3. Chodźmy na kawę
— No i jak? — Teresa dosiadła się stolika, zajmowanego przez Dankę i przysunęła do siebie filiżankę.
— W porządku — odparła, uśmiechając się pod nosem.
Teresa prychnęła.
— Wzięłaś urlop, bo zarwałaś noc, pisząc z obcym typem, nie było z tobą kontaktu przez trzy dni i jedyne, co masz mi do powiedzenia to „w porządku"? — wycedziła.
Danka uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
— Czy jeśli dodam, że miałaś rację, spuścisz z tonu?
Teresa odstawiła filiżankę, rozchlapując część jej zawartości na stolik. Rzuciła się po serwetki i łypnęła na koleżankę spode łba.
— Nie — warknęła. — Potrzebuję konkretów! Umieram z ciekawości! Tak trudno to zrozumieć?
— Dariusz jest intelektualistą, bardzo oczytanym, ciekawym człowiekiem — westchnęła rozmarzona Danka. — Pracuje jako inżynier IT. Interesuje się szeroko rozumianą sztuką i filozofią. Odbyliśmy prawie dwugodzinną rozmowę na temat podejścia Nietzschego do moralności.
— A więc rozmawialiście o niczym — podsumowała Teresa.
— Żart suchy nawet jak na ciebie.
— Ile ma wzrostu? Starszy czy młodszy od ciebie? Alkoholik wysokofunkcjonujący czy menel, którego trzeba będzie szukać po dworcach?
Danka zamrugała zaskoczona.
— Nie rób takiej miny. Abstynenci tacy jak ty to gatunek wymarły, a jakoś trzeba przetrwać w tym naszym cudownym kraju.
— Ale...
— Nie odbiegajmy od tematu! — Teresa potrząsnęła głową. — Powiedz, czy pytałaś go o wspólne wyjście w walentynki?
— Jest chętny — odparła spokojnie.
Teresa wierzgnęła nogami z radości pod stołem. Miała w sobie tyle pasji, że uderzyła kolanem w blat. Syknęła z bólu, ale po chwili parsknęła śmiechem.
— Wariatka — osądziła Danka, unosząc do ust filiżankę.
— Skoro typ jest, jak to ujęłaś „w porządku" — mruknęła z lekkim przekąsem Teresa — błagam, nie spieprz tego.
— Ile wiary w moją osobę w twoim głosie słyszę! Co ja z nią zrobię? Chyba się powie... — nie dokończyła, bo Teresa pochyliła się nad stołem i zdzieliła ją w ramię.
— Wstrzymaj się z tym swoim czarnym humorem, chociaż do momentu, aż dostaniesz pierścionek — wycedziła.
— Fantastyczna rada! Udawać kogoś, kim nie jestem. Dziękuję. A poza tym... Jaki pierścionek? O czym ty bredzisz? Piszemy od kilku dni! Nawet nie wiem, czy go lubię.
— Oj, lubisz! Nie udawaj! Widzę po oczach. — Teresa podparła brodę ramieniem i zatrzepotała rzęsami. — Na co czekasz? Pokaż tego przystojniaka!
Danka skrzywiła się nieznacznie i odwróciła wzrok.
— Co? Jest brzydki? Jak bardzo? Rzygnę czy przeżyję?
— Dowiem się w piątek, jak wygląda. To randka w ciemno... dla nas obojga.
— Danka! — jęknęła z zawodem Teresa.
— Wygląd nie jest najważniejszy — mruknęła Danka.
— Czy ty chcesz zostać gwiazdą najnowszego dokumentu na Netflixie o seryjnych mordercach?
— Jesteś straszna.
— Ostrożna! — warknęła Teresa.
— Przecież nie ma absolutnie żadnej gwarancji, że zdjęcia, które wstawiają inni faceci, faktycznie ich przedstawiają! Mogą być wyretuszowane — odparowała Danka.
Teresa aż się zapowietrzyła. Otworzyła usta, żeby dalej dyskutować, ale zrezygnowała, gdy jej telefon zawibrował. Sięgnęła po niego i z zaciekawieniem zerknęła na wyświetlacz. Uśmiech, który pojawił się na twarzy kobiety, słabł stopniowo, im bardziej zagłębiała się w treść wiadomości.
— Wszystko dobrze, Reska? — spytała z wahaniem.
— Michał odwołał randkę — wyszeptała z goryczą. — Szef przydzielił mu pilny projekt. Będzie musiał wziąć nadgodziny. Nie da się wyrwać nawet na chwilę. Tak mi przykro, że się nie poznacie. — Pociągnęła nosem.
— No to ja też odwołam — westchnęła Danka.
— Ani się waż — wycedziła jej koleżanka. — Pójdziesz i będziesz się doskonale bawić.
— Boję się iść sama — wymamrotała Danka.
Teresa zaśmiała się przez łzy.
— Mam robić za przyzwoitkę?
— Tak! Spędzisz czas przy barze i będziesz czuwać z daleka. Co ty na to?
— Brzmi znośnie — stwierdziła Teresa. — Zobaczymy, która z nas będzie miała ciekawszy wieczór.
Danka odetchnęła z ulgą.
— To nie konkurs. Trzymajmy się wersji, że my obie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top