Zmiany w mgnieniu oka
Piętnaście dni po "Dniu Wypłaty"
Godz. ok. 9:00
Perspektywa Judy
Zmęczył mnie wczorajszy dzień. Nie chodzi mi o kary. Ich było stosunkowo mało. Po prostu dużo trenowałam. Z każdym dniem zadania były odmienne. A muzyka ? Mogę się już nazwać ekspertem od klasyki. Znam już całą "Odę do radości" na pamięć. Todd czasem puszczał mi ją w innej formie. Nowoczesne remiksy też wpadały w ucho. Miewam jednak ostatnio pewne problemy z pamięcią.
Gdy patrzę na dzień jak na szpulę z filmem, to niektóre klatki są czarne. Nie pamiętam tych momentów. Schodzę do sali treningowej. Todd siada w swojej szklanej kanciapie. Puszcza muzykę i... Pustka. Stoję w sali, tak jak manekiny. Potem widzę tylko je, jak leżą podziurawione i rozszarpane. Dziwne rzeczy się dzieją. Tak sobie leżałam, wpatrzona w sufit.
Obróciłam głowę w stronę Todda. Spał jeszcze. Od kilku dni wstaję szybciej niż on. Wstałam i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej różową, kraciastą koszulę i dresowe spodnie. Po drodze zabrałam z szuflady bieliznę i ruszyłam do łazienki. Ogarnęłam niesforne futerko i zaczęłam się ubierać. Koszula się o coś zaczepiła przy zakładaniu. A no tak. Obroża. Przestałam już ją nawet czuć.
Uwolniłam koszulę i zapięłam na ostatni guzik. Wsadziłam palec między obrożę, a szyję aby dostarczyć tam trochę powietrza. Już miałam wychodzić gdy nadszedł wstrząs. Dłoń zacisnęła mi się na klamce, a sama osunęłam się po framudze drzwi, które się otworzyły. Zobaczyłam Todd'a i impuls zniknął.
Ja : "Nawet pójść ubrać się nie mogę ?" zapytałam powoli się podnosząc.
Coraz szybciej też dochodziłam do siebie po tej elektroterapii. Rzucił mi tylko przepraszające spojrzenie i zszedł na dół. Pokręciłam głową i ruszyłam za nim. Stał w kuchni robiąc śniadanie. Woda na herbatę już się zagotowała więc zalałam nią szklanki z torebeczkami. Zaniosłam je do stołu, a on w tym czasie podał kanapki.
Ja : "Dzisiaj kolejny trening ?" zapytałam bezwiednie, łapiąc za kanapkę i biorąc gryza.
Todd : "Nie." odparł krótko i zwięźle.
Zdziwiło mnie to bardzo. Treningi stały się już rutyną, a tu taka niespodzianka.
Todd : "Dzisiaj masz wolne. Właściwie to dzisiaj się gdzieś przejedziemy."
Ja : "Gdzie?" zapytałam z ciekawością.
Todd : "Zobaczysz. Powiedzmy, że jedziemy kogoś odwiedzić. O osiemnastej wyjeżdżamy, aby zdążyć na dwudziestą."
Ucieszyłam się na tę wieść. Nareszcie zobaczę coś innego niż dom. Jeszcze nigdy nie znałam swojego... znaczy niby swojego domu tak dobrze. Raz próbowałam pójść po ciemku do kuchni. Bezproblemowo zeszłam po schodach. Jakbym miała superwzrok, stawałam na każdym stopniu idealnie pośrodku. Przez cały dzień nie mogłam usiedzieć na miejscu. Ciągle wypytywałam Todd'a o ten wyjazd. Aż nagle zdałam sobie z czegoś sprawę.
Jak mamy stąd, gdziekolwiek jesteśmy, wyjechać ? To zamknięte pomieszczenie. Brak drzwi. Zaprzątało mi to głowę. Todd musiał znać wyjście. Codziennie coś jedliśmy, lodówka ciągle była pełna. Tak się zamyśliłam, że nawet nie zauważyłam, a już mieliśmy się zbierać. Todd już czekał przed drzwiami. Zawołał mnie, a ja zaraz przybiegłam. Wyszliśmy z domu, a następnie przeszliśmy przez furtkę. Podeszliśmy pod jedną ze ścian.
Todd wyciągnął pilota. Przerażenie ogarnęło moje ciało. Zaczęłam się od niego odsuwać.
Ja : "Nic nie zrobiłam. Nie, proszę nie." prosiłam ze złożonymi jak do modlitwy dłońmi.
On się uśmiechnął i nacisnął guzik. Zamknęłam oczy w oczekiwaniu na elektryczność, ale nic takiego nie nadchodziło. W zamian usłyszałam jakieś dziwne metaliczne dźwięki. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak w ścianie pojawiają się szczeliny. Układały się w kształt drzwi. Pchnął ścianę i przeszliśmy przez wejście. Byliśmy teraz w jakiejś komorze z drzwiami garażowymi, ogromnych rozmiarów.
Stało tam auto. Nie za stare, nie za nowe. Typowy sedan koloru srebrnego. Królik otworzył mi drzwi i zaprosił do środka. Wsiadłam, a on zamknął drzwi i poszedł zasiąść za kierownicą. Włączył silnik i wyjął kolejnego pilota. Ponownie dygnęłam ze strachu. Zauważył to i się zaśmiał. Pilot otwierał bramę, za którą ciągnął się długi tunel. Ruszyliśmy.
Todd : "Ani ten, ani tamten nie wymierza kary, słoneczko. Tylko ten." powiedział wyciągając ten właściwy i dając mi elektrycznego kuksańca. Jęknęłam, czując prąd.
Ja : "Fajnie wiedzieć." odparłam naburmuszona.
Wpatrywałam się w ścianę korytarza. Nie była gładka. Mocno nierówną ścianę i sufit, co jakąś odległość, podpierały drewniane belki. Światło również oświetlało co jakiś czas samochód.
Ja : "Gdzie my jesteśmy ?" zapytałam, widząc ten tunel, który ciągle piął się w górę i co jakiś czas zaskoczył zakrętem.
Na końcu tego, chyba, podziemnego korytarza, dało się dojrzeć jasne światło. Wyjechaliśmy na powierzchnię co bardzo mnie zdziwiło. Cały ten czas siedziałam zamknięta pod ziemią ? Spojrzałam w lusterko. Za nami rosła góra, a dookoła była pustka. Łąki i nic więcej. Wtedy Todd odpowiedział na moje pytanie.
Todd : "Wyjechaliśmy właśnie ze starej kopalni uranu. Zamknięto ją 70 lat temu bo sądzono, że ruda się skończyła. Co zabawne, dom w którym byliśmy, zbudowałem w starej komorze górniczej. Górnicy dotarli aż tam i ją wykopali. Komorę obudowali ołowiem na zewnątrz i dwoma metrami betonu od wewnątrz. Dookoła tej komory jest mnóstwo uranu. Gdy kopali, trafili dokładnie pomiędzy rudy." chichrał się przez całą wypowiedź.
Todd : "A teraz radzę ci się przespać. Do Zwierzogrodu mamy dobre półtorej godziny drogi."
Początkowo mi się nie chciało, ale widok przemijających słupów elektrycznych mnie usypiał. Ten jednostajny rytm był jak kołysanka.
Dom Nick'a
Godz. 19:55
Nick od kilku dni studiował akta Todd'a. Chciał wiedzieć o nim wszystko. Chciał znać tego, który napsuł mu tyle krwi. Obmyślał w tym czasie plan vendetty na nim. Rozważał najróżniejsze opcje. Siedział w salonie na kanapie i pił sok z jagód. W pewnym momencie usłyszał pukanie do drzwi. Najpierw myślał, że się przesłyszał. Pukanie zostało jednak ponowione. Podniósł się z kanapy i udał do drzwi. Otworzył je i ujrzał bizona z listem w dłoni.
Nick : "Dobry wieczór. O co chodzi ?" zapytał zdziwiony przyjściem kogokolwiek o tej porze.
Bizon : "Miałem dostarczyć ten list pod wskazany adres." rzekł, wyciągając w jego stronę kopertę.
Nick przyjął list chociaż dalej nie rozumiał, dlaczego o tej godzinie jakiś ssak, i to nie listonosz, przynosi mu list. Podziękował i odprowadził wzrokiem doręczyciela. Wrócił do salonu i otworzył list.
Nick
Ktoś czeka na ciebie. Spokojnie. Dotrzymuję jej towarzystwa. Możesz dołączyć do nas. Tundrówka. Zakład przetwórstwa metalu. Fabryczna 64. Nie każ na siebie czekać. Herbata ci wystygnie jak się nie pośpieszysz.
Todd
Nick'iem targała radość i wściekłość. Radował się, że zobaczy Judy i ją uwolni z rąk... No właśnie. Todd był powodem gniewu lisa. Pobiegł na górę ubrać się w mundur. W tym momencie miał gdzieś rozkaz Bogo. Zabrał z szuflady pistolet i magazynki. Załadował broń ostrą amunicją i wyleciał z domu nawet go nie zamykając. Wpadł do auta i popędził na podany adres.
10 minut później
W fabrycznej części dzielnicy, wszystkie zakłady były już zamknięte. Śnieg zaczął pokrywać ślady, które pozostawili po sobie pracownicy. Każde drzwi i każda brama posiadała kłódkę. Nikogo na ulicach nie było, które opustoszały nawet z samochodów. Tylko jedno auto przemierzało te pustkowia. Nick gnał autem po Judy. Nie przejmował się bramą przed zakładem. Staranował ją i jechał przez zewnętrzny teren, mijając po drodze hałdy złomu i metalowych skrawków. Podjechał pod wejście.
Wysiadł, wyjął pistolet i podbiegł do metalowych drzwi. Zachowywał ostrożność, chociaż najlepiej to by tam wparował bez namysłu. Przeszedł przez nie. Szedł wąskim przejściem utworzonym przez ścianę po lewej i wielką maszynę, do rozdrabniania metalu po prawej. Przed nim malowała się kupka złomu za którą była szeroka metalowa roleta. Nią wwożono metal do rozdrobnienia.
Idąc dalej, jego widok poszerzał się w lewo, odsłaniając wcześniej niewidoczne elementy otoczenia. Widział górkę metalowych skrawków leżącą na ziemi przy końcu taśmociągu. Za nią stały przemysłowe butle z gazem, służące jako zbiorniki paliwa do palników. Na samym środku sali były dwie kolumny, odległe od siebie o jakieś dziesięć metrów. Za nimi i przed nimi, równolegle do dłuższej ściany budynku, stały metalowe wózki. Prawdopodobnie do wywozu opiłków.
Gdy minął maszynę, skręcił w prawo i ruszył w głąb budynku. Po jego prawej stronie, w dalszej części obiektu stała kolejna rozdrabniarka. Lustrzanym odbiciem była taka sama maszyna stojąca po lewej. Nawet w tym samym miejscu, tylko że po prawej leżała też hałda opiłków metalowych, ale większa. Kiedy znów spojrzał do przodu zauważył stoliczek i dwa składane krzesełka. Siedziały na nich dwa króliki. Judy na prawym, a Todd na lewym, patrząc z perspektywy lisa.
Twarz Nick'a, rozpromieniła się widząc Judy, która siedziała tam nie wyrażając żadnych emocji. Zobaczyła lisa i już chciała wstać i rzucić się w jego ramiona, ale...
Todd : "Nie teraz słoneczko." odparł na co ta z powrotem się oparła na krześle.
Słysząc ten głos, Nick skupił się na jego właścicielu. Na Todd'zie. Zacisnął mocniej dłoń na pistolecie i zaczął do niego mierzyć. Przyśpieszył kroku.
Nick : "Ukatrupię cię... wręcz zajebię !" wrzasnął.
Zbliżał się coraz bardziej. Już miał strzelać, ale ktoś mu przeszkodził. Stanął jak wryty, widząc Judy stojącą na linii strzału i chroniącą go.
Nick : "Judy. Proszę odsuń się." poprosił grzecznie i spokojnie.
Nie reagowała. Stała z rękami rozłożonymi na bok i głową wbitą w ziemię.
Nick : "ODSUŃ SIĘ ! JUŻ !" wrzasnął.
Dłoń mu dygotała. Drgawki z emocji były nie do powstrzymania. Ściągnął palec ze spustu, aby przypadkiem nie wystrzelić w Judy.
Judy : "Nie rób tego, bo będzie kara." powiedziała szeptem.
Nick : "Że co ?" zapytał z dwóch powodów.
Ledwo co ją usłyszał, a jedyne wyraźne słowo brzmiało kara.
Judy : "Będę miała karę!" powiedziała głośniej.
Podniosła głowę i z zapłakanymi oczami patrzyła na lisa. Nick nie rozumiał o co chodzi. Schował broń, a gdy ponownie podniósł głowę, zrozumiał co Judy mówiła. Na szyi miała taką samą obrożę jak Nick w młodzieńczych latach. Wspomnienia wróciły do niego. Cały ból wyrządzony przez to diabelskie urządzenie. Nigdy nikomu takiego czegoś nie życzył, a teraz Judy musiała się z tym zmagać.
Stał w miejscu jakby nogi wrosły mu w podłogę. Spojrzał na Todd'a gniewnym spojrzeniem. Gdyby wzrok mógł zabijać, Todd już pewnie byłby pięć razy martwy. Wściekłość lisa była tak ogromna, że gdyby mógł to zabijałby go i wskrzeszał, tylko po to aby znów go uśmiercić i wskrzesić.
Nick : "Ty padalcu... Ty CHORY psychologu od siedmiu boleści." powiedział do niego zaciskając pięści.
Todd : "Nie chory. Zapobiegawczy niemiłym incydentom." rzekł z szelmowskim uśmieszkiem.
Odpowiedź i mina, rozzłościły lisa. Wpadł w furię. Odepchnął na bok Judy, która upadła na ziemię i zwinęła się w kulkę przeczuwając co się stanie. Łzy leciały jak wodospad. Nick kopnął w klatkę piersiową, siedzącego Todd'a. Ten poleciał do tyłu i upadł na ziemię. W tym momencie wypuścił pilota od obroży. Był on ustawiony tak, że gdy guzik był nie wciśnięty, obroża raziła prądem. Tak właśnie było teraz. Judy zwijała się z bólu rażona prądem, ale szał w jakim znalazł się lis, nie pozwalał mu tego dostrzec i usłyszeć. Skupił się na Todd'zie. Na którym siedział okrakiem i lał po twarzy.
Królik mimo ciosów nie przestawał się złowieszczo śmiać. Ten śmiech z czasem zaczynał przypominać ten należący do jego pacjentów. Maniakalny, w pełnym tego słowa znaczeniu. Królik miał już podbite jedno oko, a drugie od ciosów spuchło niemiłosiernie zasłaniając widok. Obok niego leżały dwa zęby wybite gdy pięść trafiła w szczękę. Przednie siekacze jednak wciąż były na swoim miejscu.
Nick : "DLACZEGO JĄ SKRZYWDZIŁEŚ ?" wrzasnął łapiąc go za koszulkę i lekko podnosząc go za nią, z ziemi.
Todd zaśmiał się.
Todd : "Nie ja ją krzywdzę tylko TY." powiedział półprzytomny, wskazując na niego palcem.
Nick walnął go ponownie i spojrzał na Judy. Cały czas cierpiała od przeciągłej terapii wstrząsowej. Palce u dłoni, przez skurcz, przybrały kształt szponów orła. Całe jej ciało zwijało się w dziwnej pozycji.
Nick : "JAK TO WYŁĄCZYĆ ?" wrzasnął potrząsając Todd'em ale ten się tylko śmiał.
Judy : "Pi..lot...Na...ciśnij... guzik." wysyczała z ledwością.
Nick ją usłyszał i nerwowo zaczął szukać urządzenia o którym mówiła. Leżało koło krzesła gdzie jeszcze niedawno siedział Todd. Na czworakach podleciał do pilota. Zobaczył na nim dwa guziki. Nacisnął pierwszy, ale nic się nie stało. Nacisnął drugi i na moment wstrząsy ustały. Puścił go, ale nie wiedział, że musi go trzymać. Gdy ogarnął jak to działa, podbiegł do Judy. Upadł na kolana i przyciągnął ją do siebie. Opierała się o niego plecami.
Nick z ciekawości nacisnął drugi guzik, nie zapominając o przymusie trzymania tego pierwszego. Po chwili usłyszał ciche kliknięcie, a po sekundzie, obroża spadła z jej szyi. Złapał za ustrojstwo i wyrzucił je daleko, tak jak i pilota. Wylądowało koło butli, wciąż włączone. Judy dochodziła do siebie kilka minut. Tak samo jak Todd. Nick i króliczka wstali i znaleźli się w swoich ramionach. Z oczu Nick'a zaczęły lecieć łzy szczęścia.
Nick : "W końcu cię znalazłem. Już nigdy na to nie pozwolę."
Judy już chciała coś odpowiedzieć, ale przerwał jej Todd. Słaniał się na nogach lecz jakimś cudem stał w miarę prosto. Zaczął do nich powoli podchodzić. Nick przesunął Judy za siebie, a ona zaczęła się cofać. Nie miała już obroży, ale strach pozostał.
Todd : "To takie piękne. Jak muzyka. Właśnie, jaką muzykę lubisz Nick ? Pop ? Rock ? Electro ? Hmm." zapytał nie pozbywając się swojego uśmiechu.
Nick walnął go jeszcze raz w twarz z prawego sierpowego. Królik z obrotem upadł na ziemię.
Nick : "Po co chcesz wiedzieć ? " odparł zły, że jeszcze go nie zabił.
Todd : "Ja uwielbiam klasykę. Jest najlepsza. Trafia do duszy i gra na emocjach. Tak samo jak zdrada z rąk najbliższej osoby." odparł szelmowsko.
Wtedy z głośników w hali poleciała "Oda do radości".
Todd : "Wygrałem." rzekł ponownie wpadając w maniakalny zachwyt.
Nick nie rozumiał sensu jego wypowiedzi. Do pewnego momentu. Wrzasnął z bólu i upadł na ziemię. Wył z bólu, łapiąc się za prawe udo. Podniósł rękę na wysokość oczu i zbladł. Cała zakrwawiona. Spojrzał za siebie. Była tam Judy. Stała z bronią z lufy której unosił się jeszcze dym po wystrzale. Jej mina jak i wzrok nic nie wyrażały. Jakby założyła maskę na twarz. Lis zrozumiał ostatnie słowa Todd'a.
Judy go zdradziła. Wiedział jednak, że nie z własnej woli. To on coś jej zrobił. Patrzył jak króliczka zbliża się do niego. Stanęła nad nim i wycelowała w serce.
Nick : "Judy. Co się dzieje ? Opanuj się ? Nie jesteś sobą." mówił starając się przemówić jej do rozsądku.
Nic to nie dawało. Mina zimnego zabójcy. To co widział na jej twarzy. Czuł, że zaraz to zrobi. Leżał na podłodze hali, która była trochę zabrudzona piachem. Usypał ręką kupkę,a potem ją chwycił. Gdy usłyszał od niej ciche "zabić", sypnął jej piaskiem w oczy. Króliczka złapała za nie i syknęła. Zyskał czas na ucieczkę. Odczołgiwał się za kolumnę, zostawiając za sobą krwawy ślad. Oparł się plecami o nią. Przed sobą miał stertę metalowych opiłków, a za nią stały trzy butle z gazem.
Judy przecierając oczy cofała się w stronę z której przyszedł Nick. Też znalazła się na środku hali, ale bliżej przeciwnej kolumny do tej za którą chował się Nick. Lis w tym czasie, z bólem, podniósł się wciąż oparty o kolumnę. Wyjął z jednej kieszonki bandaż i obwiązał sobie ranę w nodze. Zmienił naboje na Śpiochy. Nie wiedział jak wyprowadzić Judy z tego szalonego transu, ale uśpienie wydało mu się najlepszą opcją.
Wychylił się lekko by zobaczyć czy może strzelić. Cofnął szybko głowę widząc lufę wycelowaną w niego. Judy strzelała nieprzerwanie. Nick zastanawiał się skąd ją ma. Todd by jej nie dał. A może ?
10 minut przed rendez-vous
Todd i Judy weszli do zakładu. Wskazał jej miejsce, usiedli i czekali.
Judy : "To z kim się spotkamy ?"
Todd : "Z pewnym znajomym. Przy okazji trzymaj. On jest niebezpieczny." rzekł wręczając jej pistolet.
Judy : "Aż tak bardzo ?" zapytała przyjmując podarunek.
Todd : "Tak, a teraz schowaj go. Zaraz powinien być."
Judy kiwnęła głową i włożyła pistolet, lufą do kieszeni. Przykryła koszulą i sprawdziła czy jest niewidoczny. Był. Wystarczyło poczekać.
Obecna chwila
Nick nie miał żadnej możliwości, aby uśpić Judy. Nie ważne z której strony się wychylił, tam już śmigały kule. Ale czego innego po niej oczekiwał. To w końcu ona wyśrubowała wyniki akademii do niebotycznego poziomu. Szybka, zwinna i ze świetnym refleksem. Jedna z jej kul poszybowała w kolumnę. Rykoszetowała i trafiła w zawór jednej z butli. Uszkodzony mechanizm wypuszczał cichutko gaz, znajdujący się w nim. Nick usłyszał wtedy klikanie zamka broni. Skończyły się jej naboje.
Zrobił wykrok zza kolumny. Wymierzył w nią i oddał strzał. Kula z usypiaczem rozbiła się na jej brzuchu. Już miała się na niego rzucać, ale padła na ziemię. Nick zapomniał o rannej nodze, która z bólu zgięła się jak złamana zapałka. Oparł się rękami o skrzynie, stojącą przy kolumnie, ale ból był za silny. Usiadł z impetem na podłodze, oparty plecami o skrzynie. Judy leżała po drugiej stronie drewnianego obiektu.
Wtedy nastąpiło coś czego nikt nie przewidział.
Tymczasem
ulica Fabryczna
Finnick pracował dzisiaj do późna. Wczorajszy sukces z Lysandrem, obudził w nim nowe porcje energii i zapału do znalezienia Judy. Udało się mu, Lysandrowi i jego ludziom ustalić, że Todd wywiózł ją kradzionym autem poza miasto. Nic więcej nie mogli ustalić, bo poza Zwierzogrodem nie ma kamer. Jechał właśnie przez Tundrówkę swoim vanem. Coś w nim stukało więc postanowił oddać go swojemu kumplowi. Umówił się z nim, że przyjedzie do jego warsztatu w fabrycznej części Tundrówki.
Mijał właśnie zakład przetwórstwa metalu. Zwolnił trochę widząc wyważoną bramę. Zatrzymał się przy niej. Sięgnął po radio, które od czasu wstąpienia do policji jako detektyw, miał zamontowane w vanie. Zawiadomił o włamaniu i podał adres. Odłożył radio, ale zaraz musiał je podnieść. Usłyszał wybuch i zobaczył małą kulę ognia unoszącą się koło budynku. Wezwał wsparcie, a sam wjechał na teren.
Podjechał pod to samo wejście pod które przyjechał Nick. Zdziwił się wielce widząc jego auto. Złapał za broń i wbiegł do budynku. Minął rozdrabniarkę, znajdującą się przy wejściu i zdębiał.
Kilka minut wcześniej
Gaz ulatniający się z uszkodzonej butli osiągnął stężenie wybuchowe. Działająca obroża dopełniła dzieła. Łuk elektryczny, który się wytwarzał, zapalił mieszankę. Ogień szybko sięgnął tej porcji gazu która jeszcze siedziała w butli. Nastąpił wybuch, a fala uderzeniowa i gorąco, odpaliło taką samą reakcję w pozostałych butlach. Ogromna fala uderzeniowa wystrzeliła w jego kierunki wszystkie te opiłki leżące jako ładny stosik.
Zamknął oczy i zasłonił się rękami. Poczuł jak niektóre z nich wbijają się w jego ciało. Czuł je na całym ciele. Otworzył oczy, ale ujrzał ciemność.
Nick : "Kto zgasił światło ?" zapytał zdziwiony.
Używając innych zmysłów próbował, odnaleźć się w sytuacji. Wywęszył Judy i powoli się do niej czołgał. Dotarł do niej i czekał przy niej. Jakoś się podniósł choć nie było to łatwe. Trudniejsze było wzięcie jej na ręce i nie upadnięcie. Trzymał ja teraz na rękach. Wtedy usłyszał dźwięk drzwi. Wyczuł czyiś zapach, który mieszał się również z zapachem spalenizny w powietrzu.
Finnick : "Nick ?" zapytał z wyraźnym zdziwieniem.
Nick : "Finnick ? Co ty tu robisz ?" zapytał obracając się w jego stronę.
Detektywa zdziwił widok Nick'a patrzącego nie na niego, a na coś mocno po jego lewej stronie.
Finnick : "Na co tak patrzysz ?" zapytał zdziwiony jego widokiem i zachowaniem.
Nick : "No na ciebie, a niby na kogo." odparł.
Finnick podszedł do niego z pewnymi obawami. Gdy się zbliżył zobaczył jak oczy lisa są zaczerwienione, a źrenice tak szeroko otwarte, że ledwo co widać było kolor tęczówek.
Finnick : "Stoję przed tobą. Głowa trochę bardziej w lewo." rzekł na co lis obrócił głowę.
Tym razem skierował ją za mocno. Finnick postanowił zrobić jeszcze jeden szybki test. Szybki bo hala zaczynała stawać w płomieniach.
Finnick : "Czy ty ślepy jesteś ? Ile pokazuje palców ?" zapytał.
Nick : "Cztery." odpowiedział bez namysłu, kierując swoją głowę bardziej na Finnick'a.
Oczy błędnie latały w te i we te. Jakby czegoś szukały. Finnick już był pewien swoich obaw.
Finnick : "Czy ty oślepłeś ? Nie pokazałem, ani jednego. Nawet nie podniosłem ręki."
Nick'iem wstrząsnęła opinia kumpla.
Nick : "Nie jestem ślepy." odparł.
Finnick : "Oczy mówią coś innego. Teraz musimy stąd wyjść. Budynek zaczyna płonąć."
Nick : "Zabierz Todd'a. Ja idę z Judy." rzekł kulejąc w stronę, jak mu się wydawało wyjścia.
Finnick pobiegł po królika, który od jakiegoś czasu leżał nieprzytomny. Nick nieźle go sprał. Detektyw złapał go za uszy i zaczął wlec po ziemi. Zobaczył wtedy Nick'a jak prawie wchodzi w maszynę.
Finnick : "Stój !" krzyknął co lis wykonał.
Podszedł do niego i złapał go za rękę.
Finnick : "Jesteś ślepy i się nie kłóć." powiedział prowadząc go do wyjścia.
Gdy znaleźli się na zewnątrz. Nick poczuł się słabiej co fenek zauważył.
Finnick : "Poczekamy na wsparcie i zawiozą cię do szpitala."
Nick : "Nie mamy czasu na to. Musimy jechać do Instytutu. Tam dowiedzą się co z komunikatorem Judy i mnie pozszywają. A Todd ? Znajdą dla niego tymczasową celę. Na dodatek jestem ślepy." posmutniał pod koniec wypowiedzi.
Finnick : "Ale..."
Nick : "Teraz. Jedziemy."
Detektyw zabrał ich do auta. Nick i Judy leżeli z tyłu wozu, a postrzelony Śpiochem z przodu. Finnick zawiadomił o zmianie planów. Nie wspomniał o Nick'u, tak jak prosił. Zmierzali do Las Padas.
Finnick : "Hej. Może to oślepienie, to tylko chwilowy efekt ?"
Nick : "Na pewno." odparł wierząc w to.
Powiedział to jednak ciszej niż wcześniej. Finnick depnął na gaz mocniej. Widział bandaż lisa. Cały czerwony, a to oznaczało, że jakieś ważne naczynie krwionośne zostało uszkodzone. Zawiadomił również Alicję o trzech nietypowych gościach.
20 minut później
Ekipa z Instytutu już czekała w gotowości. I dobrze. O ile Todd'a można było jeszcze uśpić, o tyle Nick wymagał już natychmiastowej opieki medycznej. Lekarz z marszu powiedział, że ucierpiała tętnica udowa. Dziwił się, że lis tyle wytrzymał jak usłyszał, kiedy został postrzelony. Todd'a zabrano do jednego z pomieszczeń testowych. Judy została zabrana na badania.
Nick był ledwo przytomny. Najpierw trzeba było zatamować krwotok w nodze. Po godzinie opanowali krwotok. Powyciągali również odłamki wbite w jego skórę i ubrania. Kilka godzin później, w środku nocy. Nick się obudził z bólem. Bolały go strasznie oczy. Miał wrażenie jakby coś miał w środku. Jakąś ogromną drzazgę. Zadzwonił dzwonkiem alarmowym. Zbiegli się lekarze. Lis przekazał im co czuł. Poświecili mu latarką po oczach, ale brak reakcji z ich strony. Zabrali go na rentgen. To co zobaczyli wprawiło ich w osłupienie. Nie wyciągnęli jeszcze wszystkich odłamków.
Następnego dnia
Godz. ok.12:00
Nick siedział od jakiegoś czasu. Siedział w ciszy i... w ciemności. Czuł owinięty dookoła bandaż. Pewnie lekarze zaradzili coś na jego tymczasowy brak wzroku. Usłyszał wtedy otwieranie drzwi. Poczuł znajome mu zapachy. To była Alicja i Judy. Króliczka od razu podbiegła go przytulić i ucałować. Poczuł jej łzy na policzku. Pogłaskał ją po głowie, ale Judy płakała tylko mocniej.
Nick : "Spokojnie, słoneczko. Zawsze będę przy tobie i obiecuję, że już nie pozwolę aby ktokolwiek mi cię zabrał. A pani doktor ? Kiedy będę widział ?" powiedział, całując Judy w czoło, a potem kierując głowę w stronę Alicji.
Nic nie widział więc z celnością ustawienia głowy było kiepsko, ale znośnie.
Alicja : "Nick... Twoje oczy..." tu zrobiła pauzę.
Nick : "Moje oczy co ?" zapytał z nutą zdziwienia w głosie.
Judy : "Zostały amputowane." powiedziała przez szloch.
Judy wiedziała co się stało. Gdy Finnick ich wiózł do Instytutu, Nick opowiedział mu wszystko. Detektyw później pod naporem Judy, przekazał jej co wie. Króliczka czuła się źle z powodu takiego, że to mogła być jej wina choć niczego nie pamięta.
Nick'a zamurowało. Złapał się w miejscu gdzie miał oczy. Nacisnął na bandaż, który zanurzał się coraz bardziej w oczodół. Ręce zaczęły mu się trząść ze strachu.
Nick : "Nie, nie, nie, nie. To jakiś chory sen. Tak ? Ja muszę widzieć ! MUSZĘ ! Muszę chronić to miasto, a w szczególności Judy przed ssakami pokroju Todd'a !" zaczął krzyczeć.
Judy : "Spokojnie Nick. Damy sobie radę z tym." uspokajała go.
Nick : "Nie rozumiesz słonko. Zniknęłaś na dwa tygodnie. Przez utratę ciebie, stałem się wrakiem samego siebie. Nie chcę aby to spotkało innych. Ciebie odzyskałem. Co będzie gdy miasto ogarnie chaos i śmierć. Inni stracą swoich bliskich na zawsze. Nie mogę na to pozwolić." powiedział przytulając ją mocno do siebie.
Alicja : "Rozumiem... Pracowaliśmy ostatnio nad protezami medycznymi oka..." powiedziała, ale lis jej przerwał.
Nick : "Jeśli mogę przerwać. Nie chcę normalnych protez. Jeżeli już i tak moje życie się zmieniło, to niech ta zmiana pomoże oddziałowi. Rozumie pani."
Alicja : "Tak rozumiem. Daj nam czas."
Hejo hejo Z tej strony Kilokero1
I oto finał porwania. Happy End... chociaż nie do końca. Jak ta zmiana wpłynie na ich życie ? Zobaczymy.
Przypominam też o kilku rzeczach :
1. Konkurs z rozdziału : "Akcja, wybuchy i... poranna rutyna"
2. Facebook'owa strona : https://web.facebook.com/Kilokero11/
3.Komentujcie bym miał jakiś feedback o tym co uważacie że okej a co nie za bardzo.
4.Nie zapomnijcie wytknąć wszelkie błędy typu : literówki, ortografy czy interpunkcję lub nieścisłości (to tyczy się również innych rozdziałów) Będę je systematycznie naprawiał.
Bye bye
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top