ROZDZIAŁ 2
Budzę się powoli, otulona miękką pościelą. W powietrzu unosi się zapach lawendy i starego drewna. Nie jestem już w szpitalu. Obok mnie ktoś nuci cicho melodię.
Hush, little baby, don't say a word... Mama's gonna buy you a mockingbird...
Otwieram oczy i widzę starszą kobietę siedzącą przy łóżku. Jej twarz jest pogodna, pełna ciepła.
– Witaj, dziecko – mówi. Jej głos przywodzi na myśl ciepło kominka w zimowy wieczór. – Jesteś bezpieczna.
Bezpieczna. Po raz kolejny to słowo. Tym razem jednak brzmi mniej pusto.
Jej oczy mają barwę bursztynu, a dłonie poruszają się powoli, z czułością. Obok na stoliku stoi miska z wodą i czysta szmatka. Wygląda na to, że ktoś przy mnie czuwał. A widząc matczyne spojrzenie kobiety domyślam się, że to mogła być ona.
– Gdzie ja jestem? – szepczę, niepewna, czy chcę znać odpowiedź. Głos mam zachrypnięty, a gardło wysuszone. Wypowiedzenie trzech słów kosztuje mnie atak kaszlu.
Gdy się uspokajam kobieta wyciąga do mnie szklankę wody z kolorową słomką i odpowiada, gdy tylko kończę pić.
– W posiadłości rodu Devereux. Nasz Eve cię do nas przywiozła.
Rozglądam się dookoła. Pomieszczenie, w którym się obudziłam, to niewielka sypialnia urządzona w jasnych, stonowanych barwach. Jej ściany pokrywa ciepła biel, a proste meble z jasnego drewna nadają wnętrzu subtelnej elegancji. Nie ma tu żadnych osobistych akcentów – żadnych zdjęć, książek czy przedmiotów sugerujących, że ktoś wcześniej tu mieszkał. Łóżko, w którym leżę, jest szerokie, przykryte miękką, pachnącą lawendą pościelą. Przy jednej ze ścian stoi niewielka szafa i komoda, a przy łóżku – stolik nocny, na którym spoczywa misa z wodą i czysta szmatka. Powietrze wypełnia subtelny zapach drewna i świeżości, jakby ktoś regularnie otwierał okna, by wpuścić do środka rześkie powietrze.
– Nic nie pamiętam - wyznaję, bo w głowie mam pustkę. Jedyne, co wiem to, że byłam w szpitalu, a reszta wydaje się snem. Czy Eve to kobieta, która do mnie strzeliła?
Gdy tylko kończę myśl, otwierają się drzwi do sypialni. Sztywnieję. Kobieta z chłodni wchodzi do pomieszczenia pewnym korkiem. Nie ma na sobie lekarskiego kitla, ale rozpoznaję ją bez trudu. Mam ochotę zerwać się i spróbować ucieczki.
– Nie chcę cię skrzywdzić. – Jakby czytała mi w myślach. Unosi ręce w uspokajającym geście. – Przepraszam, że cię uśpiłam. Spanikowałam i myślałam tylko o tym, żeby bezpiecznie cię stamtąd wydostać. Jestem Eve.
Wyciąga w moim kierunku dłoń. Paznokcie ma długie i pomalowane na delikatny fiolet. Poza tym jest nieziemsko piękna, ma długie jasne włosy i smukłą sylwetkę. Nie jest to ciało mordercy, ale nigdy nie można być pewnym.
Zabiera dłoń, kiedy staje się oczywiste, że jej nie uścisnę.
– Zacznijmy od początku, proszę. – Siada na jasnym fotelu, w kącie pomieszczenia. Przez spore okno wpada światło dnia. – Pracuję w szpitalu i znalazłam cię w momencie, kiedy głód całkowicie przejął nad tobą kontrolę.
Patrzę na nią podejrzliwie. W pamięci nie mam nic poza szpitalem. To zaledwie dwie sceny.
Starsza kobieta nalewa wodę do pustej szklanki niezrażona moją nieufnością.
— Jestem lekarką, ale też córką rodu Devereux. – Znowu ta nazwa. – Widząc, że przechodzisz przemianę musiałam działać, nie mogłam cię tak zostawić.
– Jaką przemianę? – Wszystko, co mówi zdaje się mieć drugie dno. – Dlaczego nic nie pamiętam?
Eve zakłada nogę na nogę i przekłada włosy na drugie ramię widocznie zakłopotana.
– Widzisz... Na świecie istnieje trochę istot, o których niekoniecznie uczą w szkołach. – Odchrząkuje. – Pewnie słyszałaś takie nazwy jak wampiry czy wilkołaki, prawda? To jedne z najczęściej wybieranych kostiumów na halloween.
– Przestań - przerywam jej. – Może i nie pamiętam za wiele, ale nie pozwolę ci mącić mi w głowie. Nie znam cię, ale wiem, że mnie postrzeliłaś, a to sprawia, że nie uwierzę w nic, co powiesz. Wypuść mnie, a nikomu nie powiem, co zaszło w szpitalu.
Od starszej kobiety bije dobroć, ale nie mogę dać się temu zwieść. Nie mogę pozwolić im mnie omamić. Są niebezpieczne, kobieta o imieniu Eve ma broń, postrzeliła mnie, a do tego uprowadziła. Muszę się stąd wydostać.
Przypominając sobie postrzelenie podnoszę szybko lewe ramię i oglądam je z każdej strony. Może mi się wydawało, że to było ramie? Ból mógł promieniować, a mnie ogłupiały leki. Może to była noga? Odrzucam kołdrę, ale nie zauważam krwi, ani bandaża. Nic mnie też nie boli.
– Jade. – Na dźwięk tego imienia zamieram. – Wiem, że to brzmi jak szaleństwo, ale musisz mnie wysłuchać do końca.
Opieram się, ale ciągle wraca do mnie przeczucie, że powinnam dać szansę kobiecie. Nie wiem skąd bierze się ta myśl. Coś podpowiada mi, że to wszystko może być prawdą. Czuję, że w głębi mnie narodziło się coś nowego. Potężnego, czekającego na znak, by wyjść na powierzchnię.
– Wampiry i Wilkołaki z legend to tak naprawdę Nieśmiertelni i Zmiennokształtni, istoty żyjące u boku ludzi od setek lat. Ukryte w cieniu, rządzące z ukrycia. W noc, w którą trafiłaś do szpitala musiało się coś wydarzyć. Zostałaś ugryziona, a jad rozprzestrzenił się w twoich żyłach.
– Bzdury! – Mówię, a mój głos brzmi obco. Zasiała już we mnie niepewność. Przecież nic nie pamiętam. – Nie zarazisz mnie swoim szaleństwem.
– Dziecko, wiem, że teraz cię to przeraża, ale wszystko zrozumiesz. Pomożemy ci przez to przejść. Nie wybrałaś tego losu, ale możesz wybrać, co zrobisz dalej z nową wiedzą.
Kręcę głową, odrzucając to, co do mnie mówią. Nie mogę tutaj dłużej zostać. Zeskakuję na miękki dywan i odkrywam, że nic mnie nie boli. Nastawiałam się na nieprzyjemne uczucie odrętwienia, a czuję się jak nowonarodzona. Jest we mnie nowa energia.
– Poczekaj, proszę. – Eve materializuje się krok przede mną. Nie dotyka mnie, ale staje się jasne, że nie przepuści mnie dalej. Panikuję. – Spójrz mi w oczy, błagam.
Coś w jej głosie, może desperacja, sprawia, że spełniam polecenie. Unoszę głowę, by spojrzeć jej prosto w oczy. Przez chwilę nie rozumiem, ale potem to widzę. Ten moment, kiedy kolor jej oczu zaczyna się zmieniać. Jakby szarość przeistoczyła się w płynne srebro, a następnie zaczęła wirować i przemieniła się w krwistą czerwień. Zachłystuję się powietrzem. Jestem pewna, że nigdy czegoś takiego nie widziałam.
Wycofuję się w tył, wpadam na ścianę.
– Nie bój się, proszę. – Choć ledwo otwiera usta, słyszę ją doskonale. I rozumiem, czemu. W świetle dnia coś błyska. Dwa podłóżne kły wystają z jej ust.
Przysięgam, że wcześniej ich tam nie było.
– Czy teraz mi wierzysz? – Serce bije mi w piersi, a instynkt podpowiada, że nie ma powodu do strachu. Że wszystko, co powiedziała jest prawdą. – Nie zrobię ci krzywdy, jesteśmy takie same. Chcę pomóc ci to wszystko zrozumieć.
Moje ciało zamarło, ale umysł wrzał. „Takie same." Te słowa odbijały się echem w mojej głowie, wwiercając się głębiej i głębiej, jak drzazga, której nie da się wyrwać.
Nie. To niemożliwe.
– Nie... Nie... – szepczę, potrząsając głową. – To jakiś nieśmieszny żart... To nie może być prawda...
Eve nie spuszcza ze mnie wzroku, ale nie robi żadnego ruchu w moim kierunku.
– To wszystko jest prawdziwe, Jade – mówi spokojnie. – Wiem, że to dużo. Ale musisz zrozumieć, co się z tobą dzieje.
– Nic się ze mną nie dzieje! – Przyciskam dłoń do piersi, czując, jak moje serce bije w szaleńczym rytmie. Jestem sobą. Jestem człowiekiem.
Prawda?
Eve przekrzywia głowę, a w jej spojrzeniu nie ma cienia złośliwości. Jest tylko... zrozumienie.
– Twój puls jest zbyt równy jak na kogoś, kto właśnie przeżywa atak paniki – zauważa. – Serce ci bije, ale nie jak u człowieka. Nie słyszysz tego?
Próbuję się skupić, ale w moich uszach dudni krew, a w głowie wciąż powtarza się to jedno zdanie: „Nie zrobię ci krzywdy, jesteśmy takie same."
Zaciskam dłonie w pięści, walcząc z mdłościami.
– Jesteś w błędzie – mówię, ale mój głos nie brzmi już tak pewnie.
– Kiedy ostatnio jadłaś? – przerywa mi Eve.
Marszczę brwi.
– Co?
– Kiedy ostatnio czułaś głód? Nie w szpitalu, ale po przebudzeniu tutaj. Prawdziwy głód.
Otwieram usta, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Powinnam być głodna, prawda? Powinnam czuć ssanie w żołądku, osłabienie...
A jednak nie czuję nic.
Tylko dziwną pustkę.
– To... – Moje gardło zasycha, a język staje się szorstki. – To nic nie znaczy.
Eve uśmiecha się smutno.
– Właśnie, że znaczy.
Siadam ciężko na łóżku, czując, jak grunt usuwa mi się spod nóg.
– Co się ze mną dzieje?
– Przechodzisz przemianę – odpowiada spokojnie. – Twój organizm już się zmienia, ale proces nie jest jeszcze zakończony. Na razie jesteś pomiędzy – nie do końca człowiekiem, ale jeszcze nie w pełni Nieśmiertelną.
Podnoszę wzrok.
– Nieśmiertelną – powtarzam.
Eve kiwnęła głową.
– Tak nazywamy siebie. „Wampiry" to słowo, które ludzie stworzyli, by oswoić to, czego nie rozumieli. To mit, w którym jest ziarno prawdy, ale i mnóstwo kłamstw.
– Jakie kłamstwa? – pytam, chwytając się choćby strzępów logiki w tym chaosie.
Eve siada na fotelu, krzyżując nogi. Wymienia spojrzenia ze starszą kobietą, o której zdążyłam już zapomnieć. A jednocześnie jej obecność dodaje dobrej energii temu pomieszczeniu.
– Nie boimy się słońca. Nie zamieniamy się w popiół, kiedy nas muśnie, choć rzeczywiście wolimy cień. Nie śpimy w trumnach ani nie boimy się czosnku. I, wbrew legendom, nie musimy pić krwi co kilka godzin, by przeżyć.
Otwieram usta, ale ona unosi dłoń, nie pozwalając mi się wtrącić.
– Ale to nie znaczy, że ludzie całkiem się mylili – dodaje cicho.
Coś ściska mnie w żołądku.
– Co masz na myśli?
Eve patrzy na mnie poważnie.
– Potrzebujemy krwi. Nie dla kaprysu, nie dla przyjemności, tylko dlatego, że to ona napędza nasz organizm. Bez niej nasze ciała stają się słabe, skóra blednie, a instynkt przejmuje kontrolę. I wtedy... – Jej oczy błyszczą w świetle dnia. – Wtedy stajemy się bestiami.
Zimno wpełza mi pod skórę.
– Chcesz powiedzieć... – Przełykam ślinę. – Że jeśli nie będę pić krwi, to...
– Stracisz nad sobą kontrolę – kończy za mnie.
Milczę, nie wiedząc, co powiedzieć. W moim ciele nie ma bólu, nie czuję głodu, a jednak... coś czai się pod powierzchnią. Coś, czego nie potrafię nazwać.
Zaciskam palce na pościeli, spoglądając na Eve z nieufnością.
– Dlaczego mi to mówisz?
Eve przekrzywia głowę.
– Bo masz wybór. Możesz to zaakceptować i nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości... albo możesz się temu przeciwstawić.
– A co, jeśli wybiorę drugą opcję?
Eve wzdycha.
– Wtedy to instynkt wybierze za ciebie. I nie wiem, czy spodoba ci się to, kim się staniesz.
Moje serce bije mocno, choć już nie jestem pewna, czy wciąż w ludzkim rytmie.
I choć wszystko we mnie krzyczy, że to absurd, że powinnam uciekać...
Gdzieś w głębi siebie wiem, że mówi prawdę.
- Nora Williams
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top