powiedziałem im.
— Trudno tego nie pamiętać. — powiedziała Karczmarka.
— Nie mówiłem wtedy, ponieważ miałem sen, w którym włożyłem głowę do drzewa, a kiedy ją wyjąłem, nie miałem już języka. Od tamtej pory nie mogłem mówić, ale po pewnym czasie moja mowa wróciła. Ale mimo wszystko, mam wrażenie, że tamten sen dał mi jeszcze coś. Jakieś moce albo coś podobnego. Nie jestem do końca pewien, jakie moce wtedy dostałem ani co się wtedy tak dokładnie ze mną stało. Wiem, tylko że od tamtej pory posiadam jakieś przeróżne zdolności i moce związane z naturą. Sam je jeszcze odkrywam i nie do końca wiem, co się, z czym je. — powiedziałem im.
— Czy ty jesteś demonem, wujku? — powiedziała Wida.
— Co ty mówisz? Nie wstyd ci tak mówić do wujka? — zwrócił jej uwagę Ślepak.
— Spokojnie, nie ma się co denerwować ani zwracać uwagi Widzie. Jej pytanie jest bardzo słuszne i trafne. A odpowiadając na twoje pytanie, nie wydaje mi się, że jestem jakimś demonem albo czymś podobnym. Przynajmniej mam taką nadzieję. — powiedziałem im.
Popatrzyłem na dziewczynki, które niepokojąco wpatrywały się przez okno. Sam spojrzałem w tym samym kierunku. Po czym dostrzegłem kobiecą sylwetkę, która zmierzała w stronę domu. To pewnie znowu jakaś zjawa albo inny demon. — pomyślałem sobie.
— Bliźniaczki, popatrzcie na mnie. — powiedziałem do nich. Odwróciły wzrok od okna i spojrzały na mnie.
— Słuchajcie mnie teraz uważnie. Nie przejmujcie się tą postacią, która jest tam za oknem. Zaraz się nią zajmę, tylko przynieście mi, proszę, moją laskę. — dodałem.
— Dobrze, nie ma problemu. — powiedziały razem, po czym pobiegły szukać mojej broni.
— Posłuchajcie mnie, nie wiem, kim jest ta kobieta. Na wszelki wypadek weźcie dziewczynki i ukryjcie się w skrytce. Dobrze wiecie, której. Jeśli przegram, pamiętajcie, że was kochałem. — powiedziałem im.
— Zrobimy tak, jak mówisz. Ale spokojnie, nie przegrasz. Przecież dałeś radę już takiej ilości zjaw, że z tą sobie również poradzisz. — powiedziała mi Karczmarka dla otuchy.
Za chwilę dziewczynki wróciły i podały mi laskę. Chwyciłem ją mocno i ruszyłem w stronę drzwi. Wyszedłem z domu, a za sobą zamknąłem drzwi, rzucając na nie zaklęcie. Od razu przy nich pojawiły się rośliny broniące wejścia do chaty. Pomaszerowałem w stronę tajemniczej kobiety i krzyknąłem do niej:
— Kim jesteś, kobieto? Pewnie kolejną zjawą, która jest po prostu bardziej podobna do kobiety niż inne demona.
— Nie, Długi, to ja, Biała. Przyszłam tutaj, żeby porozmawiać z tobą na temat tych przeróżnych zjaw. — powiedziała mi.
Popatrzyłem na nią uważnie. Faktycznie wyglądała jak znachorka, ale przecież tyle lat jej nie widziałem, że wydawało mi się niemożliwe, aby to naprawdę była ona. Gdzie by się ukryła przez te wszystkie lata? Nie, to nie mogła być ona, to niemożliwe.
— Tak, ty jesteś Biała, nie wierzę, zjawo, próbujesz mnie omamić i myślisz, że ci uwierzę w to wszystko. — powiedziałem jej.
Po czym cisnąłem w nią magiczną zieloną kulą. Ale ta też rzuciła piorunem i zniszczyła moją kulę.
— To nie możesz być ty, Biała. Nie miałabyś takich mocy. — powiedziałem do niej.
— Długi, ja nie chcę z tobą walczyć. — odpowiedziała.
Mimo wszystko rzuciłem w nią kolejną kulą, ale ona odbiła ją piorunem i wydawało się, że zaczyna się denerwować. Następnie rzuciła we mnie dwoma piorunami, które leciały w dziwny sposób. Utworzyłem magiczną tarczę, na której przyjąłem oba pioruny. Wiedziałem, że walka będzie zacięta i że ktoś z nas prawdopodobnie w niej polegnie. Zaczęliśmy więc walczyć. Zjawa była dość silna. Częściej musiałem się bronić niż atakować, więc naprawdę było trudno. Ale w pewnym momencie udało mi się, gdy pnącza złapały postać za ręce i nogi, tak że nie mogła się ruszać. W tym momencie wystrzeliłem pocisk wiatru, którym dostała, a potem wystrzeliłem pociskiem ziemnym. Ale co ciekawe, ona go odbiła i nim dostałem. W tym momencie upadłem i poczułem, że rana, którą miałem na brzuchu, zupełnie się nie zrosła. I chyba się poszerzyła. Poczułem straszny ból w brzuchu, zakryłem ręką powstałą ranę i postanowiłem walczyć dalej. Gdy demon zerwał się z pnączy, poczułem jeszcze większy ból, tym razem na ręku. Spojrzałem na nią i miałem cztery szramy, czyli tyle ile było pnączy trzymających zjawę. Poczułem, że jestem bardzo mocno związany z przyrodą. Spojrzałem jej prosto w oczy, widziałem jej zdenerwowanie, widziałem, że ma więcej sił ode mnie. Zbierała się na bardzo potężny atak i w pewnym momencie rzuciła go we mnie. Było to kilka piorunów, które leciały jeden szybciej, jeden wolniej. Ostatkiem sił podniosłem rękę i przywołałem przed sobą głaz, w który uderzyły wszystkie pioruny. Głaz ten rozpadł się na setki kawałków, niektóre z nich poczułem na swojej skórze, a zaraz także duży odrzut.
Wracałem do swojego gniazda, był dość mocny deszcz, więc leciałem dość szybko, nagle usłyszałem huk, ale nie był to dźwięk piorunu, ale czegoś bardzo podobnego. Poleciałem szybciej do swojego gniazda, po czym wyjrzałem z niego. Na dole Długi walczył z Białą, walka z góry była naprawdę potężna i epicka. Patrzyłem i było to dla mnie dość ciekawe. Widziałem w pewnym momencie, że znachorka zaczęła wygrywać i zdobyła ogromną przewagę. W pewnym momencie Długi złapał się za brzuch i widziałem, że coś jest z nim nie tak. W pewnym momencie znachorka zaatakowała swoim najsilniejszym atakiem. Widać było po nim, że ten chciał się ratować za wszelką cenę. Podniósł rękę, a nagle z ziemi wysunął się głaz, i wszystkie pociski trafiły w ten głaz. Który się rozleciał, a Długi odleciał w dość daleko. Po tym podeszła do niego Biała, po czym zaraz było słychać...
— Pomocy! — wydarła się wniebogłosy.
W tym momencie z domu wybiegła Karczmarka i Ślepak.
— Kim ty jesteś, demonico? — usłyszałem od nich.
W tym momencie stwierdziłem, że muszę zlecieć na dół.
— To jest znachorka, nie krzyczcie na nią, my musimy jakoś pomóc Długiemu, a nie spierać się — powiedziałem.
Pomimo tego wszystkiego byłem najspokojniejszy, postanowiłem, że tym wszystkim pokieruję.
— Posłuchajcie mnie, zanieście go do swojej chaty na łóżko — powiedziałem im.
Ci posłuchali się mnie i chwycili go za ręce, zanieśli go do chaty.
— Co my z nim teraz zrobimy? — powiedział Ślepak.
— Może dziewczynki znowu mu pomogą, tak jak ostatnio — powiedziała Karczmarka.
Ślepak poszedł po Bliźniaczki. W międzyczasie zaczęliśmy go dokładnie oglądać. Od razu spojrzałem na brzuch, bo zauważyłem, jak się za niego łapał. Ściągnąłem mu bluzkę, a to, co zobaczyliśmy, to była ogromna zielona rana, wyglądająca tragicznie, dodatkowo wydobywał się z niej straszny odór. Wtedy przybiegły dziewczynki, a gdy tylko zobaczyły Długiego, od razu podbiegły do niego i chwyciły go za ręce.
— To chyba powinno mu pomóc, ostatnio, przynajmniej gdy miał taki problem, dziewczynki bardzo mu pomogły — powiedziała Karczmarka.
Jednak stało się coś zupełnie innego. Rana zaczęła krwawić coraz bardziej, a dodatkowo zaczęła wydobywać się z niej zielony śluz, a smród nasilił się jeszcze bardziej.
— To chyba nie był dobry pomysł — powiedziałem głośno.
— Oj, chyba tak, to wygląda teraz jeszcze gorzej — powiedziała Wida.
Wszystkich w domu ogarnął strach.
— Nie, on nie może zginąć — powiedziała już załamana Biała.
Kiedy wszyscy byli przekonani, że nic więcej nie można zrobić dla Długiego, nagle ktoś zapukał do drzwi. Załamana znachorka poszła otworzyć.
— Ej, chodźcie tutaj! — krzyknęła, gdy otworzyła drzwi.
Poszliśmy pod drzwi, po czym spojrzeliśmy, kto przed nimi stoi. Były to dwa niedźwiedzie, które chciały wejść do środka. Trzymały coś w pyszczkach.
— Wpuśćcie ich do środka — powiedziałem im.
Niedźwiedzie weszły do środka i od razu ruszyły do Długiego. To, co zrobiły, było zaskakujące. Jeden niedźwiedź wyrwał skórę w miejscu, gdzie Długi miał ranę i połknął ją. Drugi niedźwiedź obślinił fragment, z którego została wygryziona skóra. Następnie jeden z nich powiedział:
— Nie powinno mu nic być. Dajcie mu odpocząć, a wszystko powinno być dobrze — powiedział jeden.
Po czym obydwa niedźwiedzie wyszły z chaty, zostawiając nas z Długim, który miał na swoim brzuchu ślinę jednego z nich.
— I co teraz robimy? — powiedziałem głośno.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top